„Dzieci ufundowały mi drogi prezent, który stał się koszmarem. Wydały fortunę, której nie mają, a ja jestem niezadowolony”

Nie wiedziałam, że nie jestem córką swojego ojca fot. Adobe Stock, Kurhan
„Wpadłem na pomysł, że przyniosę zaświadczenie od swojego lekarza, że ze względu na stan zdrowia nie mogę skorzystać z ich prezentu. Ale z drugiej strony jemu musiałbym przyznać się do wszystkiego, poza tym nie chciałem martwić dzieci, bo przecież byłem zdrowy. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, jak wybrnąć z sytuacji, wydawała się patowa”.
/ 26.02.2023 10:30
Nie wiedziałam, że nie jestem córką swojego ojca fot. Adobe Stock, Kurhan

Jako mundurowy dość młodo przeszedłem na emeryturę, a że zdrowie wciąż mi dopisywało, pracowałem w portowym kapitanacie jako ekspert. W końcu byłem kapitanem marynarki handlowej, zęby zjadłem na rejsach po całym świecie, doświadczenie miałem spore, toteż często moja rada czy sugestia bardzo się w urzędzie morskim przydawały. Czułem się wciąż młody, potrzebny… Niestety, nagła śmierć żony odebrała mi wszystko to, czym do tej pory tak się cieszyłem, całą radość życia. Samotność i smutek mnie zabijały, musiałem też zrezygnować z pracy, bo weszły nowe przepisy i dla emerytów nie było już miejsca w porcie.

To załamało mnie zupełnie

Dałem się przekonać córce i zamieszkałem razem z nią i zięciem, pod miastem. Tylko że ani ich obecność, ani troska na niewiele się zdawały. Zaczynałem się źle czuć w ich domu, wydawało mi się, że jestem im tylko ciężarem. Zwłaszcza że zrobiłem się zgryźliwy jak stetryczały piernik. Co najgorsze, zdając sobie tego sprawę, nic nie mogłem zrobić, aby to zmienić. Wszystko mi zaczęło przeszkadzać, telewizor, wnuki, naczynia w zlewie, nawet nieodłożone do apteczki nożyczki, których szukałem przez pół dnia.

– Jak coś bierzecie, to odłóżcie na swoje miejsce, nie, żebym musiał szukać i szukać! – rozdrażniony do ostatnich granic, stanąłem wreszcie na progu salonu. – Gdzie są małe nożyczki?

– Pewnie w apteczce – Ada podniosła się i po chwili przyniosła mi szukaną rzecz. – Były na swoim miejscu, tato.

Kątem oka zauważyłem, że popatrzyli po sobie z zięciem, ale nie odezwali się już ani słowem. Jak niepyszny wróciłem do swojego pokoju. O rany! Dwa dni później Ada i Irek przyszli do ogrodu, gdzie siedziałem z wnukami bawiącymi się w piaskownicy.

– Tato, myślimy, że jesteś zmęczony tym wszystkim, co ostatnio przeszedłeś – powiedziała córka. – Odejście mamy, no i w ogóle, dobrze by ci zrobiła zmiana otoczenia…

Dwa tygodnie na gorącej plaży, wszystko pod nos! – rzucił zięć.

– Jaka plaża, przecież jest koniec września – odparłem ze złością, myślałem, że sobie ze mnie żartują.

– Nie proponujemy ci Juraty ani innych Międzyzdrojów, tylko Santorini – zaśmiała się Ada. – Popływasz w morzu, zjesz zdrowe rzeczy, ryby, winogrona, oliwki, odżyjesz w południowym słońcu, a my oczywiście płacimy.

Pomyślałem, że zwariowali, przecież takie wczasy sporo kosztują, a u nich z kasą było krucho, po generalnym remoncie. Ja też się wykosztowałem na marmurowy nagrobek żony, sporo dokładałem dzieciom do domu, nie bardzo mnie było stać teraz na takie wydatki. Ale okazało się, że to jest jakaś szczególna promocja i uparli się, żeby wysłać mnie na greckie wyspy. Tak mnie namawiali, że w końcu uległem. A poza tym Santorini to było coś, piękne widoki, plaża, morze… Korzystałbym na całego, bo choć opłynąłem wszystkie morza, to na leżenie na plaży nigdy nie miałem czasu.

– Ale czy to nie będzie jednak zbyt drogo? – miałem wątpliwości. – Wiecie, że u mnie też krucho z kasą…

– Tato, nie martw się, wszystko pokrywamy, stać nas – przerwała mi córka. – Przelot samolotem też.

W tym momencie do mnie dotarło, gdzie to dzieciaki chcą mnie wysłać, i poczułem lekkie ukłucie w sercu.

– Jak to przelot? – spytałem ostrożnie.

– Samolotem, no chyba nie myślisz, że popłyniesz tam na jakiejś łajbie – zaśmiała się Ada. – Dość się w życiu napływałeś, prawda?

Aż zdrętwiałem. Wszystko, każdy rodzaj transportu był dobry, nawet kajak, ale nie samolot! To była moja wielka tajemnica, nigdy przez nikogo nieodkryta, nawet żonie się nie zwierzyłem, ale nie było takiej siły, żebym dobrowolnie i na trzeźwo wsiadł do samolotu. Ja, stary wilk morski, choć spędziłem większość życia na morzach i oceanach, mając pod kilem kilometry żywej wody, boję się samolotu i wysokości!

Bo czymże jest naprawdę samolot?

Kilka ton łatwopalnego paliwa, puszka z tłumem ludzi w środku, istna bomba z opóźnionym zapłonem, wysoko w powietrzu, bez tratw ratunkowych, bez możliwości ewakuacji.

Bardzo wam dziękuję, ale nie skorzystam – odparłem. – Raz, że nie mamy pieniędzy, dwa, kto wam dzieciaków dopilnuje, opiekunka też kosztuje.

– Tato, wszystko jest załatwione, miejsce zarezerwowane, lot też, a moja mama zgodziła się przyjechać na ten czas – powiedział zięć. – Więc zostałeś przegłosowany, lecisz w przyszłym tygodniu, możesz zacząć się pakować.

Jak ja im miałem powiedzieć, że nie polecę, że za żadne skarby świata nie wsiądę do samolotu?! Głupio mi było, bo widziałem, jak oboje się cieszą. Promocja to jedno, ale i tak sporo ich te moje wakacje musiały kosztować…

„No to co ja mam zrobić, przecież się im nie przyznam do swojego lęku, ja, stary wyjadacz morski, kapitan statku! Chyba mi się przyjdzie upić na lotnisku, żeby wsiąść do samolotu” – kombinowałem.

Do wyjazdu pozostało kilka dni. A mnie wcale radośniej nie było ani na sercu, ani na duszy. Snułem się po domu coraz bardziej rozdrażniony, już wszystko mnie wnerwiało. Jak pomyślałem o tym samolocie, to… aż szkoda gadać, co czułem. Jak ja mam się im przyznać, że jestem takim tchórzem? Przecież w dwudziestym pierwszym wieku bać się wsiąść do samolotu, to zakrawało na prawdziwe tchórzostwo. Gdybym jeszcze miał więcej czasu, to poszedłbym do psychologa, na jakąś przyśpieszoną terapię, a tak… W końcu trzeba się będzie przyznać dzieciom do swej fobii.

Dni mijały, a mnie na sercu robiło się coraz ciężej

Wpadłem już na pomysł, że przyniosę zaświadczenie od swojego lekarza, że ze względu na stan zdrowia nie mogę latać samolotem. Ale z drugiej strony jemu musiałbym przyznać się do wszystkiego, poza tym nie chciałem martwić dzieci, bo przecież byłem zdrowy. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, jak wybrnąć z sytuacji, wydawała się patowa. Gotowy już byłem ponieść uszczerbek na kapitańskim honorze i powiedzieć Adzie prawdę, gdy któregoś wieczoru, tydzień przed moim wyjazdem, znalazłem córkę i zięcia w kuchni, z niewesołymi minami. Atmosfera była tak gęsta, że siekierę w powietrzu można było powiesić, Ada miała łzy w oczach. Zamierzałem się wycofać, sądząc, że posprzeczali się, gdy córka zatrzymała mnie skinieniem głowy.

– Usiądź, tatku, proszę, z nami na chwilę – powiedziała. – Jest taka sprawa, głupia i nieprzyjemna, nie wiemy, jak ci to powiedzieć…

– Coś się stało? – spytałem z lekka zaniepokojony.

– I tak, i nie… – zawahała się. – Strasznie nam przykro, tatusiu, ale chyba nie będziesz mógł polecieć na Santorini, przynajmniej nie teraz.

– Tak? – nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć, ale czułem, jak ciężar ustępuje mi z serca. – Odwołali ofertę?

Przez chwilę milczeli, zakłopotani, a potem zięć zaczął wyjaśniać. Że jak Ada zobaczyła przypadkiem tę ofertę w biurze podróży i cenę za nią, to nie zwróciła uwagi, że jest ona podana w euro, a nie w złotówkach. Wielkimi wołami było napisane, że to promocja, że tanio, no rzeczywiście, było nawet bardzo tanio, aż się dziwili, ale w złotówkach, a nie w euro. No i jak chcieli zapłacić za wycieczkę, to okazało się, że jest cztery razy drożej, niż myśleli.

To wspaniale, że ta cena jest w euro – impulsywnie wycałowałem oboje z dubeltówki. – Bardzo dobrze!

– To ty się cieszysz tato, że nie polecisz na wakacje? – zdumiała się Ada.

– A pewnie, gdzie tam na starość miałbym się poniewierać sam po greckich plażach, może kiedyś z wami polecę! – zaśmiałem się z ulgą. – No, moi drodzy, świat jest jednak piękny! Serdecznie wam dziękuję za dobre chęci, doceniam to, co chcieliście dla mnie zrobić… – zatarłem ręce.

A niech tam, niech myślą o mnie jak o jakim dziwolągu, któremu odbiło na starość. Najważniejsze, że nie będę musiał wsiadać to tej samolotowej bomby. A potem, jak się już nacieszyłem, to pomyślałem, że trzeba będzie pogadać w kapitanacie z którymś z młodszych kolegów, którzy jeszcze pływali, i zorganizować na przyszłe wakacje transport całej mojej rodzinki, morzem na Santorini. Przy okazji opłyniemy zachód Europy i Adriatyk, bywały takie rejsy handlowe za moich czasów, więc pewnie są i teraz. A ja będę miał sporo czasu, żeby zaoszczędzić kasę na wszelkie luksusy na greckich wyspach. A nazajutrz usłyszałem, jak córka mówi do męża.

– Popatrz, jak tata odżył, nie ten sam człowiek, wystarczyła tylko myśl, że mógł spędzić trochę czasu w Grecji – wychodząc, usłyszałem głos córki.

Jak to jednak niewiele człowiekowi trzeba do szczęścia. Wystarczy, że nie musi lecieć na greckie wakacje. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA