„Dzieci traktowały mnie jak maszynkę do robienia kasy. Same nie zarabiały, bo po co, skoro utrzymywałam całe ich rodziny?”

Wpadłam w długi fot. Adobe Stock, auremar
„Wesele, suknia, orkiestra – wszystko musiało być w najlepszym gatunku. Potem wózek, nosidełko, wyprawka… Kiedy malutka skończyła trzy miesiące, urządziliśmy jej chrzciny, które w całości sfinansowałam. Na to obraził się syn, że finansuję tylko Małgosię, więc musiałam opłacić mu dwa tygodnie wakacji we Włoszech i nową garderobę”.
/ 14.04.2023 11:15
Wpadłam w długi fot. Adobe Stock, auremar

Dziesięć lat już mija odkąd wyjechałam do pracy do Anglii. Niestety niewiele się przez te lata dorobiłam. Właściwie to prawie nic. Chwilami mam wrażenie, że ciągle pracuję na męża i dorosłe dzieci, a oni wszyscy uważają, że tak właśnie powinno być. Dziesięć lat temu nie miałam innego wyjścia. Sklep, który prowadziliśmy z mężem, splajtował w ciągu kilku miesięcy, kiedy obok otworzyli ogromny supermarket.

Szukałam pracy, ale nic z tego nie wychodziło

Renta męża nie starczała nawet na opłaty, a przecież mieliśmy jeszcze na utrzymaniu dwoje dzieci w wieku licealnym. W końcu po długim namyśle i kilku nieprzespanych nocach podjęłam decyzję o wyjeździe za granicę. Musiałam jeszcze przekonać do swojego pomysłu rodzinę. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, bo rozpieściłam ich wszystkich, a gdyby mieli zostać sami, musieliby zająć się domem i tak przyziemnymi sprawami, jak sprzątanie, pranie i gotowanie. Pierwsza reakcja była do przewidzenia, wszyscy troje stworzyli przeciwko mnie wspólny front. Nie, i koniec, nie godzili się na mój wyjazd.

– W takim razie z czego będziemy żyli? – zapytałam wprost. – Z czego uregulujemy opłaty, za co się ubierzecie, kupicie książki do szkoły, z czego oddamy długi?

Na chwilę zapanowała cisza.

– Jakoś to będzie – mruknął pod nosem mój mąż, a syn natychmiast gorąco mu przytaknął.

Jakoś? A może powiesz mi jak? – czułam, że podnosi mi się ciśnienie. – Pójdziesz po zapomogę? A może ustawisz się w kolejce po darmową zupę, co?

– Mamo, przestań – poprosiła Małgosia.

W jej czarnych oczach zobaczyłam strach. Moja córeczka przywykła do wygodnego życia i moja wizja na pewno jej się nie spodobała.

Czułam, że zaczyna się łamać

Przekonanie rodziny zajęło mi trochę czasu, ale w końcu zrozumieli, że nie ma innego wyjścia. Tylko ja sama wiem, jak bardzo bałam się jechać i jak ciężko było mi na początku. Mieszkałam kątem, w warunkach, na które nigdy wcześniej bym się nie zgodziła. Nie miałam jednak stałej pracy, a dorywcze zajęcia, których się imałam, nie przynosiły dużych dochodów. Witek i dzieci ciągle dzwonili z pytaniem, kiedy przyślę im jakieś pieniądze, a ja sama dla siebie nie miałam ich dość. Oszczędzałam jak tylko mogłam, starałam się ograniczyć wydatki na siebie do minimum i odkładać każdy grosz. Trwało to pół roku, może nawet dłużej, aż w końcu koleżanka zaproponowała mi wspólny wyjazd do miejscowości pod Londynem. Znajomi załatwili jej tam pracę i pokój. Zamieszkałyśmy razem, żeby było taniej. Początkowo podzieliła się ze mną sprzątaniem, ale szybko znalazłam sobie swoje zlecenia, było tu łatwiej niż w Londynie. Tak się cieszyłam, kiedy wysłałam do domu pierwsze pieniądze i pierwszą paczkę z upominkami. Nie myślałam o tym, że mogłabym kupić coś dla siebie, że przecież od dawna nie miałam nic nowego, że wszystko mam zniszczone i stare, że przydałby się lepszy krem do twarzy, nowa farba do włosów itp. Cieszyłam się, gdy dzwoniła do mnie Małgosia zachwycona nowymi ciuchami.

– Mamusiu – piszczała rozradowana w słuchawkę – super jest ta nowa kurteczka, wszystkie koleżanki mi zazdroszczą, bardzo ci dziękuję. I te zielone dżinsy też świetne, ale wiesz co, jakbyś mogła jeszcze kupić takie same tylko czarne, bardzo cię proszę...

Mogłam, chciałam no i oczywiście kupowałam jej dżinsy, bluzeczki, sweterki i inne różności. Maciek, mój syn, który był najbardziej z całej rodziny przeciwny mojemu wyjazdowi, początkowo trochę się dąsał i nic nie chciał. Owszem cieszył się z tego, co mu wysłałam, ale nie miał żadnych dodatkowych próśb. Na pytanie, czy chciałby, abym kupiła mu coś konkretnego, odpowiadał niezmiennie.

– Nic nie chcę, powinnaś być tu z nami.

– Bardzo chciałabym być z wami, synku – odpowiadałam – ale nie mogę, muszę zarabiać pieniądze.

Byłam tak zapracowana, że nawet nie zauważyłam, w którym momencie sytuacja się zmieniła i Maćkowi zaczęły być bardzo potrzebne pieniądze. Najpierw na kurs karate, potem na lekcje angielskiego. Na wakacje zapragnął nagle jechać do Włoch, bo tam pojechał jego najlepszy kolega. Małgosia w związku z jego wyjazdem natychmiast poczuła się zaniedbana i opuszczona.

– Mamuniu, a w Londynie jest taka świetna szkoła językowa, organizują wakacyjne kursy. Może byś mi to opłaciła, co mamuś? Przydałoby mi się do matury – prosiła.

– Ale Małgosiu, to pewnie bardzo dużo kosztuje, ja nie mam tyle pieniędzy – próbowałam tłumaczyć.

– Jasne, dla mnie nie masz, a dla Maćka to będziesz miała – naburmuszyła się moja córka. – Powiedz od razu, że nie chcesz, żebym przyjechała i była blisko ciebie. Boisz się, że będę ci przeszkadzać.

Wiedziała, jak trafić do mojego stęsknionego serca

Miałam wyrzuty sumienia, że moje dzieci są tak daleko, same, bez matki, chciałam im to wynagrodzić. Zapłaciłam za wakacje Maćka i za kurs językowy Małgosi. Wysłałam im jeszcze dodatkową paczkę z ciuchami, bo pragnęli mieć coś nowego na wyjazd. Nie wiem, czy Małgosia doszlifowała sobie angielski podczas dwumiesięcznego pobytu w Londynie, ale na pewno wymieniła prawie całą garderobę, wpadając do mnie od czasu do czasu i wyciągając mnie na zakupy. Zaraz po jej wyjeździe wysłałam obfitą paczkę dla Maćka, żeby nie czuł się gorszy, gdy zobaczy, że Gosia kupiła sobie tyle nowych rzeczy. Jadzia, z którą nadal mieszkałam w jednym pokoju, przyglądała mi się z dezaprobatą, kiedy szykowałam kolejną paczkę.

Czy ty trochę nie przesadzasz, Marysiu? – odezwała się niepewnie.

Wiedziałam, o co jej chodzi, bo sama momentami zastanawiałam się, czy nie wydaję na dzieci zbyt dużo pieniędzy, ale mimo to udałam zdziwienie.

– Niby w czym?

– No wiesz, ja nie chcę się wtrącać, ale pracujesz całymi dniami, bierzesz zlecenie za zleceniem, w ogóle nie odpoczywasz, a wszystkie pieniądze wysyłasz do Polski.

– Przecież mam tam rodzinę.

– No tak, ale czy oni muszą mieć wszystko, tobie nic nie jest potrzebne, nic ci się nie należy?

– Jestem szczęśliwa, mogąc spełniać marzenia moich dzieci.

– No nie wiem – skrzywiła się Jadzia. – Żebyś na tym źle nie wyszła.

– Daj spokój, Jadźka, przecież to są moje dzieci, zostawiłam je same, muszę im to jakoś wynagradzać.

– Chyba głupia jesteś – żachnęła się koleżanka. – Nie same, tylko z ojcem. A poza tym, gdybyś oszczędzała te pieniądze, prędzej byś do nich wróciła.

Wzruszyłam ramionami i nic już nie powiedziałam, tylko ze złością kończyłam pakować paczkę.

„Co ona może wiedzieć, skoro nie ma dzieci” – denerwowałam się w myślach na koleżankę. „Może sobie pracować na siebie albo odkładać, nikt ją o nic nie prosi”. Uparcie powtarzałam sobie, że Jadźka nie ma racji.

Wieczorem zadzwoniłam do Witka

Chciałam z nim porozmawiać o dzieciach, co tam w domu, jak się uczą, jak zachowują. Ale, jak zwykle usłyszałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, Małgosia z chłopcem w kinie, Maciek u jakiegoś kolegi. Aha, no i najważniejsze, potrzebujemy trochę pieniędzy, bo zepsuła się pralka i trzeba kupić nową. Obiecałam, że zrobię przelew i z westchnieniem odłożyłam słuchawkę. Czułam się zmęczona.

„Czy ja jestem maszynką do zarabiania pieniędzy, czy co?” – przebiegło mi przez myśl.

W następnym tygodniu wzięłam dodatkowe zlecenie, żeby zarobić na nową pralkę. Wpadłam w jakiś trans – wstawałam rano, szłam do pracy, potem do drugiej, w południe dwie godziny przerwy i znowu praca, wieczorem jeszcze dodatkowa. Wracałam do domu, jadłam kolację, szłam spać i następnego dnia od początku. Niedziele miałam wolne, gotowałam na cały tydzień, sprzątałam, robiłam zakupy. A od poniedziałku – znów to samo. Zaczęłam odkładać trochę pieniędzy, ale w międzyczasie Małgosia zdała maturę i poszła na studia na prywatną uczelnię. To wiązało się z dodatkowymi wydatkami i odłożone pieniądze momentalnie zniknęły. Po maturze Maćka, kiedy usłyszałam, że mój syn także zamierza studiować na płatnej uczelni załamałam ręce.

– Maciek, może spróbowałbyś się dostać na normalne studia, przecież zdolny chłopak jesteś – przekonywałam.

– O czym ty mówisz, mamo? – obruszył się. – A te są nienormalne? Dzisiaj wszyscy, których stać, studiują prywatnie.

– Ale to bardzo dużo kosztuje – odezwałam się niepewnie.

– Jasne – ton Maćka przepełniony był goryczą. – Zawsze jestem ten gorszy. Dla Gośki to jest kasa, a dla mnie już nie. Mam sobie radzić sam, tak?

– Maciek, przecież ja nic takiego nie powiedziałam.

Jak to nie, Gośce płacisz i nic nie mówisz, a ja?

Westchnęłam ciężko, nie miałam już sił na takie rozmowy.

– Dobrze, synku, dajmy już spokój, składaj papiery, gdzie chcesz.

– Super, mamo, dzięki! A wiesz co, mam prośbę, mogłabyś mi kupić nowe adidasy, wyślę ci zdjęcie MMS-em, żebyś wiedziała jakie. Pa!

– Pa – powiedziałam do głuchej już słuchawki.

Na trzecim roku studiów Małgosia zaszła w ciążę

Byli z Piotrem parą od czterech lat, kochali się, ale mimo wszystko wolałabym, aby najpierw córka skończyła studia, a potem wychodziła za mąż i rodziła dzieci. Niestety moje zdanie nie miało tu znaczenia. Wesele, suknia, orkiestra – wszystko musiało być w najlepszym gatunku. Potem wózek, nosidełko, wyprawka, już sama nie pamiętam co, nie nadążałam myśleć, co jeszcze powinnam kupić. Kiedy malutka Iza skończyła trzy miesiące, urządziliśmy jej chrzciny, które ja w całości sfinansowałam. Kosztowały niemało, moja Małgosia nie uznawała bylejakości.

– Mamuś, chciałabym z tobą pogadać w cztery oczy – szepnęła mi do ucha pod kościołem.

Zamarłam; jeżeli Gosia tak mówi, na pewno będzie coś chciała, a ja po tych chrzcinach jestem bez grosza. Przeczucie mnie nie myliło. Wieczorem, kiedy wszyscy poszli już spać, siadłyśmy sobie z Małgosią w kuchni z herbatą.

– Bo wiesz, mamuś... – zaczęła córka trochę niepewnie. – Chcielibyśmy się z Piotrem wyprowadzić.

– Dokąd?

– Nie wiem jeszcze. Ciężko tak mieszkać na kupie. Wiesz, jaki trudny jest ojciec.

– Przesadzasz...

– Oj, mamo, wiesz, że mam rację. A Maciek to już w ogóle szkoda słów, wytrzymać z nim nie można. My po prostu musimy mieszkać sami.

– Gosiu, przecież ja nie mam pieniędzy, żeby ci kupić mieszkanie!

– Po co zaraz kupować, moglibyśmy coś wynająć.

– Za co? – czułam, że powoli puszczają mi nerwy.

– No, no... – zaczęła się jąkać – gdybyś nam trochę pomogła...

– Przecież wam pomagam!

– Ale jeszcze troszkę więcej, mamuniu, proszę. Tak bardzo bym chciała mieszkać tylko z Piotrem. Wiesz, tu to coraz bardziej zaczynamy się kłócić. Mamuśku, mamuniu... – prosiła, przytulając się do mnie.

A ja oczywiście, jak zwykle, uległam

Obiecałam pomoc i dodatkowe pieniądze. Okazało się, że moja córka z zięciem nawet mieszkanie do wynajęcia już znaleźli, tylko brakowało im na kaucję. Żadnemu nie przyszło do głowy, że mogliby wykorzystać pieniądze z chrzcin. Nie chciałam nic mówić na ten temat. Przecież to były pieniądze Izuni. Wyjeżdżając, zostawiłam resztę pieniędzy mężowi, bo potrzebował na zaległe opłaty i leki. Przyglądałam mu się z troską, nie wyglądał dobrze, ale nie powiedział słowa, żebym została, że za mną tęskni, że może wystarczy już tej rozłąki. Nie pytałam, skąd się wzięły zaległe opłaty i co zrobił z pieniędzmi, które na nie wysłałam. Wróciłam do swojego życia i do swojej pracy ze smutkiem w sercu, ale i z ulgą. Miałam wrażenie, że nie jestem im już potrzebna, potrzebowali tylko zarobionych przeze mnie pieniędzy.

Latem przyjechał Maciek, niby do pracy, ale w sumie więcej wydał, niż zarobił. Załatwiłam mu pracę kelnera, znał dobrze angielski, nadawał się. Miejsce było świetne, przychodziło tam dużo gości, z samych napiwków można było odłożyć sporo forsy, wystarczyło się trochę postarać. Niestety mój syn wytrzymał tam tydzień i stwierdził, że ma dosyć, to nie dla niego.

– Nie potrafię uśmiechać się do wszystkich jak debil – mówił.

– Maciek, to świetna praca.

– Nie idę tam więcej i koniec.

Praca na budowie była dla mojego syna za ciężka, przy sortowaniu gazet za nudna, przy sprzedaży kanapek zbyt nisko płatna. Chyba jak dla Ferdynanda Kiepskiego nie było dla niego pracy w tym kraju. Pobyt Maćka sporo mnie kosztował, a jeszcze ciągle dzwoniła Małgosia z jakimiś nowymi potrzebami, to dla siebie, to znowu dla dziecka, a w końcu nawet dla Piotra.

– Ona ciągle czegoś od ciebie chce – burczał niezadowolony Maciek. – Wiecznie coś jej kupujesz.

– A tobie to niby nie kupuję?

– Ale Gośce więcej.

– Chyba przesadzasz.

– Nie przesadzam, a małą to już ubierasz od stóp do głów.

– Maciek, przecież to moja wnuczka!

– A ja jestem twoim synem!

Miałam wrażenie, że niedługo zwariuję

Czy te moje dzieci oszalały? Ciągle tylko słyszałam, że to drugie ma lepiej, że dostaje więcej, a przecież oboje byli już dorośli. Po wyjeździe Maćka i wysłaniu paczek dla męża i Małgosi znowu zostałam bez żadnych oszczędności. Zaczęło docierać do mnie, że jeśli nadal będę wszystkich finansować, to nie odłożę ani grosza. I chyba do końca życia zostanę w tej Anglii. Będę pracować i pracować, wysyłać rodzinie pieniądze, a im i tak ciągle będzie mało. Rozpłakałam się, opierając głowę na stole. Tak się rozżaliłam, że nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie usiadła Jadzia.

– Co się stało Marysiu? – pogłaskała mnie po włosach.

– Moje dzieci traktują mnie jak maszynkę do zarabiania pieniędzy – wyszlochałam.

– Nareszcie to zobaczyłaś – westchnęła Jadzia. – Bałam się, że to już nigdy nie nastąpi. A na to, jak tu skakałaś wokół Maćka, to już w ogóle patrzeć nie mogłam.

– Ale...

– Marysiu, ty sama jesteś sobie winna. To są dorośli ludzie. Zmuś ich, żeby sami pomyśleli o sobie. Odkąd pamiętam, spełniasz każde ich życzenie. Harujesz całymi dniami, a wszystko wysyłasz im. Cud, że kupujesz sobie jedzenie, bo niedługo może i z tego zrezygnujesz.

– Jadźka, przestań ze mnie kpić.

Ja nie kpię, mówię, co myślę. Zobacz, jak ty wyglądasz, kiedy kupiłaś sobie coś nowego, ładnego, no powiedz, kiedy?

– Nie wiem, nie pamiętam...

– No właśnie. Kobieto zrozum wreszcie, tobie też się coś należy, to ty zarabiasz te pieniądze, mogłabyś chociaż trochę wydać na siebie.

Ale ja nie umiem im odmówić – wyszeptałam.

– To się naucz – rzuciła twardo moja koleżanka. – Twoim dzieciom też to jest potrzebne, inaczej nigdy nie dorosną. Przemyśl to sobie.

Przemyślałam. I podjęłam twardą decyzję

Niech się dzieje co chce, niech się na mnie pogniewają, poobrażają, albo nie wiem co, ale nie ustąpię. Kiedy Małgosia zadzwoniła do mnie z prośbą o nowe buty, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:

– Przykro mi kochanie, ale nie mam pieniędzy.

– Jak to nie masz?

– Po prostu nie mam. Po za tym muszę ci coś powiedzieć, Małgosiu...

– Coś się stało? – zaniepokoiła się.

Nie, kochanie, po prostu musicie ograniczyć wydatki.

– Nie rozumiem...

– Nie będę już przysyłała tyle pieniędzy.

– Straciłaś pracę? – Gosia była coraz bardziej przestraszona.

– Nie, po prostu uznałam, że pora żebyście dorośli i zaczęli sami pracować na siebie.

Małgosia milczała.

– Poza tym ja też mam własne potrzeby, mam zamiar w tym roku pojechać na wakacje i muszę odłożyć na to pieniądze.

My też chcielibyśmy wyjechać – usłyszałam.

W głosie Małgosi było czuć wyraźne zniecierpliwienie. Odczekałam chwilę i odparłam:

– Więc musicie na ten wyjazd zarobić.

W słuchawce zapadła cisza, potem Gosia rozłączyła się bez słowa. Przepłakałam cały wieczór, ale zawzięłam się, nie zadzwoniłam do córki i nie zaczęłam jej się tłumaczyć.

Następnego dnia zadzwonił Maciek

Rozmowa z nim wyglądała podobnie, jak z jego siostrą.

– Przecież ja jeszcze studiuję – rzucił ze złością, gdy odmówiłam mu pieniędzy.

Ależ ja ci będę finansować studia, dziecko – wyjaśniłam spokojnie. – Możesz być pewien, że będę za nie płacić, tak samo jak tego, że będziesz miał co jeść, dopóki nie skończysz nauki i sam nie pójdziesz do pracy. Nie będę tylko spełniać wszystkich twoich zachcianek.

– Jasne, bo ty wszystko dla Gośki i Izy, a ja się nie liczę.

– Przestań! W ten sposób nie będziemy rozmawiać. Zadzwoń, jak się zastanowisz i będziesz gotowy mnie przeprosić – tym razem ja odłożyłam słuchawkę.

Było mi przykro, ale twardo trzymałam się podjętej decyzji. Małgosia zadzwoniła do mnie po trzech dniach. Maciek po tygodniu. Przepraszali, ale mimo to usiłowali mnie przekonać, że potrzebne im jest mnóstwo nowych rzeczy. Zdecydowanie odmówiłam, twierdząc, że w tej chwili niestety jest to niemożliwe, nie mam pieniędzy, odkładam na wakacje. Tego samego dnia wieczorem zadzwoniłam do Witka i powiedziałam mu, że wykupiłam dla nas dwa tygodnie w Dolomitach, jedziemy w styczniu. Nie słyszałam specjalnego entuzjazmu w jego głosie. Cóż, oddaliliśmy się od siebie przez te wszystkie lata. Muszę spróbować uratować nasze małżeństwo. Muszę też pozwolić dorosnąć moim dzieciom.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA