– Nie powinnaś się z nim spotykać! – rzuciła Marzenka.
– A ty nie powinnaś się wtrącać w moje życie! – odparowałam. – Jestem dorosła i wiem, co mam robić.
– Zaczynam mieć wątpliwości… Bądź rozsądna, proszę, zastanów się. To na pewno nie jest facet dla ciebie! Pomyślał sobie, że jesteś łatwą zdobyczą, wykorzysta cię i porzuci. Nie spotykaj się z nim więcej, zostaw go i spróbuj zapomnieć, proszę…
Patrzyłam na jej rozemocjonowaną twarz i zastanawiałam się: rozpłacze się czy zacznie krzyczeć, a potem trzaśnie drzwiami i ucieknie? Zawsze tak robi. Nie zastanawia się, nie daje sobie chwili na namysł, tylko od razu wydaje sądy i atakuje. Moja impulsywna córeczka, najbardziej niecierpliwa i nerwowa z całej czwórki. Dla niej żaden facet nie będzie wystarczająco dobry – westchnęłam w duchu i przesunęłam wzrok na pozostałe dzieci.
Marta dyskretnie sprawdzała coś w swojej komórce, bez reszty zajęta własnym życiem uczuciowym. Maciek pukał palcami w stół, jakby chciał, żeby ta niezręczna rozmowa skończyła się jak najszybciej, a Jacek… Jacek miał taką minę, jakby świetnie się bawił. Znowu westchnęłam. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale nie spodziewałam się aż takiego sprzeciwu. I to ze strony Marzenki!
Od dziecka była otoczona wielbicielami i przebierała w nich jak w ulęgałkach. Już dawno straciłam rachubę, nie próbowałam nawet zapamiętywać ich imion, żeby nie pomyślała, że któregoś faworyzuję. Pozwalałam jej żyć własnym życiem i dokonywać wyborów na swoją rękę, choć słowo daję, nieraz chciałam złapać ją za ramiona i potrząsnąć, powiedzieć, żeby zwolniła, zastanowiła się i przestała szukać wyimaginowanego ideału, bo ideały nie istnieją.
Jestem inna? Zakochana!
Dzieci nie powinny decydować o tym, kto może być odpowiednim partnerem dla ich matek. Ani o tym, czy w ogóle powinny mieć partnera! – pomyślałam, po raz tysięczny chyba, i zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Przecież ja wcale nie chciałam ich pytać o zdanie, tylko poinformować o tym, że zamierzam się związać z Andrzejem! Pewnie powinnam to zrobić tak, jak on radził. Pójść na żywioł.
Przedstawić ich sobie i zakomunikować, że jesteśmy sobie bardzo bliscy, że planujemy ślub. Ale nie, ja chciałam być lojalna wobec dzieci, chciałam im pokazać, że liczę się z ich zdaniem, no i wpadłam w pułapkę. Zerknęłam na ich twarze. Patrzyli na mnie z wyczekiwaniem, tylko Marzenka wciąż miała nastroszoną minę.
– Mamo, my się martwimy o ciebie. Zmieniłaś się bardzo, nie jesteś taka jak zawsze, zrobiłaś się taka… jakaś inna!
– Bo po raz pierwszy od bardzo dawna nasza mama zachowuje się tak, jak się zachowuje zakochana kobieta – Jacek uśmiechnął się od ucha do ucha. – Mnie się to podoba, wreszcie zrozumiała, że też może być szczęśliwa.
– Przypominam ci, że mama nie jest już nastolatką, ma swoje lata i musi myśleć o przyszłości – zaperzyła się Marzenka.
– O czyjej przyszłości? Nie sądzisz, że mama też ma prawo do własnego życia? I do szczęścia?
Spojrzałam na Jacka ze zdziwieniem. Zawsze uważałam, że troszczy się przede wszystkim o siebie. Skąd taka zmiana?
– Oczywiście, że mama ma prawo do szczęścia, ale przecież jesteśmy rodziną i musimy się troszczyć o siebie nawzajem. A ten jej facet jest dla nas zupełnie obcy. Nie wiadomo, czego się po nim spodziewać – Marta poparła siostrę. – Przecież nic o nim nie wiemy.
– O twoich chłopakach też niewiele wiemy, a przyprowadzasz ich po kolei i nikogo nie pytasz o zdanie – burknął Maciek.
– Ale żaden z moich chłopaków nie aspiruje do tego, żeby zostać twoim nowym tatusiem – odpaliła Marta. Marzenka energicznym potrząśnięciem głowy dała znać, że całkowicie się z nią zgadza.
Jacek nie wytrzymał.
– Jakim tatusiem? – podniósł głos.
– O czym wy mówicie? Nasz ojciec umarł dwadzieścia lat temu. Gdyby mama chciała nam zafundować nowego tatusia, dawno by to zrobiła. Ona znalazła faceta dla siebie. Bo nie chce być sama, bo chce być szczęśliwa, bo nas wychowała i wypuściła w świat i nie zasługuje na to, żeby do końca życia być samotna. Każdy z nas ma własne życie, ja planuję wyjazd na dłużej…
To dlatego Jacek zrobił się nagle taki troskliwy dla mnie – pomyślałam z goryczą. Ale dość tego, nie pozwolę sobą manipulować – postanowiłam i powiedziałam głośno i wyraźnie:
– Andrzej.
Wszyscy spojrzeli na mnie, nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
– Andrzej – powtórzyłam. – Tak ma na imię mój przyjaciel. Mój nowy facet, jak wy to nazywacie. Człowiek, przy którym przypomniałam sobie, co to znaczy szczęście.
– Zaraz powiesz, że z nami nie byłaś szczęśliwa – rzuciła Marzenka.
Marta jej zawtórowała:
– Chcesz powiedzieć, że przez dwadzieścia lat umartwiałaś się i poświęcałaś dla nas? Że nic dla siebie nie zrobiłaś?
– A co, może tak nie było? – Jacek popatrzył na nie zaczepnie. – Obiadki, wywiadówki, nawet wakacje. Wszystko dla nas. Mama nie miała własnego życia, tylko nasze! Ja tam jestem bardzo wdzięczny za to, jak urządziła moje życie, i uważam, że w końcu przyszła pora, żeby pomyślała o swoim.
– Przecież my właśnie o tym myślimy. O życiu mamy. Nie chcemy, żeby spotkała ją jakaś niemiła niespodzianka, a ten facet, ten Andrzej, to jedna wielka niewiadoma. Tym bardziej że mama nie ma żadnego doświadczenia z facetami. Od dwudziestu lat jest sama! – odpaliła Marta.
– No tak, za to ty ciągle kogoś masz. I zdobyłaś takie doświadczenie, że możesz mamie udzielać rad! – Maciek wykorzystał okazję, żeby dociąć siostrze.
On zaraz tu przyjdzie
Patrzyłam na nich z przerażeniem. Kłócą się. O mnie się kłócą. O to, jak mam żyć. I nawet teraz myślą o sobie, a nie o mnie. Nie tak to miało wyglądać…
– Kochani – powiedziałam stanowczo. – Andrzej zaraz tu przyjdzie, bo chciałabym, żebyście go poznali. Nie proszę was, byście mi udzielali rad ani oceniali, czy dokonałam dobrego wyboru. Chcę, żebyście mi dali szansę. A raczej żebyście dali szansę nam. Mnie i Andrzejowi.
Przy stole zapadła cisza.
– Jak to, przyjdzie tutaj? – zdziwiły się dziewczyny. – To wy tak na serio? To nie jest jakieś tam gadanie?
– Dzieci… – czułam, że mi zaschło w gardle. – Kocham tego człowieka i czuję, że jestem przez niego kochana – odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że nigdy nie zdobędę się na takie publiczne wyznanie. Długo trwało, zanim odważyłam się powiedzieć to Andrzejowi. Kiedy już wydusiłam to z siebie, myślałam, że najtrudniejsze mam za sobą, ale dopiero teraz zrozumiałam, że przyznanie się do miłości przed własnymi dziećmi było jeszcze trudniejsze. – Kocham go i chcę z nim być. Dajcie nam szansę… – powtórzyłam.
Spojrzałam prosto w oczy moich dzieci, Marzeny, Marty, Maćka i Jacka. Najważniejszych ludzi w moim prywatnym świecie. Do niedawna – jedynych ludzi, z których zdaniem się liczyłam. Bałam się, że się odwrócą, że zostawią mnie samą sobie, ale nie, Marta odpowiedziała mi spojrzeniem. Potem Maciek. Wydawało mi się, że Marzenka i Jacek nigdy nie się na to nie zdobędą, bo byli pogrążeni każde w swoim świecie, ale w końcu podnieśli oczy. Nie zobaczyłam w ich spojrzeniu buntu, ale nie było tam też uległości. Była miłość i… coś jeszcze. Ciekawość? Zgoda na zmianę? Porozumienie, bo przecież jesteśmy rodziną?
– Zgadzamy się – usłyszałam.
Czy pomogą mi wygrać naszą rodzinę?
– Dziękuję – odpowiedziałam odruchowo, ale po chwili zapytałam – Chwila, na co się zgadzacie? Pozwalacie mi na to, żebym nie była sama?
– To też – wtrącił się Jacek. – Prosiłaś, żebyśmy dali wam szansę. No to dajemy.
– Mamo, to dla nas szok… My też potrzebujemy czasu, żeby się oswoić z myślą, że jesteś nie tylko dla nas – bąknęła Marta.
– Dawaj tego Andrzeja, nie zjemy go. Obwąchamy, zobaczymy czy się nadaje
– zażartował Maciek. – O której ma przyjść?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo w tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
– Mówisz i masz – zrewanżowałam się synowi żartem i poszłam do przedpokoju, żeby wprowadzić do domu mężczyznę mojego nowego życia.
– Są wszyscy? – spytał szeptem.
– Są. Czekają, żeby cię poznać – przytuliłam się do Andrzeja, jakbym chciała zaczerpnąć od niego trochę siły.
Wprowadziłam gościa do pokoju i obrzuciłam spojrzeniem Marzenę, Martę, Maćka i Jacka. Stali obok siebie, bardzo blisko, jakby i oni czerpali siłę od siebie nawzajem. Miny mieli uroczyste i trochę zaniepokojone. Przebiegło mi przez głowę, że pewnie się martwią, jak teraz będzie wyglądało nasze życie, czy i dla nich znajdzie się tam miejsce. Bez wątpienia dużo się zmieni. Wszyscy będziemy musieli się postarać o to, żeby te zmiany nie zabolały nikogo. Siebie i Andrzeja byłam pewna. Staniemy na głowie, żeby nasz związek nie naruszył spoistości mojej rodziny. A moje dzieci? Czy pomogą mi wygrać naszą rodzinę?
– Oto mój Andrzej – powiedziałam.
Czytaj także:
„Dla męża wyzbyłam się wszystkich swoich pasji. Kocham go, ale tęsknię za swoim życiem, za podróżami i wolnością”
„Mąż mnie zdradza, ale kocham go i nie dam mu odejść. Znów kogoś ma, ale ja już myślę jak się z nią rozprawić”
„Kochałam go, a on kochał mnie i… swoją żonę oraz dzieci. Zagroziłam mu, że odbiorę sobie życie, jeśli ich nie zostawi”