„Dziadek był dla nich problemem. Nawet nie mógł wyjechać wózkiem inwalidzkim do ogrodu, żeby nie niszczyć trawnika”

starszy mężczyzna który czuje się niekochany fot. Adobe Stock
– Kiedyś to miałem nawet mieć swój ogródek, ale jak będą ci jego przyjaciele przyjeżdżali, a tu marchew pod domem rośnie, jak u jakichś biedaków. Co to? Nie stać go na marchew w sklepie? „Jak ojciec chce marchew, to ja ojcu sto kilo kupię i przywiozę” – tak mi powiedział.
/ 26.04.2021 15:52
starszy mężczyzna który czuje się niekochany fot. Adobe Stock

– Pan Bóg nie jest taki głupi, jak niektórzy myślą. Że wystarczy sobie bezustannie gębę Bogiem wycierać i on się na to nabierze i zaprosi ich do nieba – stwierdził dziadek, a gdy zapytałam, kogo ma myśli, fuknął: – Kogo! Kogo! Każdego, kto uważa, że wystarczy do wszystkiego przybić pieczątkę: „W imię Boże”, i już, wszystko przejdzie. Bo przecież nawet jeśli tu przejdzie, to Tam już nie przejdzie. Bóg będzie wiedział, jakie intencje tobą kierowały, czy z miłości coś zrobiłeś, czy z nienawiści, czy ze współczucia, czy z zazdrości. Bóg się nie da ocyganić.
– Dziadek ma kogoś konkretnego na myśli!
– A daj ty mi spokój, Kiniusiu, śpiący już jestem, zawieź mnie do pokoju.

Dziadek ma 89 lat i jest częściowo sparaliżowany. Kocham go jak nikogo na świecie

Paweł nie był zachwycony, gdy pewnego dnia oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu: „Dziadek, Pawełku, zamieszka z nami!”. Trochę patrzył na mnie, jak ryba wyciągnięta na brzeg, otworzył szeroko usta i łapał powietrze. Ale Paweł nie jest głupi, dotlenił się i wystękał:

– Będzie, jak sobie życzysz, Kingo.

Sytuacja była niezła, bo nasz Piotrek dostał się na studia w Londynie, więc jego pokój był wolny. My mieliśmy sypialnię i salon z kuchnią. No i taras. To ważne, bo dziadek uwielbia gapić się na drzewa i ptaki. Piotrek powiedział przez Skype’a, że jeśli o niego chodzi, to nie ma sprawy, bo jest już dorosły i jeśli będzie wpadał do Polski, to spokojnie zatrzyma się u któregoś z kumpli. Obiekcje miała tylko moja mama.

– Uważam, że dziadkiem powinien zajmować się Stefan. Zobowiązał się!
– Mama, to nie chodzi o zobowiązania Stefana, ale o to, jak dziadek czuje się u niego!
– Mógł się nie zgodzić – prychnęła mama i zamilkła, bo chyba sama się zawstydziła swojej małostkowości.

Mama nie mogła darować swojemu młodszemu bratu, że jak już obrósł w piórka i wymyślił sobie dom na miarę swoich marzeń i aspiracji, to namówił dziadka do sprzedania starego rodzinnego mieszkania. Faktycznie, po śmierci babci dziadek źle się tam sam czuł. Stefan obiecał, że część parteru jego „gargamela” będzie nowym mieszkaniem dziadka. Z osobnym wejściem od strony ogrodu.

Staruszek bardzo się ucieszył. Dzieciństwo spędził na wsi i całe późniejsze życie tęsknił do przyrody. Nareszcie miał szansę na spokój wśród grządek i rabatek.

– Niech tata niczego nie robi pochopnie. Stefan dziś mówi to, a jutro powie co innego – moja mama nie miała zaufania do brata.
– Kinia, ja może jestem prosta kobieta, ale swoje wiem i rozumiem – zwracała się do mnie. – Rolnik hoduje zwierzęta, uprawia ziemię, szewc robi buty, dziennikarz pisze artykuł do gazety i tysiące ludzi to czytają. Ale co produkuje bankowiec? No, wytłumacz mi, proszę.
– Co mnie o takie rzeczy pytasz? Obraca pieniędzmi, i tyle. Ułatwia te wszystkie płatności, daje kredyty… To mało?
– Mało. Nic nie produkuje. Niczego nie tworzy. Bierze twoje pieniądze, moje pieniądze i innych ludzi i szacher-macher stawia sobie najlepsze biuro w mieście, tak? Płaci nam po pięćdziesiąt groszy tych odsetek, a sam kupuje sobie posiadłość jak z amerykańskiego serialu i stawia tego estetycznego potworka.
– Przesadzasz.
– Nie, dziecko. Znam Stefana. Dziadek szybko zacznie mu przeszkadzać. Nie będzie się dobrze komponował z nowobogackim stylem.
– To może ty go weź do siebie.
– Na nasze czterdzieści metrów?
– Mamo, jak dziadek sprzeda to swoje mieszkanie i wy swoje, to możecie za całość kupić coś bardzo przyzwoitego.
– To nie chodzi o pieniądze. Dziadek by się z nami udusił. On powinien mieć trochę wolności. Teraz jest przybity, ale to przecież minie.

Mama miała trochę racji, ale tylko trochę. Dziadek uparł się, że chce być przybity

– Widzisz, Kiniu, po śmierci babci nic już mnie nie cieszy, może jeszcze trochę, jak się tak pogapię w parku na te drzewa i ptaszki. Starość nie jest interesująca.

Myślę, że właśnie tym ogródkiem i własnym wejściem do mieszkania Stefan przekonał swojego starego ojca. Bo sam dom był obrzydliwy i okazały. Styl dworkowo-zaściankowy z elementami nowoczesności.

– Tu będzie ogród w stylu angielskim i na końcu walniemy jakąś miłą sadzawkę…
– A tu, pod oknami, to ja bym sobie taki warzywniaczek uprawiał, prawda, Stefan?

Stefan spojrzał na dziadka wzrokiem bazyliszka, ale nic nie odpowiedział. Moja mama zerknęła na mnie i zrobiła minę oznaczającą: „Zaczyna się, a nie mówiłam!”. Stefan zapraszał nas co jakiś czas do siebie na uroczystości rodzinne i świąteczne. Coraz rzadziej, bo coraz częściej bywali u niego co znamienitsi sąsiedzi: ordynator, znany publicysta, adwokat i nawet polityk lokalnego szczebla.

Dziadek, zgodnie z przypuszczeniami mojej mamy, nie komponował się za dobrze z tą menażerią. Stefan kazał mu w takich sytuacjach siedzieć w swojej części domu albo wypychał go do nas. Z wizytą.

– Dobrze mi tam, nie powiem. Dom duży, wygodny. Mam wszystko, co potrzebne. Tylko z tym ogródkiem nie bardzo wyszło.
– Bo co? Czemu nie?
– Ach, Kiniusiu, no wiesz, takie tam dziwactwa Stefana…
– Dziadku, przecież obiecał. Pamiętam.

– Ale widzisz, to teraz wielki pan i on mówi, że to nie wypada. Bo co, jak będą ci jego przyjaciele przyjeżdżali, a tu marchew pod domem rośnie, jak u jakichś biedaków. Co to? Nie stać go na marchew w sklepie? „Jak ojciec chce marchew, to ja ojcu sto kilo kupię i przywiozę” – tak mi powiedział.

– A kwiatki? Bo ja wiem, jakieś winorośle?
– No też nie. Tam teraz jest ciąg komunikacyjny z czegoś takiego, co ja nazwy nie mogę zapamiętać, i to ma nie zarastać. Tylko trawa wystrzyżona jak łeb u rekruta.
– Niech się dziadek postawi, w końcu włożył w to kasę z dziadkowego mieszkania!
– Nie mam już siły. To już nie dla mnie świat, tylko dla nich. Tak mnie trzymają, bo co mają zrobić. Już nie będę się lepiej odzywał.

Wkrótce coś się w dziadku zupełnie popsuło i przestał chodzić

– Proszę! To jest rolls-royce wśród wózków! Ma ojciec brykę, jak nikt w okolicy. Edmund załatwił jednym telefonem – oznajmił Stefan.

Dziadek jeździł tym rolls-roycem po swoim pokoju, bo do ogrodu prowadziły schodki, a ogrodowy „ciąg komunikacyjny” był węższy niż rozstaw kółek. A poza ciągiem toby przecież rozjeżdżał trawę.

– Ojciec gotowy? To zabierzemy ojca do kościoła – mówił Stefan w niedzielę.
– A jedźcie sami. Już tam pan Bóg mi to wybaczy – mruczał dziadek.
– No to jak już ojciec chce. Dla nas niedzielna msza to obowiązek.

Gdy opowiadałam mamie, jak tam dziadkowi, i że trzeba coś z nim zrobić, pomóc mu jakoś, syczała tylko:

– Stary cap, głupek, sam się w to wpuścił!

Miałam wtedy sporo na głowie. Zmieniałam pracę, a Piotrek przygotowywał się do matury. Potrzebowałam jeszcze kilku miesięcy, żeby dotarło do mnie, jak bardzo mój dziadek jest nieszczęśliwy. Najpierw wzięłam go do siebie na kilka dni.

– Widzisz, Kiniusiu, tu jest spokojnie. Ty jesteś spokojna. Nie złorzeczysz i nie przeklinasz bezustannie. A te kwiatki to jak się nazywają?
– Kocie ogony.
– A możesz dolać mi do tej kawki troszkę jakiegoś alkoholu?
– Jasne, dziadku. Tylko się nie upij.
– Eee tam. Nawet gdybym się upił, to i tak już nie mam jak narozrabiać – oznajmił jakby ze smutkiem. – A Stefan to mi nie dawał.
– Kropelki alkoholu? Dlaczego?
– Powiedział, że i tak nie będę w stanie docenić. I może miał rację, bo on same bardzo śmierdzące wódki trzyma w domu.
– To ja mam tylko najprostszą czystą.
– No i o to chodzi. Napijesz się naparsteczek z dziadkiem, dawaj, Kiniusiu.
– Z największą przyjemnością.
– A koty to bardzo piękne stworzenia… Stefan strzelał do nich z wiatrówki, bo twierdził, że mu zjadają jakieś rośliny.

Dwa tygodnie później dziadek zadzwonił:

– A nie wzięłabyś mnie na jeszcze trochę, Kiniusiu? – zapytał cichutko.
– Już się dziadek stęsknił?
– Tak…
– Dobrze. Poproszę Pawła, to wpadnie do was po pracy i dziadka przywiezie.
– Nie, nie ma potrzeby. Stefan powiedział, że może mnie od razu przywieźć.

Kiedy się zjawili, miałam tylko chwilkę na rozmowę z bratem mojej mamy

– Co się dzieje?
– Nic. A co ma się dziać?
– No z dziadkiem?

– Ach, daj spokój. Wam wszystkim, a szczególnie twojej matce, to się wydaje, że to takie proste zajmować się starym człowiekiem. A mnie się też przecież coś od życia należy. A nie tylko na posługi być. Macie go od święta, to nie wiecie, jaki potrafi być nieznośny. To, tamto, a wszystko nie tak. A ja mam przecież prawo do tego, żeby czuć się komfortowo we własnym domu.

– Wiesz co? To jest także w jakimś stopniu jego dom.

Stefan popatrzył na mnie jak na kawałek psiej kupy.

– Ty się, Kinia, może nie wymądrzaj. Jak taka jesteś samarytanka, to go sobie weź.
– Ile ty masz właściwie lat, Kiniusiu, bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć? – pyta dziadek; jest miło, siedzimy na moim tarasie.
– Czterdzieści dwa skończę w październiku.
– Oj, to ty dzieciak właściwie jesteś. A serca w tobie więcej, jak w całej tej naszej rodzinie do kupy wziętej.
– Ale w Boga nie wierzę – śmieję się.
– A czy ty myślisz, że to dla Niego najważniejsze? Że o to Mu chodzi, żebyś trzepała modlitwy? On już najlepiej wie, kto jest dobrym człowiekiem, a kto takim nie za bardzo dobrym… Może jeszcze po naparsteczku? 

Czytaj także:
Byłam pewna, że to kochanka mojego męża. Okazało się, że to... dorosła córka
Mamie nie pasowała żadna moja dziewczyna. Z Justyną było inaczej
Mając 40 lat, musiałam wprowadzić się do rodziców. Za nic mieli moją prywatność

Redakcja poleca

REKLAMA