„Dwa razy pomogłam kumpeli znaleźć pracę. Gdy podsłuchałam, co opowiada szefowi na mój temat, nie mogłam w to uwierzyć”

plotka fot. iStock by Getty Images, skynesher
„Mówiła nam, że strasznie trudno jej jest w niewielkim miasteczku, gdzie mieszka i gdzie wszyscy się znają. Ciężko o jakąś porządną pracę, bo wszystko jest pod kontrolą jednej paczki, a tam, gdzie teraz pracuje, nikt nie widzi, jaka jest zdolna”.
/ 18.09.2024 11:15
plotka fot. iStock by Getty Images, skynesher

Jak mogłam być taka głupia i ślepo ufać Dorocie? Pozwoliłam, żeby owinęła mnie sobie wokół palca. Robiła, co jej się podobało, a ja dalej wierzyłam w naszą rzekomą przyjaźń. Ale koniec z tym!

W końcu dostrzegłam prawdę

Przedwczoraj wpadłyśmy na siebie w galerii. Nie chciałam gadać, dlatego czmychnęłam do najbliższego sklepu. Liczyłam, że zniknę ci z oczu wśród gromady klientów. Niestety mnie wypatrzyła i oczywiście złapała.

– Świetnie, że cię spotkałam. Musisz mi pomóc. Wdepnęłam w niezłe kłopoty. Żonka mojego szefa dowiedziała się, że mam z nim romans, no i rozpętała się burza! Chodź, skoczymy na kawkę, to ci wszystko opowiem – pociągnęła mnie za łokieć.

Zrobiłam parę kroków, podążając za nią. Jednak nagle stanęłam w miejscu.

– Nie mam zamiaru nigdzie iść – oznajmiłam.

Spojrzała na mnie zdziwiona.

– Przestań się wygłupiać, to nie czas na żarty. Muszę koniecznie z tobą porozmawiać. To dla mnie bardzo ważne… – nalegała.

– Jestem strasznie zajęta – powiedziałam.

– A co powiesz na spotkanie jutro? Zadzwonię, umówimy się gdzieś w centrum – była uparta.

– Nie mam czasu ani jutro, ani w następnych dniach, po prostu nie dam rady! – odrzekłam stanowczo.

Potem obróciłam się na pięcie i zaczęłam przeciskać do drzwi.

Dałam się nabrać

– Słuchaj, nie sądziłam, że okażesz się taką dwulicową zołzą. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami! – usłyszałam za plecami jej wkurzony głos.

Gdyby dookoła nie kręciło się tyle osób, przystanęłabym pewnie i wytłumaczyła wszystko. Ale nie miałam ochoty urządzać scen przy publice. Teraz dociera do mnie, że przez cały ten czas naszej znajomości skrywała przede mną swoje prawdziwe oblicze. Myślałam, że jest jak Kopciuszek, który musi znosić niesprawiedliwe traktowanie ze strony złej macochy i przyrodniego rodzeństwa. Ale okazało się, że bardziej przypomina Królową Śniegu. Olśniewająca uroda, a pod nią chłodny i wyrachowany charakter, niczym lodowata kraina, którą włada.

To jest naprawdę zabawne, że mnóstwo osób dalej myśli o niej jak o kimś dobrym i subtelnym. Chyba pora, żebym im w końcu powiedziała całą prawdę. Przecież ona nie miałaś oporów, żeby mnie wykorzystać, plotkować za moimi plecami i próbować mnie zniszczyć. Być może to już dawno wypadło jej z pamięci, ale kiedyś naprawdę wiele dla niej znaczyłam i zawsze mogła na mnie liczyć jako przyjaciółka.

Spotkałyśmy się po raz pierwszy dziesięć lat temu, podczas imienin naszej wspólnej znajomej, Iwony. Dorota akurat skończyła studia, a ja wtedy pracowałam w swojej firmie. Wyglądała na kompletnie przybitą i przytłoczoną problemami.

Grała na moim współczuciu

Mówiła nam, że strasznie trudno jej jest w niewielkim miasteczku, gdzie mieszka i gdzie wszyscy się znają. Ciężko o jakąś porządną pracę, bo wszystko jest pod kontrolą jednej paczki, a tam, gdzie teraz pracuje, nikt nie widzi, jaka jest zdolna. Kobiety podstawiają jej nogę, bo zżera je zazdrość, że jest ładna i faceci na nią lecą.

Wiadomo, że nie mówiła tego wprost, ale przekaz był oczywisty: zmarnuje się tam, dusi się, marzy, żeby się stamtąd wyrwać, najlepiej do Warszawy. Bo jak nie, to się wykończy.

Odkąd się poznałyśmy, od razu wiedziała, że zostanę jej kumpelą i że będzie mi się zwierzać. Musiała wyczuć, że dam się łatwo omotać i pomogę jej wyrwać się z tego grajdoła. Rozgrywała to jak prawdziwy mistrz. Słodkie uśmiechy, podlizywanie się, a kiedy trzeba było, to i łzy lały się strumieniami. No i udało jej się osiągnąć to, co chciała. Tak zawracałam głowę szefowi, tyle mu o niej naopowiadałam, że w końcu uległ i zgodził się ją przyjąć.

– Jesteś wspaniała, nawet nie wiem, co ja bym bez ciebie poczęła – szczebiotała wniebowzięta.

Wydawało mi się, że jest taka słodka i pełna wdzięczności. Oczywiście jej problemy wcale się nie skończyły. W końcu w stolicy nie miała gdzie mieszkać. I znów odegrała całe przedstawienie.

Płacząc, relacjonowała, jak odwiedza znajomych z czasów studenckich, jakie z nich zrobiły się potwory i karierowicze, nikt nie ma ochoty pomóc. No i co ja, naiwna, zrobiłam? Przyjęłam ją pod swój dach. Do mojego małego mieszkanka. Mój mąż akurat wyjechał do pracy za granicę na pół roku, więc stwierdziłam, że spokojnie damy radę razem tu funkcjonować.

Zostałyśmy bez perspektyw

– No jasne, że się dorzucę do opłat za mieszkanie i pomogę ci w porządkach – zadeklarowała.

Przez parę miesięcy gościłam ją w swoim mieszkaniu, zanim mąż wrócił do domu. W tym okresie ani grosza od niej nie zobaczyłam, nawet raz nie chwyciła za ścierkę czy nie dorzuciła się do zakupu środków czystości. Wieczne wymówki – to ciągle jakieś ważne wydatki, to znowu pilne sprawy. Ciuchy, imprezy, kluby non stop…

Przymykałam na to oko. Sama sobie tłumaczyłam, że dopiero co przyjechała do stolicy, potrzebuje się wkupić w towarzystwo, poznać okolicę, zaopatrzyć się w ciuszki… Aż tu nagle firma, w której pracowałam, padła.

Czas leciał, a ja wciąż nie potrafiłam nigdzie zaczepić się w pracy. Z każdym dniem coraz bardziej mnie to dołowało. Jej udało się znaleźć pracę w jakimś biurze reklamowym, więc zwróciłam się do niej z prośbą, żebyś mnie też jakoś tam wkręciła. Chociaż na jakieś pojedyncze zlecenia. Ale ona zareagowałaś dość gwałtownie.

– Nawet nie ma sensu próbować! To się po prostu nie uda! – wrzasnęła.

Wierzyłam jej. Sądziłam, że ma rację mówiąc, że nie jest w stanie mi pomóc. Prawdę poznałam po pewnym czasie, gdy okazało się, że firma rozglądała się za nowymi osobami do pracy. Jedyne, co musiałam zrobić, to wysłać swoje CV. O tym drobnym szczególe jakoś nie raczyła mnie poinformować.

Znów jej pomogłam

Następnie nadeszły jej urodziny. Postanowiła zorganizować imprezę w popularnej knajpie, bo zależało jej na rozgłosie. Mnie nawet nie raczyła zaprosić. O całej balandze dowiedziałam się przez fejsa. Przeglądałam fotki i zrobiło mi się cholernie smutno. Wtedy za nic nie potrafiłam zrozumieć, czemu tak mnie potraktowała.

Teraz już to do mnie dotarło – nie miałam pracy. Niczym nie mogłam pomóc, więc nie byłam warta zaproszenia. No cóż, jak to mówią – szczęście przychodzi falami.

Po długich poszukiwaniach w końcu udało mi się znaleźć zatrudnienie. Szefowie dostrzegli mój potencjał i dali mi szansę na wyższe stanowisko. Firma się rozrastała, więc pilnie poszukiwali dodatkowej osoby do zespołu. Od razu przyszła mi na myśl Dorota. Pamiętałam, że straciła etat w poprzedniej firmie i od tamtej pory była bez pracy.

Zadzwoniła, przypominając o naszej zażyłości i błagając o wsparcie. Ulegając, zignorowałam przeszłe nieporozumienia. Zdecydowałam, że nie będę małostkowa i wybaczyłam jej. Ponownie przekonywałam szefa, zapewniając, że Dorotka jest najodpowiedniejszą osobą. Zgodził się ją zatrudnić.

– Patrz, znów jesteśmy koleżankami z pracy! Czyż to nie fantastyczne? Będziemy sobie pomagać i wspólnie stawiać czoła wyzwaniom – trajkotała radośnie podczas pierwszego dnia.

Parę dni po tym wypadzie wybrała się z przełożonym na wyjazd służbowy. Zaczęli romansować.

Nie podobało mi się to

– Ten gość jest żonaty, ma dzieciaki… Odpuść, to nie skończy się dobrze – próbowałam ją przekonać.

Nawrzeszczała wtedy na mnie. Krzyczała, że to nie moja broszka, żebym się nie mieszała. Po tygodniu przypadkowo usłyszałam rozmowę Doroty i szefa na mój temat. Biadoliła, jaka to ze mnie wredna jędza, co na pewno wszystko wypapla jego żonie, bo nie umie trzymać języka za zębami. I że powinien się mnie czym prędzej pozbyć z firmy.

Wciąż nie daje mi to spokoju i zastanawiam się, co sprawiło, że to powiedziała. Nie stanowiłam dla niej żadnego zagrożenia, nie zrobiłam niczego, co mogłoby ją urazić. Wprost odwrotnie, zawsze starałam się być pomocna na tyle, na ile potrafiłam. Szef chodził wtedy za nią jak w transie, więc zdawałam sobie sprawę, że moje godziny w tej firmie są już policzone.

Karma się odwróciła

Na moje szczęście otrzymałam propozycję zatrudnienia od konkurencyjnej firmy. I to na stanowisku kierowniczym. Złożyłam wymówienie. Kiedy odchodziłam, wspomniałam Dorocie o podsłuchanej rozmowie. Nawet nie mrugnęła okiem, nie próbowała niczemu zaprzeczać ani przedstawić swoich racji. Czuła się pewna siebie, najwyraźniej nie byłam jej już do niczego potrzebna.

Minął prawie rok od naszego ostatniego spotkania. Niemal całkowicie zniknęła z mojej pamięci. Aż tu nagle, zupełnie niespodziewanie, wpadłam na nią podczas zakupów w galerii. Prawda o jej romansie z przełożonym w końcu ujrzała światło dzienne…

Założę się, że wyleciała z pracy i znów przychodzisz do mnie po ratunek. Ale już nic z tych rzeczy. Mam w nosie Dorotę i jej kłopoty. Może sobie dzwonić do upadłego, tym razem nie ulegnę. Nie mam zamiaru kiwnąć palcem, żeby jej pomóc. Skończyły mi się pokłady wyrozumiałości. I nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.

Ula, 38 lat

Czytaj także:
„Mąż wyrwał mnie z biedy i wpędził w kierat. W kuchni i w sypialni musiałam mu dziękować za to rzekome szczęście”
„Szwagier pachniał arabskimi perfumami, a był jak rolnik z gęstego lasu. Jego urok sprawił, że oddałam mu się na sianku”
„Po rozwodzie teściowa zaprosiła mnie na weekend w góry. Wynajęła dla nas jeden pokój i liczyła na amory”

Redakcja poleca

REKLAMA