„Dowiedziałam się, że mam 4-letnią wnuczkę. Mój syn zrobił dziecko jakiejś przypadkowej dziewczynie”

kobieta która dowiedziała się że jest babcią fot. Adobe Stock, pikselstock
Byłem u niej, mamo. Jest cudowna. Nazywa się Iga. W przedszkolu nie dają sobie z nią rady. Ma zdarte kolana, jest pyskata i zadziorna. To moje dziecko! Zakochałem się od pierwszego wejrzenia.
/ 29.06.2021 15:33
kobieta która dowiedziała się że jest babcią fot. Adobe Stock, pikselstock

Mój syn od zawsze sprawiał problemy. Oczywiście, bardzo go kochałam, jak to matka, ale nie miałam wątpliwości, że liczne skargi nauczycieli nie są bezpodstawne. Bartek to był żywioł! Wciąż pakował się w kłopoty. Nie było tygodnia, żeby czegoś nie wywinął. Jak nie wybite okno sąsiada podczas gry w piłkę, to dziura w nowych spodniach albo podbite oko w walce o honor koleżanki. Pobudki Bartka zawsze były szlachetne, jednak ich realizacja pozostawiała wiele do życzenia. Liczyłam, że z wiekiem trochę się naprostuje, ale wcale tak nie było. Chłopak całe dnie brzdąkał na gitarze i nucił jakieś ponure ballady, wieczory spędzał w pubach, a weekendy na rockowych koncertach. Nie dało mu się przemówić do rozsądku.

Jakoś zdawał z klasy do klasy, ale o sukcesach naukowych nie mogło być mowy. Matury nie zdał.
Co ja z tobą mam?! Czemu niczego nie traktujesz poważnie? Życie nie polega na ciągłej zabawie – załamywałam ręce.
– Spokojnie, kiedyś dorosnę – śmiał się tylko, a ja kręciłam bezradnie głową.

Ciekawe kiedy? Miał już dwadzieścia lat, a pomysłów na przyszłość żadnych. Powiedziałam, że czas, by podjął pracę i zaczął dokładać się do domowego budżetu, skoro nie zamierza kontynuować edukacji.
– Już mam robotę, będę barmanem u Ryśka. Powiedział, że idealnie się nadaję.

Nic dziwnego. Bartek spędził w tym pubie pół życia. Mimo wszystko ulżyło mi trochę, że pomyślał w ogóle o pracy.
Miałam nadzieję, że nie wyrzucą go po tygodniu. Całe szczęście tak się nie stało. Bartek naprawdę się starał. Chodził do pracy regularnie i nigdy nie narzekał. Może to był jedyny możliwy zawód dla niego? W dodatku okazało się, że całkiem popłatny, po doliczeniu napiwków zarobki mojego syna były nawet lepsze niż moje. Kiedy Bartek zaczął robić zakupy i płacić niektóre rachunki, odczułam ulgę. Zaczęłam wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

Zrobił badania, by upewnić się, że to jego dziecko

Po kilku latach Bartkowi udało się odłożyć sporą sumę pieniędzy. Wtedy postanowił wziąć kredyt i kupić sobie mieszkanie. Ucieszyłam się, że idzie na swoje, choć w głębi duszy czułam, że będzie mi brakować tego hulaki. Wprowadzał w moje monotonne życie odrobinę szaleństwa. Teraz zapanował w domu taki porządek, że nie miałam co robić po powrocie z pracy. Owszem, zdarzało się, że syn wpadał na obiad, ale te krótkie wizyty to nie było to samo. Nie miałam jednak wyjścia, musiałam się przyzwyczaić do życia w pojedynkę.

Czas płynął szybko, miałam wrażenie, że znacznie szybciej niż dawniej. U mnie niewiele się zmieniało. Gdyby nie pory roku, chyba nie zauważałabym upływu lat.
Któregoś wieczoru Bartek wpadł do mnie bardzo niespokojny.
– Nie jesteś dziś w pracy? – zapytałam zaskoczona.
Wziąłem wolne. Musiałem pomyśleć.
– Nad czym? – poczułam niepokój.

Zawsze się obawiałam, że jego rozrywkowy tryb życia w końcu doprowadzi do problemów ze zdrowiem. Poza tym pub to alkohol, podejrzane towarzystwo, kto wie, może i narkotyki. Oczywiście natychmiast dopadły mnie najczarniejsze wizje.
Bartek spojrzał na mnie i oznajmił:
Wygląda na to, że zostałaś babcią.
– Judyta jest w ciąży?
– Nie – zaprzeczył.

Nic z tego nie rozumiałam. Dopiero od kilku miesięcy spotykał się z Judytą, a już jakaś inna dziewczyna miała mieć z nim dziecko?
Mam córkę, która ma cztery lata – oznajmił. – Dopiero niedawno się dowiedziałem. Nie będę ci mydlić oczu… To owoc przygody na jedną noc. Dziecko jest moje, to pewne. Zrobiłem badania i właśnie odebrałem wyniki.
– Mój Boże… Bartek! Co ty opowiadasz? Masz czteroletnie dziecko?

Kiwnął głową. Powiedział, że dwa tygodnie temu przyszła do niego jakaś dziewczyna i pokazała mu zdjęcie małej dziewczynki. Od razu domyślił się, co jest grane. Mała była do niego podobna jak dwie krople wody. Jej mama uparła się jednak, żeby zrobił badania. Chciała, by miał pewność co do ojcostwa, bo przyszła po alimenty. Nie spodziewała się ani nie oczekiwała niczego więcej. Zależało jej tylko na pieniądzach, bo miała kłopoty finansowe. Bartek na wszystko się zgodził, jednak postawił warunek – chciał poznać małą.
– Byłem u niej, mamo. Jest cudowna. Nazywa się Iga. W przedszkolu nie dają sobie z nią rady. Ma zdarte kolana, jest pyskata i zadziorna. Kiedy przyszedłem i zapukałem do drzwi, otworzyła i wiesz co powiedziała: „A pan do kogo?”. To moje dziecko! Zakochałem się od pierwszego wejrzenia.

Słuchając go, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że zachowuje się jak nastolatek. Był taki przejęty! Zaczęłam aż współczuć matce, że na „przygodę na jedną noc”, jak ujął to Bartek, wybrała taki materiał genetyczny. Zaśmiałam się w duchu z tej myśli.
Czy ona wie, że jesteś jej tatą?
Bartek zaprzeczył. Powiedział, że jej mama na razie sobie tego nie życzyła. Uważa, że Bartek musi mieć stuprocentową pewność, że chce być obecny w jej życiu, inaczej nie ma sensu, by w ogóle ją informować.
– Ty to masz, synku, szczęście! Wygląda na to, że na matkę swojego dziecka wybrałeś rozsądną kobietę. Dobrze się zastanów, czy na pewno chcesz wchodzić im w życie z butami, burzyć świat tej dziewczynki. Pamiętaj, że ona ma już cztery lata…
– Nie mam wyjścia, mamo. To moja córka!

Przyznałam mu rację. Kiedy zobaczyłam jego twarz, gdy mówił o Igusi, taką rozjaśnioną i wesołą, wiedziałam na pewno, że coś się w nim zmieniło, kiedy poznał małą.
Od tamtego dnia Bartek dzwonił do mnie niemal codziennie. Widywał się z Igą i jej mamą każdego dnia. O Judycie nie wspomniał już ani słowem. Chyba się rozstali. Nie mógł za to przestać opowiadać o swojej kochanej córusi. Jej mama, Marta, szybko przekonała się, że Bartkowi zależy na kontakcie z córką, i powiedziała jej prawdę. Iga przyjęła to całkiem naturalnie. Bartek był zachwycony. Chodził z nią na plac zabaw i przechwalał się, jaka jest odważna. Nie boi się najwyższych zjeżdżalni, szybko biega, daleko skacze. Skądś znałam te wszystkie osiągnięcia. Miło mi było jednak słyszeć tę dumę w jego głosie.
– Chciałbym, żebyś ją poznała, mamo. Marta nie ma nic przeciwko, już pytałem.
– Naprawdę? – zapytałam poruszona.

Świadomość tego, że gdzieś tam jest moja wnuczka to jedno, ale możliwość porozmawiania z nią, poznania się, to już prawdziwy krok milowy. Szczerze mówiąc, marzyłam o tym, odkąd Bartek powiedział, że ma dziecko. Podobno miłość do wnucząt jest jeszcze intensywniejsza niż do własnych dzieci, a jednocześnie wolna od wszelkiej odpowiedzialności. W tym przypadku to prawdziwe błogosławieństwo!
– Podpowiem ci, że mała uwielbia żelki. Wiesz, takie małe gumowe cukierki…
Umówiliśmy się na spotkanie w następny weekend. Byłam podekscytowana i wystraszona. Bardzo się cieszyłam, że poznam wnuczkę, ale miałam też mnóstwo obaw. A jeśli mała mnie nie polubi? Jeśli nie będzie chciała do mnie podejść? A jeśli powie, że ma już inną babcię? Cóż, będę się musiała z tym pogodzić.

Bartek umówił się z Martą i Igą w lodziarni. Przyszłam na czas. Już z daleka zauważyłam, że dziewczynka, która siedzi obok mojego syna, jest jego kopią. Na żywo była do niego jeszcze bardziej podobna niż na zdjęciach. Choć nie mogli być tam dłużej niż pięć minut, Iga już miała wielką plamę po lodach na białej sukieneczce.
Wzruszyłam się, kiedy nazwała mnie babcią
Igusia okazała się dziewczynką uroczą i zadziorną, a rozmowa z nią to była prawdziwa przyjemność. Błyskawicznie złapałyśmy wspólny język. Nie ukrywam, że bardzo pomogły w tym żelki w kształcie misiów.
– Babciu, pójdziesz ze mną na plac zabaw? – zapytała w pewnej chwili.
Wzruszyłam się, słysząc po raz pierwszy, jak nazywa mnie babcią.
– Oczywiście, skarbie.

Iga była niezwykle żywiołowa. Nie miałam wątpliwości, że energię odziedziczyła po tatusiu. Patrzyłam na nią zachwycona, ale kątem oka spoglądałam też na Bartka. Wyglądało na to, że stara się przypodobać Marcie. Nie wiedziałam, czy jest szansa, aby cokolwiek z tego było, ale sam fakt, że coś robi w tym kierunku, bardzo mi się podobał.
Ostatnio mój syn wspomniał, że planuje otworzyć własną knajpę. Wiem, że marzył o tym od zawsze, ale brakowało mu motywacji. Czyżby Iga była dla niego motywacją? Ta mała dziewczynka całkowicie go zmieniła. Dzięki niej wszystko zaczęło się układać.
A może nie chodzi tylko o Igę? Bartek i Marta coraz częściej spotykają się tylko we dwoje. Bardzo mnie to cieszy – nie tylko dlatego, że w tym czasie to ja zajmuję się wnuczką… Odzyskałam radość życia i energię, której mi zabrakło, gdy zostałam sama. Kto by pomyślał, że mój niesforny syn i jego wybryki – a raczej urocza konsekwencja jednego z wybryków – stanie się dla mnie źródłem radości? 

Czytaj także:
„Przez wypadek straciłam urodę, męża i pracę. Sprawcy mojego nieszczęścia za to mają się wspaniale”
„Przyjęłam do domu bezdomnego mężczyznę. Dałam mu szansę, a on skradł to, co miałam najcenniejsze – moje serce”
„Chciałem adrenaliny, przygody. Ona jak mi na złość zaszła w ciążę, a ja nie jestem gotowy na pieluchy”

Redakcja poleca

REKLAMA