„Dostałam dom w spadku i wywołałam wilka z lasu. Matka z zawiści prawie zniszczyła moje małżeństwo”

zdumiona córka fot. iStock, dikushin
„Teraz rozwścieczona rozdarłam się, a on nie pozostał dłużny. W efekcie on poleciał do Turcji sam, a ja wróciwszy na dworzec, wsiadłam w najbliższy pociąg do domu. Byłam zdecydowana na rozwód”.
/ 02.10.2023 18:30
zdumiona córka fot. iStock, dikushin

Mama zawsze potrafiła załatwić wszystko. Kiedy za czasów PRL w sklepach było pusto, u nas w domu nie brakowało niczego, ponieważ mama pracowała w sklepie. Nawet jak czasy się zmieniły i obfitość wszelakich dóbr zniszczyła peerelowską arystokrację sklepową, ona wciąż była Machiavellim naszej szarej rzeczywistości. I kiedy mama mi oświadczyła, że zamieszkam w segmencie obok, uwierzyłam jej.

– Ty chyba uważasz swoją mamę za cudotwórczynię – powiedział mój narzeczony, kiedy mu przekazałam nowinę. – Przecież tam mieszka ktoś inny i raczej nie wygląda na to, że zamierza się wyprowadzić.

Teoretycznie Mietek miał rację

Od ponad piętnastu lat mieszkałam z rodzicami na ładnym osiedlu szeregowców położonym na obrzeżach miasta, tuż przy uroczym lesie. Sześć piętrowych segmentów wyposażonych było w wielki strych, piwnice i ogródki. Największe kawałki zieleni miały oczywiście domy narożne. My niestety mieszkaliśmy obok.

W sąsiadującym z nami narożnym segmencie mieszkało bezdzietne małżeństwo. To znaczy mieli kiedyś dwoje dzieci, ale córka umarła w wieku sześciu lat na raka, a syn zginął w wypadku motocyklowym jak miał dwadzieścia dwa lata.

Nie wyobrażam sobie, co ci ludzie przeszli. Stracić dwoje dzieci! Szok. Horror. Trudno się dziwić, że państwo Tomaszewscy nie należeli do specjalnie towarzyskich osób.
Moja mama czasami wpadała do pani Małgorzaty i wspierała ją w trudnych momentach, a kiedy wracała, opowiadała nam o jej cierpieniu, i o tym, jak zaniedbuje dom.

Z relacji mojej mamy wynikało, że pan Stefan był jednym wielkim chodzącym smutkiem i że śmierdziało od niego, ponieważ prawdopodobnie z tej rozpaczy się nie myje. Tak, moja mama była kobietą o podwójnej osobowości. Raz pojawiał się anioł o szczodrym sercu, a raz wredna, złośliwa jędza.

Mnie bardzo podobał się ogród państwa T. Zawsze kochałam grzebać się w ziemi i już wyobrażałam sobie, co bym mogła tam posadzić. A gdybym mieszkała blisko mamy, mogłabym podrzucać jej przyszłe wnuki, by ta mogła je rozpieszczać.

– Byłoby tak cudownie – wzdychała mama, gdy zdarzało nam się rozmawiać o tym, co by było, gdyby.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie i powiedziała, że są wielkie szanse na to, że dostanę segment T. w prezencie ślubnym.

– Ale jak? – zatkało mnie. W tym czasie od trzech lat mieszkałam w centrum miasta w dużej kawalerce Mietka, bo stamtąd miałam blisko na studia. – Wyprowadzają się?

– Niezupełnie – mama jakby się zawahała. – Pan Stefan został aresztowany, podobno zrobił coś strasznego, pobił Małgosię i ta trafiła do szpitala. Niestety, nie przeżyła. Słyszałam, że policja dostała anonimową informację.

– I bardzo dobrze, że ludzie wiedzą, co to jest obywatelski obowiązek – zadudnił głęboki głos mojego ojca.– Szkoda tylko, że anonimowo, jakby się czegoś wstydził.

– Pewnie ten ktoś nie chciał, by go ciągano po sądach – odparła moja mama. – No i niektórzy zaraz nazwaliby go donosicielem i zatruli życie. W naszym kraju postawy obywatelskie w ogóle nie są doceniane – zagrzmiała świętym oburzeniem.

Sąsiad, który potrzebował pieniędzy na adwokatów, postanowił dom sprzedać. I wtedy rodzice go kupili. Niestety, adwokaci nie zdołali go wybronić. T. został skazany głównie dzięki zeznaniom świadka. Dla mnie szokiem było to, że w tej roli wystąpiła moja mama.

– Małgosia, to znaczy pani T., wstydziła się o tym mówić komukolwiek, ale mnie kilka razy zwierzyła się z tego, że mąż znowu ją pobił. Pokazywała mi nawet siniaki – zeznawała mama w sądzie pod przysięgą. – Byłam najbliższą jej osobą na tym świecie po tym, jak umarły jej dzieci – mówiła i otarła łzę, która spłynęła jej po policzku.

Gdy pytałam mamę, dlaczego nigdy nic nam nie powiedziała o tym, co dzieje się za ścianą, odparła, że obiecała przyjaciółce, że nie wyda jej tajemnicy. Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. Od tej strony mojej matki nie znałam. Ale podobało mi się to bardziej niż jej plotkarska wersja, którą pokazywała o wiele częściej.

Anioł i jędza w jednej osobie

Wyszłam za mąż za Mietka pod koniec marca. Do segmentu wprowadziliśmy się dwa miesiące później, gdy wynajęta ekipa zakończyła remont generalny. Dom pachniał nowością, drewnem, farbami. Ogród przyzywał mnie świeżo skopaną ziemią, błagając o sadzonki i nasiona.

Pamiętam, że pierwszego dnia po wprowadzeniu stałam przy szeroko otwartym oknie na piętrze w sypialni, wdychając zapach wiosny i czując przepełniające mnie szczęście. Wielką obietnicę cudownego życia. I wtedy nagle z hukiem zatrzasnęły się za mną drzwi. Tak mocno, że wyleciała z nich szyba, rozbijając się na drobne kawałeczki. Kolejny hałas. Myślałam, że dostanę ataku serca. Opadłam na łóżko, cała się trzęsąc i próbując uspokoić szaleńczo bijące serce.

Na dodatek dostałam mdłości i nie udało mi się opanować torsji. Kiedy po dłuższej chwili się uspokoiłam, musiałam posprzątać pościel i materac. To zdarzenie odcisnęło swoje piętno na moich odczuciach względem podarowanego przez rodziców domu. Od razu przestałam się w nim czuć dobrze. Co więcej, byłam pewna, że on mnie też nie polubił.

Może jak zajdę w ciążę?

Lato tego roku było nadspodziewanie gorące, lecz w naszym w domu było cały czas zimno, jakby tkwił w jakiejś chłodnej bańce, odgradzającej go od ciepłego świata. Na dodatek odnosiłam wrażenie, że cały czas ktoś mnie obserwuje. W kuchni, gdy gotowałam, w łazience, gdy się kąpałam, w ogrodzie, gdzie pieliłam i sadziłam. W sypialni, gdy próbowałam zasnąć.

Znacie takie dziwne wrażenie? Skóra jakby marszczyła się na karku, a włoski unosiły do góry… Odwracacie się, a tam ktoś patrzy, dziwne wrażenie. Jednak kiedy ja się odwracałam, to za mną nikogo nie było, a osobliwe uczucie wcale nie znikało.
Gorzej, z dnia na dzień pogłębiało się, a wkrótce dołączył do niego lęk. Najpierw był jego niewyraźny cień, lekki niepokój, miałam wrażenie ruchu na granicy widzenia, gdzieś tuż za kątem oka. Ale niepokój przerodził się w stan zagrożenia i natarczywy lęk. Nieustannie miałam ściśnięte serce i lodową kulę w żołądku.

Coraz częściej nocowałam u rodziców, bo gdy zasypiałam w swoim łóżku, natychmiast nawiedzały mnie koszmary. Nie pamiętałam, co mi się śniło, a jedynie uczucie ogromnego żalu, wściekłości, i wrażenie, jakby ohydne macki oblepiały mój mózg.

Budziłam się i od razu dostawałam ataku torsji. Pozbywałam się z żołądka całego jedzenia, a i tak mdłościom nie było końca. Kończyły się dopiero, gdy całkiem opadałam z sił i nie byłam w stanie nawet się ruszyć. Zaczęłam chudnąć. Słabnąć. Ale wszystkie badania były w porządku. Nie byłam w ciąży, nie jadłam nic trującego.

– Wiesz, Stefan T. też nie wyglądał na truciciela – mama przekonywała mnie tak długo, aż w końcu uległam i zrobiłam testy. Na koniec trafiłam do psychiatry, a ten stwierdził, że to z nerwów.

Może jakoś przetrwałabym to, gdyby nie Mietek. Zmienił się. Zaczęliśmy się kłócić. Zauważyłam, że żłopie coraz więcej piwska i z energicznego faceta zmienia się w kanapowca, któremu zaczyna rosnąć piwny brzuch. Z obietnicy cudownego życia po kilku miesiącach nie zostało nic.

– Może jak zajdziesz w ciążę, wszystko się odmieni? – powiedziała pewnego dnia mama.

Był koniec kwietnia, ciepło, kwitły drzewa. Cały świat szykował się do przyjęcia nowego życia, a ja byłam zmęczona, niewyspana i miałam tak zjechane nerwy, że nieustannie byłam na granicy wybuchu.

– Cudownie, do tego wszystkiego co jest, mam dołożyć jeszcze ciążę, a potem dziecko? – warknęłam. – W czym mi to ma pomóc? Myślisz, że Mietek nagle zmieni się w odpowiedzialnego ojca i przestaniemy się kłócić? Nie sądzę. Na pewno nie w tym domu.

– Co ty mówisz, moje dziecko? – mama załamała ręce.

I wtedy przestałam się kontrolować

– Nienawidzę go tak bardzo, jak on nienawidzi mnie! Chcę do kawalerki Mietka! Tam byliśmy szczęśliwi! – wyrzuciłam z siebie i się rozbeczałam.

Rodzice uznali, że wykupią nam dwutygodniowe wczasy w Turcji. Mieliśmy odetchnąć, nabrać dystansu, no i wskrzesić miłość między nami. Rodzice mieli nadzieję, że wrócę w ciąży i że w końcu wszystko się ułoży. Wsiedliśmy do pociągu do Warszawy. Lot mieliśmy z Okęcia.

Nie wiem, o co pokłóciliśmy się na lotnisku. O to, że obejrzał się za jakąś dziewczyną? Kiedyś, za dawnych czasów, razem z nim podziwiałabym urodę dziewczyny albo dowcipnie skomentowała uwagi o nadbagażu. Teraz rozwścieczona rozdarłam się, a on nie pozostał dłużny. W efekcie on poleciał do Turcji sam, a ja wróciwszy na dworzec, wsiadłam w najbliższy pociąg do domu. Byłam zdecydowana na rozwód.

Była północ, kiedy cicho otworzyłam drzwi do rodziców. Do siebie nie zamierzałam wracać. Było ciemno. Uznałam, że śpią. Wyszłam do ogrodu, chciałam odetchnąć wonią świeżo skopanej ziemi. I wtedy zobaczyłam, że w moim domu, w salonie, pali się migotliwe światło świec. Zdziwiłam się i zaniepokoiłam. Włamywacze? Weszłam na taras. Przez szybę zobaczyłam, jak moja mama siedzi przy stole

– Mamo? – odezwałam się zdumiona. – Co ty tu robisz?

– Dziecko to moja wina, że wam się źle wiedzie. 

– Coś ty zrobiła? Czy ty… Czy na pewno powiedziałaś w sądzie prawdę? – wyjąkałam.

– Przyznam się, obiecuję. Skłamałam. Nigdy nie widziałam, że Stefan bił Małgosię. Rozpuściłam tę plotkę i zawiadomiłam policje, bo chciałam tego domu dla ciebie córeczko. Kłamałam jak z nut, a prawda była inna. Małgosia od dawna chorowała, była słaba, nie miała na nic siły, gdy szła do łazienki, niefortunnie potknęła się i spadła ze schodów, widziałam to przez okno, tak samo jak to, że Stefan próbował jej pomóc. Zawiadomiłam pogotowie, a resztę historii już znasz. Przepraszam, to wszystko, to moja wina!

Mama zrobiła, co obiecała, i wkrótce Stefan T. został zwolniony z więzienia, a ona po wyjawieniu wszystkiego dostała wyrok za składanie fałszywych zeznań. Tata sprzedał dom i wyprowadził się z osiedla. Nie był w stanie spojrzeć sąsiadom w oczy. Wciąż zastanawia się nad rozwodem.

Ja i Mietek przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski i w końcu odnaleźliśmy na nowo szczęście. Mam nadzieję, że pewnego dnia znów będę mogła w nocy spokojnie spać.

Czytaj także:
„Zazdrościłam Joli, że Lucek jest takim kochającym ojcem i mężem. Prawda o nich wyrwała mnie z kapci”
„Mój kochanek cały czas kłamał, że nie sypia już z żoną. Rzucił mnie błyskawicznie, gdy ona zaszła w ciążę”
„Wyszłam za mąż za babiarza, bo nie chciałam zostać sama z brzuchem. Po 50 latach historia zatoczyła koło”

Redakcja poleca

REKLAMA