„Zarabiałem kasę, zamiast wychowywać córkę. Gdy zachorowałem, poczułem, że jestem dla niej obcym facetem”

smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, goodluz
„Żona dbała o mnie, woziła na terapię, nawet specjalnie wzięła na jakiś czas zwolnienie. Ale Ania… Prawie ze mną nie rozmawiała, unikała mnie. Gdy o coś pytałem, odpowiadała zdawkowo, zbywała mnie. Sądziłem, że nie jest przyzwyczajona do mojej obecności w domu, że moja choroba ją przeraziła”.
/ 02.10.2024 15:00
smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, goodluz

Pamiętam tamten dzień, gdy jechałem do szpitala onkologicznego po wyniki badań. Słoneczny, ciepły… Przed oczami miałem całe swoje życie. Żonę, córkę…

To był wyrok

Starałem się być dobrej myśli, bo miałem 45 lat i życie przed sobą. Zaczęło się niewinnie. Czułem się osłabiony, przemęczony, często bolała mnie głowa. Kładłem to na karb przepracowania, szybkiego życia. Od lat pracowałem w korporacji, żyłem w biegu, do tego dojeżdżałem do pracy prawie sto kilometrów w jedną stronę.

Początkowo brałem środki przeciwbólowe i „ratowałem się” suplementami. Ale było coraz gorzej. W końcu postanowiłem pójść do lekarza. Zrobiłem rutynowe badania. Białe plamy wirowały mi przed oczami. Głos doktora słyszałem jakby zza szyby…

– Gdyby pan pojawił się wcześniej, rokowania byłyby lepsze…. – dotarło do mnie.

– Ale… – chciałem coś powiedzieć, jednak głos uwiązł mi w gardle.

– Wiem, to trudne – powiedział lekarz.

– Panie doktorze… Ja… To niemożliwe! Jestem za młody. Mam żonę, córkę…

– Przykro mi, rak nie zagląda w metrykę – usłyszałem. – Proszę jednak nie martwić się na zapas, są nowoczesne terapie, które mogą pomóc w walce z chorobą.

„Nie martwić się? Łatwo mu powiedzieć. On jest zdrowy? A ja?!”. Wyszedłem z gabinetu na miękkich nogach. Roztrzęsiony, załamany. Chciałem zadzwonić do kogoś, wywrzeszczeć złość, wykrzyczeć swój strach, ale nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu, jakby żelazna obręcz ściskała mi gardło. Nie umiałem się w tym wszystkim odnaleźć, przynajmniej na początku.

Potem przyszedł czas determinacji, walki z rakiem.

Ciągle miałem nadzieję

Przestałem pracować, nie byłem w stanie. Żona mnie wspierała, była przy mnie. Ale Ania, moja córka, pozostawała z boku. Była jakby wycofana. Wtedy myślałem, że bardzo to przeżywa i dlatego mnie unika. Walka z rakiem okazała się cięższa, niż się spodziewałem. Nie pomogły nowoczesne leki sprowadzane z zagranicy. Pojawiły się przerzuty do węzłów chłonnych.

Przez kilka tygodni świat przestał dla mnie istnieć, ból zagłuszał wszystko. Mój onkolog skierował mnie na operację. Potem przyjmowałem chemioterapię, wypadły mi włosy… Jednak wciąż przepełniała mnie nadzieja, że może jakimś cudem wywinę się śmierci.

Cieszyłem się, gdy mogłem opuścić szpital i na resztę terapii dojeżdżać. W końcu wróciłem do rodziny. I tu czekał mnie największy zawód. Odkąd pamiętam w domu byłem gościem. Dużo pracowałem, wracałem późno. Żona ogarniała wszystko, miały z Anią swój rytm dnia. A teraz? Teraz czułem się kulą u nogi, przeszkodą…

Żona dbała o mnie, woziła na terapię, nawet specjalnie wzięła na jakiś czas zwolnienie. Ale Ania… Prawie ze mną nie rozmawiała, unikała mnie. Gdy o coś pytałem, odpowiadała zdawkowo, zbywała mnie. Sądziłem, że nie jest przyzwyczajona do mojej obecności w domu, że moja choroba ją przeraziła.

W ogóle nie znałem córki

Któregoś dnia, gdy wróciła ze szkoły, zacząłem z nią poważną rozmowę. Wyjaśniłem jej, jakie są rokowania, co może się jeszcze wydarzyć.

– Chcę być przy was, blisko… Brakuje mi tego – powiedziałem.

Ania patrzyła w okno. Nie mogłem się nadziwić, jak szybko dorosła. Siedziała przede mną mała kobietka – moja córka. Poczułem nagle, jak wiele mi umknęło przez czas, który poświęciłem na pracę.

– Teraz? – zapytała surowo. – Teraz chcesz być blisko. A gdzie byłeś przez te wszystkie lata, kiedy dorastałam?

– Kotku… Ja… pracowałem, żebyś miała wszystko to, co masz.

– Myślałeś, że tego chciałam? Wyjazdów na narty, nurkowania i markowych ciuchów? To chyba mnie nie znasz

Spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami, w których pojawiły się łzy i ciągnęła dalej:

– Czy chociaż raz zastanawiałeś się, czego tak naprawdę potrzebuję? Nie! – krzyknęła. – A ja chciałam tylko mieć tatę! Tobie nigdy nie przeszło przez gardło słowo „kocham”. Ciebie po prostu nie było – wstała i wyszła z pokoju.

To był cios w serce. Rozpłakałem się jak dziecko. Ania miała rację, nie mogłem siebie nazwać nawet „weekendowym” ojcem, bo w weekendy też pracowałem, tyle że w domu, przy komputerze. Teraz miałem ogromne poczucie winy. Mnóstwo pytań krążyło mi po głowie.

„Dlaczego zmarnowałem tyle czasu? Czy warto było aż tak się spalać? Co jest w życiu najważniejsze? Czy potrzeba aż takiego bodźca, jakim jest choroba, żeby to zrozumieć?”.

Spoglądając na chmury i przebijające się przez nie promienie słońca, obiecałem sobie, że dam radę, że wyzdrowieję dla Ani. Przecież mój czas jeszcze nie może się skończyć. Mam tyle do nadrobienia!

Maciej, 45 lat

Czytaj także: „Jestem bogata, więc pomagałam biednym sąsiadom. Zamiast to docenić, prosili, by ich nie upokarzać”
„Rodzice byli artystami z pustym portfelem. Gdy zamiast pędzla i dłuta wybrałem karierę, wyparli się mnie jak obcego”
„50 lat byłam pewna, że nie mam ojca. Dopiero, gdy dostałam spadek, okazało się, że matka całe życie kłamała”

Redakcja poleca

REKLAMA