„Mąż po 5 latach zostawił mnie dla ciężarnej kochanki. Później sama wpadłam w sidła żonatego i zostałam kochanką”

Mąż zostawił mnie dla ciężarnej kochanki fot. Adobe Stock, auremar
„Gwarantuję pani, że on ode mnie nie odejdzie. Za bardzo kocha Julitkę. Nie jest pani pierwsza, dla której chwilowo stracił głowę. I pewnie nie ostatnią”.
/ 10.04.2024 14:31
Mąż zostawił mnie dla ciężarnej kochanki fot. Adobe Stock, auremar

Ufałam mężowi bezgranicznie. Dlatego, kiedy powiedział mi, że odchodzi, myślałam najpierw, że to jakiś żart.

– Aniu, ja nie żartuję. Nawet nie wiesz, jak mi przykro, ale nie mogę inaczej. Spotykam się z kimś. Dorota pracuje w naszym banku. Spodziewa się dziecka – Daniel patrzył się nieobecnym wzrokiem w okno.

– Popatrz na mnie. Słyszysz, popatrz – krzyczałam. – Powiedz mi, patrząc prosto w oczy, że masz kochankę, której zrobiłeś dziecko. Ty draniu. Jak mogłeś tak postąpić.

– Nic na to nie poradzę. Zakochałem się. Ty byłaś ciągle zajęta, tylko praca i praca. Dorota w każdej chwili mogłaby z niej zrezygnować. Marzy o ciepłym domu, dzieciach – Daniel jak gdyby nigdy nic wstał z fotela, podszedł do szafy i wyjął z niej walizkę.

– Dziś zabiorę tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Jutro wezmę resztę. Spotkajmy się w przyszłym tygodniu, żeby ustalić warunki rozwodu. Nic od ciebie nie chcę, zabierz mieszkanie, samochód...

Wszystko to mówił bez emocji, bez cienia zażenowania całą sytuacją. I wyszedł. Tak po prostu – zamknął za sobą drzwi.

Gdzie popełniłam błąd?

Przecież pobraliśmy się z wielkiej miłości. Przez prawie 5 lat naszego małżeństwa byliśmy naprawdę szczęśliwi. Czy gdybym zdecydowała się na dziecko, zamiast otwierać biuro księgowe, zatrzymałabym Daniela przy sobie? Zanim sama sobie odpowiedziałam na to pytanie, zeszłam z chodnika na pasy, by przejść na zielonym świetle na drugą stronę i...

– Matko Boska, kobieto, co ty robisz?! – dobiegły mnie krzyki z tyłu.

Chciałam się obejrzeć, ale nie zdążyłam. Prosto na mnie najechało auto. Siła uderzenia nie była wprawdzie duża, ale i tak poczułam przeszywający ból w nodze. Potem zemdlałam.

– Proszę pani, halo, proszę pani. Słyszy mnie pani? – jakiś męski głos wyrwał mnie gdzieś z daleka.

Otworzyłam oczy. W ramionach trzymał mnie postawny mężczyzna.

– Czy ja nie żyję? Gdzie jestem? – zapytałam przestraszona.

– Żyje pani, żyje. Na szczęście nie ruszyłem za szybko, kiedy nagle weszła pani na czerwonym na świetle na pasy – powiedział już mniej sympatycznym tonem. – Co też pani odbiło? Coś panią boli?

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie mogę ruszać nogą.

– No tak, chyba jest złamana – powiedział mężczyzna. – Zawiozę panią do szpitala. Szkoda czasu, by czekać na karetkę.

Zanim zdążyłam zareagować, wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. W szpitalu lekarz stwierdził, że prawa noga jest złamana, a lewa mocno poobijana. Miałam też liczne siniaki na całym ciele.

– Coś pani poradzę, niech pani zostawi tego drania, co pani to zrobił i zwiąże się ze mną. Przy mnie włos z głowy pani nie spadnie – lekarz próbował flirtować.

Mnie jednak wcale nie było do śmiechu.

– Panie doktorze, Tomaszu... – zerknęłam na plakietkę, którą miał przyczepioną do fartucha. – To nie mąż sadysta mi to zrobił. Owszem, był draniem, bo zostawił mnie dla kochanki w ciąży, ale nigdy nie podniósł na mnie ręki. Weszłam na czerwonym świetle na pasy. O, proszę bardzo – wskazałam na mężczyznę, który mnie przywiózł do szpitala i właśnie stanął w drzwiach gabinetu – ten pan na mnie najechał, a potem przywiózł prosto do pana.

– Przepraszam – powiedział zawstydzony lekarz. – Gips prawdopodobnie trzeba będzie nosić miesiąc, może trochę dłużej. Jeszcze raz przepraszam, do zobaczenia...

– No i co ja teraz z panią zrobię? Przecież sama pani do domu nie pójdzie. A z tego, co niechcący usłyszałem, na męża też nie ma pani co liczyć. Zawiozę panią do domu. Mam na imię Sebastian.

Nie mogłam tego słuchać. Rozpłakałam się. Sebastian przytulił mnie.

– No już dobrze, proszę nie płakać. Wszystko się ułoży – powiedział ciepło.

I ułożyło... Nawet nie wiem kiedy, ale mężczyzna, który omal mnie nie zabił, stał mi się niezwykle bliski. Tego dnia, kiedy przywiózł mnie ze szpitala, wstąpił na kawę. Następnego dnia, zupełnie nieproszony, przywiózł mi zakupy na śniadanie. Kolejnego dnia znów odwiedził, i znów.

Hania, moja wspólniczka z firmy, szybko zauważyła, że coś musiało się w moim życiu wydarzyć.

– Zupełnie nic nie mówisz o Danielu. Anka, o co chodzi? – zapytała, kiedy wpadła do mnie w odwiedziny.

– To wszystko przypomina scenariusz komedii romantycznej. Wpadam facetowi prosto pod koła, on zawozi mnie do szpitala, potem coraz częściej odwiedza, całuje... – mówiłam jednym tchem.

– Całuje?! – przerwała mi Hania. – Fiu, fiu, chyba kobieto się zakochujesz.

Popukałam się mocno w czoło. Miłość w tej chwili nie była mi w głowie. Jednak to prawda, Sebastian stawał mi się coraz bliższy. Nie pytałam go o nic. Wiedziałam tylko, że sprzedaje samochody, ma własny warsztat. Lubiłam jego towarzystwo, to w tej chwili było dla mnie najważniejsze.

Następnego dnia, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi, byłam pewna, że Sebastian znów zrobił mi jakąś niespodziankę. Otworzyłam. Przede mną stała obca, młoda kobieta. Trzymała za rękę małą dziewczynkę.

– Dzień dobry. Mam na imię Ewa, a to moja córeczka Julitka. Jestem żoną Sebastiana. Chyba zna go pani? – zapytała, lustrując mnie od stóp do głów.

Zamarłam. Sebastian miał żonę?! Nie mogłam złapać tchu. Poprosiłam, aby weszły. Nie chciała.

– Proszę zostawić mojego męża w spokoju. Wiem, że jest atrakcyjnym mężczyzną. Wiem też, że lubi flirtować. Wychodząc za niego miałam tego świadomość – mówiła Ewa. – Gwarantuję pani, że on ode mnie nie odejdzie. Za bardzo kocha Julitkę. Nie jest pani pierwsza, dla której chwilowo stracił głowę. I pewnie nie ostatnia.

Gdy tego samego dnia pojawił się Sebastian, już w drzwiach mu powiedziałam:

Nigdy więcej nie chcę cię widzieć. Wracaj do żony i córki. Nie ma w moim życiu dla ciebie miejsca. Zapomnij, że kiedykolwiek się poznaliśmy.

Potem pół wieczora ryczałam

Przez tydzień Hania przynosiła mi zakupy. Ona też zawiozła mnie na zdjęcie gipsu. Podszedł do mnie ten sam lekarz, który mnie wtedy przyjmował.

– Jeszcze raz przepraszam za tamten głupi żart – powiedział, czerwieniąc się.

– O, pan Tomasz – uśmiechnęłam się. – Miło mi. Nic się nie stało. A tak z ciekawości to muszę pana o coś zapytać. Bo odnoszę wrażenie, że wszyscy żonaci faceci to flirciarze. Czy pan też jest żonaty?

Poczuł się wyraźnie zmieszany.

– Nie, jakoś do tej pory nie udało mi się spotkać właściwej kobiety. Na żadną nie najechałem samochodem, ani rowerem – znów zażartował.

A potem, kiedy zdejmował mi gips, w pewnej chwili przerwał i zapytał:

– Jeśli zrobię to szybko i bezboleśnie, obieca mi coś pani?

Byłam zaskoczona.

– Dobrze, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie to nieprzyzwoita propozycja – uśmiechnęłam się, widząc, że znów się czerwieni.

Chwilę nad czymś się zastanawiał, jakby się bał zapytać.

– Czy umówi się pani ze mną na kawę? – wreszcie nabrał odwagi.

– Skoro jest pan wolny tak, jak ja, to czemu nie. Tylko mam kolejny warunek.

Podniósł na mnie wzrok i czekał, aż wyjaśnię, o co chodzi.

– Ja do tej kawy stawiam ciastka – powiedziałam.

Czytaj także:
„Do mieszkania sąsiadów ciągle ktoś próbował się włamać. Złodzieje dali się skusić plotce o ukrytym skarbie”
„Wpadłem w finansowe tarapaty, więc wziąłem pożyczkę na dziecko. Z chciwości straciłem pieniądze i córkę”
„Rodzice zdecydowali za mnie, kim zostanę, gdy dorosnę. Teraz jestem im wdzięczna”

Redakcja poleca

REKLAMA