Mój mąż umarł młodo, a ja zostałam samotną matką i wdową w jako 35-latka. Z niewielką pensją i trójką dzieci w wieku 12, 7 i 6 lat było mi ciężko, ale łożyłam każdy grosz w ich wychowanie i edukację. Moja ciężka praca się opłaciła: dzieci pokończyły studia, pozakładały swoje rodziny, a ja... zostałabym sama, gdyby nie to, że mój najstarszy syn zaproponował, bym z nimi zamieszkała.
Nie chciałam pchać się im na głowę. Mieli własne nastoletnie dzieci, pracę, jego żona niezbyt mnie lubiła, po co im więc dodatkowo staruszka, która niedołężniała z każdym rokiem? Gdy w wypadku na schodach swojego bloku złamałam nogę, wiedziałam jednak, że nie mam nic do gadania. Marcin powiedział, że mają duży dom i nikomu nie będę przeszkadzać. Taką miałam nadzieję, jednak okazało się, że rzeczywistość była zupełnie inna.
Przez 5 lat moja synowa codziennie dawała wyraz swojemu niezadowoleniu z mojej obecności. Słyszałam czasem, jak się kłócą, jednak syn zawsze stawał po mojej stronie. Rodzice jego żony, Sabiny, byli dużo młodsi ode mnie. Gdy ja już byłam od kilkunastu lat na emeryturze, oni ciągle byli aktywni, żwawi i pełni życia.
Wszystko zmieniło się w kilka sekund
Marcin miał wypadek. Ciężki wypadek, z którego nie wyszedł. Był taki młody, miał jeszcze tyle życia przed sobą... Przepłakałam miesiąc, ale mimo wszystko... Wydawało mi się, że śmierć Marcina zbliży mnie i jego żonę do siebie. Bardzo się myliłam.
Nie minęły dwa miesiące, a Sabina oświadczyła mi, że mam się pakować i wynieść z jej domu. JEJ DOMU! Już nie domu jej i jej męża. Jej własnego, prywatnego królestwa, w którym nie było miejsca na starą, schorowaną teściową. Nie rozumiałam, jak mogła mnie tak potraktować. Gdybym jeszcze była zupełnie nieprzydatna! Ale ja robiłam, co mogłam, by jakoś wynagrodzić im swoją obecność. Sprzątałam, gotowałam, zostawałam z dzieciakami, gdy chcieli gdzieś wyjść tylko we dwójkę. A ona i tak traktowała mnie jak intruza!
Jeszcze kilka lat temu uniosłabym się honorem i spakowała manatki, ale dziś... Szczerze mówiąc, nie mam za co. Mimo przepracowanych kilkudziesięciu lat mam bardzo skromną emeryturę, a znaczna jej część idzie na leki. Mam 77 lat, problemy z reumatyzmem i sercem. Nie mam swojego mieszkania, a pozostała dwójka moich dorosłych dzieci mieszka za granicą. Domy opieki są jeszcze droższe. I co mam zrobić? Iść spać na ulicę?
Sabina nie chce słuchać nikogo. Mnie, swoich dzieci, moich dzieci... Uparła się, że po śmierci Marcina dom należy tylko do niej i to ona decyduje, kto może w nim mieszkać. Powiedziała mi prosto w oczy, że nie chce niańczyć obcej osoby. Obcej! Płakałam po tym przez cały wieczór. Robiłam wszystko dla niej i jej dzieci, a ona wyrzuca mnie z domu jak stary mebel...
Rodzeństwo Marcina oburzyło się na wieść o tym, co planuje Sabina, ale jakoś im nie spieszy się z tym, by pomóc mi rozwiązać tę sytuację. Póki co średni syn zaprosił mnie na jakiś czas do siebie, do Anglii, ale wiem, że nie ma warunków ku temu, by przyjąć starą, schorowaną matkę. A ja naprawdę nie chcę być dla nich ciężarem...
Więcej prawdziwych historii:
„Mój ukochany sprzątał i gotował… tylko do ślubu. Z dnia na dzień zapomniał, jak wstawić pranie i zrobić jajecznicę”
„Nienawidziłam ojca, bo zostawił mnie i mamę. Chciałam zniszczyć mu życie, nie zasługiwał na szczęście”
„Syn nazywa tatą kochanka mojej żony. Ja harowałem za granicą, a oni żyli razem na mój koszt…”