„Do dziś spłacamy tysiące euro za feralne wakacje. Nieznajomość prawa przyniosła mandat, który zrujnował nas finansowo”

Moja siostra przyjęła zaręczyny po kilku tygodniach znajomości fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Nie mogłam w to wszystko uwierzyć! W jednej chwili nasze cudowne wakacje zmieniły się w prawdziwy koszmar. Zostaliśmy wysadzeni z własnego samochodu z bagażami i dwójką przerażonych dzieci. I ze świadomością, że policja skieruje wniosek do urzędu skarbowego, przy okazji pobierając jeszcze słoną opłatę za postępowanie”.
/ 30.05.2023 14:30
Moja siostra przyjęła zaręczyny po kilku tygodniach znajomości fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

– A kto wyjeżdża do pracy do Austrii? – zdziwiła się moja ciotka, kiedy usłyszała, że mój mąż został zatrudniony przez austriacką firmę z Wiednia. – Londyn, Irlandia, to rozumiem! Tam jest już tylu Polaków!

– Ale wuj Michała mieszka w Wiedniu i to on załatwił mu tę robotę – ucięłam dyskusję.

Nie chciało mi się tłumaczyć ciotce, że mąż w Austrii będzie pracował w swoim zawodzie, jako kreślarz w biurze projektowym, a nie na zmywaku w Anglii, gdzie pewnie by wylądował, bo nie zna angielskiego. Za to niemiecki opanował doskonale i to już jako dzieciak. Jego dziadek był Austriakiem i zadbał o to, aby jego synowie, a potem wnuki znały jego ojczysty język, mimo że zdecydował się zamieszkać razem z ukochaną żoną w Polsce, w Krakowie. Praca w wiedeńskiej firmie spadła nam po prostu jak z nieba!

Dostałem takie warunki, że lepszych nie potrzeba! Kochanie, ja wiem, że będzie nam ciężko żyć  z dala od siebie, ale pomyśl: dzięki temu spłacimy kredyt! – mąż był w euforii, ja w nieco mniejszej.

Nie wyobrażałam sobie życia na odległość

Tak, pieniądze były nam potrzebne, ale za jaką cenę?

– Przecież Wiedeń wcale nie jest tak daleko! To tylko pięć godzin jazdy samochodem z Krakowa. Możesz do mnie przyjeżdżać na weekendy. Zresztą zobaczymy, pomyślimy, może za jakiś czas wszyscy tam zamieszkamy? Dzieci by poszły do austriackiej szkoły... – snuł plany Michał.

Oboje jednak zdawaliśmy sobie sprawę, że w najbliższym czasie te marzenia raczej się nie spełnią. Przecież miałam w Polsce rodziców, którzy wymagali opieki, nie mogłam ich zostawić.

– Jakoś to będzie! – podsumował sytuację mąż.

Wakacje mieliśmy spędzić razem w Austrii. I faktycznie, jakoś to było. Często rozmawialiśmy przez telefon i za pośrednictwem Skype’a. Czasami nawet przez cały wieczór miałam włączoną kamerkę w komputerze ustawionym w dużym pokoju, żeby Michał mógł obserwować mnie i dzieci, i mieć poczucie, że uczestniczy w naszym życiu. Niestety, nie odwiedzaliśmy siebie tak często, jak początkowo zamierzaliśmy. Bilety na samolot czy pociąg sporo kosztowały, podobnie jak paliwo do samochodu. Chociaż obliczyliśmy, że jeślibym jechała samochodem z dwójką naszych dzieci do Wiednia, to podróż kosztowałaby nas wtedy taniej. Michał zostawił mi samochód, nie zabrał go za granicę, chociaż w Polsce to on był naszym głównym rodzinnym kierowcą.

– Po co mi w Wiedniu auto? To tylko pomnoży koszty. Po mieście nie będę nim jeździł, bo przecież dużo taniej wychodzi metro. Zresztą tam i tak nie ma gdzie zaparkować. A wycieczek poza miasto nie zamierzam robić. Tobie w Polsce samochód bardziej się przyda – stwierdził.

Miał rację i chociaż początkowo nie używałam auta zbyt często przyzwyczajona do tego, że mąż nim jeździ, to wkrótce stwierdziłam, że bez niego to jak bez ręki.

Było mi bardzo pomocne

Kiedy wybierałam się z dzieciakami na wakacje do męża, było jasne, że przyjadę samochodem.

Pozwiedzamy sobie trochę Austrię – zapowiedział zadowolony Michał.

Pamiętam dobrze, jaka byłam tamtego dnia szczęśliwa,  że znowu wszyscy jesteśmy razem. Naszym dzieciom, Kasi i Kamilkowi także udzieliła się euforia. Nie kłócili się, jak to mają w zwyczaju, tylko nawet śpiewali razem jakąś piosenkę, kiedy wyruszaliśmy na wakacyjną wyprawę. Na rogatkach Wiednia stała policja i sprawdzała samochód za samochodem.

– Rutynowa kontrola – Michał nie przejął się tym ani trochę.

Ja również się nie denerwowałam. No bo niby czym? Przecież mąż był trzeźwy, miał w porządku papiery... – tak sądziłam. Policja wiedeńska jednak uznała inaczej. Sprawdzili prawo jazdy Michała, wrzucili jego nazwisko do komputera i wyszło im, że od roku jest zameldowany w Wiedniu. Musiał się tam zameldować, bo od tego zależało jego pozwolenie na pracę.

– A dlaczego nie przerejestrował pan swojego samochodu? – zapytał nagle policjant.

Mąż popatrzył na niego zbaraniałym wzrokiem.

– A dlaczego miałbym go przerejestrowywać? Przecież ja go tutaj nie używam, żona jeździ nim w Krakowie – odparł.

– W Krakowie? Przecież widzę, że pan jest w Wiedniu i auto także jest w Wiedniu – policjant patrzył na Michała surowym wzrokiem. – Jest pan kierowcą, ma pan tutaj meldunek, powinien był pan auto przerejestrować w czasie nieprzekraczającym miesiąca od momentu otrzymania meldunku w naszym kraju.

– Ale przecież tłumaczę panu, że ja wprawdzie jestem w Austrii, ale auto zostało w Polsce i żona nim jeździ! – Michał zaczął podnosić głos.

Mąż zaczynał się denerwować.

To nie wróżyło niczego dobrego...

– Panie władzo… – zaczęłam nieśmiało swoim niezbyt dobrym niemieckim, ale policjant zmierzył mnie takim wzrokiem, że od razu umilkłam.

„Boże, on jest takim służbistą! Zaraz wyciągnie z tego konsekwencje, że podróżujemy nieprzerejestrowanym autem! Tylko jakie? I na jakiej podstawie?” – przebiegło mi przez głowę. A no na takiej podstawie, że Austriacy mają prawdziwego hopla na punkcie swoich obywateli, którzy migają się od płacenia podatku drogowego i podatku ekologicznego. Ten pierwszy płaci się za każdym razem, przy wykupywaniu austriackiego OC, ten drugi opłaca się jednorazowo, rejestrując auto w tamtym kraju. Nie są to małe sumy, więc podobno Austriacy migają się od nich, jak tylko mogą. A już szczególnie usiłują ich unikać obcokrajowcy pracujący w tym kraju. Tymczasem przepisy mówią, że wszystkie pojazdy wwiezione na teren Austrii i następnie w Austrii używane powinny zostać najpóźniej w ciągu jednego miesiąca przerejestrowane na austriackie numery. I nie ma zmiłuj!

Ponieważ Michał miał meldunek w Wiedniu, to na nic zdały się nasze tłumaczenia, że auto jest używane w Polsce i wjechało do Austrii tylko na dwa tygodnie. Prawo austriackie bowiem stanowi, że jeśli właściciel samochodu, a to mąż jest właścicielem wpisanym w dokumenty wozu, jest zameldowany w Austrii, to zostaje automatycznie przyjęte, że używa samochodu na stałe na terenie tego kraju. I skoro nie dopełnił obowiązku przerejestrowania, to należy mu się mandat. Pięć tysięcy euro!

– Ile? Boże, takie pieniądze! Przecież ten samochód nie jest wiele więcej wart! – złapałam się za głowę.

Oczywiście, nie mieliśmy przy sobie takich pieniędzy, bo kto nosi tyle gotówki w portfelu. Dysponowaliśmy jedynie kwotą 200 euro na zaliczkę. Niestety, ponieważ nasze auto podczas kontroli policyjnej, która wykryła nieprawidłowości, zostało uznane za niedopuszczone do ruchu na terenie Austrii, zabrano nam kluczyki, dokumenty i…

Odholowano auto na policyjny parking

Nie mogłam w to wszystko uwierzyć! W jednej chwili nasze cudowne wakacje zmieniły się w prawdziwy koszmar. Zostaliśmy wysadzeni z własnego samochodu z bagażami i dwójką przerażonych dzieci. I ze świadomością, że policja skieruje wniosek do urzędu skarbowego, który zajmie się ściągnięciem z Michała zaległej kwoty za mandat, przy okazji pobierając jeszcze słoną opłatę za postępowanie. W sumie, razem z podatkiem ekologicznym, który wyniósł nas prawie 16% wartości naszego auta, bo takie są austriackie przepisy, suma wszystkich kar przekroczyła wartość naszego auta.  Na nic się jednak zdała moja rozpacz, na nic usiłowania męża, aby się odwołać od tej decyzji austriackich władz. Zapłaciliśmy za to, że nie znaliśmy tamtejszego prawa. I pomyśleć, że gdybym to ja kierowała samochodem tego feralnego dnia, to pewnie by nikt nie sprawdził dokumentów Michała i pewnie by się nam upiekło... 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA