„Dla rodziny zrezygnowałem z pracy wyjazdowej. Ale w domu nikt mnie nie doceniał - traktowali mnie jak służbę”

mężczyzna załamany brakiem kontaktu z rodziną fot. Adobe Stock, Monkey Business
Miało być zupełnie inaczej: radość i szczęście. Wspólne rozmowy, gry planszowe, czytanie książek – wszystko, co utraciłem, abyśmy mogli szybciej spłacić kredyt. Tymczasem córka była zajęta podejmowaniem gości i pławieniem się w hałasach rodem z huty stali, syn zachowywał się jak przybysz z kosmosu, a żona…
/ 10.05.2021 09:17
mężczyzna załamany brakiem kontaktu z rodziną fot. Adobe Stock, Monkey Business

Ponad dwa lata żona ciosała mi kołki na głowie, żebym zmienił robotę wyjazdową na stacjonarną, bo rodzina zapomina, jak wyglądam, a teraz co? Mam wrażenie, że po prostu cieć był tu potrzebny; zajmuję się głównie obsługą drzwi. O, znowu ktoś dzwoni, a wszyscy konsekwentnie w swoich pokojach. Tatuś ma najbliżej, to się pofatyguje, proste.

– Ruszże się, Jacek! – wydarła się wreszcie żona z łazienki. – To pewnie do Malwiny.

No tak, jak do Malwiny, to już lecę. Wszak córcia nie ma szans czegokolwiek usłyszeć przez łomot, który dobiega zza jej drzwi. Za naszych czasów też słuchaliśmy muzyki, ale wtedy była jakaś melodia, a nie kakofonia dźwięków jak w hali fabrycznej.

– Dzieńbry – za drzwiami stał pryszczaty młokos, przestępując z nogi na nogę. – Malwina jest?

Jezu, jaki wielki! Czy młoda została fanką koszykówki, tylko ja nic jeszcze o tym nie wiem?

– Zaraz zobaczę – burknąłem.

Niech sobie poczeka. Będzie mnie tu mierzył z góry, arogancki gówniarz.

– Oj, tato, po prostu wpuszczaj, ludzie znają drogę – Malwina przewróciła oczami.
– Nie podoba się kamerdyner, to sama otwieraj – burknąłem.
– Uczę się matmy na jutro – wyjaśniła. – Poza tym, masz bliżej.

Jeszcze może kanapeczki jaśnie panience podać? Ledwo ta się zamelinowała z pryszczatym, wylazł ze swojej norki Bartuś. Jak słowo daję, nie rozumiem tego dzieciaka: jeszcze rok temu łaził za mną i męczył, żeby z nim w coś pograć, a teraz mam wrażenie, w ogóle nie jarzy, kim jestem. Siedzi cały dzień w namiocie zrobionym pod stołem i nie rusza się stamtąd bez dziwacznej czapy z zajęczymi uszami.

– Słuchaj, Dorotka, może on ma coś z głową? – zapytałem ostatnio, gdy zaczął się przechadzać po domu, machając wyciągniętą przed siebie ręką. – Wiesz, jak ten chłopiec z „Innych”, który widział zmarłych…
– Po prostu ma taką fazę – ślubna wzruszyła ramionami. – Etap rozwojowy, Jacku. To minie.

Tymczasem Malwina wstawiła wodę na gaz i, oczywiście, o tym zapomniała. Służba ma jeszcze herbatkę podać? Niedoczekanie.

– Woda się gotuje – rzuciłem, uchylając drzwi do jej pokoju, a ta skoczyła na mnie jak wariatka.
– Puka się, ojciec, nie słyszałeś o tym?!
– Na drugi raz po prostu wyłączę – zapowiedziałem. – I może niech twoi goście wkładają buty na półkę, co? Potknąłem się, a to takie kajaki, że jakbym wpadł do środka, to w życiu byście mnie nie znaleźli.
– Może to byłoby wyjście – burknęła.
– Czy wy się znowu kłócicie? – żona raczyła wreszcie wyjść z łazienki.
– To tylko ojciec błyszczy dowcipem.
– Kto błyszczy? – znienacka zmaterializował się przy nas Bartuś. – Ja chcę zobaczyć!
– Nikt, kochanie – Dorota zmierzwiła mu włosy. – To była przenośnia.
– To ja chcę małego kotka! – synek wykrzywił buzię w podkówkę. – Obiecałaś, że mi kupisz, jak tatuś wreszcie z nami zamieszka. Nie wierzyłem własnym uszom.
– Chcecie mi do obowiązków ciecia dołożyć jeszcze sprzątanie kuwety?!

Miało być zupełnie inaczej: radość i szczęście

Wspólne rozmowy, gry planszowe, czytanie książek – wszystko, co utraciłem, abyśmy mogli szybciej spłacić kredyt. Tymczasem córka była zajęta podejmowaniem gości i pławieniem się w hałasach rodem z huty stali, syn zachowywał się jak przybysz z kosmosu, a żona…

– Gdzie ty się właściwie wybierasz? – w końcu dodałem do siebie długie siedzenie w łazience, makijaż i kurtkę, którą właśnie wkładała.
– Zawsze w środy o szóstej wyprowadzamy z dziewczynami razem psy, mówiłam ci przecież.
– Mam dla ciebie złą wiadomość, Dorotka – oparłem się o ścianę. – Nie mamy psa.
– Bardzo śmieszne – skrzywiła się. – One mają i to wystarczy. Za pół godzinki będę z powrotem.
– To co ja mam robić?
– Bo ja wiem? Może kolację przygotujesz? – rzuciła. – I nie bocz się, przecież pracuję zdalnie i muszę się czasem spotkać z ludźmi, nie?

I tyle ją widzieli! A Malwinka, chociaż nigdy nie słyszy dzwonka u drzwi, natychmiast wystawiła głowę ze swojej jamy i poprosiła o kanapki dla siebie i Roberta. Tylko bez kiełbasy, bo on jest wege. Zagotowało się we mnie, ale z kim się miałem kłócić, skoro znów nikogo nie było? Padłem na fotel, włączyłem telewizor i zanurzyłem się w opowieść o wielkich ssakach sawanny.

– Tata, to jest słoń – poinformował Bartek i poszedł dalej, machając ręką.

Postanowiłem zwołać po kolacji rodzinną naradę

Zgłoszę swoją obecność, której jakoś nikt nie zauważył, chęć, której nikt nie docenił ,i na pewno coś wymyślimy, żeby życie rodzinne wróciło do normy. Że niby ja się wszystkich czepiam?! Co ona mówi?! Po programie przygotowałem kolację i nawet zaniosłem Malwinie kanapki. Wróciła Dorota, wykąpaliśmy razem Bartka i położyliśmy go spać.

– Kiedy ten cały Robert sobie pójdzie? – straciłem wreszcie cierpliwość. – Ósma godzina!
– Malwina ma siedemnaście lat – przypomniała żona. – Zresztą, w czym ci ten chłopak przeszkadza?

Powiedziałem, że chciałem pogadać. Tak dalej przecież nie może być! Wróciłem i należy ustalić nowe zasady, żebym się nie czuł w domu jak cieć. Nic, tylko wpuszczam, wypuszczam, otwieram, zamykam – to jakiś obłęd! Nikt się mną nie interesuje, nikt nie pogada, nic nie robimy razem. To po to zrezygnowałem z lepszych zarobków we Wrocławiu?

– Nie zrezygnowałeś, tylko zamknęliście filię – przypomniała żona.
– Nie to jest sednem problemu, kobieto! – wkurzyłem się.
– To może jutro, co? – Dorota sięgnęła po pilota. – Teraz mam serial.
– Jasna cholera, kobieto – wyrwałem jej z r
ęki cholerne ustrojstwo. – Rodzina nam się sypie, a tobie telenowele w głowie!

– A o czym tu rozmawiać? – prychnęła. – Chcesz, to coś zorganizuj, wymyśl, znajdź sobie niszę. To twoja wina, że stałeś się potrzebny jedynie jako cieć, co nie? Masz coś do zaoferowania, to do dzieła, kochanie. Bo na razie tylko się czepiasz i dosrywasz wszystkim naokoło.

– Co? – zatkało mnie. – Cały dzień się użeram z petentami na kamerce, nie będziesz mi jeszcze ty żalów wylewał – dorzuciła i włączyła telewizor, rozsiadając się na sofie.

Czytaj także:
Byłam w poprawczaku, ale wyszłam na ludzi
Każdy weekend musieliśmy spędzać z teściami...
Latami wypieraliśmy, że mój brat ma schizofrenię

Redakcja poleca

REKLAMA