Nadszedł wieczór. Gaduła Henia z sąsiedniego łóżka wreszcie usnęła, więc postanowiłam trochę poczytać. Ledwie jednak otworzyłam książkę, gdy zadzwonił telefon.
– Babciu, to ja, Jasiek! – usłyszałam głosik swojego sześcioletniego wnuka
– Cześć, Jasiu! Jak miło, że dzwonisz. Stęskniłeś się za babcią? – ucieszyłam się.
– I to jak! Codziennie pytam mamę, kiedy w końcu wyjdziesz z tego szpitala. A ona tylko, że wkrótce i wkrótce.
Co to znaczy?
– Że już niedługo, ale jeszcze dokładnie nie wiadomo kiedy. Jestem chora…
– No wiem, przecież widziałem jak upadłaś i jak przyjechało pogotowie – zająknął się mały. – Ale przed moimi urodzinami wyzdrowiejesz?
– Nie jestem pewna… Zobaczymy…
– Jak to zobaczymy? Przecież obiecałaś, że zabierzesz mnie do parku dinozaurów. Zapomniałaś już? – spytał zawiedziony.
– Oczywiście, że nie, ale…
– W takim razie musisz wyzdrowieć! Pamiętasz, co powiedziałaś? Że zawsze dotrzymujesz słowa. Więc dotrzymaj! – przerwał mi i zanim zdążyłam coś powiedzieć, przesłał mi buziaka na dobranoc i się rozłączył.
Odłożyłam komórkę i próbowałam wrócić do czytania. Ale nic z tego nie wychodziło. Nie potrafiłam się skupić się na książce. W uszach ciągle brzmiały mi słowa wnuczka. Tak, to prawda. Obiecałam mu, że w dniu urodzin zabiorę go do parku z ruchomymi dinozaurami. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że niedługo potem znajdę się w szpitalu… To było dwa tygodnie temu. Jak zawsze odebrałam Jaśka z przedszkola i zabrałam do siebie. Odkąd moja córka Kinga wróciła do pracy, to ja popołudniami zajmowałam się małym. Robiłam to z radością i wielką przyjemnością.
Wnuk był moim oczkiem w głowie
Uwielbiałam czytać mu bajki, opowiadać różne historie. Najbardziej lubił te o dinozaurach. Nie mam pojęcia, skąd mu się wzięła fascynacja tymi pradawnymi gadami, ale mógł słuchać o nich godzinami. Zaopatrzyłam się więc w odpowiednie książki, trochę podszkoliłam w temacie, no i czytałam i opowiadałam. Wnuk był zachwycony. Tamtego popołudnia też usiedliśmy nad książkami o dinozaurach. Właśnie zaczęłam opowieść o stegozaurze, gdy zrobiło mi się słabo. Przestraszona osunęłam się na sofę.
– Babciu, co ci jest? – przeraził się wnuk.
– Nic, nic, to przez tę pogodę. Raz upał jak na pustyni, zaraz potem chłód. Zwariować można. Poleżę chwilę i wszystko będzie w porządku – uspokoiłam go.
– Aha, to sobie leż. A mogę ci powiedzieć, jakie jest moje największe marzenie?
– Oczywiście! – Chciałabym pojechać do parku ruchomych dinozaurów. Kolega z podwórka chwalił się, że był. I że tam jest bardzo fajnie. Mówiłem mamie i tacie, żeby mnie zabrali, ale powiedzieli, że teraz nie mają czasu – posmutniał.
– To ja cię zabiorę. W twoje urodzinki. Wsiądziemy w pociąg i pojedziemy na cały dzień. Podoba ci się taki prezent?
– Podoba, i to jak! – aż podskoczył. – Ale na pewno mnie zabierzesz?
– Obiecuję. A przecież wiesz, że ja zawsze dotrzymuję słowa – uśmiechnęłam się.
Czułam się coraz gorzej, ale postanowiłam tego nie okazywać. Nie chciałam, żeby wnuk się znowu przeraził. Córka przyszła po Jaśka godzinę później. Gdy tylko przekroczyła próg, mały natychmiast zaczął opowiadać o naszych urodzinowych planach.
– Naprawdę chcesz go zabrać do tego parku? Przecież to daleko. Umęczysz się – spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– A tam, od razu umęczę. Sił mi na szczęście jeszcze nie brakuje – dziarsko wstałam z sofy.
I wtedy poczułam potworny ból w piersiach. Nie mogłam złapać powietrza, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostatnie, co zapamiętałam, to przerażona twarz córki i krzyk wnuka. A potem już nic.
Zapadłam w czarną otchłań
Obudziłam się w szpitalu. Okazało się, że miałam zawał. Oczywiście byłam przerażona, ale początkowo starałam się odganiać złe myśli. Tłumaczyłam sobie, że nie mnie jednej coś takiego się przytrafiło, że ludzie po zawale szybciutko odzyskują siły, wracają do normalnego życia. Ale po kilku dniach moja wiara w szczęśliwe zakończenie zaczęła słabnąć. Innych zawałowców wypisywano do domu, a ja ciągle leżałam w szpitalu. I zamiast lepiej czułam się coraz gorzej. Oddychałam z trudem, przy każdym ruchu bolało mnie serce. Na dodatek byłam tak słaba, że nie miałam nawet siły zwlec się z łóżka. By pójść do łazienki, musiałam prosić o pomoc pielęgniarkę lub panią Henię, sąsiadkę z sali. Pytałam lekarzy, kiedy wreszcie mój stan się poprawi, ale mnie zbywali.
Mówili tylko, że leczenie już przynosi efekty, że będzie dobrze. I że powinnam sama już wstawać, chodzić do toalety, spacerować po korytarzu. Bo leżeniem tylko wpędzam się w chorobę. Doprowadzało mnie to do białej gorączki! Jak miałam wstawać, skoro nie mogłam utrzymać się ma nogach?! Nie wierzyłam w ani jedno słowo, które do mnie mówili. Byłam przekonana, że ukrywają przede mną prawdę, że jest ze mną bardzo źle. Czułam się okropnie. Fizycznie, ale też psychicznie. Coraz częściej kołatała mi się po głowie myśl, że już nigdy nie wyjdę na własnych nogach ze szpitala, że mnie wywiozą, ale w trumnie. No i jeszcze ten telefon od Jaśka. Kompletnie mnie dobił. Mały tak bardzo na mnie liczył… A ja? Coraz mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że choćbym stanęła na głowie, to tym razem nie uda mi się dotrzymać obietnicy.
Postanowiłam, że gdy następnego dnia odwiedzi mnie córka, to poproszę ją, by jakoś wytłumaczyła mnie przed wnukiem. Przygotowała go delikatnie na to, że z naszej wspólnej wyprawy do parku dinozaurów nic nie wyjdzie. Kinga przyszła do szpitala prosto z pracy. Od razu zauważyła, że coś mnie gryzie.
– O co chodzi, mamo? Jesteś jakaś taka dziwnie zamyślona – zagaiła.
– A, bo mam problem z Jaśkiem. Nie dam rady uczcić jego urodzin tak jak to sobie zaplanowaliśmy. Jest mi przykro, ale nic na to nie poradzę. Czuje się coraz gorzej, na wszystko brakuje mi sił… Nie wiadomo, co ze mną będzie… – wydusiłam.
– Mały będzie zawiedziony – patrzyła mi prosto w oczy.
– Wiem, dlatego chcę, żebyście to wy z nim pojechali. W zastępstwie. Niech wreszcie zobaczy tego swojego ukochanego tyranozaura czy innego diplodoka. Niech chociaż on się cieszy – westchnęłam.
Córka zastanawiała się przez chwilę
– Nie ma mowy. Ani ja, ani Piotrek nie dostaniemy wolnego w pracy. Żeby chociaż urodziny Jaśka przypadały w piątek, to może udałoby się coś załatwić. Ale to wtorek, początek tygodnia. Nawet nie będziemy pytać – rozłożyła ręce.
Ależ mnie zdenerwowała! Zaniemówiłam. Jej słowa mnie zaskoczyły i oburzyły. Nie mogłam uwierzyć, że praca jest dla niej ważniejsza niż własne dziecko! Zerwałam się na równe nogi.
– Nie chcę tego słuchać! Jasiek ma spędzić urodziny w parku dinozaurów! Albo mnie popamiętacie! – krzyknęłam.
– I spędzi, ale nie z nami – odparła spokojnie.
– To z kim? – zdziwiłam się.
– Jak to z kim? Z tobą!
– Ale przecież tłumaczę ci, że bardzo źle się czuję…
– Poważnie? Owszem, jeszcze przed chwilą rzeczywiście wyglądałaś tak, jakbyś miała żegnać się z życiem. Ale teraz chyba ci się polepszyło. Zeskoczyłaś z łóżka jak kozica górska. I głos masz jakby donośniejszy. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz tak na mnie wrzasnęłaś – roześmiała się.
– No wiesz, to nie jest czas na żarty! – zdenerwowałam się.
– Ja wcale nie żartuję! To prawda, miałaś zawał, ale przeżyłaś. I wierzę, że wyzdrowiejesz. Nie rozumiem tylko, dlaczego ty w to nie wierzysz. Zawsze byłaś taką optymistką… Uczyłaś mnie, że nigdy nie należy się poddawać. A teraz co, składasz broń?
– No nie, ale…
– Żadne ale – przerwała mi stanowczo. – Umawiamy się tak. Grzecznie słuchasz zaleceń lekarzy, nabierasz sił i wracasz do domu. A potem zabierasz Jaśka do parku dinozaurów. I nie mów mi tu, że nie dasz rady. Urodziny ma dopiero za miesiąc! To mnóstwo czasu! – mrugnęła do mnie łobuzersko.
– Mnóstwo może nie, ale powinno wystarczyć – uśmiechnęłam się i choć bardzo się bałam upadku, odprowadziłam córkę do drzwi sali.
Gdy szczęśliwie wróciłam do łóżka i nakryłam się kołdrą, byłam z siebie bardzo dumna. I postanowiłam, że od jutra zacznę spacerować po korytarzu. Ten park dinozaurów jest podobno bardzo rozległy. Muszę nabrać kondycji…
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”