„Dla męża byłam tylko żywym inkubatorem. Skrupulatnie obliczał dni płodne i tylko wtedy szliśmy do łóżka”

Kobieta robiąca test ciążowy fot. Adobe Stock
„Miałam wrażenie, że mojemu mężowi za bardzo zależy na tym dziecku, a ja jestem tylko dodatkiem do jego marzenia o byciu ojcem, no bo musi być jakaś matka. Mijały miesiące, potem rok, kolejny, a testy ciążowe uparcie pokazywały jedną kreskę. Widziałam, że Robert staje się coraz bardziej sfrustrowany”.
/ 13.05.2022 15:03
Kobieta robiąca test ciążowy fot. Adobe Stock

Właściwie od dnia ślubu mój mąż naciskał na to, abyśmy jak najszybciej zostali rodzicami. Owszem, ja też marzyłam o powiększeniu rodziny, ale na spokojnie, bez presji. Co prawda nie byłam już najmłodsza, ale uważałam – dość nawinie może i romantycznie – że ciąża powinna być wynikiem miłości, namiętności, a nie zimnego planowania i kalkulowania. Miałam wrażenie, że mojemu mężowi za bardzo zależy na tym dziecku, a ja jestem tylko dodatkiem do jego marzenia o byciu ojcem, no bo musi być jakaś matka.

Wystarczy cierpliwie poczekać

Niemniej szybko ja też dojrzałam do macierzyństwa, więc zaczęliśmy się starać o dzidziusia. Ochoczo, ale niestety bez efektu. Ja, w przeciwieństwie do Roberta, przyjmowałam to spokojnie. Przecież wiele małżeństw ma podobny problem. Mijały miesiące, potem rok, kolejny, a testy ciążowe uparcie pokazywały jedną kreskę. Widziałam, że Robert staje się coraz bardziej sfrustrowany z tego powodu.

Gorliwie obliczał, kiedy mam dni płodne i seks uprawialiśmy tylko wtedy. Jakby w inne dni to była strata czasu i zbędny wysiłek. Wyszukiwał w internecie przeróżne informacje dotyczące zapłodnienia, którymi mnie raczył na dzień dobry i na dobranoc. Przez to wszystko czułam się jak środek do celu, którym było urodzenie mojemu mężowi dziecka.
– Może to moja wina? – rzucił pewnego wieczoru przy kolacji. Nie wiedziałam, co ma na myśli. – Może nie mogę mieć dzieci? – uściślił, opuścił głowę i wpatrywał się w swój talerz. Taka myśl, muszę przyznać, nie przyszła mi wcześniej do głowy. Optymistycznie zakładałam, że oboje jesteśmy zdrowi. Ale może faktycznie któreś z nas było bezpłodne?
– Zrobię badania – powiedział bardzo cicho, wstając od stołu.

On nie chce mnie, chce mojego brzucha

Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo nienaturalnie szybko wyszedł z pokoju. Przez kolejne dni panowała między nami napięta atmosfera. Nie miałam odwagi poruszać tematu płodności, a i Robert nie kwapił się, by mówić o swoich badaniach. Odetchnęłam z ulgą, kiedy pewnego wieczoru oświadczył:
– Wszystko jest ze mną w porządku. A potem spojrzał na mnie przeciągle.
– Myślisz, że… że to ja mam problem? – wydukałam w końcu. Nie odpowiedział, tylko patrzył. Tak dziwnie, znacząco i ponaglająco.
– Dobrze. Umówię się z lekarzem – powiedziałam słowa, na które czekał.

Czułam się rozczarowana jego zachowaniem. Chyba to zauważył.
– Tak bardzo bym chciał, żebyśmy byli pełną rodziną. Zawsze marzyłem o dzieciach.
– Wiem, kochanie.
– Ale jeśli się to okaże niemożliwe, to…
– To co? – znowu się zjeżyłam.
– No, są różne metody… Trochę rozmawiałem z lekarzem…
– Rozmawiałeś? Już? Nawet nie czekając na wyniki badań i nie pytając mnie o zdanie?
– Skarbie, nie denerwuj się…
– Jak mam się nie denerwować? Zależy ci tylko na tym, żebym urodziła dziecko. Nie obchodzi cię wcale to, co ja czuję. Czy ty mnie w ogóle kochasz? Czy ożeniłeś się ze mną wyłącznie dlatego, że sam sobie dziecka nie urodzisz?! Kim ja dla ciebie jestem? Czym, do cholery?! Żywym inkubatorem?
– Aniu, nie mów tak… – wyraźnie przestraszył go mój wybuch. – Wiesz przecież, że cię kocham. Bardzo cię kocham.
– Nie wiem! – warknęłam ze złością. – Od prawie dwóch lat nie kochamy się jak dwoje bliskich sobie ludzi, tylko uprawiamy seks, żeby spłodzić dziecko!
– Aniu… – szepnął błagalnie.
– Daj mi spokój. Zrobię te cholerne badania, już choćby dla samej siebie, a potem szukaj sobie jakiejś młodej dzierlatki, która urodzi ci dzieciaka. Wybiegłam z pokoju z płaczem.

Może to rzeczywiście moja wina? – żaliłam się poduszce. – Może jestem już za stara na dzieci? Roberta poznałam przed czterdziestką, zakochaliśmy się w sobie, pobraliśmy. Teraz miałam już czterdzieści dwa lata… Poszłam do ginekologa, zrobiłam potrzebne badania i okazało się, że jestem zdrowa. Tylko że to wcale nie załatwiało sprawy. W każdym razie, jak wytłumaczył mi lekarz, nie całkiem:
W pani wieku może być już problem z zajściem w ciążę i z jej donoszeniem – uprzedził. – Niemniej wiele kobiet po czterdziestce rodzi zdrowe maluchy – pocieszył mnie. Miałam całe popołudnie na zastanowienie się nad tym, co powiem mężowi. Wieczorem po kolacji powtórzyłam Robertowi słowa lekarza.
– Wychodzi więc na to, że rzeczywiście musisz poszukać sobie innej, młodszej kobiety, która urodzi ci dziecko – podsumowałam z ironią. – Bo ze mną może to być trudne. Ale skoro tak marzysz o pełnej rodzinie, nie masz chyba innego wyjścia.
– Anka, no co ty? – Robert był przerażony. – Anusiu… ja nie chcę innej. Uwierz mi! Jak coś takiego mogło ci przyjść do głowy?!

Tego wieczoru długo rozmawialiśmy

Pierwszy raz tak do bólu szczerze. I pierwszy raz od dłuższego czasu kochaliśmy się, a nie uprawialiśmy seks. Robert przestał na mnie naciskać i po prostu zaczął mi okazywać miłość i przywiązanie. Znowu czułam się kochana, doceniana, a seks sprawiał nam radość i zbliżał do siebie. Na efekty nie musieliśmy długo czekać…

Nasza Oleńka niedługo skończy trzy lata i rozwija się wspaniale. Robert jest bardzo dumnym tatusiem, a ja kocham ich oboje każdego dnia mocniej. 

Czytaj także:
„Mój mąż raz w życiu powiedział mi, że mnie kocha. Gdybym umarła, pewnie nawet nie uroniłby ani jednej łzy”
„Przez starania o dziecko prawie rozpadło się moje małżeństwo. Nic nie było dla mnie ważniejsze, nawet miłość męża”
„Nie chciałam zostawić męża i rodziny, by uciec z kochankiem. Straciłam za to ich wszystkich…”

Redakcja poleca

REKLAMA