Trzy kolejne noce po śmierci mamy budziłam się z przeświadczeniem, że ktoś jest w pokoju i chce ze mną porozmawiać. Siadałam z bijącym sercem na łóżku i wpatrywałam się w mrok. Nikogo. Byłam zła na siebie, bo do głowy przychodziło mi tylko jedno wytłumaczenie – to duch mojej matki. A przecież duchy nie istnieją! W tym okresie byłam bardzo przemęczona i znerwicowana, więc mój mąż uważał, że właśnie to jest prawdziwa przyczyna moich dziwnych nocnych stanów. Koszmary w nocy. Koszmary w dzień. To był okropny czas. Jakby ktoś nas przeklął.
Z matką nigdy nie czułam szczególnej więzi
Nigdy nie należeliśmy do zamożnych ludzi, ale wtedy w oczy zaczęła zaglądać nam bieda. Henryk stracił pracę i nie mógł znaleźć nowej. Brał jakieś zlecenia od czasu do czasu, lecz była to tylko kropla w morzu potrzeb. Ja wychowywałam dwójkę małych dzieci, jednak w tej sytuacji też musiałam iść do roboty. Znalazłam pracę kelnerki. Jak mąż siedział w domu i opiekował się dzieciakami, ja szłam do drugiej pracy – sprzątałam biura. Na szczęście kierowniczką zmiany w firmie sprzątającej była moja koleżanka, więc mogłam z nią ustalać zlecenia. Szczęście w nieszczęściu. Mimo wszystko było nam trudno, coraz trudniej… I wtedy zmarła mama.
Choć byłam jej jedynym dzieckiem, nigdy nie czułam z nią szczególnej więzi. I cokolwiek mówiła ciotka Irka, siostra mamy, nie działo się tak z mojej winy. Dla mamy najważniejsza była ona sama i jej trzeci mąż, mój ojciec. Po jego śmierci przed dziesięcioma laty odwróciła się od świata. Ciotka Irka powtarza, że jestem niesprawiedliwa. Że powinnam spróbować ją zrozumieć. Że kobieta, która była wyjątkowo piękna, która miała dwóch bogatych mężów obsypujących ją klejnotami i futrami, nie jest zwykłą kobietą. Jest boginią, i nie należy traktować jej jak zwykłej osoby. Cóż… Ciotka Irka zawsze miała hyzia na punkcie starszej siostry. Nie zdziwiłabym się, gdyby gdzieś w szafie miała ołtarzyk ze zdjęciami Heleny. Mama nie kochała mnie, lecz kochała mojego ojca. Cudownego, ciepłego człowieka, niezaradnego wrażliwca o duszy poety. To dla niego zostawiła drugiego męża, bajecznie bogatego Francuza. To jemu urodziła dziecko – mnie – bo tego pragnął. Ktoś kiedyś mnie spytał, czy nie byłam zazdrosna, że ona całą miłość, do jakiej była zdolna, dała mężowi. Nie. Bo mój ojciec dawał mi tyle miłości, że niczego mi nie brakowało. Kiedyś myślałam, że gdy czas zabierze mojej matce ostatnie ślady urody, ona zejdzie z piedestału na ziemię i dostrzeże mnie.
Może zostaniemy przyjaciółkami?
Niestety, piękna Helena na starość zmieniła się w Babę Jagę, gderliwą, złośliwą staruchę, której bały się moje dzieci. Pewnie dlatego rzadko ją odwiedzałam. Mój mąż stwierdził, że w nocy budzą mnie wyrzuty sumienia i poczucie winy, bo w ostatnich latach zostawiłam matkę samą. Jakby nie wiedział, że ona nikogo nie chciała widzieć! Kiedy dowiedziałam się o jej śmierci, czekałam na łzy. Nie nadeszły. Ale gdzieś w głębi czułam smutek, że nie byłyśmy ze sobą tak blisko, jak powinna być matka z córką. Co dziwne, dopiero stojąc przy jej grobie, zrozumiałam, czym było to uczucie, które towarzyszyło mi całe życie – ledwo zauważalne, ćmiące jak chory ząb, który co prawda nie boli, lecz i nie daje o sobie zapomnieć.
Tęsknota. Zawsze tęskniłam za matką. I nawet o tym nie wiedziałam. Po pogrzebie, gdy wszyscy już sobie poszli, padłam z wyczerpania. Położyłam się wcześniej i tylko czułam, jak Heniek nakrywa mnie kołdrą i wychodzi cicho z sypialni. Zasnęłam kamiennym snem. Obudził mnie znajomy zapach. Skąd? Nagle do mnie dotarło – to były ulubione perfumy mojej matki. Otworzyłam oczy. Chciałam usiąść, ale nie byłam w stanie – moje ciało było strasznie ciężkie, bezwładne, nie panowałam nad nim. Jakby spało. I wtedy to zobaczyłam. W lustrze szafy naprzeciwko pojawiła się mglista postać i zaczęła się zbliżać do mnie. Przerażenie postawiło na moim ciele wszystkie włoski – to było okropne uczucie, zwłaszcza że nie miałam nad sobą kontroli… Zjawa wypłynęła z lustra i nachyliła się nade mną.
Poznałam ją. Mama
Ale taka jak dawniej – piękna, z gęstymi blond włosami i wielkimi, niemal czarnymi oczami. W uszach miała przepiękne szmaragdowe kolczyki. Uniosła ramię, na którym ujrzałam bransoletę do kompletu, a na palcach stare, drogocenne pierścienie. Tę biżuterię dostała od swojego pierwszego męża. Na szyi kołysał się szafir – prezent ślubny od drugiego. Bawiłam się tymi świecidełkami jako dziecko. Było tego więcej. Kolie, sznury pereł, diamentowe kolczyki. Potem zaczęły znikać, jedno po drugim. Wiem, że matka sprzedawała klejnoty, by utrzymać rodzinę.
„Rozpal ogień w piecu”. Nie wiem, czy usłyszałam te słowa, czy je wyczułam. Zjawa jeszcze bardziej pochyliła się nade mną, zapach perfum stał się silniejszy, na policzku poczułam chłodny powiew. Pocałunek? Ona nigdy mnie nie całowała! Serce zabiło mi mocniej, chciałam się poruszyć.
„Przepraszam. Tak mi przykro”. Zjawa miała piękną twarz, twarz mojej matki. Była niby ta sama – ale nie taka sama. W jej oczach zobaczyłam ciepło, na ustach igrał czuły uśmiech. I nagle przestałam się bać. Zalała mnie tęsknota wymieszana ze smutkiem. I miłością.
„Rozpal ogień w piecu – powiedziała zjawa. – Rozpal ogień w piecu” – powtórzyła i rozpłynęła się w mroku.
Senny paraliż odpuścił, uniosłam dłoń do policzka, dotknęłam rozpalonej emocjami skóry. Nagle ogarnęła mnie taka senność, że w ciągu sekundy odpłynęłam w niebyt.
Następny ranek był dziwny
Czułam się niezwykle lekko, jakby z moich ramion i serca spadł ogromny ciężar. Jakbyśmy nie mieli kłopotów, jakby świat był znów sprawiedliwy. Dwa dni później pojawili się ludzie, którzy mieli przejąć kwaterunkowe mieszkanie mamy. Obiecałam, że przejrzę jej rzeczy i posprzątam. To nie były miłe godziny. Teraz już mogłam płakać – i przeglądając, pakując i wyrzucając rzeczy mamy, dosłownie zalewałam je łzami. W końcu zrobiłam, co trzeba, i postanowiłam wyjść. I wtedy w kącie pokoju zobaczyłam ten stary, ozdobny piec kaflowy. Zawsze uważałam, że mama ma obsesję – chociaż administracja założyła ogrzewanie gazowe, to nie pozwoliła rozebrać pieca. Nagle przypomniałam sobie słowa zjawy: „Rozpal ogień w piecu”.
Serce zaczęło mi bić jak szalone, choć nie rozumiałam powodu. Podeszłam i otworzyłam żelazne drzwiczki. Rozejrzałam się; oczywiście nie było drewna ani papierów do rozpałki. Zajrzałam więc do środka pieca. Coś tam było. Wyciągnęłam pakunek, rozwinęłam. W środku była metalowa skrzynka. Otworzyłam… I ujrzałam biżuterię mamy – wszystko to, co miała na sobie tamtej nocy zjawa. Najwyraźniej akurat tych kilku klejnotów nie sprzedała. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Pomyślałam, że mama wróciła z zaświatów, by dać mi tę biżuterię. Nigdy mi nie pomogła – do teraz. Dzięki mamie udało się nam wyjść z kłopotów finansowych. Założyliśmy małą firmę, żyjemy na przyzwoitym poziomie. Mama już nigdy do mnie nie przyszła, ale czuję, że opiekuje się mną z góry. Że trochę późno? Cóż… na to nigdy nie jest za późno.
Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”