„Dla mamy siostra była królewną, a ja wstrętnym kopciuchem. Odbierały mi wszystko, położyły łapy nawet na moim facecie”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„Dorastanie w tej rodzinie nauczyło mnie, że jestem dzieckiem 2 kategorii, ale to, co teraz odstawiały matka z Maryśką… Nie docierało do mnie, że biorę udział w tej rozmowie. Poziom absurdu przekraczał jakiekolwiek granice. Czy one naprawdę nie widzą, jak podle mnie traktują?”.
/ 06.10.2022 18:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Moja siostra jest ode mnie młodsza tylko o rok. Niecały, brakowało pięciu dni. Urodziła się jako wcześniak. W siódmym miesiącu ciąży lekarze musieli zrobić cesarkę, żeby ratować dziecko, rokowania były kiepskie, dlatego każdy dzień życia Marysi był dla rodziców cudem. W latach osiemdziesiątych takie wcześniaki często przegrywały walkę o oddech. Brakowało sprzętu, wiedzy, technologii, leków…

Fakt, że moja siostra przeżyła i nie odczuwała większych konsekwencji swojego wcześniactwa, samo w sobie było niesamowite. To naturalne, że rodzice bali się o jej życie. Mama została z nią w szpitalu, a ja byłam w domu z tatą, zaledwie roczne dziecko. I nawet nie wiedziałam, że właśnie w tamtej chwili moje dzieciństwo się skończyło. Definitywnie.

Marysia stała się pępkiem naszego świata

Najważniejszą osobą w rodzinie. Każdy dzień jej życia był świętem. Ja wciąż musiałam Marysi ustępować, bo ona jest młodsza i urodziła się jako wcześniak. Chciała klocki, którymi ja się akurat bawiłam?

Trudno, klocki były jej. Miała ochotę spać z moim misiem? Musiałam jej oddać ulubioną maskotkę, bo inaczej byłabym niedobrą dziewczynką i okropną starszą siostrą. Kiedyś popchnęłam ją, gdy chciała zabrać mi lalkę, którą dostałam od chrzestnej pod choinkę. Maryśka się rozpłakała, narobiła rabanu, ja oberwałam po tyłku i… straciłam lalkę na dobre.

– Marysia jest wcześniakiem! – powiedziała mama ostrym tonem, jakby to tłumaczyło wszystko. – Nie chciałaś się podzielić, to teraz oddasz jej lalkę na zawsze!

Nienawidziłam wtedy mojej siostry. Naprawdę jej nienawidziłam. Pamiętam to wydarzenie do dziś, a mogłam mieć góra sześć lat. Później nie wyglądało to lepiej. Obydwie chodziłyśmy do szkoły, ale tylko ja odrabiałam zadania domowe. Za siebie i za Maryśkę, bo ją bolała ręka, głowa, bo była śpiąca, bo była… wcześniakiem.

– Ona miała gorszy start niż ty. Mało nie umarła! – powiedziała mama. – A ty jesteś już w drugiej klasie, co to dla ciebie napisać kilka literek więcej?

Byłam dzieckiem, nie umiałam się zbuntować, nie wiedziałam nawet, że mogę. Zresztą to była prawda, wystarczyło napisać kilka literek i miałam spokój. Niestety z biegiem lat roboty za siostrę miałam coraz więcej i coraz bardziej mnie to bolało. Maryśka szła się bawić na dwór, a ja musiałam odrabiać za nią zadania, robić gazetki szkolne i zielniki.

Kiedy podrosłam, zaczęłam wreszcie protestować. Dla mnie było oczywiste, że jeśli Maryśka nie poćwiczy tego, co było w szkole, to się niczego nie nauczy.

– Robisz jej w ten sposób krzywdę. Nie widzisz tego? – apelowałam do matki.

Jak grochem o ścianę. Marysiątko się skrzywiło, poprosiło, rozpłakało i już dostawało, czego chciało. Wiele razy powtarzałam, że mogę pomóc jej w nauce, ale nie chcę robić wszystkiego za nią. Bo jej obowiązki domowe też spadały na mnie. Ojciec znikał na całe dnie w pracy i niewiele go obchodziło, gdy wracał. Skarżyłam mu się, nie raz, nie dwa, ale chciał mieć święty spokój, a nie wkraczać w babskie spory, wykłócać się z żoną o młodszą córkę czy stawać w obronie starszej.

Tak toczyło się moje życie

Zmuszana przez matkę, wpędzana w poczucie winy, wyręczałam siostrę niemal w każdym aspekcie życia. Oczywiście to miało swoje konsekwencje. Maryśka przynosiła piątki z prac domowych i ledwie trójki z klasówek. Nauczycielka wytknęła kiedyś matce na zebraniu, że to wygląda, jakby Marysia w domu nie pracowała samodzielnie. A mama? Zamiast się zawstydzić, zreflektować… zaprzeczyła ze świętym oburzeniem. Potem obie się z tego śmiały.

Mnie tak wesoło nie było. Tak jak kiedyś zabawki, tak teraz musiałam oddawać siostrze fajny ciuch, który wypatrzyłam na zakupach, ale jej też się spodobał, czy nowy błyszczyk, nieważne, że kupiłam go za własne kieszonkowe… Niesprawiedliwość takiego traktowania wołała o pomstę do nieba.

Jakoś przetrwałam do matury i bez wahania zdecydowałam się na studia w innym mieście. Moje wyniki były świetne, więc bez problemu dostałam się na oblegane prawo. W końcu uczyłam się za dwoje.

Znalazłam sobie miejsce w akademiku i miałam nadzieję, że wreszcie uwolnię się od mojej siostry. Ciekawe tylko, jak Maryśka zda swoją maturę, skoro od lat konsekwentnie jechała na trójach z litości i na pracach domowych, które za nią odrabiałam. Gdy matka się dowiedziała o moich planach na życie, była w szoku. Naprawdę sądziła, że do śmierci będę tyrać za tego lenia?

– Jak to: wyjeżdżasz? A kto pomoże Marysi z maturą?

Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem. Może zda tak jak ja? Radząc sobie sama?

– A skąd weźmiesz pieniądze na studia? – użyła koronnego argumentu.

– Rozmawiałam z tatą i już się zgodził. Poza tym będę sobie dorabiać po zajęciach.

Matka próbowała wpłynąć na ojca, ale pierwszy raz w życiu huknął pięścią w stół.

– Przypominam ci, że mamy dwie córki! Skoro Magda dostała się na prawo i może zdobyć prestiżowy, popłatny zawód, zamierzam ją wspierać, i koniec dyskusji. Jednego nieroba w domu starczy!

Wyjechałam, czując małą satysfakcję

Nadal tyrałam za dwie, tyle że już na własny rachunek. Wkuwałam po nocach, a popołudniami dorabiałam w sklepie, bo życie w Warszawie było kosmicznie drogie. Do domu przyjeżdżałam rzadko.

Nie miałam na to czasu, pieniędzy ani ochoty. Nie lubiłam słuchać o tym, jak ciężko moja siostra, która jest wcześniakiem i mało nie umarła, musi pracować, by zdać maturę. Flaki się wywracały. Ile można na tym jechać…

Urodzin ojca nie mogłam jednak opuścić, choćby w podziękowaniu za to, że jak obiecał, wspierał mnie finansowo. Ponieważ od kilku miesięcy spotykałam się z Jurkiem, zabrałam go ze sobą. Miałam nadzieję, że rodzice zejdą na temat mojego chłopaka, i matka daruje mi wyrzuty, jak to ją zawiodłam, porzucając młodszą siostrę na pastwę samodzielnego zdawania matury.

Nie spodziewałam się jednak tego, co się stało. Kompletnie. Kiedy zawołały mnie do kuchni, sądziłam, że potrzebują mojej pomocy przy przygotowaniu jakiejś potrawy.

– Słuchaj… ten Jurek… – zaczęła mama – całkiem fajny się wydaje. Niegłupi, miły, uprzejmy… i elegancko się ubrał. Umie się zachować…

– Dzięki – uśmiechnęłam się, nieco zdziwiona, że zamiast fali krytyki są komplementy.

– Dlatego się tak zastanawiamy… – siostra spojrzała na mnie, mrużąc oczy – co on w ogóle w tobie widzi? No wiesz, on jest super, a ty… kujonica w okularach.

– Co? – dosłownie opadła mi szczęka.

– Oj, no, nie obrażaj się, prawdę mówię. Od tego jest rodzina, by szczerze ci powiedzieć, jak jest. A jest tak, że nic, tylko się uczysz i uczysz, wcale o siebie nie dbasz.  Jakbyś się trochę pomalowała, modnie ubrała, to może nie wstyd byłoby mu się z tobą pokazać… – ciągnęła bezlitośnie. 

– Magda, po prostu martwimy się o ciebie – włączyła się matka.

– A to jakaś nowość… – mruknęłam kpiąco.

– Już nie bądź niesprawiedliwa – obruszyła się mama. – Zawsze się o ciebie troszczymy.

Mało nie wybuchnęłam śmiechem. To są jakieś kpiny! Ja… niesprawiedliwa, a one… troskliwe? No, bez jaj!

– Może on się z kimś założył, że cię wyrwie? – zasugerowała Maryśka. – A ty, choć niby taka mądra, w pewnych sprawach jesteś zupełnie głupia.

– Właśnie, właśnie – podchwyciła matka. – Zabawi się tobą, a potem rzuci albo zacznie cię zdradzać.

– Wiesz, właściwie to mogłabym pomóc ci tego się dowiedzieć… – rzuciła Maryśka. – Trochę z nim poflirtuję i wtedy się okaże, czy faktycznie świata poza tobą nie widzi. Lepiej wiedzieć od razu, niż potem się rozczarować – powiedziała z przemądrzałą miną moja młodsza siostra, a matka energicznie kiwała głową. Wszystko oczywiście z tej troski o mnie…

Nie wierzyłam. Dorastanie w tej rodzinie nauczyło mnie, że jestem dzieckiem drugiej kategorii, ale to, co teraz odstawiały matka z Maryśką… Nie docierało do mnie, że biorę udział w tej rozmowie. Poziom absurdu przekraczał jakiekolwiek granice. Czy one naprawdę nie widzą, jak podle mnie traktują?

Wychodzimy! Nie zamierzam dłużej tego znosić

I przy okazji obrażają Jurka. Mówią, że jest fajny, miły, bystry, a zarazem oskarżają go o igranie moim uczuciami, o to, że poderwał mnie dla kawału, że rzuci mnie, gdy tylko trafi się lepszy obiekt, o co nie będzie trudno, bo jestem brzydka, więc dobrze by było Jurka przetestować… Nie no, dość!

Przymknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech… i uwolniłam się. Wreszcie! Osiągnęły szczyt bezczelności i mojej tolerancji. Skończyło się, już dosyć, mam ich po kokardy. Ciągle tłumaczyłam sobie, że jest, jak jest, mogłoby być przecież gorzej, mogliby mnie bić, głodzić i zamykać w szafie.

Każda rodzina ma swoje problemy, dziwne układy, niesprawiedliwostki, jedne dzieci są ulubieńcami, inne kopciuszkami, ale… Nie, to wykraczało daleko poza normę. To było chore i nie zamierzałam w tym więcej uczestniczyć. Nawet jeśli miało to oznaczać wypisanie się z tej porąbanej rodzinki.

– Wiecie co, wsadźcie sobie swoją fałszywą troskę głęboko. Myślę, mamo, że gościliśmy tu z Jerzym wystarczająco długo, nie kłopocz się nakryciami dla nas.

Wyszłam z kuchni, odprowadzana przez pełną urazy ciszę. Zatkało je. Niestety, nie liczyłam na to, że wyciągną z tego jakieś wnioski. Przeprosin też nie oczekiwałam. Jedyne, co mogłam zrobić, to odciąć się od tego, co mi szkodziło, co mnie poniżało i wpędzało w kompleksy. To nie ja byłam tu tą złą i głupią.

– Pa, tato, polecimy już. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że prezent ci się przyda.

– Ale czemu… już lecicie? Dopiero przyjechaliście? Znowu pokłóciłaś się z mamą? Nie możesz…

– Nie, tato, nie mogę. To koniec – spojrzałam mu w oczy. – Ja tu już nie wrócę. Na pewno nie do tego domu, w którym byłam traktowana… tak jak byłam. Mogłeś udawać, że tego nie widzisz, ale fakt pozostaje faktem. Masz mój numer, dzwoń.

Jurek bardzo chciał wiedzieć, co się stało w kuchni, gdy wyszłam z niej, mieniąc się na twarzy, ale nie chciałam mu o tym mówić. Wstydziłam się. Zwyczajnie było mi wstyd za moją rodzinę. Jak niby miałam to powiedzieć, jak wytłumaczyć, że według mojej matki i siostry byłam nie dość dobra dla takiego faceta jak on, że na pewno rzuciłby mnie przy pierwszej lepszej okazji, gdyby tylko trafił na bardziej atrakcyjną dziewczynę niż ja?

Że dla mojego „dobra” Maryśka chciała przetestować jego wierność?! Jakaś paranoja. Nie chciałam wracać do rodzinnego domu nigdy więcej. Do mojej siostry i matki czułam obrzydzenie.

Maryśka nie zdała matury, co nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Podobno matka rozpowiadała w rodzinie, że to moja wina, bo nie pomogłam jej z nauką, i wzięła się za szukanie dla księżniczki dobrze sytuowanego męża. Nie prostowałam tych plotek. Co mnie obchodzi tamto życie, skoro postanowiłam się od niego odciąć?

Jurek dalej jest moim chłopakiem

Dobrnęliśmy do czwartego roku studiów i nie mamy ochoty na próbowanie nowych rzeczy, budowanie innych związków czy skakanie z kwiatka na kwiatek, by zakosztować życia, zaszaleć za młodu.

Jak donosi mi ojciec, obecnie tym się głównie zajmuje się Maryśka, za aprobatą matki. Baluje i nadal szuka odpowiedniego kandydata na męża. Jakoś nie biorą pod uwagę, że moja siostra, ze swoim roszczeniowym nastawieniem, rozpieszczona i narcystyczna, nie jest wymarzoną partią.

Na razie utrzymuje je ojciec. Gdyby nie był takim konformistą, niechętnym wszelkim zmianom, też by uciekł, jak ja, ale jemu się nie chce budować nowego życia. Lepsza stara bieda niż nowa, powtarza. Oby się nie przeliczył, jak Maryśka od tego balowania dziadkiem go zrobi.

Ale nie mój cyrk, nie moje małpy, już nie. Teraz jestem odpowiedzialna wyłącznie za siebie i za własne czyny. Moje życie jest teraz po prostu fajniejsze. I choćby nie wiem, jak było ciężkie, zawsze będzie mi się przez nie lżej szło, bez ciężaru w postaci młodszej siostry.

Czytaj także:
„Podły szantażysta chciał ode mnie wyłudzić pieniądze. Byłam w szoku, gdy okazało się, że… bardzo dobrze go znam”
„My głodni szlajaliśmy się po barach, a Joanna nie miała kogo poczęstować rosołem. Wyrzucała też całe kilogramy mięsa”
„Może po 20 latach nie chcieliśmy rzucać się na siebie co noc, ale dzieci uniemożliwiały nam intymne czułości. O, zgrozo!”

Redakcja poleca

REKLAMA