„Dla dzieci byłam problemem, dopóki nie wygrałam w totka. Wtedy przyczepili się do mnie jak rzep do psiego ogona”

rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, JackF
„– I właśnie dlatego im też nie powinnaś mówić. Wierz mi, teraz na pewno zorganizują czas na wizytę! Nie będziesz mogła się od nich opędzić! Będą dzwonić i, zanim się zorientujesz, wyciągną od ciebie ostatni grosz – straszyła mnie. – Naprawdę tak sądzisz? – Nie sądzę, tylko jestem pewna. Bogatą babcię wszyscy uwielbiają!”.
/ 18.02.2024 11:15
rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, JackF

Zaledwie kilka tygodni temu, moje życie było obrazem smutku i nędzy. 70-letnia emerytka, która od lat zmaga się z codziennymi trudnościami. Bez towarzystwa, bo mąż nie żyje, a syn, synowa i wnuczki od dawna mają mnie w nosie.

Nie mieli dla mnie czasu

Kiedyś, gdy Kasia i Zuzia były małe, syn z synową regularnie je do mnie przywozili. Wnuczki naprawdę mnie uwielbiały, to się po prostu czuło. Ale kiedy dorosły, wszystko uległo zmianie. Praktycznie przestały utrzymywać ze mną kontakt.

Spotkanie ze starą babcią na pewno nie było dla nich szczytem marzeń. Tak samo Zosia i Bartek nie widzieli w tym żadnego priorytetu. Wydawało mi się, że po prostu nie jestem już dla nich ważna. Co prawda, od czasu do czasu dzwonili, ale myślę, że tylko po to, aby upewnić się, że nadal jestem na tym świecie. Nasze spotkania były bardzo rzadkie i przeważnie miały miejsce tylko podczas rodzinnych uroczystości czy świąt. A nawet i wtedy nie zawsze, bo czasami syn wolał wyjazd w góry, niż spędzanie czasu przy świątecznym stole z matką.

Nie będę się już prosić

Nie zmieniało to faktu, że trudno było mi zaakceptować tę sytuację. Stale zabiegałam o ich uwagę, niecierpliwie czekałam na ich wizyty. Prosiłam, żeby chociaż raz na miesiąc wpadli do mnie na niedzielne śniadanie. Ale nic z tego. Ciągle mieli jakieś wymówki. „Pracujemy od rana do wieczora”, „Dziewczyny są wykończone, ponieważ mają dużo obowiązków na studiach”, „Chcielibyśmy w końcu w weekend odpocząć w domu. Musimy jeszcze posprzątać, zrobić pranie... W ciągu tygodnia nie mamy czasu”. Właśnie takie odpowiedzi dostawałam za każdym razem.

Rozgoryczenie we mnie narastało. Wiele nocy spędziłam, płacząc w poduszkę z samotności i odrzucenia. Aż kiedyś pewnego ranka coś we mnie pękło. Stanęłam przed lustrem, otarłam łzy i stwierdziłam: koniec! Zdecydowałam, że nie będę dalej prosić, błagać, namawiać. To nie była łatwa decyzja, ale zaakceptowałam fakt, że poza moim ukochanym kotkiem, jedyną osobą towarzyszącą mi w życiowej niedoli jest moja przyjaciółka Helena...

Przyjaciółka mnie namówiła

Spędzałyśmy razem mnóstwo czasu. Oglądałyśmy filmy, robiłyśmy zakupy, a w ciepłe dni relaksowałyśmy się na ławce przed blokiem, obserwując przechodniów. To właśnie przyjaciółka namówiła mnie na kupienie losu w totka.

Opierałam się, ponieważ żal mi było nawet tych kilku złotych na jedno losowanie. Każdy wie, jak niskie są obecne emerytury... Po opłaceniu czynszu i lekarstw, ledwo starczało na chleb, a czasem i na to brakowało. Ale Hela była nieustępliwa, uparta jak osioł. Sama od wielu lat skreślała kupony i, szczerze mówiąc, zazwyczaj traciła pieniądze, ale to jej nie zniechęcało.

– Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana – oznajmiła, zaciągając mnie do punktu lotto.

Planowałam sama wybrać te kilka liczb, ale nie miałam przy sobie okularów. Zdecydowałam się więc na los „na chybił trafił”. Po powrocie do mieszkania schowałam kupon do książki i od razu o nim zapomniałam. Nie myślałam, że cokolwiek wygram, więc nawet nie oglądałam losowania w telewizji.

Byłam w szoku

Następnego dnia poszłam po pieczywo i gazetę do sklepu na naszym osiedlu. Było tam pełno ludzi, gwar nie do zniesienia. Sąsiedzi rozmawiali o czymś z wielkim zaangażowaniem.

– Dlaczego wszyscy tak głośno rozmawiają? Czy coś się stało? – byłam zdumiona.– Czy pani jeszcze nie wie? Ktoś z naszego osiedla wygrał w totolotka! Dwa miliony! Nawet jak się odejmie podatek to i tak jest to kupa pieniędzy! Milion osiemset tysięcy! – wyjaśniła mi pani za ladą.

– O! Czy wiadomo, kto miał to szczęście? – zapytałam.– Właśnie nie wiadomo... Ciekawe, czy się do tego przyzna... – odpowiedziała.

Jeszcze kilka minut pogadałam z sąsiadami, a potem poszłam do domu. Wyciągnęłam los z książki, nałożyłam okulary na nos i zaczęłam sprawdzać numery z wynikami w gazecie. Robiłam to bardziej dla świętego spokoju, niż z powodu wiary w to, że mogłam wygrać. A tu nagle...

Oniemiałam. Patrzyłam z niedowierzaniem na wydrukowane na kuponie liczby i nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Pięciokrotnie sprawdziłam, czy na pewno się nie mylę! I wciąż przekonywałam się, że wszystko jest w porządku. Okazało się, że to ja jestem tym szczęśliwcem! Dobrze, że przyjęłam leki na nadciśnienie, bo mogłabym dostać ataku serca. Przez kwadrans siedziałam na sofie, zanim moje serce przestało bić jak szalone. Taka suma pieniędzy! 

Chciałam się pochwalić

Gdy tylko ochłonęłam, natychmiast zadzwoniłam do Heli i poinformowałam ją o tym, co właśnie się stało. Po kilku minutach już siedziała w moim salonie. Zauważyłam, że trochę mi zazdrości, widziałam to po jej zmarszczonym czole, ale po krótkim czasie jej nastrój się poprawił. Ucałowała mnie, złożyła gratulacje...

– Tylko nie opowiadaj o swoim szczęściu nikomu więcej! Szczególnie znajomym i rodzinie – szepnęła.

– A czemu nie? To przecież powód do radości! – odpowiedziałam pogodnie.

– Ciszej! Nie ciesz się tak głośno, bo jeszcze ktoś usłyszy i puści plotki – zrugała mnie, szybko zamykając okna. – Ludzie będą wokół ciebie krążyć jak sępy – fuknęła.

– O czym ty mówisz? Jak ja się trzymam tylko z tobą! A co z moim synem, resztą rodziny? Na palcach jednej dłoni mogę zliczyć, ile razy odwiedzili mnie w ciągu ostatnich paru lat. Nie mają nawet chwilki na obiad. Przecież dobrze wiesz, często ci o tym mówiłam... – nagle poczułam smutek.

– Pamiętam, pamiętam... – machnęła ręką. – I właśnie dlatego im też nie powinnaś mówić. Wierz mi, teraz na pewno zorganizują czas na wizytę! Nie będziesz mogła się od nich opędzić! Będą dzwonić i, zanim się zorientujesz, wyciągną od ciebie ostatni grosz – straszyła mnie.

– Naprawdę tak sądzisz?– Nie sądzę, tylko jestem pewna. Bogatą babcię wszyscy uwielbiają! Najpierw się uspokój, przemyśl, czego naprawdę potrzebujesz, o czym marzysz, spełnij te marzenia, zatroszcz się o siebie, a dopiero potem ogłaszaj, że jesteś milionerką. I podziel się tym, co ewentualnie zostanie – odpowiedziała z przekonaniem.

Hela miała rację

Całą noc zastanawiałam się nad jej słowami. W końcu zdecydowałam, że skorzystam z rady przyjaciółki. Zapewne pomyślicie, że to nie fair z mojej strony, że powinnam raczej poinformować rodzinę o wygranej. Być może macie rację, ale... Przyszło mi na myśl, jak traktowali mnie przez całe te lata...

Zdecydowałam więc, że najpierw zadbam o swoje bezpieczeństwo na starość, a dopiero potem pomyślę o nich. Hela zaznaczyła, że na moim miejscu nawet grosza by im nie dała, ale ja, mimo wszystko, chciałam im pomóc, podzielić się z nimi wygraną. Tylko że jeszcze nie teraz...

Tak, jak zaplanowałam, tak też zrobiłam. Mimo, że nie było to proste, nie mówiłam o swojej wygranej na głos. Ale to niewiele dało. Gdy tylko dostałam pieniądze, wszystko wyszło na jaw. Nie zdążyłam nawet porządnie pomyśleć, na co chciałabym je przeznaczyć. Hela wiedziała, co mówi

Mieli do mnie pretensje

Nie zapomnę tamtego popołudnia. Akurat skończyłam przygotowywać obiad, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Sądziłam, że to Helena. Miałyśmy zamiar razem zjeść, a potem udać się na przechadzkę. Ale to nie była ona. W drzwiach stali mój syn wraz z żoną.

– O mój Boże, coś się stało? – wystraszyłam się, bo nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ich ostatni raz widziałam.

– No cóż, zdarzyło się... Mama miała szczęście, i to nie byle jakie! Tylko szkoda, że musimy dowiadywać się o tym od innych – odparł syn, wchodząc do środka.

Poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Naprawdę nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz – wzruszyłam ramionami.

Niech mama nie udaje takiej zdziwionej! Mam znajomą w banku, gdzie mama trzyma swoje pieniądze. Opowiedziała mi o wygranej. Mama zgarnęła całkiem pokaźną sumkę – odezwała się synowa.

– Cóż, wygląda na to, że będę zmuszona zgłosić twoją przyjaciółkę. Z tego co mi wiadomo, nie powinna dzielić się informacjami o finansach swoich klientów – powiedziałam, potrząsając głową.

Synowa wyraźnie się zawstydziła.

– Ależ mamo, co ty mówisz! Ona to z czystym sercem zrobiła, by cię uchronić przed jakimiś oszustami! Dziś różni ludzie pukają do drzwi i wyłudzą pieniądze od niewinnych staruszków. Czyta się o tym ciągle w gazetach – zaczęła się tłumaczyć.

– Doceniam troskę, ale poradzę sobie. Wiem, że jestem już w podeszłym wieku, ale to nie znaczy, że jestem naiwna. Nie pozwolę się oszukać. Nigdy nie nabyłam żadnego zestawu cudownych garnków czy magicznej terapeutycznej lampy, mimo że uczestniczyłam w kilku prezentacjach. Kiedy jest się samotnym, nawet taka prezentacja stanowi rozrywkę... W każdym razie, powiedz swojej koleżance, że na pewno nie dam się oszukać – udawałam, że wierzę w te brednie.

– Serio? To super, bo bardzo się z Bartkiem niepokoiliśmy o mamę. Nawet ostatnio rozmawialiśmy o tym, że za rzadko się spotykamy i że czas w końcu mamę odwiedzić – uśmiechnęła się nieszczerze.

Chcieli wydać moje pieniądze

– Bardzo mi miło, ale wiecie co... to nie jest odpowiedni dzień na wizytę. Za chwilę ma do mnie przyjść moja koleżanka... Jesteśmy umówione na spacer – powiedziałam uprzejmie.

– Serio? Myślałam, że spędzimy trochę więcej czasu, pogadamy... – westchnęła synowa.

– Niestety nie, przykro mi. Gdybyście mnie wcześniej powiadomili o planowanej wizycie, odwołałabym spotkanie. Ale teraz jest już za późno... Pewnie Hela biedna już siedzi w przepełnionym autobusie i, nawet jeśli do niej zadzwonię, to nie usłyszy telefonu – nie mówiłam prawdy, bo przecież Halinka mieszkała tuż obok.

– No dobrze, mamo, to przejdę od razu do rzeczy – rzucił syn.

– Proszę bardzo – odparłam, mimo że już doskonale wiedziałam, co ma na myśli.

– Jesteśmy szczęśliwi, że zgarnęłaś tyle kasy, ale chcielibyśmy wiedzieć, ile z tego nam dasz! W końcu chyba planujesz się z nami podzielić, prawda? - rzucił wprost.

– A myślisz, że powinnam? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.

– Oczywiście, jesteśmy przecież twoją jedyną bliską rodziną! Nie masz nikogo innego! – odpowiedział, jakby zdumiony, że w ogóle rozmawiamy na ten temat.

– Serio? Patrz, zupełnie o tym zapomniałam. Ciekawe czemu...? Może mi to przypomnisz... – nie mogłam się powstrzymać od uszczypliwości.

– No, mamusiu, daj już spokój. Wiem, o co ci chodzi... Ale sama rozumiesz, jak to bywa. Non stop praca, kłopoty, zobowiązania finansowe, dwie córki studiujące... Czasami z Zośką nie wiemy w co ręce włożyć, jak zarobić na to wszystko. Ale teraz to się zmieni! Dzięki tobie znowu staniemy na nogi, wyjdziemy z kłopotów, odżyjemy. I będziemy mieli więcej czasu na bycie razem, na rodzinne chwile! Będzie tak, jak zawsze sobie tego życzyłaś – starał się mnie przekonać.

Straciłam cierpliwość

– O, widzę, że już coś wymyśliliście. Pewnie całą noc nad tym siedzieliście. Bardzo chętnie usłyszę wasz plan... – wciąż jeszcze udawało mi się utrzymać nerwy na wodzy.– Oczywiście, że mamy pomysł! – odpowiedział z radością syn.

Był tak niesamowicie podekscytowany, że nawet nie dostrzegł mojej irytacji. Kolejne piętnaście minut mówili bez przerwy, jak dzięki moim funduszom spłacą kredyt mieszkaniowy, otworzą firmę, aby w końcu zacząć zarabiać godziwie, a nie być na usługach wyzyskujących szefów, że kupią dla córek mieszkania, ponieważ przecież są już dojrzałe i powinny zacząć samodzielne życie, a potem wymienią auta, bo stare już się rozpadają...

Jak już mówiłam, matematyka nigdy nie była moją mocną stroną, ale doliczyłam dwa do dwóch i wyszło mi, że z tych miliona i ośmiuset tysięcy nic mi nie zostanie...

– A pomyśleliście też o jakiejś drobnej sumce dla mnie? – zapytałam.– Jasne! Całe sto tysięcy dla mamy zostanie, a może nawet więcej. To kupa kasy! Mama na pewno nie wyda tego do końca swojego życia! – zapewniała mnie Zosia.– Serio tak dużo? Jesteście naprawdę hojni – powiedziałam z ironią.

Nie muszę chyba mówić, co się stało później. W końcu nie wytrzymałam. Powiedziałam im wprost wszystko, co mi leżało na sercu! To, że byli dla mnie okrutni, że o mnie zapomnieli, a teraz mają czelność prosić mnie o kasę!

Nagle jestem dla nich ważna

Prawdopodobnie doszłoby do ogromnej kłótni, ale wtedy na ratunek przyszła Helenka. Na szczęście. Weszła do mieszkania, jak gdyby nigdy nic, i zapytała, czy jestem gotowa na spacer. Mój syn i jego żona wyszli z kwaśnymi minami. Ale przez drzwi usłyszałyśmy, jak Zosia krzyczy na Bartka, że powinien być bardziej zdecydowany... Przyjaciółka spojrzała na mnie ze zrozumieniem.

– Teraz zacznie się prawdziwa burza. Zobaczysz, nie zostawią cię w spokoju – powiedziała z westchnieniem.

– Może, ale dzisiaj nic nie zdoła mi zepsuć dobrego nastroju – odpowiedziałam z uśmiechem.

Chociaż to może nie być zgodne z nauką chrześcijańską, czułam satysfakcję, że udało mi się dać synowi i jego żonie lekcję. Hela mówiła prawdę: rodzina przyczepiła się do mnie jak rzep do psiego ogona. Syn i jego żona nie dają mi spokoju, dzwonią kilka razy dziennie, odwiedzają mnie. Przychodzą sami lub z wnuczkami. Proszą, starają się mnie przekonać, błagają, ale ja nie daję za wygraną.

Przez ich nieustanne nękanie nie miałam nawet czasu w spokoju przemyśleć, co zrobić z moją wygraną. Na szczęście, za kilka dni jadę z przyjaciółką do luksusowego sanatorium nad morzem. Mam nadzieję, że tam w końcu znajdę chwilę, aby pomyśleć i coś zaplanować. Czy te plany będą uwzględniać dzieci i wnuki? Nie jestem pewna. 

Czytaj także: „Myślałam, że babcia kochała dziadka i była z nim szczęśliwa. Zwątpiłam, gdy poznałam prawdę o ich małżeństwie”
„Mąż codziennie wchodzi mi pod kołdrę. Liczy na jakieś igraszki, a mnie obrzydza kochanie się z nim”
„Córka nie chce mnie znać, bo po rozwodzie zapomniałem o niej na kilkanaście lat. Nie docenia, że płacę alimenty”

 

Redakcja poleca

REKLAMA