„Desperacko chciałam wyjść za mąż, bo mój zegar tykał. Nie kręciłam nosem, gdy pierwszy lepszy dał mi pierścionek”

zaręczona kobieta fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Przykro mi było słyszeć po raz kolejny, że zegar biologiczny tyka albo że praca to nie wszystko i powinnam też pomyśleć o rodzinie. Myślałam, owszem! Ale z samego myślenia dzieci się nie rodzą”.
/ 27.03.2023 12:29
zaręczona kobieta fot. Adobe Stock, Africa Studio

Miałam już trzydzieści pięć lat. Moje koleżanki, dawno już powychodziły za mąż, miały dzieci i zupełnie inne problemy niż ja, dlatego coraz rzadziej się ze mną widywały. Rodzina z kolei wciąż wierciła mi dziurę w brzuchu. Dość już miałam odpowiadania na niezręczne pytania na świątecznych czy urodzinowych spotkaniach.

Przykro mi było słyszeć po raz kolejny, że zegar biologiczny tyka albo że praca to nie wszystko i powinnam też pomyśleć o rodzinie. Myślałam, owszem! Ale z samego myślenia dzieci się nie rodzą. Nie miałam chłopaka, nie chodziłam nawet na randki. Praca była więc moją jedyną odskocznią od samotności. Pewnego dnia, kiedy poszłam z koleżanką na przerwę obiadową, dosiadł się do nas Mirek.

– Jak tam, dziewczyny? Idziecie w piątek na firmowy bilard?– zagadał.

– Och, nie – odpowiedziałam z automatu. – Nie potrafię w to grać! Zawsze przegrywam. Wolę się nie kompromitować.

– No, coś ty! Przecież to zabawa. Poza tym jak chcesz, mogę cię nauczyć kilku trików! – zaproponował, a ja wzruszyłam ramionami.

Nie przepadałam za tą grą, więc nie miałam zamiaru nigdzie iść. Mirek już nie naciskał, jednak po przerwie Elka szturchnęła mnie ramieniem.

– Coś ty taka oschła? Ten Mirek to ciągle tylko do ciebie zagaduje, a ty jesteś zawsze niemiła!

– Ja niemiła? Po prostu nie lubię bilarda. Poza tym co masz na myśli?

– No, to że mu się podobasz! – wypaliła.

Spojrzałam na nią zdumiona

– Mirkowi? Przecież on jest ode mnie dużo starszy! Pewnie ma żonę i dzieci!

– Nieprawda. Ma czterdzieści pięć lat, ale nie ma żony ani dzieci. Dziesięć lat różnicy to nie aż tak dużo. Bez przesady.

Pokręciłam głową. Mirek nigdy nie zwrócił mojej uwagi. Jak dla mnie był po prostu biurowym gawędziarzem. Nie pomyślałabym o nim nawet w tych kategoriach. Jednak odkąd Elka zwróciła mi na niego uwagę, zaczęłam baczniej mu się przyglądać. Faktycznie, wyjątkowo często podchodził do mojego biurka i chętnie mi we wszystkim pomagał. Czy to faktycznie mogło być coś więcej niż tylko życzliwość? Uznałam, że może faktycznie pójdę na ten bilard. Co mi szkodzi? Kiedy weszłam, Mirek od razu wyłowił mnie spośród reszty pracowników.

– Agatka! Jednak jesteś?! Ale miło!

– Cóż! Skusiłam się na te twoje triki. Może faktycznie coś mi podpowiesz! – zaśmiałam się, a jemu aż zaświeciły się oczy.

Podczas gry podchodził do mnie często i pokazywał, jak ustawić kij i celować, żeby bila trafiała do łuzy. Faktycznie po kilku próbach moja technika trochę się poprawiła i udało mi się kilka razy trafić. Tymczasem on strzelał jak zawodowiec, zostawiając wszystkich daleko w tyle.

– Mirek, ale z ciebie fachura! – zachwycała się Elka. Fakt, to było imponujące.

Kiedy skończyliśmy, Mirek zaproponował, że odwiezie mnie do domu. Przyjęłam propozycję i spojrzałam na niego jakoś inaczej. Może i był ode mnie starszy, ale całkiem przystojny. 

– Tobie to po drodze? – zapytałam, kiedy otworzył mi drzwi samochodu. Zrobiło mi się miło. Dawno nikt nie zachował się wobec mnie tak szarmancko.

– Może nie po drodze, ale z przyjemnością cię odwiozę – uśmiechnął się do mnie.

– Dziękuję – odparłam trochę speszona.

Po drodze bardzo miło nam się rozmawiało. Gdy dojechaliśmy, zaproponowałam, żeby wszedł na herbatę, a on się zgodził. Miałam na myśli faktycznie tylko herbatę i liczyłam, że on to rozumie. Na szczęście Mirek był prawdziwym dżentelmenem i nie przeginał.

– Mieszkasz tu sama? – zapytał, rozglądając się zapewne w poszukiwaniu śladów mężczyzny.

– Tak, od lat wynajmuję to mieszkanie. Bardzo je lubię, no i mam blisko do pracy. A ty gdzie mieszkasz?

– Ja mam dom. Kupiłem go kilka lat temu. Nie chciałem już płacić za wynajem ani tym bardziej mieszkać z rodzicami. Trochę dziwnie mieszkać samemu w dużym domu, ale gdy go kupowałem, liczyłem na to, że kogoś poznam i wkrótce zamieszkam z kobietą, a później pojawi się w nim tupot małych nóżek. Ale życie czasem nie układa się po naszej myśli – przyznał szczerze.

– Coś o tym wiem – odparłam, sama nie mogąc uwierzyć we własną otwartość.

Wypiliśmy herbatę i Mirek wrócił do siebie, a ja cały wieczór myślałam o naszej rozmowie. Może to miałoby sens, żeby dać temu szansę? Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że mogłabym spotykać się z kimś starszym, ale on był naprawdę miły i życzliwy. Po dwóch dniach Mirek zadzwonił, żeby zapytać, czy… nie pojechałabym z nim na weekend na wieś do jego rodziców.

– Słucham? A niby po co? – zaśmiałam się.

– Moja mama ma urodziny i organizuje sporą imprezę. Pomyślałem, że gdybym przyjechał z kobietą, bardzo by się ucieszyła. Ale to oczywiście twoja decyzja. Nie naciskam – powiedział.

To było zaskakujące. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Postanowiłam zapytać Elkę, co o tym sądzi.

– Uważam, że on myśli o tobie poważnie. Jeśli też jesteś zainteresowana, to jedź, ale jeśli nie, to odradzam, bo będzie krępująco – poradziła.

To było kompletne zaskoczenie

Problem w tym, że nie byłam pewna, czy i ja myślę o Mirku poważnie. Z jednej strony chciałam się z kimś związać, z drugiej nie myślałam o kimś takim jak on, ale raczej o swoim rówieśniku. Niestety, rówieśnicy byli już zajęci. Może więc była to moja jedyna szansa na związek i nie należało jej zaprzepaścić? Zgodziłam się więc na wyjazd do rodziców Mirka.

Przyjechał pod mój blok w sobotę rano i pomógł mi zapakować torbę do bagażnika. W drodze znów opowiadaliśmy sobie o swoim życiu, rodzinie, marzeniach. Te ostatnie mieliśmy bardzo podobne. Pragnęliśmy rodziny i dzieci. Dla mnie to był już niemal ostatni dzwonek…

W domu Mirka zostałam bardzo miło przyjęta. Jego rodzice nie mogli przestać się mną zachwycać. Nie wiedziałam, jak reagować, bo miałam wrażenie, że traktują mnie już jak dziewczynę Mirka, a przecież byliśmy tylko znajomymi z pracy. Tymczasem wszyscy wujkowie i ciocie zadawali mi dziesiątki pytań o to, skąd się znamy i jakie mamy plany.

– Proszę nie męczyć Agaty – stawał w mojej obronie Mirek, ale nie wyprowadzał ich z błędu. – Chodźmy gdzieś się przejść – zaproponował w końcu.

Myślałam, że chce mnie wybawić z opresji i dać mi odetchnąć od krępującej sytuacji. Stało się jednak coś, czego nie mogłam przewidzieć. Gdy byliśmy na zewnątrz, Mirek spojrzał mi w oczy i z kieszeni kurtki wyjął pudełeczko. W środku był pierścionek!

– Agatko, wiem, że to szybko i pewnie się tego nie spodziewałaś. Ja jednak nie mam wątpliwości. Kocham cię i chcę, żebyś została moją żoną. Nie musisz odpowiadać  teraz. Możemy poczekać, aż się lepiej poznamy, ale ja wiem, czego pragnę. Chcę wziąć z tobą ślub i założyć z tobą rodzinę.

To było zdanie, które od lat chciałam usłyszeć, ale nie przypuszczałam, że stanie się to tak szybko i niespodziewanie. Pewnie powinnam była poczekać z decyzją, wstrzymać się i zastanowić na chłodno, ale ta sytuacja mnie wzruszyła i chciałam, żeby moje zaręczyny były pięknym wspomnieniem, a nie chłodną kalkulacją.

– Może to szalone, ale się zgadzam! Tak! – powiedziałam podekscytowana.

– Poważnie?! Powiedziała: „tak”! – zawołał w niebo, a ja się roześmiałam.
Wtedy pierwszy raz się pocałowaliśmy.

Kiedy weszliśmy do domu, Mirek powiedział całej rodzinie, że chciałby coś ogłosić.

– Co takiego? – zapytała jego mama.

– Właśnie poprosiłem Agatkę o rękę i się zgodziła! – zawołał.

W pokoju zapadła cisza. Chyba nie takiej reakcji Mirek się spodziewał. W końcu jego mama podeszła i ze łzami w oczach mnie uściskała. Jego brat podszedł do niego i poklepał go po ramieniu.

– No, stary! Kto by pomyślał, że jeszcze się ożenisz – powiedział i zwrócił się do mnie.– Gratulacje, Agata! Usidliłaś wiecznego kawalera.

Nie spodobały mi się te życzenia, ale uśmiechnęłam się i podziękowałam. W drodze powrotnej ja i Mirek niemal cały czas milczeliśmy. Chyba oboje musieliśmy na spokojnie przeanalizować wszystko, co się wydarzyło. To była wielka zmiana dla nas obojga. Następnego dnia w pracy Ela od razu zaczęła wypytywać, jak tam weekend. Zaczęłam opowiadać, zastanawiając się, jak w ogóle dojść do puenty, gdy nagle sama zauważyła pierścionek.

– Agata, czy ja dobrze widzę? To chyba nie…?

– Tak. Mirek mi się oświadczył – powiedziałam z uśmiechem.

– Ale już? I ty się zgodziłaś? To nie za szybko?

No, właśnie sama nie wiem. Też się nad tym zastanawiałam, ale właściwie czy jest sens czekać z tym kilka lat? Po co?

– No, żeby się bliżej poznać.

– Znamy się. Może nie jakoś super, ale najważniejsze, że mamy podobne wartości – odparłam.

Był chyba pod wrażeniem

Trudno mi było bronić tej decyzji, bo sama nie byłam jej pewna. Mimo wątpliwości w ciągu najbliższych tygodni wpadłam w prawdziwy wir przygotowań ślubnych. Organizowałam miejsce, suknię, zaproszenia, zespół i fotografa. Podejmowałam decyzje o torcie i usadzeniu gości. Mirek na wszystko się zgadzał, bo był szczęśliwy, że wzięłam na siebie trud organizacji. Dla mnie to była sama przyjemność.

– Chciałabyś ze mną zamieszkać? – zaproponował.

– Myślę, że lepiej będzie, jeśli przeprowadzę się po ślubie. Jestem tradycjonalistką.

– Rozumiem – odparł.

Był chyba pod wrażeniem, bo niewiele współczesnych kobiet podjęłoby takie ryzyko. Ja jednak nie potrafiłam sobie wyobrazić mieszkania z nim już teraz. Wolałam spotykać się z nim po pracy, rozmawiać i poznawać go coraz lepiej. W domu wpadlibyśmy pewnie w rutynę sprzątania, gotowania i zwykłej codzienności, a ja potrzebowałam trochę romantyzmu i randek. Tego brakowało mi od lat.

W ciągu kilku miesięcy udało mi się zorganizować wesele, na które zaprosiliśmy całą rodzinę i mnóstwo przyjaciół. W dniu ślubu obudziłam się rano i poczułam, że tracę grunt pod nogami. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Eli.

– Elu… Nie wiem, czy ja dobrze robię. Proszę, powiedz, że to tylko panika przedślubna.

– To na pewno tylko panika. Spokojnie. Ja też się bałam przed ślubem z Maćkiem. Przecież to normalne. Podejmujesz decyzję na całe życie.

– Jesteś pewna? Bo może ja po prostu pędziłam na oślep przez ostatnie miesiące i nie dałam sobie szansy na zastanowienie. Ta decyzja była taka szybka!

– Owszem, była szybka i pewnie pędziłaś na oślep, ale Mirek jest supergościem. Nie martwiłabym się o ciebie.

Musi dla mnie zrobić miejsce w domu!

Odetchnęłam z ulgą. Ela miała rację. Wiedziałam, że z Mirkiem nie zginę. Wstałam i spojrzałam w lustro. Wiedziałam, że robię dobrze. Tego dnia poszłam do ołtarza i patrząc Mirkowi prosto w pełne serdeczności i ciepła oczy, przysięgłam z pełnym przekonaniem, że będę z nim do końca życia. Czy to było szaleństwo? Czy brak instynktu samozachowawczego? A może przeciwnie, kobieca intuicja?

Sama nie wiedziałam. Mimo to postanowiłam skoczyć na głęboką wodę, jak robiły to przecież całe pokolenia kobiet przede mną. Te, które jak ja nie znały wybranka zbyt długo, ale czuły, że to dobry człowiek. Te, które zostały zeswatane przez rodziców. Te, którym przytrafiła się ciąża. Nie byłam pierwszą ani ostatnią, która brała szybko ślub, a mimo to czułam się ewenementem w skali świata.

Wesele było wspaniałe i bawiliśmy się do białego rana. Przez kolejne dni organizowaliśmy przeprowadzkę i formalności. Właściwie dopiero po tygodniu dotarło do mnie, że jestem już na miejscu, choć wciąż czułam się bardzo nieswojo. Nie potrafiłam swobodnie poruszać się po kuchni i gotować, bo  wciąż nie potrafiłam nic znaleźć.

W łazience nie było miejsca na moje kosmetyki. Moje ciuchy były wciśnięte do jego szafy, a i tak większość się nie zmieściła. Wydawało mi się, że to obcy dom, do którego próbuję się dopasować, mimo że tam nie pasuję. Chciałam zadzwonić i wyżalić się Eli, ale wtedy wszedł Mirek.

 To był mój mąż. Mój dom. Mój świat

– Jak tam, żoneczko? – zapytał, a do mnie dotarło, że to nie Eli muszę się wyżalić, ale jemu! To on był moim mężem. To on od tej chwili miał słuchać wszystkiego, co mnie cieszy, boli, niepokoi i zastanawia.

Nie będzie mnie zawsze widział w dobrej formie. I nie zawsze będę ze wszystkiego zadowolona. To miał być pierwszy raz, gdy postawię jego dom na głowie, ale wiedziałam, że inaczej nigdy nie poczuję się w nim dobrze.

– A nie za dobrze, mężulku – odpowiedziałam. – Muszę zrobić w twoim domu rewolucję, bo nigdzie się nie mieszczę i nie potrafię się tu odnaleźć.

– Rewolucję w moim domu? Nie ma opcji! – odpowiedział. – Rewolucję to rób w naszym, bo ja nie mam mojego.

Spojrzałam na niego rozczulona. To był mój mąż. Mój dom. Mój świat. Nowy i fascynujący. Co nie znaczy, że idealny. Mimo to byłam pewna, że z Mirkiem u boku zawsze już będę się czuła bezpieczna i spokojna.

Wtedy naprawdę zaczęłam go kochać i nie przestałam aż do dziś. A wkrótce tej miłości będzie jeszcze więcej, bo spodziewamy się naszego pierwszego dziecka. Wszystko ułożyło się tak, jak marzyłam. Wygląda więc na to, że czasem warto podjąć ryzyko!

Czytaj także:
„Moja przyjaciółka desperacko chce wyjść za mąż i zawsze udaje przed facetami kogoś, kim nie jest. Nic dziwnego, że ją rzucają”
„Narzeczona miała pojechać za granicę, zarobić na nasze wspólne mieszkanie. Wyszła za mąż i założyła tam inną rodzinę”
„Ukochana stwierdziła, że wyjdzie za mąż za milionera, a mnie zachowa sobie jako kochanka. Dałem się wyrolować, jak dzieciak”

Redakcja poleca

REKLAMA