„Demony przeszłości nie pozwalają mi o sobie zapomnieć. Przed laty zrobiłem głupotę, za którą płacę najwyższą cenę”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Nenad
„Nie zrozumiałem słów, ale domyśliłem się, o co chodzi. Wiadomość o mojej przeszłości dotarła również tutaj. No i zaczęło się to samo co w poprzednim miejscu: wytykanie palcami, ignorowanie na ulicy, oskarżycielskie spojrzenia i nieprawdopodobne plotki o tym, czego się dopuściłem w przeszłości. A liczyłem na to, że tym razem uda mi się zacząć życie na nowo”.
/ 26.12.2022 07:15
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Nenad

Mieszkałem w tym domu od kilku miesięcy i odważyłem się mieć nadzieję, że nikt tu nie wie ani się nie dowie o mojej przeszłości. Jednak pewnego dnia, gdy szedłem po poranne zakupy i ukłoniłem się sąsiadce, ta odwróciła głowę, udając, że nie zauważyła mojego pozdrowienia. Potem jeden ze staruszków, którzy przesiadują całe dnie na ławce przy skwerze, pokazał mnie palcem swojemu koledze emerytowi, mówiąc coś nerwowym tonem.

Nie zrozumiałem słów, ale domyśliłem się, o co chodzi. Wiadomość o mojej przeszłości dotarła również tutaj. No i zaczęło się to samo co w poprzednim miejscu: wytykanie palcami, ignorowanie na ulicy, oskarżycielskie spojrzenia i nieprawdopodobne plotki o tym, czego się dopuściłem w przeszłości. A liczyłem na to, że tym razem uda mi się zacząć życie na nowo.

– Myślałeś, że zwiejesz przede mną?

Pod sklepem stał oparty o ścianę mężczyzna po czterdziestce. Mierzył mnie wrogim spojrzeniem.

– Nie ma tak łatwo.

– Przecież już poniosłem karę… Czego jeszcze chcecie? – zdenerwowałem się. – Żałuję, że tak wyszło.

– Trzeba było pomyśleć wtedy, a teraz… – mój prześladowca zawiesił głos, a następnie dodał z zaciętym wyrazem twarzy: – Wszystkim opowiem, jaki z ciebie sku*****l!

Odwrócił się, wsadził ręce do kieszeni kurtki i odszedł szybkim krokiem, nie zaszczycając mnie więcej nawet jednym spojrzeniem. Odprowadziłem go wzrokiem, następnie wszedłem do sklepu. Sprzedawczyni popatrzyła na mnie wrogo. Ona też już wiedziała. Przesiedziałem w więzieniu pół roku. Bezpowrotnie straciłem sześć miesięcy życia, bo znalazłem się w złym miejscu o złej godzinie. Powinienem był wtedy zachować się inaczej.

Powinienem był się kontrolować, wycofać się, zanim gniew i adrenalina wzięły górę. Mogłem zrobić tysiące rzeczy, dzięki którym nie doszłoby do pobicia tego chłopaka. Ale ich nie zrobiłem i słusznie należała mi się kara. Podczas bijatyki skopałem smarkacza i trwale naznaczyłem go do końca życia – teraz utykał i miał na wpół bezwładną rękę.

Jednak to, co przeżywałem po wyjściu z więzienia, było gorsze niż sam pobyt za kratkami. Ostracyzm ze strony otoczenia na osiedlu, gdzie wcześniej mieszkałem; wymowny brak kontaktu ze strony starych znajomych; i do tego ojciec pobitego chłopaka. Zaraz gdy wyszedłem z kicia, zapowiedział, że będzie za mną kroczyć jak cień i utrudniać mi życie. Na nic się zdały moje przeprosiny, obietnica odszkodowania z pieniędzy, które miałem nadzieję zarobić. Żadne zadośćuczynienie go nie interesowało. Chciał, bym cierpiał i nigdy nie zapomniał.

– Cześć! – przywitała mnie Ania.

Ona jedna nie omijała mnie wzrokiem

A może jeszcze nie dotarła do niej informacja o mojej przeszłości? Ania mieszkała na trzecim piętrze, była uczennicą liceum i pięknie grała na fortepianie. Tyle o niej wiedziałem.

– Cześć. Miło mi, że chociaż ty masz ochotę się ze mną witać – nie mogłem się powstrzymać, żeby nie sprawdzić, czy zna już moją historię.

– Nie dbam o przeszłość – zaśmiała się. – Bardziej wierzę w „tu i teraz”.

Odpowiedź była dość enigmatyczna, ale dawała nadzieję, że mnie nie odrzuci jak inni.

– Aniu, Aniu! Chodź do domu. Nie rozmawiaj z jakimiś ludźmi! – zawołała do niej z okna matka.

„Jacyś ludzie” to oczywiście ja, podejrzany typ z kryminalną kartą, z którym jej córka zamieniała codziennie kilka słów. Nie przeszkadzało to kobiecie. Do teraz. Ania spojrzała na mnie przepraszająco, westchnęła i pobiegła do domu. A ja powlokłem się do siebie.

Po pobycie w więzieniu ciężko znaleźć pracę i zaaklimatyzować się ponownie w dawnym otoczeniu. Ludzie są pamiętliwi. A jeżeli dochodzi do tego propaganda ze strony ojca ofiary, to przeszkody życiowe stają się nie do pokonania. W moim miejscu pracy wiedzieli o sprawie, ale nie byłem pewien reakcji szefa na bardziej szczegółowe i pikantne opowieści.

Obecnie wcale się nie dziwię, że wychodzący na wolność więźniowie rzadko kiedy się w pełni resocjalizują. Nie dość, że mają problemy ze sobą, to jeszcze nie otrzymują zbyt dużej pomocy od społeczeństwa. Za to od kolegów spod celi można nauczyć się niejednego…

Minęło kilka dni i spełniły się wszelkie złe prognozy. Milczące omijanie przez sąsiadów, grubiańskie docinki ze strony majstra w zakładzie, konspiracyjne szepty pomiędzy staruszkami siedzącymi na ławeczce przy skwerze. Dało się żyć, ale każdy dzień przypominał mi, że tamtego feralnego dnia, ponad dwa lata temu, spotkałem tego chłopaka i zniszczyłem mu życie…

Syn mądrzejszy od swojego ojca?

– Cześć – usłyszałem.

Idąc wolno w zamyśleniu, nie zauważyłem, że ktoś do mnie podszedł. Znałem tego dzieciaka.

– Cześć.

Stanąłem zaskoczony. Nie widziałem go od zakończenia procesu, bo jego ojciec na to nie pozwalał. Młody był moją ofiarą. Rzeczywiście utykał.

– Przyszedłem do ciebie… – zaczął, ale mu przerwałem:

– Słuchaj. Żałuję tego, co zrobiłem. Naprawdę żałuję! Jak zarobię, to postaram się choć trochę zrekompensować koszty rehabilitacji. Już mówiłem twojemu ojcu

– Spokojnie – tym razem on mi przerwał. – Przyszedłem tu tylko po to, żeby powiedzieć, że ci przebaczam. Żal będę pewnie miał zawsze, ale już nie czuję nienawiści. I nie robię tego dla ciebie, ale dla siebie. Lecząc się i dowiadując o kolejnych problemach, dziesiątki razy oddawałem ci w myślach każde uderzenie. Ale to mnie niszczyło. Dawnego zdrowia nic mi nie wróci, a chęć zemsty nikomu nie pomoże. Chciałem, żebyś to wiedział.

– Dzięki – bąknąłem zdumiony. – Ale przecież twój ojciec…

– On planował, że zostanę sportowcem. Nie może się pogodzić z moim stanem. Sam zbyt wiele w życiu nie osiągnął, więc chciał, żeby mnie się udało. Mam nadzieję, że i jemu przejdzie, bo inaczej wkrótce zniszczy siebie i innych – wyjaśnił.

Patrzyłem w milczeniu na swoją ofiarę, na młodego człowieka, któremu kilka moich ciosów wywróciło całe życie do góry nogami – i który się z tym pogodził. Jego słowa wywarły na mnie tak wielkie wrażenie, że nie byłem w stanie sklecić żadnej sensownej odpowiedzi. Zaświtała mi jedynie niewyraźna myśl, że wraz z jego decyzją mój los może się odmienić. Skoro główny pokrzywdzony mi przebaczył, więc teraz może być tylko lepiej.

Zapadała już ciemność. W oknach kamienic zapalały się światła, zaułki i bramy pokrywały się mrokiem. Nagle usłyszałem dochodzący zza rogu podniesiony kobiecy głos. Wyjrzałem i zauważyłem, że dwóch mężczyzn stoi obok Ani. Jeden chwycił ją za rękę, drugi mówił coś ostrym tonem.

– Zostawcie ją! – rozkazałem, stając w odległości około dwóch metrów.

– Oho, pan dżentelmen! Witamy! – warknął ten wyższy; następnie rozkazał swojemu koledze: – Trzymaj s***, zaraz wracam.

Może coś się zmieni w moim życiu

Podszedł do mnie. W jego ręce błysnął nóż. Pobyt w więzieniu nauczył mnie paru rzeczy. Po pierwsze, jak się bić, a po drugie, jak po kilku słowach i gestach rozpoznać charakter człowieka. W wypadku tych typów czułem, że wystarczy ich postraszyć, a zwieją, gdzie pieprz rośnie.

– I co, panie obrońco kobiet, zabawimy się? – gostek podchodził wolno, pokazując mi swoją broń.

Chwilę później leżał na ziemi. Nóż dla pewności kopnąłem na trawnik. Towarzysz cwaniaczka, widząc taki obrót sprawy, czym prędzej wziął nogi za pas. Jego kumpel szybko się pozbierał i klnąc pod nosem, też odszedł. Zbliżyłem się do Ani.

– W porządku? Nic ci nie zrobili?

Chwyciłem ją za rękę. Dziewczyna cała drżała.

– Nie. Tylko się strachu najadłam – odpowiedziała dzielnie.

W tym momencie z bramy wyskoczył jej ojciec z chłopakiem spod dwójki. Prawdopodobnie zaalarmowały ich krzyki Ani.

– Zostaw ją! – wrzasnął młody; wyglądał, jakby mnie chciał pobić.

Cofnąłem się, unosząc ręce w uspokajającym geście.

– Po coś tu się zagnieździł? – krzyczał na mnie zdenerwowany ojciec Ani. – Jak cię nie było, to był spokój. Anka, marsz do domu!

Wkrótce cała trójka zniknęła w budynku. A ja zostałem sam ze swoimi czarnymi myślami. Tak teraz będzie zawsze – cokolwiek złego się stanie, ja będę o to oskarżany jako kryminalista i podejrzane indywiduum. Pobity chłopak może mi przebaczył, ale ludzie będą pamiętać. Nazajutrz ktoś zapukał do moich drzwi. Ojciec Ani.

Odkupiłem swoje winy?

– Przepraszam pana za moje i Waldka zachowanie. Myśleliśmy, że… Ania nam wszystko wytłumaczyła. Przepraszam – jąkał się mężczyzna.

– Nie ma za co – odpowiedziałem z goryczą. – Już znacie moją przeszłość, a właściwie jej jeden krótki moment. Więc macie pod ręką kozła ofiarnego.

Zapadła cisza. Ojciec Ani rozglądał się po pokoju.

– Czysto pan tu masz. Myślałem, że… – urwał.

– Że będę spać na brudnych szmatach, otoczony butelkami po wódce?

Nie odpowiedział, chociaż wyraz jego twarzy nie pozostawiał złudzeń, że tak właśnie myślał.

– Wiesz pan co? Zapraszamy pana jutro na obiad, poznamy się, pogadamy – zaproponował nieoczekiwanie.

– A pańska żona nie będzie miała nic przeciwko? – upewniłem się.

– Biorę ją na siebie – uśmiechnął się. – Sąsiedzi powinni się bliżej poznać.

Czytaj także:
„Przez głupotę straciłam już męża, nie mogę stracić też córki. Kontroluję ją i >>zamykam w klatce<<, ale to dla jej dobra”
„Kumpel przez głupotę wpakował się w niezłe bagno. Wyciągnąłem go z niego, ale musiałem złamać prawo i zasady etyki”
„Sąsiadów zżera zazdrość, bo na mojej ziemi znaleziono skarb. A to moja wina, że przez głupotę kasa przeszła im koło nosa?”

Redakcja poleca

REKLAMA