„Dawny kumpel wyszedł z więzienia i postawił mnie pod ścianą. Albo mu pomogę, albo powie żonie o mojej przeszłości”

mąż, który ukrywa przeszłość przed żoną fot. iStock by Getty Images, Tetra Images
„Byłem w kropce. I strach na tyle mnie sparaliżował, że zrobiłem tak, jak powiedział Marek. Poinformowałem Ankę, że mój kumpel wrócił z zagranicy, nie ma gdzie mieszkać i zatrzyma się u nas przez chwilę. Nie była zachwycona”.
/ 22.04.2023 22:00
mąż, który ukrywa przeszłość przed żoną fot. iStock by Getty Images, Tetra Images

Mam pracę, rodzinę, prowadzę spokojne, uczciwe życie. Ale nie zawsze byłem dobrym człowiekiem. I niestety, teraz przyjdzie mi za to zapłacić…

Dałbym wiele, żeby zapomnieć o przeszłości, ale to nie jest takie proste. Przeprowadziłem się, zerwałem wszystkie kontakty z dawnymi znajomymi, a i tak co chwila coś przypomina mi o tym, co zrobiłem. Tu, gdzie mieszkam, nikt nic o mnie nie wie. Nawet moja żona! Poznaliśmy się rok po tym, jak tu przyjechałem. W tym czasie miałem już normalną pracę, byłem monterem u jednego z operatorów telewizyjnych. Może nie zarabiałem kokosów, ale starczyło na wynajęcie mieszkania i normalne życie. Ania wtedy kończyła studia.

Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wiedziałem, że jeżeli mam ją przy sobie zatrzymać, muszę zrobić wszystko, by nie dowiedziała się, kim byłem. Ta miłość ugruntowała we mnie przekonanie, że muszę definitywnie zerwać z przeszłością.

Na ostatnim roku studiów Ania zaszła w ciążę, więc braliśmy ślub w „przyspieszonym tempie”. Ale byliśmy pewni swojej miłości. I przez 15 lat nie zawiedliśmy się. Oczywiście zdarzały się ciche dni, jak wszystkim małżeństwom, ale jesteśmy kochającą się parą. Mamy dwójkę dzieci, mieszkanie, pracę, i jesteśmy szczęśliwi. Przynajmniej tak było do niedawna.

Tę sielankę kilka tygodni temu przerwał jeden telefon. Zadzwonił do mnie Marek, znajomy z tamtych lat. Znajomy, to mało powiedziane. Wtedy bardzo się przyjaźniliśmy. Łączyło nas wszystko, w tym przestępstwa, które razem popełnialiśmy. Zarabialiśmy na życie, kradnąc. Najpierw obrabialiśmy tylko samochody. To były szybkie i łatwe akcje – jeden stał na czatach, drugi wybijał szybę i zabierał radio. Po minucie byliśmy już daleko. Nigdy nie wpadliśmy.

Ale radia wkrótce przestały nam wystarczać. W końcu, ile z tego wyciągaliśmy? Na flaszkę i zakąskę ledwie wystarczało. Zaczęliśmy więc okradać mieszkania. Potem Marek nawiązał kontakt z jakimś gangiem handlującym kradzionymi samochodami. To już była gruba rzecz. Dostawaliśmy cynk, na jakie auto jest zapotrzebowanie. Wyszukiwaliśmy odpowiedni model, przez kilka dni obserwowaliśmy właściciela, żeby poznać jego nawyki. A potem przystępowaliśmy do dzieła.

Miałem szczęście, nikt mnie nie wydał

Sposobów kradzieży mieliśmy wiele. Wszystko zależało od tego, jak zachowuje się właściciel, gdzie pracuje, gdzie mieszka. Czasem kradliśmy na bezczelnego, czekaliśmy do późnego wieczora, aż na ulicach się wyludni. A potem uruchamialiśmy alarm w samochodzie. Właściciel schodził, żeby go wyłączyć, a my przystawialiśmy mu nóż do gardła. Każdy oddawał kluczyki bez szemrania. Odjeżdżaliśmy, a zanim delikwent zdążył zawiadomić policję, auto dawno było już w dziupli. Dostawaliśmy swoją działkę, a chłopaki przerabiali numery i od razu sprzedawali towar. Czysta robota.

Proceder kwitł przez kilka lat, ale kiedyś wszystko się kończy. Pewnego dnia policja zrobiła obławę. Wpadło wtedy kupę chłopaków z gangu i Marek. Mnie nie namierzyli. Ale bałem się, że to kwestia czasu, więc uciekłem z miasta. Chciałem nawet zmienić nazwisko, nie wiedziałem przecież, czy Marek mnie nie sypnie. Po kilku tygodniach dostałem cynk z więzienia, że mnie nie wydał. Odetchnąłem z ulgą.

Nie odwiedziłem go ani razu. Obawiałem się, że policja zacznie mnie podejrzewać. Bo śledztwo trwało cały czas, nie złapali wszystkich i próbowali przekupić resztę, żeby za zmniejszony wyrok sypali swoich kumpli. To wtedy podjąłem decyzję o przeprowadzce. Dotarło do mnie, że jeżeli nie zmienię swojego trybu życia, to prędzej czy później i ja wyląduję za kratkami. A tego nie chciałem.

Kilka lat wcześniej skończyłem technikum elektroniczne i po raz pierwszy zacząłem szukać pracy w zawodzie. Miałem szczęście – akurat w miasteczku, do którego przyjechałem, pojawił się nowy operator i szukali monterów. Zacząłem nowe życie, uczciwe.

Telefon Marka zburzył wszystko, co przez te lata sobie zbudowałem.

– Cześć stary – powiedział, a ja zdrętwiałem, bo pomimo upływu lat, od razu rozpoznałem jego głos. – Gdzieś ty się zaszył? Ledwie cię znalazłem!

– Wyszedłeś? – spytałem.

– Tak. Zwolnili mnie wcześniej, za wzorowe zachowanie. I tak sobie pomyślałem, że chętnie się spotkam ze swoim starym kumplem.

– A jak mnie znalazłeś? – chciałem wiedzieć, bo prawie nikt nie znał mojego nowego adresu ani telefonu!

– Twoi starzy mi dali – roześmiał się. – Przekonałem ich, że tak się umawialiśmy, i że jak wyjdę, to mam do ciebie zadzwonić. Uwierzyli mi.

– Wiesz, nie odwiedzałem cię, bo bałem się, że i mnie namierzą… – zacząłem się tłumaczyć. – I… No wiesz, dzięki, że mnie nie wydałeś.

– Spoko – Marek znowu się roześmiał, ale zaraz potem spoważniał. – Ale wiesz, jesteś mi coś winien.

– To znaczy? – zapytałem ostrożnie.

– No, pomóc mi musisz. Więzień to ma słabo. Były więzień. Pracy mi nie chcą dać. A ja nie mam za co żyć. Kraść nie będę, kuratora mam na karku, recydywa by była jak nic. A więzienie przyjemne nie jest…

– A jak mam ci pomóc? – byłem coraz bardziej zaniepokojony.

Cholera wie, co on wymyślił?

Nie wierzę! Zaczął mnie szantażować!

– Roboty szukam – powiedział.

– I kąt jakiś mi potrzebny, dopóki nie stanę na nogach. Tak sobie pomyślałem, że się u ciebie zatrzymam?

– Zwariowałeś? – teraz byłem już przerażony. – Jak u mnie? Przecież ja mam rodzinę, dzieciaki…

– Dużo nie potrzebuję, na materacu się prześpię – z jego głosu wyraźnie przebijała ironia. – Zupę zjem i chleb ze smalcem. No chyba staremu kumplowi nie odmówisz?

– Nie ma mowy – byłem stanowczy. – Anka nic nie wie o mojej przeszłości, nie może się dowiedzieć za nic w świecie.

– No właśnie – Marek się roześmiał, a mi dreszcz przeszedł po plecach. – Nie wie i nie powinna się dowiedzieć, nie? Chyba nie chcesz, żebym się niechcący wygadał?

– Ty mnie szantażujesz? – byłem już wręcz mokry z przerażenia.

– Ja? W życiu. Po prostu proszę o przysługę w zamian za lata milczenia. Nie wiesz, stary, jak to jest w więzieniu. Odsiedziałem sam, za nas dwóch. A to duża sprawa…

– Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Co ja jej powiem? – jęknąłem.

– Coś wymyślisz, zawsze byłeś inteligentny chłopak – zaśmiał się. – Powiedz, że przyjaciel z zagranicy przyjechał i nie ma się gdzie podziać.

– Marek, to nie jest dobry pomysł – próbowałem go jeszcze przekonać. – Może ja ci po prostu pomogę znaleźć jakiś tani pokój, co? Pożyczę ci na razie jakąś kasę. Sam wiesz, że...

– Nie pękaj, dasz radę – przerwał mi. – No, dobra, to ja kończę i jutro się u ciebie melduję. Pozdrów żonę!

Rozłączył się, a ja nie mogłem się ruszyć. Jak to będzie? Co mam zrobić? Marek na pewno nie żartował, jutro przyjedzie. Cholera by to wzięła.

Dopiero późnym wieczorem zdecydowałem się pogadać z Anią. Zastanawiałem się nawet, czy nie przyznać jej się, nie opowiedzieć o przeszłości. Ale się bałem. I tego, jak zareaguje, i tego, że będzie miała do mnie żal, bo ukryłem to przed nią. Z drugiej strony, nie miałem żadnej gwarancji, że jeśli Marek z nami zamieszka, to się nie wygada. Poza tym, nie widziałem go ponad 15 lat, nie wiem, jak się zachowuje, jak wygląda…

Byłem w kropce. I strach na tyle mnie sparaliżował, że zrobiłem tak, jak powiedział Marek. Poinformowałem Ankę, że mój kumpel wrócił z zagranicy, nie ma gdzie mieszkać i zatrzyma się u nas przez chwilę. Nie była zachwycona.

– Nie rozumiem, to on nie ma żadnej rodziny? – pytała. – A poza tym, skoro wraca z zagranicy, to chyba czegoś się tam dorobił, prawda?

– No właśnie podobno splajtował czy coś takiego… – kręciłem. – Ale to naprawdę tylko na kilka dni. Poszukam mu tutaj czegoś.

– Nie podoba mi się to – skrzywiła się. – Obcy facet, z nami, z dziećmi. Zresztą ty sam tyle lat go nie widziałeś, mógł się bardzo zmienić…

Mógł. Prawdę mówiąc, nawet miałem nadzieję, że się zmienił.

Może lepiej wyznać jej całą prawdę?

Marek rzeczywiście przyjechał następnego dnia. Prawie go nie poznałem, więzienie zdecydowanie mu nie służyło. Patrzyłem na niego czujnie, bałem się, że się wyda jakimś gestem czy słowem. Ale muszę przyznać, że naprawdę trzymał fason.

– Nie bój się, nie wydam cię – powiedział, gdy wieczorem zostaliśmy sami i otworzyłem flaszkę. – Widziałem, jak mnie obserwujesz. Ale spokojna twoja, jestem nowym człowiekiem. W więzieniu szkołę skończyłem, kursy porobiłem. Nie chcę tam wracać.

Długo się tu zatrzymasz? – zapytałem, polewając nam po kolejce.

– A co, już mnie wyganiasz? Dopiero przyjechałem. Znajdę robotę, odkuję się… Pewnie chwilę to potrwa.

– Słuchaj, stary, spróbuj mnie zrozumieć – postanowiłem być szczery. – Ja chcę zapomnieć o tym, co było. A ty mi to przypominasz. Nie chcę, żeby Anka się czegoś domyśliła.

– No to rób, co mówię – Marek spojrzał na mnie twardo. – Na razie tu pomieszkam. Pomożesz mi znaleźć pracę, ustawić się, to się wyprowadzę.

– Ale dlaczego ja? – byłem zrozpaczony. – Nie masz innych kumpli?

– Mam, ale to ty jesteś mi coś winien – Marek wypił i sięgnął po butelkę. – Za dwóch siedziałem, nie wydałem cię. Więc teraz mi pomożesz.

Od tamtej rozmowy minęły cztery tygodnie. Nie muszę mówić, że atmosfera w domu nie jest sielankowa. Anka jest wściekła, ja zresztą też. Marek żyje na nasz koszt, a ja się boję, że wreszcie coś wygada. Tydzień temu znalazłem mu pracę na budowie. Twierdzi, że po pierwszej wypłacie się wyprowadzi. A jak nie? Co ja mam zrobić? Może jednak powinienem wszystko wyznać żonie i wyrzucić Marka z domu? Sam nie wiem… 

Czytaj także:
„Przyjaciółka żony przyłapała mnie na zdradzie i teraz mnie szantażuje. Mam jej płacić własnym ciałem za milczenie”
„Wytrzeźwiałam i właśnie dotarło do mnie, co zrobiłam. Zadałam się z jakimiś gangsterami. Planuję oszustwo i kradzież”
„Śledziłem swoich niewiernych kolegów, a potem szantażowałem, że zdjęcia pokażę ich żonom. Tak dorobiłem się sporej kasy”

Redakcja poleca

REKLAMA