„Dałam szefowi serce na dłoni, a on podtarł sobie nim tyłek. Mój wyczekany awans dał lafiryndzie z dekoltem po pępek”

Kobieta nie dostała awansu fot. Adobe Stock, New Africa
„Myślałam, że trafi mnie szlag! Nie myśląc wiele, odwróciłam się bez słowa, podeszłam do biurka i napisałam wypowiedzenie. Prezes przyjął je bez mrugnięcia okiem, nawet nie pytał, skąd ta nagła decyzja. Podejrzewam, że kuzyneczka zdążyła do niego w międzyczasie zadzwonić”.
/ 13.10.2022 07:15
Kobieta nie dostała awansu fot. Adobe Stock, New Africa

Siedzę w domu i zastanawiam się, czy na pewno dobrze zrobiłam. Bo może jednak trzeba było schować dumę do kieszeni i zamiast unosić się honorem, nagiąć karku? Przecież nie jestem najmłodsza, a teraz o pracę niełatwo. Ale z drugiej strony, gdybym została po tym wszystkim, to chyba straciłabym do siebie szacunek.

Nie, nie żałuję tego, co zrobiłam!

Nie mogłam zapomnieć ostatniego dnia w pracy i nadal, gdy sobie o tym przypomnę, to aż mną wstrząsa. Po tylu latach zostać potraktowaną w taki sposób! Pracowałam tam przecież niemal od początku istnienia firmy, od lat 90.! Na początku jako zwykły, szeregowy pracownik, potem awansowałam na szefową zmiany. Kilka lat temu kierownik zaproponował mi, żebym poszła na studia.

– Wie pani, pani Mario, świat się zmienia, firma się rozwija i technikum ekonomiczne nie wystarczy – powiedział. – Wiem, że ma pani doświadczenie i jak najbardziej je cenię. Ale z przepisami nie wygram. Chciałbym panią awansować, jednak bez studiów nie da rady. A i tak muszę kogoś zatrudnić na stanowisku samodzielnej księgowej. Po co mam szukać nowych osób na mieście, skoro mam panią?

Nie zastanawiałam się ani chwili, to była moja szansa! Bardzo się wtedy wzruszyłam. Co prawda, perspektywa studiów nieco mnie przeraziła, ale pomyślałam, że przecież wszystko jest dla ludzi, prawda? W dodatku okazało się, że firma opłaci mi czesne, więc i ten kłopot odpadał. Doprawdy, musiałabym być głupia, żeby nie skorzystać z okazji!

Zaczęłam więc nową przygodę, która nawet mi się podobała. Jeszcze w trakcie studiów awansowałam, właściwie nieoficjalnie, a po zdobyciu tytułu magistra dostałam podwyżkę i nową umowę. Byłam naprawdę szczęśliwa! Wszyscy w pracy mi gratulowali, nikt nie zazdrościł. Przecież każda z dziewczyn mogła zdecydować się studia! Co prawda, nikomu poza mną szef nie zaproponował, że firma sfinansuje naukę, ale też nikt nie wiedział, że to nie ja sama płaciłam. Szef prosił mnie o dyskrecję w tej sprawie i dobrze go rozumiałam.

No więc zostałam kierowniczką księgowych

Przez wiele lat kompletowałam sobie kadrę i udało mi się zebrać naprawdę fajny i kompetentny zespół. Szef zostawił mi wolną rękę w tej sprawie, a ja nigdy nie nadużyłam jego zaufania. Raz nawet naraziłam się z tego powodu znajomym.

Kiedyś moja koleżanka poprosiła mnie o pomoc w znalezieniu pracy dla jej córki. Znam tę dziewczynę od urodzenia i od razu miałam wątpliwości, czy to dobry pomysł. Nigdy się dobrze nie uczyła, wolała balangować, niż siedzieć nad książkami i z trudem skończyła technikum ekonomiczne.

To samo, co ja kilka lat wcześniej, ale z o wiele gorszym wynikiem. No i nawet nie podeszła do matury! Co prawda, ta nie jest wymagana, jeżeli miałaby pracować pod czyimś kierownictwem, ale i tak nie bardzo wierzyłam, że sobie poradzi. Jednak obiecałam, że wezmę ją na próbę na miesiąc. I tak szukaliśmy kogoś do biura i przeprowadzaliśmy rozmowy kwalifikacyjne, więc naprawdę nie było w tym żadnego kumoterstwa.

Ale zgodnie z moimi przewidywaniami dziewczyna zupełnie sobie nie radziła. Nie przykładała się do pracy, trzeba było po niej poprawiać faktury, a poza tym stale się spóźniała. No i jakoś tak lekceważąco traktowała robotę i koleżanki. Po miesiącu podziękowałam jej zatem i chociaż jej mama się na mnie obraziła i zerwała kontakty, nie zmieniłam zdania.

Naprawdę byłam uczciwa i szef  wiedział, że może na mnie liczyć. Dlatego to właśnie mnie wezwał rok temu do gabinetu i prosząc o dyskrecję, sprzedał mi wielkie nowiny.

Byłam przerażona tym, co od niego usłyszałam

– Pani Mario, to, co powiem, musi pozostać między nami. Nikt w firmie o niczym nie wie i wiedzieć nie może – ostrzegł mnie na dzień dobry. – Otóż, jak pani zapewne wie, nie jesteśmy w najlepszej kondycji. Co prawda, wyrabiamy normy, zarobki mamy, ale niestety, jesteśmy za małą firmą, żeby liczyć się na rynku. Nie wywalczymy już lepszej pozycji, a na rozbudowę infrastruktury zwyczajnie mnie nie stać. Dlatego podjąłem decyzję o fuzji.

– O matko – wyrwało mi się. Zawsze bałam się łączenia firm. Wiadomo, co to oznacza dla pracowników: ta większa wchłania mniejszą, a potem zazwyczaj są zwolnienia.

– No wiem, że to zawsze jest ryzyko, ale pomyślałem o połączeniu trzech niedużych firm odzieżowych – w tym naszej – w jedną większą. Co prawda, nie my mielibyśmy większość udziałów, ale też nie wchodzimy w układ jako Kopciuszek, mamy wiele do zaoferowania. Na razie trwają rozmowy, staram się tak skonstruować umowy, żeby nasi pracownicy byli chronieni.

– No dobrze, a jaka właściwie byłaby moja rola w tym przedsięwzięciu? – zapytałam, bo umilkł, jakby mi już wszystko powiedział.

– A, właśnie – ocknął się. – Wiem, że kończy pani na bieżąco kursy dotyczące rozliczeń, prawda?

– Tak, zawsze jeżeli są jakieś warte zainteresowania, ale daję je panu do akceptacji – przypomniałam. Za kursy płaciła firma, więc chciałam, żeby szef o wszystkim wiedział.

– Tak, tak, oczywiście – przytaknął jakby z roztargnieniem. – Ale do prowadzenia tej firmy trzeba jeszcze znać normy unijne i odrobinę prawa międzynarodowego. Podobno wystarczy zrobić kurs czy jakieś szkolenia uzupełniające? Ja tu mam wymagania, proszę się rozejrzeć, gdzie i w jakim terminie mogłaby się pani zapisać. No i ile to kosztuje.

– To wszyscy będą musieli przejść takie szkolenie? – zapytałam zaniepokojona, oglądając papiery. – Nie wszystkie księgowe są po studiach…

– A nie, nie – zaprotestował gwałtownie. – Tylko pani. Chciałbym mieć finanse spółki pod kontrolą. A mamy o tyle dobrą sytuację, że pani spośród wszystkich księgowych, także w tych dwóch firmach, ma najlepsze wykształcenie oraz doświadczenie. Więc gdyby pani zrobiła ten kurs, prawdopodobnie zostałaby główną szefową spółki. Oczywiście, jeżeli pani chce?

– Pewnie – skinęłam głową, podekscytowana szykującym się wyzwaniem i nowymi możliwościami. –  A w każdym razie spróbuję.

No i zaczęłam się pilnie szkolić

Miałam teraz dużo pracy,  bo w międzyczasie pomagałam szefowi w papierkowej robocie i sprawdzałam zapisy i paragrafy dotyczące planowanych zmian. Konsultował ze mną wszystkie umowy i decyzje, upewniając się, czy czegoś nie przeoczył. Rzeczywiście, fuzja wyglądała sensownie.

Co prawda, niepokoiło mnie, że głównym prezesem miałby zostać właściciel innej firmy, tej, co miała większość udziałów, ale to naturalne i nie mogliśmy z tym nic zrobić. Pozostało więc mieć nadzieję, że jest równie wspaniałym szefem, jak nasz.

Jakiś miesiąc przed sfinalizowaniem umowy szef powiadomił resztę zespołu o zmianach. Wszyscy byli przejęci i pełni obaw, chociaż i on, i ja zapewnialiśmy, że podpisaliśmy zastrzeżenie o niezwalnianiu pracowników przez co najmniej pół roku. Początki działalności nowej firmy były gorące. Roboty mieliśmy mnóstwo, do tego doszła przeprowadzka, no i nowy podział obowiązków. Harowałam jak wariatka, po 12 godzin dziennie.

Ale chciałam, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik, żeby nie było żadnych błędów. W końcu, jeżeli to ja miałam prowadzić księgowość spółki, musiałam mieć gwarancję, że wszystko jest w porządku.

Ale jedna rzecz mnie niepokoiła. Pracownicy po kolei, systematycznie, podpisywali aneksy do umów. Ja aneks też podpisałam, ale przecież musiałam dostać nową umowę! Już nie byłam księgową firmy, tylko spółki! I to główną! A tymczasem mijał drugi miesiąc i prezes nawet słowem się na ten temat nie zająknął. Wiem, że wszystko musi potrwać, ale to mi się nie podobało. Zapytałam naszego  szefa, ale on nie miał dobrych wieść.

– Właśnie nie wiem, o co chodzi – pokręcił głową. – Pytałem już o panią, ale prezes powiedział, że wie, co robi, i że nie łamie warunków umowy. Nie wiem, co on kombinuje.

Otóż pan prezes zatrudnił na obiecane mi stanowisko… swoją kuzynkę! Młodą siksę, dopiero co po studiach. Miała pokończone wszystkie potrzebne kursy i wiedzy jej nie odmawiam, ale w tej branży liczy się przecież także doświadczenie! Widział kto główną księgową tak młodą? A poza tym, to ja miałam awansować! Należał mi się ten awans, naprawdę.

Przecież ten awans mnie się należał

Niestety, to nie był koniec złych wiadomości. Dziewczyna była nie tylko młoda, ale i zarozumiała. Na dzień dobry oznajmiła, że wszystko się zmienia, księgowość także i należy wymieść stare zwyczaje i pomyśleć o wprowadzeniu nowych systemów. Dawała przy tym wyraźnie do zrozumienia, że co starsi pracownicy mogą sobie z tym nie poradzić. Miałam wrażenie, że mówiła to do mnie, i poczułam się wtedy bardzo staro!

Potem zaczęła sprawdzać nasze dokumenty, faktury, segregatory. Wszystko krytykowała, wyszydzając najmniejszy błąd i wytykając potknięcia. Nikogo nie szanowała – nasza koleżanka ma prawie 60 lat, zaraz przechodzi na emeryturę. Ją traktowała w sposób okropny! A kiedy stanęłam w jej obronie, dostało się i mnie.

– Pani Maria, prawda? – zapytała, mierząc mnie zimnym i szyderczym spojrzeniem. – Wiem, że to pani liczyła na moje stanowisko, ale niestety, teraz wszyscy stawiają na młodość i kreatywność. Radzę pani nie podważać moich decyzji ani nie krytykować tego, jak postępuję z pracownikami. Ja mam odpowiednie przygotowanie, bo obecne studia są bardziej otwarte niż te, które pani kończyła. Zresztą zaocznie, prawda?

Myślałam, że trafi mnie szlag! Nie myśląc wiele, odwróciłam się bez słowa, podeszłam do biurka i napisałam wypowiedzenie. Prezes przyjął je bez mrugnięcia okiem, nawet nie pytał, skąd ta nagła decyzja. Podejrzewam, że kuzyneczka zdążyła do niego w międzyczasie zadzwonić.
Naszemu szefowi było strasznie przykro, ale co mógł zrobić? Wyjaśniłam, że nie dam sobą pomiatać, że mam 50 lat i żadna smarkula nie będzie mnie mieszać z błotem. Rozumiał, ale obwiniał się za to, co się stało.

Ja do niego nie mam żalu. Tylko do prezesa i do tej gówniary. Ten awans mnie się należał! Harowałam na niego ciężko przez te wszystkie lata, zdobywając wiedzę i doświadczenie. To ja doprowadziłam do podpisania sensownych umów, korzystnych dla wszystkich firm. To ja specjalnie kończyłam kursy i szkolenia. To ja mam wiedzę, zarówno z dziedziny księgowości, jak i rynku odzieżowego!

Chodzi o sprawiedliwość!

Mam nadzieję, że z moim wykształceniem i doświadczeniem bez problemu znajdę pracę, może nawet lepiej płatną. Wysłałam dopiero trzy oferty, ale na wszystkie mam odpowiedzi. Na pierwsze rozmowy jestem umówiona już w przyszłym tygodniu. Ale nie o to chodzi, kiedy znajdę pracę i za ile.

Ja rozumiem, że młodym trzeba dać szansę, że ludzie tuż po studiach też muszą gdzieś pracować. Ale żeby od razu na takim stanowisku? Kiedyś karierę robiło się latami i to nie bez powodu. Przecież, żeby być kierownikiem czy szefem, trzeba nie tylko mieć wiedzę, ale też umieć kierować ludźmi. A tę umiejętność zdobywa się tylko przez doświadczenie.

A poza tym, ta smarkula był zwyczajnie bezczelna. Dostała pracę dzięki protekcji. Nawet zastanawiałam się, czy nie zgłosić nepotyzmu. Ale co tym wywalczę? Świata nie zmienię, nie ma sensu bawić się w zbawiciela.

Jedyne, co mi zostało, to znaleźć firmę przyjazną i miłą i wyciągnąć wnioski z tego, co mnie spotkało. Obawiam się, że do młodych przełożonych pozostanie mi uraz na całe życie. Na razie przełykam upokorzenie i staram się mimo wszystko wysoko trzymać głowę.

Czytaj także:
„Myślałam, że sąsiad prowadzi uczciwą działalność, ale wcale nie działa legalnie. Problem w tym, że jest mi to na rękę…”
„Gdy narzeczony pierwszy raz mnie uderzył, wybaczyłam, bo go kochałam. Ale on szybko wybił mi miłość z głowy. Dosłownie”
„Dla męża i syna byłam tylko sprzątaczką, nie miałam ich wsparcia. Gdy zachorowałam czułam, że mogę liczyć tylko na siebie”

 

Redakcja poleca

REKLAMA