Kiedy Mike do mnie napisał, wierzyłam w każde jego słowo. Chciałam wyrwać się ze wsi i zacząć rajskie życie. Do sieci wrzucać zdjęcia z podróży, przestać liczyć się z każdym groszem... Zostałam z długami.
Obiecywał, że zabierze mnie do siebie
Byłam spragniona czułości, więc wierzyłam w to, co pisał. Wysyłał mi swoje zdjęcia, w odpowiedzi ja wysyłałam swoje.
Gimnastykowałam się, żeby nie było widać niemodnych firanek i dywanu na ścianie. Komplementował moją urodę, a chociaż pisał po angielsku, wszystko rozumiałam.
Automatycznie wrzucałam jego wypowiedzi w translator, dzięki temu czułam się nie tylko piękna i wyjątkowa, ale też czułam się częścią wielkiego świata.
Marzyłam o tym, aby spełnił swoje obietnice, abym faktycznie mogła wyjechać na Karaiby i nigdy nie wrócić do swojej zapyziałej wioski. Albo wpadać raz na ruski rok tylko po to, by sąsiadom oczy bielały z zazdrości.
Żeby robić mu przelewy, brałam pożyczki
Bezgranicznie ufałam, że to, co mówi, jest prawdą. Powiedział mi w sekrecie, że otrzymał duży spadek od krewnych.
Ma do przewiezienia diamenty, ale musi opłacić wysokie cło. Przekonywał, że jeśli zaadresuje paczkę na mnie i wniosę opłaty, te będą dużo niższe, niż gdyby zrobił to sam.
Ja jednak nie wiedziałam, jak to wszystko załatwił, więc zgodziłam się, że przeleję mu pieniądze, a on wszystkim się zajmie.
Obiecywał, że diamenty przerobi na biżuterię dla mnie, a gdy sprzeda część spadku, wszystko mi odda.
Najpierw przelałam mu 10 tysięcy, bo tyle miałam na koncie, odkładaliśmy je z mężem na nowy opryskiwacz do pól. Potem wzięłam pożyczkę, przelałam mu 50 tysięcy złotych.
Okazało się, że potrzebna jest jeszcze jedna transza. Niczego nie podejrzewałam, a on wysłał mi potwierdzenie biletu na Karaiby, który kupił. Przekonywał, że jak zrobię kolejny przelew, kupi też dla mnie.
To miał być początek naszego wspólnego życia...
W banku i od koleżanki pożyczyłam kolejne pieniądze, razem winna byłam już 110 tysięcy złotych.
Przelałam 60 tysięcy, a on przestał odpisywać na moje wiadomości
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że zostałam oszukana. Zgłosiłam się na policję i z płaczem wyznałam, co się stało. Że prawdopodobnie padłam ofiarą oszusta i co mam zrobić, żeby odzyskać pieniądze.
Okazało się, że takich jak ja zgłasza się coraz więcej. Temat szybko podchwyciła lokalna prasa, a pocztą pantoflową rozniosło się, kto okazał się tak naiwny, żeby przelać nieznanej osobie 120 tysięcy złotych...
Mój mąż w końcu zorientował się, że brakuje pieniędzy na opryskiwacz i zaczął krzyczeć, co ja narobiłam.
Ludzie zaczęli plotkować, że to ja, młoda mężatka, dałam się omamić zagraniczniakowi... a mój mąż w pracy od tamtej pory nie ma życia. Koledzy śmieją się z niego, że internetowy oszust uwiódł mu żonę.
Narobiłam długów, których Rafał nie chce spłacać. Mówi, że go upokorzyłam i żebym wyjechała czym prędzej na te swoje rajskie wyspy, zarobić na pożyczki.
Sam wniósł już pozew o rozwód, a ja naprawdę nie wiem, co mam zrobić.
Kiedyś marzyłam o tym, żeby wyjechać ze swojej wsi i wieść bogate życie, a teraz nie mam wyjścia i będę musiała wyjechać ze wstydu i z konieczności.
Jestem pod kreską i długo będę pamiętać o tym, jak dałam się wykorzystać, dopóki nie spłacę wszystkich pożyczek.
Czytaj także:
„Moja babcia w trakcie wojny zdradziła dziadka z Niemcem. To dlatego on nigdy nie akceptował mojego ojca i mnie”
„Narzeczony zostawił mnie miesiąc przed ślubem. Wolał córkę bogacza, która wpadła z przypadkowym facetem”
„Nic nas nie łączyło, ale on i tak ukrywał naszą znajomość przed żoną. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze”