Jest takie przysłowie: „Chcesz stracić przyjaciela, pożycz mu pieniądze”. Po swoich ostatnich doświadczeniach, trochę bym je zmieniła: „Chcesz stracić przyjaciółkę, zatrudnij ją u siebie”. Ja popełniłam ten błąd. I zaczęły się kłopoty.
Z Darią znamy się od dziecka
Przez ten cały czas była moją najlepszą przyjaciółką. Taką od serca, radości i smutków. Jeszcze w dzieciństwie obiecałyśmy sobie, że zawsze będziemy się wspierać w trudnych chwilach. Obie dotrzymywałyśmy słowa. Kiedy kilka lat temu walczyłam z ciężką chorobą, Daria dzień i noc czuwała przy moim łóżku. Gdy dla odmiany ją spotkało nieszczęście – odszedł od niej mąż – rzuciłam wszystko i razem z nią wypłakiwałam oczy. Byłyśmy jak siostry…
Ponad rok temu Daria straciła pracę. Hurtownia, w której była zatrudniona, zbankrutowała. Oczywiście Daria szukała nowego zajęcia, niestety, bezskutecznie. Pomagałam jej, jak mogłam. Dawałam pieniądze, robiłam zakupy. Jej były mąż płacił na syna nędzne grosze, a zasiłek dla bezrobotnych ledwie wystarczał na zapłacenie rachunków. Dopóki jednak jeszcze go dostawała, jakoś wiązała koniec z końcem. Ale gdy zasiłek straciła, wpadła w rozpacz. No i przybiegła do mnie po ratunek.
– Gośka, ja już dłużej tak nie mogę. Błagam cię, daj mi pracę u siebie. Inaczej z Maćkiem zginiemy. Sama wspominałaś, że chcesz kogoś zatrudnić – wykrztusiła przez łzy.
Byłam w kropce. Nie to, że nie chciałam pomóc Darii. Gdybym miała jakiś sklep, punkt usługowy, natychmiast bym ją zatrudniła. Tylko że ja prowadzę biuro rachunkowe. Potrzebowałam doświadczonej księgowej. A ona skończyła tylko liceum.
– Słuchaj, to nie jest takie proste, przecież wiesz, czym się zajmuję… – zająknęłam się.
– Oj, wiem, dlatego wcześniej cię nie prosiłam. Ale teraz nie mam innego wyjścia. Zresztą wszystkiego można się przecież nauczyć… Pamiętasz? W liceum byłam całkiem niezła z matmy. A w hurtowni czasem robiłam różne zestawienia. Zobaczysz, dam radę! – przekonywała mnie.
Choć miałam mnóstwo wątpliwości, nie potrafiłam jej odmówić. Byłyśmy przecież przyjaciółkami, nie mogłam zostawić jej w biedzie. Pomyślałam, że Daria ma rację, że nie święci garnki lepią. I jak ktoś chce, to może się wszystkiego nauczyć. A ona zawsze była bystra… Poza tym zatrudniałam w swojej firmie dwie bardzo sympatyczne dziewczyny: Edytę i Agnieszkę.
Wiedziałam, że chętnie jej pomogą
– No dobra, od poniedziałku zaczynasz! Na razie mogę ci zaproponować tylko minimalną pensję, jednak, jak się trochę podszkolisz, dostaniesz podwyżkę – uśmiechnęłam się, a Daria rzuciła mi się na szyję.
– Dziękuję, kochana, byłam pewna, że nie zostawisz mnie na lodzie! – krzyknęła uradowana.
Gdy wychodziła z mojego mieszkania, nawet przez myśl mi nie przeszło, że tak mnie zawiedzie. Teraz już wiem, że można z człowiekiem beczkę soli zjeść i nie poznać go do końca… Nie oczekiwałam od Darii wdzięczności. Chciałam tylko, żeby się przykładała do pracy, wykorzystała szansę, którą jej dałam. Tymczasem ona zachowywała się jak udzielna księżna. Już pierwszego dnia spóźniła się dwie godziny.
– Przepraszam, ale zapomniałam nastawić budzenie w komórce – tłumaczyła wesolutkim tonem.
Potem bez przerwy jej coś wypadało. A to czekała na elektryka, a to na gazownika, a to znowu mieszkanie jej zalało. Doszło do tego, że spędzała w biurze najwyżej pięć godzin. Żeby jeszcze chociaż pracowała, chciała się czegoś nauczyć. Ale nie! Większość czasu spędzała na piciu kawki i paplaninie przez służbowy telefon. Nie z klientami, tylko koleżankami lub mamusią. Kilka razy zwróciłam jej uwagę. Tylko machała ręką.
– Oj, nie bądź taka zasadnicza! Każdy ma prawo do chwili wytchnienia. Zaraz biorę się do roboty! – mówiła i wystukiwała kolejny numer.
Przez pierwsze kilka dni przymykałam na to wszystko oko. Pomyślałam, że po tak długiej przerwie Daria potrzebuje trochę czasu, by znowu przyzwyczaić się do zasad obowiązujących w pracy. Tylko że zamiast lepiej, było coraz gorzej. Na dodatek atmosfera w firmie zaczęła się psuć.
Dziewczynom nie podobało się, że Daria tak się obija
Nie skarżyły się, lecz kiedyś usłyszałam, jak mówiły, że mają jej serdecznie dość, i dziwią się, że trzymam takiego lenia. Choć zrobiło mi się przykro, w duchu musiałam przyznać im rację. Pracy było mnóstwo, a moja przyjaciółka, zamiast pomagać dziewczynom, swoją paplaniną tylko im przeszkadzała. Gdy więc po raz kolejny sięgnęła po słuchawkę i zaczęła wystukiwać numer, podeszłam do jej biurka i nacisnęłam widełki.
– Co robisz? Muszę zadzwonić do mamy! Mam ważną… – zaczęła.
– Zadzwonisz po pracy. A na razie zapraszam cię do mnie, do gabinetu. Musimy pogadać – przerwałam jej.
Nie chciałam urazić Darii. Ale nie mogłam już dłużej tolerować takiego zachowania. Powiedziałam więc szczerze, co sądzę o jej lekceważącym podejściu do pracy, i ostrzegłam, że jeśli dalej będzie się obijać, po prostu ją zwolnię.
– Nie przesadzaj, przecież coś robię! Muszę się wdrożyć! – podniosła głos.
– Coś nie wystarczy! Każdy szef na moim miejscu już po dwóch dniach wyrzuciłaby cię z hukiem za drzwi. Ale ja chcę ci dać jeszcze jedną szansę. Od dzisiaj żadnych prywatnych telefonów, spóźnień. No i pomagasz dziewczynom. Miałaś się uczyć księgowości – podkreśliłam.
– To ultimatum? – nadąsała się.
– Dokładnie. I potraktuj je bardzo poważnie. Nie stać mnie na utrzymywanie złego pracownika. Nawet takiego, z którym się bardzo przyjaźnię – odparłam.
Wyszła z gabinetu obrażona, jednak do końca dnia zachowywała się przyzwoicie. Nigdzie nie dzwoniła i nawet zabrała się za wprowadzanie danych do komputera. Odetchnęłam z ulgą. Miałam nadzieję, że coś do niej dotarło, i nie będę musiała sięgać po ostateczne rozwiązanie. Niestety…
Kilka dni później zadzwoniła do mnie Agnieszka
Uprzedziłam ją, że zjawię się w firmie później, więc skoro mnie szukała, musiało coś się wydarzyć. I rzeczywiście. Okazało się, że moja przyjaciółka, pochłonięta rozmową przez telefon, potrąciła stojący na biurku kubek z kawą. No i stało się. Kawa zalała stos dokumentów, które Daria miała zanieść do skarbówki.
– Wszystko trzeba robić od nowa! Cały dzień i całą noc będziemy musiały siedzieć, żeby zdążyć. Jeśli szefowa czegoś z nią nie zrobi, to ja się zwalniam! – krzyknęła Agnieszka.
Pojechałam do firmy. Dziewczyny uwijały się jak w ukropie, próbując ratować papiery. Tymczasem Daria jak gdyby nigdy nic, siedziała sobie przy biurku i się im przyglądała.
– Wygodnie ci? – spytałam groźnie, podchodząc do niej.
– Nie wściekaj się, każdemu może się zdarzyć – wzruszyła ramionami.
Dostałam białej gorączki.
– Zabieraj swoje rzeczy i do widzenia. Od dzisiaj już tu nie pracujesz! – krzyknęłam.
– Żartujesz, prawda? Z czego będę żyć? – przestraszyła się.
– Nie żartuję! – odparłam, otwierając drzwi na oścież.
Nadąsana Daria spakowała swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia.
– Nie wiedziałam, że jesteś taka wredna. A miałam cię za swoją najlepszą przyjaciółkę! – wysyczała.
Od tamtego feralnego dnia minął tydzień. Myślałam, że jak Daria ochłonie, przemyśli wszystko, to do mnie zadzwoni. Przeprosi, obieca poprawę. Jakoś ugłaskałabym dziewczyny i przyjęłabym ją z powrotem. Ale ona milczy. Na domiar złego od naszej wspólnej znajomej dowiedziałam się, że wygaduje o mnie w towarzystwie bzdury. Opowiada, jak to zaharowywała się u mnie za psie pieniądze, a ja ją wyrzuciłam, zostawiając bez środków do życia… Przyjaźniłyśmy się przez tyle lat. Ale teraz czuję, że to smutny koniec naszej przyjaźni.
Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”