„Dałam koledze dzień na rozkochanie mnie w sobie. 12 godzin wystarczyło, żebym zrozumiała, że jest tym jedynym”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, rh2010
„Lubiłam go, naprawdę. I nie ukrywam, od rana coś się między nami zmieniło, widziałam w nim kogoś więcej niż kumpla z pracy, ale czy to wystarczy? Chyba nie powinnam dawać mu nadziei, nie mając pewności… A nie miałam”.
/ 22.11.2021 08:25
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, rh2010

Karol był moim kolegą z pracy; siedzieliśmy przy sąsiednich biurkach. Często sobie pomagaliśmy w służbowych sprawach, w trakcie przerwy chodziliśmy razem na obiady do pobliskiej chińskiej knajpki, po prostu kumplowaliśmy się.

I pewnie dalej byśmy pozostawali wyłącznie na koleżeńskiej stopie, gdyby moja daleka kuzynka nie zaproponowała mi pracy w swojej firmie. Oferowała mi dużo lepsze warunki, niż miałam do tej pory. Cieszyłam się, że trafiła mi się taka okazja, a jednocześnie było mi trochę żal zostawiać obecną pracę. Dopiero kiedy mówiłam Karolowi, że składam wymówienie, dotarło do mnie, jak bardzo będę tęsknić za tym miejscem i oczywiście za nim, moim najlepszym kumplem. Karol też nie wyglądał na zachwyconego, ale szybko się rozpogodził. 

– Gratuluję lepszej fuchy! – uściskał mnie serdecznie. – Będę tęsknił.

– Ja też!

– E tam, szybko o mnie zapomnisz – roześmiał się, jakby nieco sztucznie. – Na pewno szybciej niż ja o tobie – dodał z przesadnym smutkiem.

– Na pewno nie. Zresztą możemy spotykać się czasem gdzieś na mieście, prawda?

– Prawda – potaknął.

O rany, takiego wyznania się nie spodziewałam…

I tyle, nic więcej. Zrobiło mi się przykro, że nie wykazał większego entuzjazmu. Widać wcale mu tak na kontakcie ze mną nie zależało. Jednak następnego dnia w pracy wręczył mi… ogromny bukiet czerwonych róż.

– Pożegnalne kwiaty? Piękne… Naprawdę miło z twojej strony, ale chyba nie zasłużyłam na aż tak wielki bukiet…

– To nie jest pożegnalny bukiet. To znaczy: mam nadzieję, że nie będzie pożegnalny. Sylwia, chciałem ci to wyznać już dawno, ale nie miałem odwagi – mówił szybko, nerwowo. – Muszę to wreszcie powiedzieć, już za dużo czasu zmarnowałem. Sylwia, widzisz… chodzi o to, że ja… cię kocham.

Po tym szokującym wyznaniu zrobiłam się równie czerwona jak te róże. Nie wiedziałam, co właściwie czuję. To była jakaś mieszanka zaskoczenia, zawstydzenia, zakłopotania, żalu i… współczucia też.

– Dziękuję, ale… Bardzo cię lubię, przecież wiesz, ale nic więcej…

– Sprawię, że poczujesz coś więcej.

– Rany, nie chcę ci robić przykrości, ale naprawdę nie jesteś w moim typie. Gdyby coś miało być między nami, już by…

– Daj mi jeden dzień! – znów mi przerwał. – Spędź ze mną najbliższą sobotę: od dziesiątej rano do dziesiątej w nocy. Jeśli nie zakochasz się we mnie przez dwanaście godzin, odpuszczę i nigdy więcej nie wrócę do tematu. Daj mi szansę!

Zawahałam się. To wszystko było takie melodramatyczne, zupełnie nie w stylu Karola, którego do tej pory znałam. Ale za bardzo go lubiłam, żeby mu odmówić.

– Okej, dwanaście godzin.

Rozpromienił się, jakby wygrał w totka

Gdy nadeszła sobota, wstałam już o szóstej rano – nie mogłam spać ze zdenerwowania. Zrobiłam sobie wyjściowy makijaż i ubrałam się jak na randkę. To tylko Karol, ale niech nasza pierwsza i zapewne też ostatnia randka będzie wyjątkowa, myślałam. „Tylko Karol” był moim przyjacielem i świetnym gościem. Nawet jeśli nie był facetem dla mnie, nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, co było niemal pewne, nie chciałam, by poczuł się zlekceważony.

Równo o dziesiątej rano rozległ się dzwonek u drzwi. Na mój widok Karol uniósł wysoko brwi.

– Wow… Ale wiesz, kurczę, zaplanowałem trochę sportowych atrakcji, więc weź może jakiś dres na przebranie, co?

Był tak uroczo zakłopotany, że wybuchnęłam śmiechem.

– Od razu pójdę się przebrać.

Zmieniłam sukienkę na legginsy i bluzę, zmyłam makijaż, włosy spięłam w kucyk i od razu poczułam się lepiej. Lubię czasem zabłysnąć, ale na co dzień wolę naturalność.

– I jak cię nie kochać? – spytał retorycznie Karol, wpatrując się we mnie jak w obraz. Aż się zaczerwieniłam.

A potem zabrał mnie na śniadanie… nad rzekę. Rozłożył koc i wyjął wiklinowy kosz wypełniony po brzegi smakołykami. 

– Hm, wiesz, co lubię. Ciekawe skąd, skoro nie jadamy śniadań w pracy…

– Kilka razy o tym wspominałaś.

– Mężczyzna, który nie tylko słucha, ale jeszcze pamięta, co mówiła kobieta? Prawdziwie rzadki z ciebie okaz.

Śniadanie minęło we wspaniałej atmosferze. Wspaniałej, bo niewymuszonej. Karol mnie nie uwodził, nie starał się na siłę zrobić na mnie wrażenia. Po prostu siedzieliśmy, jedliśmy i gadaliśmy. Po jedzeniu czekała mnie kolejna niespodzianka. Podejrzewałam, że to będzie coś fajnego, ale nie spodziewałam się, że… zabierze mnie do stadniny! Nauka jazdy konnej była moim marzeniem od dzieciństwa, ale jakoś nigdy nie udało mi się go zrealizować. Wspomniałam o tym tylko raz, a on…

– Zapamiętałeś… – wzruszona uściskałam Karola. – Mam ochotę skakać z radości!

– Zachowaj siły i energię na naukę.

Miał rację. Choć niezmiernie mi się podobało, po trwającej raptem czterdzieści pięć minut lekcji na lonży zsiadłam z konia i stanęłam na ziemi na drżących, uginających się nogach, cała mokra od potu. Zarazem dumna jak paw, że tak dobrze dałam sobie radę.

– Słyszałeś, jak instruktorka mnie chwaliła? Słyszałeś, jak mówiła, że mam całkiem niezły dosiad jak na początkującą i że wyjątkowo szybko złapałam rytm w anglezowaniu? – ekscytowałam się. – Będę chodzić na lekcje raz w tygodniu! Właśnie odkryłam swoją pasję. Czemu nie spróbowałam wcześniej? Straciłam tyle czasu!

– Doskonale cię rozumiem… – powiedział Karol, patrząc na mnie z miną, jakiej jeszcze u niego nie widziałem. I znów się zarumieniałam.

Następny punkt naszej randki: wizyta w spa, żebym się odprężyła po wysiłku fizycznym. Cudnie rozluźnioną zabrał mnie do siebie do domu, gdzie usmażył stertę naleśników. Później umościliśmy się na kanapie i oglądaliśmy film. Karol wciąż nie próbował mnie objąć czy pocałować. Może czekał, aż sama wyjdę z inicjatywą? Z jednej strony chciałam to zrobić, ale z drugiej strony czułam jakiś wewnętrzny opór. No bo czy pocałunek będzie oznaczał, że chcę z nim być?

Lubiłam go, naprawdę. I nie ukrywam, od rana coś się między nami zmieniło, widziałam w nim kogoś więcej niż kumpla z pracy, ale czy to wystarczy? Chyba nie powinnam dawać mu nadziei, nie mając pewności… A nie miałam. No bo jak ją miałam mieć bez sprawdzenia?

Po filmie poszliśmy na spacer. Gdy wziął mnie za rękę, pozwoliłam, i tak szliśmy w milczeniu, trzymając się za ręce. Czułam, że Karol jest mi bliski, bardzo bliski. Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy. Wyczytałam w nich pewność, bo on nie miał wątpliwości. Kochał mnie. Może mnie od zakochania dzielił tylko jeden krok? Może też będę żałowała, jeśli nie spróbuję? Postanowiłam więc przeprowadzić test. Już wspięłam się na palce…

I wtedy zadzwonił jego telefon.

– Odbierz – mruknęłam.

– To budzik. Ustawiłem go na dwudziestą drugą. Mój czas minął, dziękuję, że podarowałaś mi te dwanaście godzin. Ja się utwierdziłem w przekonaniu, że jesteś dla mnie tą jedyną. A ty? Umówisz się ze mną znowu?

Uznałam, że dość gadania. Wspięłam się na palce, objęłam go za szyję i pocałowałam. Na chwilę zastygł, a potem przytulił mnie mocno i… To, co działo się potem, definitywnie zakończyło etap kumplowania się.

Karol poprosił mnie o jeden dzień. Dziś, po dwóch latach, jesteśmy małżeństwem i oczekujemy przyjścia na świat naszego dziecka.

Czytaj także:
„Po śmierci żony, zaczęła mnie podrywać jej przyjaciółka. Czułem się jak niewierny mąż, zżerało mnie poczucie winy”
„Działałam jak lep na drani i krętaczy, więc pogodziłam się z losem starej panny. Wszystko zmienił pierścionek po babci”
„Miałam córeczkę przy piersi, bliźniaki w drodze i męża alkoholika. Robert przepijał wszystko, nawet dziecięce łóżeczka”

Redakcja poleca

REKLAMA