Po śmierci męża zrozumiałam, że mam już niewiele czasu, aby zatroszczyć się o samą siebie. Jeszcze pracowałam, dopiero wspominałam o przejściu na emeryturę, a córka już planowała moje życie. Najwyraźniej była przekonana, że kiedy przestanę pracować, cały swój czas poświęcę jej i jej rodzinie.
Nigdy nie uchylałam się od pomocy, przecież zapraszałam ich czasem na obiad w niedzielę lub zabierałam wnuki na weekend, aby Kasia z mężem mogli pobyć sami czy gdzieś razem wyjść. Jednak wcale nie zamierzałam spędzić reszty życia, piorąc, sprzątając, gotując, zajmując się wnukami. Nie zamierzałam usługiwać ani córce i zięciowi, ani ich dzieciom. Kasia jednak najwyraźniej widziała to wszystko inaczej.
– Mamuś… – powiedziała pewnego razu – myślę, że jak już przejdziesz na emeryturę, to może zabrałabym Jaśka z przedszkola, co? – popatrzyła na mnie pytająco. – No wiesz – dodała od razu – on tyle choruje, a poza tym trzeba płacić, a ty teraz będziesz w domu – zawiesiła głos, najwyraźniej czekając, że natychmiast przytaknę. Spojrzałam na córkę zaskoczona.
– No, jak uważasz, kochanie, ale kto będzie się nim zajmował codziennie, jak jesteście w pracy? Kasia spojrzała na mnie równie zaskoczone jak ja.
– No, przecież ty już nie będziesz pracowała – wyjaśniła spokojnie.
– Nie będę chodziła do pracy – przytaknęłam – co wcale nie znaczy, że chciałabym zamienić pracę w biurze na opiekę nad dzieckiem, kochanie.
– Myślałam, że zechcesz mi trochę pomóc – mruknęła Kasia, nie ukrywając niezadowolenia.
– Trochę – powtórzyłam. – Trochę, córeczko. Na pewno nie dzień w dzień, od rana do wieczora – dodałam.
Od tamtej rozmowy Kasia chodziła lekko obrażona, nie zamierzała ukrywać rozczarowania. Ja jednak miałam swoje plany na życie emerytki. Już od dawna odkładałam co miesiąc parę złotych, raz więcej, raz mniej, ile się udało. W każdym razie miałam trochę oszczędności, które zamierzałam przeznaczyć na specjalne wydatki, na swoje i tylko swoje przyjemności.
Nigdy właściwie nie myślałam o sobie
Najpierw jako młode małżeństwo ciągle się dorabialiśmy, potem Kasia była mała, a potem mąż zachorował. Jego choroba pochłaniała wszystkie pieniądze, a kiedy umarł, i zostałyśmy z Kasią same, myślałam o utrzymaniu i zabezpieczeniu córki, nie o własnych przyjemnościach. Teraz jednak Kasia od dawna była dorosła i samodzielna, miała męża i dzieci, a ja mogłam wreszcie pomyśleć o sobie.
Pierwszym moim planem po przejściu na emeryturę był wyjazd do sanatorium. Chciałam pospacerować, odpocząć, wziąć kilka zabiegów na bolące stawy, po prostu pobyć sama ze sobą. Nie wiem, kiedy ostatni raz wyjeżdżałam dla własnej przyjemności…
– Do sanatorium? – i córka, i zięć patrzyli na mnie zdziwieni. – Po co to mamie? – zapytał Witek.
– Myślałam, że trochę mi pomożesz w domu i przy dzieciach – Kasia patrzyła z wyrzutem.
– Pomogę, jak wrócę – wyjaśniłam spokojnie. – Zresztą cały czas ci pomagam – dodałam.
Pobyt w sanatorium jednak nie do końca mnie usatysfakcjonował. Chyba nie nadawałam się do sanatoryjnego towarzystwa – pań biegających od kawiarni do kawiarni, od dancingu do dancingu i zastanawiających się tylko nad tym, jak tu zapoznać jakiegoś interesującego pana. Po powrocie naprawdę zajęłam się wnukami, ale szybko zauważyłam, że nie ma co liczyć na niczyją wdzięczność z tego powodu.
Moja córka działała na zasadzie „Daj komuś palec, a złapie całą rękę”. Odbierałam Jasia z przedszkola, a Amelkę ze szkoły i wracaliśmy razem do domu. Początkowo obiad dla dzieci był przygotowany, ale wraz z upływem czasu coraz więcej rzeczy zostawało do zrobienia dla mnie. A to usmażyć kotlety, a to ugotować makaron. Aż Kasia zaczęła mi zostawiać pranie i prasowanie.
– Nigdy nie mogę zdążyć, mamusiu – tłumaczyła. – Tyle mam pracy w biurze, że muszę zostać po godzinach. Witek wracał, co prawda, zawsze o tej samej porze, ale już nie musiał w niczym pomagać żonie, przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Miał przecież w domu teściową, która wszystko zrobi. On po powrocie z pracy zalegał przed telewizorem z gazetą w ręce.
Zaczynało mnie to coraz mocniej denerwować. Kiedy Kasia poprosiła raz i drugi, żebym przyszła rano, bo nie zdążyła ugotować obiadu, poczułam, że to nie idzie w dobrą stronę. Kilka razy spełniłam jej prośbę, ale w końcu powiedziałam sobie „dość”.
– Córcia, ja nie mogę odbierać dzieci codziennie ze szkoły – powiedziałam.
– Niby dlaczego? – Kasia była zdziwiona. – Co masz innego do roboty?
– Zapisałam się na kurs języka hiszpańskiego – przyznałam się.
– Co? – brwi mojej córki powędrowały do góry. – Jaki kurs?
– Języka hiszpańskiego – powtórzyłam spokojnie.
– Mamuśka, czy ty oszalałaś?
– A niby dlaczego?
– Też wymyśliłaś! – oburzyła się Kasia. – Zamiast zająć się wnukami albo…
– Albo co? – przerwałam jej ze złością. – Albo gotować wam obiadki? Kasiu, dawaliście sobie radę do tej pory i dalej sobie dacie. Ja nie chcę być waszą gosposią, kochanie. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale twój mąż od pewnego czasu zachowuje się jak książę udzielny, który nic nie musi w domu robić. Tak dalej być nie może. Będę odbierać dzieci trzy razy w tygodniu, ale nie będę biegać rano po zakupy ani gotować wam obiadów.
– Po co ci, mamo, język hiszpański na starość? – spytała Kasia cicho.
– Zawsze marzyłam o wycieczce do Hiszpanii. Zanim tam pojadę, nauczę się trochę języka. I, przepraszam, ale nie czuję się jeszcze staruszką.
– Chcesz jechać do Hiszpanii? – wyjąkała córka. – Stać cię na to?
Milczałam, bo zaczęłam się zastanawiać, czy jak powiem o oszczędnościach, to córka nie stwierdzi, że koniecznie musi zrobić remont kuchni.
– Masz na to pieniądze, mamo? – Kasia uparcie drążyła temat.
– Spokojnie, zaoszczędzę z emerytury – odpowiedziałam.
Dlaczego to ja mam rezygnować z planów?
Od tego czasu mniej zaglądałam do córki i zięcia. Na kursie poznałam bardzo sympatyczną parę: Jolę i Andrzeja. Zaczęliśmy się spotykać, chodzić razem do kawiarni, na spacery. Przez nich z kolei poznałam Wojciecha i wspólnie zaczęliśmy grać w brydża. Bardzo miłe to były spotkania. Kasi nic nie wspominałam, bo obawiałam się, że nie byłaby zadowolona. Wydało się przez przypadek.
Kasia zadzwoniła w sobotę po południu, że przywiezie mi dzieci na noc, bo chcą z Witkiem iść do znajomych. Ja, niestety, byłam już umówiona.
– Bardzo mi przykro, córeczko, ale ja nie mogę się zająć dziećmi.
– Dlaczego nie możesz?
– Wychodzę do teatru – powiedziałam wprost, miałam już dość tajemnic.
– Słucham? – zdumienie Kasi rosło.
– Tak, do teatru.
– Ale przecież ty nigdy… – zaczęła Kasia, ale urwała. – Sama? – zapytała, jakby nagle coś do niej dotarło.
– Nie, nie sama. Ze znajomymi. W słuchawce długo trwała cisza.
– To co ja mam teraz zrobić? – zapytała Kasia głosem małej dziewczynki.
– Nie wiem – odpowiedziałam, bo rzeczywiście nie wiedziałam.
– Może mogłabyś nie iść – zaproponowała mi córka.
Jasne, dla niej to było proste, to ja powinnam zrezygnować ze swoich planów, aby ona mogła realizować swoje.
– Żartujesz, Kasiu? – zapytałam.
– Nie żartuję, przecież nie musisz iść.
– Ale chcę – powiedziałam twardo. – Trzeba było ustalić to ze mną wcześniej – dodałam.
Zawsze dzwoniła w ostatniej chwili przekonana, że ja dostosuję się do niej.
– Mamo, czy ty się z kimś spotykasz? – zaniepokoiła się nagle Kasia. Roześmiałam się.
– Spotykam się, Kasiu, ze znajomymi, z przyjaciółmi. Z ciotką Jadwigą…
– Oj, mamo! – jęknęła moja córka. – przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. Z facetem czy się spotykasz?
– Na pewno nie tak, jak masz na myśli – roześmiałam się po raz kolejny. „Jeszcze nie” – dodałam w myślach.
Miałam nadzieję, że moja znajomość z Wojciechem pomału wejdzie w bardziej intymne sfery. Czułam, że jesteśmy sobie coraz bliżsi. I nie myliłam się, nie byłam zaskoczona, kiedy Wojciech zaproponował mi wspólną kolację.
– Tylko we dwoje – podkreślił.
– Bardzo chętnie – zgodziłam się. – Nawet nie wiesz jak chętnie.
Od tego czasu spotykaliśmy się nie tylko w gronie znajomych. Coraz częściej spotykaliśmy się także sami. Opowiadałam Wojciechowi o moich marzeniach dotyczących wyjazdu do Hiszpanii, aż w końcu usłyszałam:
– A może pojechalibyśmy tam razem.
– We dwoje?
– Tak – przytaknął. – Tylko we dwoje.
Dwa tygodnie później mieliśmy już wykupioną wycieczkę. Musiałam tylko jeszcze zadzwonić do Kasi i porozmawiać z nią. Czułam, że nie będzie zadowolona. I nie była.
– Mamo, jak to wyjeżdżasz? – spytała po wysłuchaniu mnie. – A dzieci? Kto będzie je odbierał ze szkoły?
– Kochanie, to tylko dwa tygodnie, dacie sobie radę.
– Z kim ty jedziesz, mamo? – zapytała nagle Kasia podejrzliwie.
– Z przyjacielem – roześmiałam się.
– Z kochankiem? – krzyknęła moja córka z oburzeniem.
– Nie, nie z kochankiem. Z przyjacielem – powtórzyłam spokojnie.
Byłam tak samo zdziwiona jak córka, tylko z zupełnie innego powodu. Zawsze wydawało mi się, że moja Kasia jest nowoczesną, młodą kobietą, a teraz wychodziło na to, że matka spotykająca się z kochankiem czy przyjacielem była dla niej zupełnie nie do przyjęcia. A może raczej bała się, że nie będę miała już czasu jej pomagać? Może to był tylko zwykły egoizm? Mimo sprzeciwu Kasi, którego córka nie omieszkała mi wyraźnie okazać, pojechaliśmy z Wojciechem na zaplanowaną wycieczkę.
– Niech się pani nie martwi, pani Kasiu, będę się opiekował pani mamą, będę o nią dbał – obiecywał Wojciech.
– Tak, nie wątpię – skrzywiła się Kasia z sarkazmem.
– Twoja córka mnie chyba nie lubi – stwierdził Wojciech, kiedy już zajęliśmy miejsca w samolocie.
– Wiesz co, wydaje mi się, że raczej jest zazdrosna – przyznałam.
– O mnie? – roześmiał się.
– Nie o ciebie, o mnie – sprostowałam. – I o swoje na mnie wpływy.
Jak mała dziewczynka chce mieć mamusię dla siebie
Mówi się, że miłość nie zna wieku. I pewnie tak jest, bo czułam się jak młoda dziewczyna, a chwilami nawet jak nastolatka. Dobrze nam było razem, ale że każde z nas miało swoje mieszkanie, nie zdecydowaliśmy się na życie pod jednym dachem, przynajmniej na razie. Mogliśmy u siebie pomieszkiwać, ale własny kąt też się przydawał, choćby wtedy, kiedy zabierałam do siebie wnuki, albo gdy do Wojciecha przyjeżdżał syn z rodziną.
Kasia cały czas okazywała mi jawnie swoje niezadowolenie i dezaprobatę. Wciąż przygadywała mi, że zbyt mało jej pomagam, za mało zajmuję się wnukami, a za wiele myślę o swoich własnych przyjemnościach.
– Kasiu, ja oprócz ciebie i twojej rodziny, mam jeszcze własne życie – nie wytrzymałam w końcu. – Nie rozumiem, na czym opierasz to przekonanie. Na tym, że zupełnie mam się dostosować do twoich planów i wymagań?
– No, wiesz, mamo, byłam pewna, że matki pomagają swoim córkom.
– Owszem, pomagają, ale chyba nie podporządkowują się im całkowicie.
– Przesadzasz, mamo.
Nie miałam już sił na tego typu dyskusje, bo one powtarzały się w kółko. Kiedy odmówiłam zajęcia się dziećmi w sylwestra, Kasia pogniewała się na długo. Przez cały miesiąc rozmawiała ze mną bardziej niż oficjalnie, a ja nie miałam ani ochoty, ani poczucia winy, aby ją przepraszać. Naprawdę szczerze zastanawiałam się, jak naprawić swoje relację z Kasią, ale wychodziło na jedno.
Będzie dobrze tylko wtedy, kiedy dostosuję się do oczekiwań córki, a nie chciałam tego zrobić. Spróbowałam jeszcze jeden raz. Zaprosiłam na obiad Kasię z mężem i dziećmi, oraz Wojciecha. Chciałam, żeby się zaprzyjaźnili, polubili, żeby przede wszystkim Kasia zaakceptowała mojego przyjaciela. Niestety, nie udało mi się.
Wojciech i mąż Kasi rozmawiali swobodnie, dzieci się bawiły, ale córka była cały czas spięta i tylko udawała uprzejmość. Ona po prostu nie chciała polubić Wojciecha, jak mała dziewczynka chciała mieć mamusię tylko dla siebie. Po ich wyjściu westchnęłam.
– Wyjedźmy nad morze – powiedziałam do Wojtka. – Muszę odpocząć.
– Na zawsze? – brwi mojego przyjaciela powędrowały do góry. Roześmiałam się.
– Na dwa tygodnie, dobrze? Teraz on się roześmiał.
– Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, że nie każesz mi się wyprowadzać na stałe. Nad morzem Wojciech mi się oświadczył. Byłam trochę zaskoczona, ale zgodziłam się zostać jego żoną. Po powrocie najpierw ustaliliśmy datę ślubu, a potem powiedziałam córce, że za miesiąc wychodzę za mąż i ona, niestety, musi się z tym pogodzić.
Zobacz więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam mocniej, niż śmierć matki
Córka w wieku 6 lat zobaczyła, jak uprawiam seks z kochankiem
Przyłapałam na zdradzie moją 80-letnią babcię