Już od kilku miesięcy nie mogłam się pozbierać po śmierci męża. Wraz z odejściem Staszka coś we mnie umarło. Niewiele mnie cieszyło, czasem, kiedy przychodził w odwiedziny mój syn z wnukami, zapominałam na chwilę, że jestem sama. Trwało to bardzo krótko, bo kiedy zamykały się za nimi drzwi, ponownie ogarniało mnie przygnębienie. Przed synem udawałam, że świetnie sobie radzę, nie chcąc, by mną się martwił, miał przecież własne kłopoty na głowie.
– Fajnie by było, gdybyś zamieszkała z nami, mamuś – za każdym razem proponował z troską Tadek. – Byłoby ci raźniej. A ja byłbym spokojniejszy o ciebie.
– Wolę zostać na własnych śmieciach – wymigiwałam się. – I nie chcę wam przeszkadzać. Czułabym się niezręcznie, mieszkając u syna, choćby nie wiem jak się starał.
– Coś ty wymyśliła? Jak to przeszkadzać? – oburzał się Tadek. – Miałabyś własny pokój, miejsca jest u nas dość. I jeszcze byś pomogła z dzieciakami!
– Oj, dobrze już. Zastanowię się jeszcze – próbowałam grać na zwłokę, ale w duchu myślałam, że nigdzie się nie przeprowadzę.
Tu mi dobrze
Mam swój świat, swoje wspomnienia, czuję się swobodnie. No i Łata lubi swoje stare ścieżki. Wiedziałam, że Tadek chce dla mnie jak najlepiej, ale ja wolałam żyć własnym życiem. Próbowałam się przyzwyczaić do samotności, ale wciąż wspominałam Staszka. Najbardziej brakowało mi go podczas wieczornych spacerów z psem, Łatą. Zawsze wychodziliśmy razem, robiliśmy sobie długie wędrówki, bez pospiechu szliśmy każdego wieczora wzdłuż alejek w pobliskim parku. Teraz musiałam chodzić tam sama, a wszystko wokół przypominało mi męża: ławeczki, drzewa, nawet ludzie, których mijałam. Bardzo tęskniłam za Staszkiem.
Całe szczęście mieszkam po sąsiedzku z Krysią. Bywały dni, kiedy ogarniała mnie ogromna tęsknota i nie wiedziałam, co z sobą zrobić. Wtedy właśnie szłam do Krysi, żeby zająć myśli czymś innym niż wspomnienia. Te wizyty u przyjaciółki zawsze dobrze na mnie działały, Krysia to istny gejzer energii i pomysłów, a jej ciągłe trajkotanie o wszystkim i przeskakiwanie z tematu na temat sprawiało, że zapominałam o samotności. Po wizycie u niej czułam się zawsze młodsza, zdrowsza i spokojniejsza.
– Marnie wyglądasz – lubiła mawiać. – Powinnaś wyjechać gdzieś albo znaleźć sobie jakieś hobby.
– Nie mam do kogo jechać, a hobby… nie mam pomysłu – usprawiedliwiałam się.
– Możesz być nowoczesna i prowadzić bloga, na przykład o psach.
– To do mnie nie pasuje. Lubię psy, ale nie znoszę blogów.
– No to zapisz się na jakiś kurs, na przykład florystyczny – nie ustępowała. – Właściwie wszystko jedno, po prostu musisz zająć czymś czas i myśli, nie możesz być wiecznie w żałobie.
W pewnym sensie miałam już hobby: każdego dnia przed snem musiałam zaliczyć długi spacer z Łatą… Tym razem zapowiadał się ciepły wiosenny wieczór, słychać było z dala śpiew słowików. Usiadłam na ławce, by nacieszyć się spokojem i zapachem świeżego powietrza. Spojrzałam na zegarek, największą pamiątkę od Staszka, dochodziła dziewiąta, było jeszcze dość wcześnie i jasno. Postanowiłam posiedzieć chwilkę i nacieszyć się przyrodą, zawsze byłam sentymentalna. Niestety, nic z tego nie wyszło, Łata zaczęła węszyć, kręciła się i skamlała.
Musi wyczuwać niebezpieczeństwo, myślałam
Nagle gdzieś za mną usłyszałam szczekanie i szamotaninę, ktoś zaczął biec, jakiś męski głos nawoływał psa. Wystraszona zerwałam się z ławki i pędem rzuciłam się w stronę domu. Nie miałam pojęcia, co dokładnie zaszło, ale musiało to być coś złego, Łata nigdy tak się nie zachowywała. W parku wieczorami nie jest tak bezpiecznie, jak mi się wydawało, przyszło mi do głowy. Byłam przekonana, że ktoś zaczaił się na mnie, starsze osoby są łatwym celem. Roztrzęsiona ledwo mogłam trafić kluczem do zamka, po kilku próbach wreszcie się udało. Weszłam do mieszkania i odetchnęłam, ale nie chciałam być sama. Poszłam do Krysi. Jeszcze nie spała, oglądała swój ulubiony serial. Jej wyobraźnia podsuwała tysiąc pomysłów, kto to mógł być.
– Pewnie ktoś chciał cię naciągnąć na piwo – paplała. – Psy nie znoszą pijaków.
– Możliwe. Łata zachowywała się bardzo dziwnie. No i jakiś duży pies też szczekał.
– Może jakiś zbój? – Krysię ponosiła fantazja. – Ich też zwierzęta wyczuwają.
– Zwariowałaś!
– No to złodziej, raz dwa zerwałby ci twój złoty łańcuszek…
Kiedy to mówiła, odruchowo sprawdziłam, czy mam zegarek na ręku. Nie było go! Zrobiło mi się nagle gorąco, przestałam słyszeć, co mówi do mnie Krysia.
– Zgubiłam zegarek – szepnęłam z rozpaczą.
– Może zostawiłaś go w domu? – Krysia próbowała dać mi nadzieję.
– Na pewno nie. Miałam go w parku na ławce – prawie płakałam z żalu.
– Masz chyba inny – bagatelizowała moja sąsiadka. – Najważniejsze, kochana, że nic gorszego się nie stało.
– Ten był jedyny, wyjątkowy. Był od Staszka – nie mogłam mówić, gardło mi się ścisnęło.
Dostałam go w szpitalu, zaraz po urodzeniu Tadka. Miałam go od tylu lat, żaden inny się nie liczył. Przypominał najszczęśliwszy dzień mojego życia.
Dla mnie był bezcenny
Najdroższa pamiątka po mężu. Nagle odechciało mi się wszystkiego. Zrezygnowana wróciłam do domu, usiadłam w fotelu i poczułam przygniatającą pustkę. Miałam wrażenie, że przybyło mi lat, czułam się bardzo stara i zgnębiona. Zegarek był moim łącznikiem ze Staszkiem, zawsze o nim myślałam, ilekroć sprawdzałam godzinę, wtedy uśmiechałam się do wspomnień. Teraz przepadł. Bardzo wątpiłam, że kiedykolwiek go znajdę. Nie wiem, kiedy zasnęłam w fotelu. Rano, jak co dnia, poszłam do piekarni po chleb. Po drodze zastanawiałam się, co mogę zrobić, by odszukać zegarek, nie chciałam tak łatwo odpuścić, był zbyt dla mnie cenny. Poproszę Tadka o radę, myślałam, ale szybko porzuciłam ten pomysł. Tadek za bardzo by się przejął wczorajszym zajściem w parku. I miałby kolejny pretekst, by skłonić mnie do zamieszkania u niego. Za bardzo lubiłam moje wieczorne spacery, by z nim zamieszkać, nie pozwoliłby mi samej wychodzić – dla mojego bezpieczeństwa. Może rozwiesić ogłoszenie gdzie tylko się da? Nie wierzyłam w skuteczność tej metody, ale trzeba spróbować.
– Ogłoszenie to dobry pomysł – oceniła Krysia. – Może znalazł go jakiś uczciwy człowiek… – w jej głosie brzmiało powątpiewanie.
Mimo to pomogła mi wywiesić ogłoszenia z krótką treścią: „Zgubiono damski zegarek o wartości pamiątkowej. Znalazcę proszę o kontakt, Hanna”. Podałam numer telefonu. Pozostało czekać. Jeszcze tego samego dnia oddzwonił znalazca, pan Karol.
– To ja i mój pies wczoraj panią wystraszyliśmy. Bardzo za to przepraszam – w jego głosie słychać było zakłopotanie. – Mam młodego i niesfornego dobermana, z nimi często są kłopoty – tłumaczył się.
– Już doszłam do siebie – uspokoiłam go; moje myśli krążyły bez przerwy wokół zegarka. – Jest jeszcze nieposłuszny, wczoraj zerwał się ze smyczy, wpadł w krzaki i szczekał. Nim go złapałem, pewnie napędził pani stracha. Nie zdążyłem przeprosić.
– Zareagowałam trochę za gwałtownie – poczułam się zażenowana, bo teraz zrozumiałam, że nie było czego się bać.
– Kiedy pani pobiegła do domu, znalazłem zegarek. Jak mogę go oddać?
– Możemy umówić się na spacer po parku, skoro oboje mamy psy – zaproponowałam pierwsze, co mi przyszło do głowy.
Tak zaczęła się nasza znajomość
Każdego dnia spotykamy się na długim wieczornym spacerze. Lubię Karola i jego zwariowanego dobermana, Czorta. Łata przyzwyczaiła się do nowego towarzystwa i nie warczy już złowrogo. Ja musiałam poradzić sobie z innym problemem. Znajomość z Karolem wróciła mi radość życia. Nie czuję się już taka osamotniona i rozżalona. Znów zaczęłam się uśmiechać, żartować, chętniej rozmawiam ze znajomymi. Częściej rozmyślam o nowych planach niż o Staszku. I to mnie zaniepokoiło. Zawsze kochałam swojego męża i byłam mu wierna całe życie. Wspominam go z rozrzewnieniem i tęsknotą. Ale nie chcę dłużej zamartwiać się jego śmiercią i pustką, jaką po sobie zostawił. Czasami wydawało mi się, że zdradzam w ten sposób męża. I to mi nie dawało spokoju. Musiałam porozmawiać o tym z Karolem. Okazało się, że i on stracił kilka miesięcy wcześniej żonę, także jemu dokuczała samotność.
– Dlatego wziąłem Czorta…
– Sądzisz, że oni tam, na górze... – wskazałam palcem na niebo – mają do nas żal, czują się zdradzeni?
Nie odpowiedział. Chyba dręczyły go podobne myśli jak mnie. Pojechałam na cmentarz. Siedziałam długo przy grobie Staszka i dumałam. Nie wiem, jak długo to trwało, ale zrobiło mi się lżej na duszy. Zrozumiałam, że zawsze kochałam męża i nigdy nie przestanę za nim tęsknić, ale muszę poradzić sobie teraz bez niego. Taka jest zwykła kolej rzeczy. W tym, że chcę odnaleźć ponownie radość, spędzać przyjemnie czas, poznawać nowych ludzi nie ma nic dziwnego ani złego.
Spojrzałam na zegarek i uśmiechnęłam się do własnych myśli. Ten podarunek od Staszka sprawił, że poznałam Karola. Dzięki niemu przestałam czuć się samotna i zdruzgotana. Gdyby nie historia z zegarkiem nadal rozpaczałabym nad swym losem. Wróciłam do domu i nie mogłam doczekać się wieczornego spaceru. Gdy już przechadzaliśmy się parkiem, wiedziałam, co powiedzieć Karolowi:
– Nie zdradzamy. Oni nie mają do nas żalu.
Popatrzył na mnie uważnie i słuchał dalej.
– Kochali nas i właśnie dlatego nie chcieliby, byśmy żyli w rozpaczy.
Karol nic nie odpowiedział i nie wracaliśmy więcej do tego tematu. Trzymamy się razem, możemy liczyć na siebie nawzajem. Zwyczajnie się wspieramy. I tak powinno być.
Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”