Zdaję sobie sprawę z tego, że mój mąż często inaczej traktuje naszą córkę, a inaczej syna. Hania była wychowywana surowiej, długo musiała walczyć o swoje przywileje, a i tak nie ma ich zbyt wielu, w porównaniu z tym, ile ma ich Maciek.
Jej nie było wolno wychodzić wieczorem na prywatki, ani pojechać na koncert rockowy do innego miasta, dopóki nie skończyła 18 lat. A nawet kiedy osiągnęła pełnoletność, jeszcze długo nie była traktowana jak dorosła.
Na przykład takie prawo jazdy…
Ja go nie mam z powodu dużej wady wzroku, a przecież przydałby się drugi kierowca w rodzinie. Zawsze to mężowi byłoby wygodniej, bo wreszcie przestałby robić za „dyżurnego woźnicę”. Przecież na sobotnie zakupy do centrum handlowego, których on nie cierpi, mogłabym wtedy pojechać z córką, a nie z nim. No ale mąż za nic w świecie nie chciał się zgodzić na opłacenie kursu prawa jazdy dla Hani. A dlaczego nie? Bo nie!
Większość koleżanek córki już zrobiła prawka, a nasza dziewczynka ciągle swojego nie miała. Nawet kiedy zdała doskonale maturę, mąż coś tam niby przebąkiwał, że należy jej się taki prezent, ale mimo to zwlekał z opłaceniem kursu. Bo a to nie było pieniędzy na koncie, a to znowu Hania miała gdzieś wyjechać na wakacje, więc jak miała ćwiczyć jazdę...?
W końcu córka się zdenerwowała i sama sobie opłaciła kurs z pieniędzy, które zarobiła, zbierając latem owoce. Ależ Andrzej był zdziwiony, kiedy na jesieni machnęła mu przed nosem plastikową kartą. Od tej pory pożyczał jej samochód, żeby nie wypaść na złego tatę, chociaż niechętnie…
Co innego Maciek! Mąż wprost nie mógł się doczekać, kiedy jego syn będzie mógł usiąść za kierownicą. Już na kilka miesięcy przed jego osiemnastką zabierał go na parking przed marketem, aby tam chłopak ćwiczył.
– Moja krew! – cieszył się z każdego dobrze wykonanego manewru. – Będzie doskonałym kierowcą.
Wolałam, aby trochę jeszcze zmądrzał i wydoroślał
Na nic zdały się moje prośby, aby nie wbijał tak syna w dumę bez powodu, bo robi się zarozumiały. Poza tym, tak jak Hania była zawsze ponad wiek poważna, tak Maciek nadal jest bardzo dziecinny. A przecież jazda po ulicy to nie to samo, co kręcenie kółek na parkingu, albo zabawy na torze gokartowym. Byłam więc zdecydowanie przeciwna, by Maciek tak szybko robił prawo jazdy. Wolałam, aby trochę jeszcze zmądrzał i wydoroślał. Wiadomo bowiem, że chłopcy emocjonalnie dojrzewają później niż dziewczynki.
W nastolatkach jest jeszcze brawura i fantazja, które mogą doprowadzić do nieszczęścia. Moje prośby nie robiły jednak większego wrażenia na mężu.
– Co ty tam możesz wiedzieć, Ala, o prowadzeniu samochodu. – słyszałam od Andrzeja. – Przecież ty nie masz nawet prawa jazdy.
– Może i nie mam, ale swojego syna znam. – odpowiadałam.
Mogłabym jednak równie dobrze gadać sobie do obrazu, dokładnie tak samo mąż mnie słuchał. Oczywiście, Andrzej postawił na swoim i w wakacje po drugiej klasie liceum zapisał Maćka na prawo jazdy. Od tej pory obaj panowie spędzali czas na „męskich” rozmowach o technikach prowadzenia samochodu w różnych warunkach atmosferycznych i na innych mądrych wywodach.
Ja się nie odzywałam zdenerwowana, bo już same opowieści Maćka, jak to głupi instruktor nie pozwala mu prowadzić samochodu jedną ręką, przyprawiały mnie o dreszcze. Próbowałam interweniować, ale spotykałam się tylko z lekceważeniem ze strony obu panów, więc odpuściłam.
– Mój brat chyba musi się najpierw sparzyć, aby pewne rzeczy zrozumieć i zmądrzeć – tak Hania podsumowała zachowanie Maćka. Ale mnie sen z powiek spędzało to, jak będzie wyglądało wspomniane „sparzenie”. Miałam tylko szczerą nadzieję, że obędzie się bez ofiar...
„Brzmiał tak, jakbym go na czymś nakryła…”
Tamtego sobotniego wieczoru Maciek umówił się jak co tydzień z kumplami na dyskotekę. Pojechali na nią całą paczką i mieli wrócić późno w nocy.
Nie jestem jakąś przewrażliwioną matką i normalnie poszłam spać wieczorem.
Chyba jednak wypiłam o jedną herbatę za dużo, bo obudziłam się w nocy, czując, że muszę pójść do ubikacji. Lekko nieprzytomna i bez okularów prawie ślepa wstałam po cichu z łóżka, nie chcąc budzić Andrzeja. Ale wracając, potknęłam się nieszczęśliwie o dywan, oparłam o łóżko od strony męża i…
Gdyby Andrzej leżał na swoim miejscu, tobym na niego wpadła. Tylko że jego tam nie było. Okazało się, że jestem w sypialni sama, a zamiast męża na jego połowie leży tylko zmięta kołdra. „Gdzie on się podział?” – pomyślałam zdumiona. „Czyżby zasnął przed telewizorem?”. Ale gdyby tak było, to widziałabym światło albo jasną poświatę ekranu, a tymczasem w pokoju było zupełnie ciemno… Zaniepokojona przeszłam się po mieszkaniu i stwierdziłam, że jestem w nim sama.
I pierwsze, co mi przyszło do głowy, to, że coś się stało z Maćkiem, i mąż po niego pojechał. Złapałam za komórkę i zaczęłam dzwonić do Andrzeja. Odebrał za trzecim razem.
– Nic się nie dzieje, kochanie. Jedziemy do domu, będziemy za jakiś kwadrans. – usłyszałam w słuchawce jego sztucznie optymistyczny głosik. „Brzmiał tak, jakbym go na czymś nakryła…” – przebiegło mi przez głowę.
Z niepokojem postanowiłam poczekać na swoich chłopaków. Bałam się przy tym, że Maćkowi stało się coś poważnego na tej dyskotece. Może został pobity i dlatego zadzwonił po ojca?
Kiedy weszli obaj do mieszkania i zobaczyłam, że syn jest cały i zdrowy, odetchnęłam z ulgą.
– Po prostu zrobiło mi się słabo po kolejnym piwie, a że chłopaki jeszcze chcieli zostać, to zadzwoniłem po tatę, czy by po mnie nie przyjechał – powiedział mi syn i dodał:
– Ten nowy barman nie umie nalewać piwa. Zamiast po ściance leje je wprost do kufla i tak napowietrza, że potem smakuje dziwnie i pewnie dlatego rozbolała mnie głowa.
Brzmiało to rozsądnie, dlaczego więc miałam wrażenie, że mój syn coś ukrywa, a to, co powiedział, jest tylko bajeczką wymyśloną, aby mnie uspokoić? Znam swojego syna. Zawsze kiedy mija się z prawdą, nie patrzy mi w oczy i robi taką zabawną minę, że jego kłamstwa są dla mnie widoczne, jakby był Pinokiem, któremu wydłuża się nos. Miał tak w dzieciństwie, i tak mu zostało.
Odpuściłam sobie dyskusję po nocy, bo uważałam, że wszyscy powinniśmy pójść spać i wypocząć. „Ale to nie oznacza, kochani, że rano nie wrócimy do tej rozmowy!” – pomyślałam, kładąc się do łóżka. Przy śniadaniu, kiedy Maciek jeszcze smaczne spał i było jasne, że nie wstanie przed południem, zagadnęłam męża otwarcie o to, co się w nocy wydarzyło.
– I tak się dowiem – zaznaczyłam. – Jestem matką, mam prawo wiedzieć.
Przecież nie mam jeszcze prawa jazdy, to mi go nie zabiorą
Andrzej dobrze mnie zna i wie, że kiedy złapię trop, to jestem jak pies policyjny. Uznał zatem słusznie, że nie ma powodu, aby doszło między nami do spięć tylko dlatego, że ma ochotę kryć przede mną syna. Opowiedział mi wszystko, co się poprzedniej nocy zdarzyło, ze szczegółami...
Maciek pojechał na dyskotekę ze swoją paczką przyjaciół samochodem jednego z kumpli. Oczywiście, ten chłopak miał nie pić, ale czy zapomniał o tym, że jest autem, czy też liczył na łut szczęścia, że jakoś się przemknie… Nie wiem. Grunt, że po kilku piwach ścięło go tak, że nie tylko nie był w stanie prowadzić. On nie potrafił nawet na własnych nogach dojść do samochodu.
Kumple go wyciągnęli z dyskoteki i doszli do wniosku, że wracają wszyscy razem do domu autobusem. I wtedy nagle nasz syn sobie przypomniał, że przecież on jest już po kursie i tylko czeka na egzamin, więc umie prowadzić.
– Mogę pojechać – zaoferował się.
– Przecież także piłeś. – zwrócił mu uwagę któryś z przyjaciół.
– No i co? Przecież nie mam jeszcze prawa jazdy, to mi go nie zabiorą! – zaczął kozaczyć Maciek.
W jego nastoletniej głowie włączyła się opcja brawury. Wsiadł do auta i pojechał, a kilkaset metrów dalej wpadł prosto w ramiona stróżów prawa. Policjanci tylko czekali na takich łepków, jak on. Pewnie co weekend zbierali tam obfite żniwo. I tutaj mój synek mocno się zdziwił. Wprawdzie nie miał jeszcze prawa jazdy, więc policjanci faktycznie nie mogli mu go odebrać, ale za jazdę na podwójnym gazie i to bez dokumentów dostał nie tylko mandat.
Kilka tygodni później sąd grodzki ukarał Maćka trzyletnim zakazem prowadzenia pojazdów. Jest więc w naszej rodzinie pierwszą osobą, która straciła prawo jazdy, zanim je dostała. Może sobie bowiem zdać egzamin, ale w urzędzie gminy, który je wydaje, leży już wyrok sądowy, więc nie dostanie dokumentu. Bo ten wyrok obejmuje nie tylko utratę posiadanych już uprawnień, ale i zakaz ich pozyskania. A wszelkie próby ponownego prowadzenia samochodu bez dokumentów mogą się skończyć dla Maćka… pozbawieniem wolności nawet na 3 lata.
I tak w sumie stanęło na moim. Maciek sam pokazał, że jeszcze nie dorósł do prowadzenia samochodu i posiadania prawa jazdy. A skoro zostało to usankcjonowane z góry, mogę spać spokojnie i czekać, aż mój synek dorośnie i zmądrzeje. Nie ma tego złego...
Czytaj także:
„Siostra wymusza, żebym oddała swoje mieszkanie jej córce. Wszystko przez to, że nie mam własnych dzieci”
„Cieszę się, że mój syn nie żyje. Jego synkowi i partnerce będzie dużo lepiej bez niego, niż z nim”
„Mąż zostawił mnie z dwójką dzieci, ale nie żałuję tego zwyrodnialca. Poradziłam sobie, matki już tak mają”