„Podkradałam ubrania ze zbiórki charytatywnej. Myślałam, że się nie wyda, a najadłam się wstydu”

Kradzież ubrań fot. Adobe Stock
Międliłam w rękach kołnierz kaszmirowego płaszcza. Jeszcze niedawno zachwycałam się, że jest taki piękny i elegancki, teraz wycierałam w niego mokre od łez oczy, bo jak mam wytłumaczyć, że go nie ukradłam? A przynajmniej nie do końca...
/ 15.10.2020 17:01
Kradzież ubrań fot. Adobe Stock

To zaczęło się trzy miesiące temu. Zbliżały się święta i cała moja klasa w renomowanym prywatnym liceum postanowiła zmienić się w Mikołaja. Jak? Pomagając dzieciom ze świetlicy środowiskowej.

Pomysł rzuciła Agnieszka, którą dyrektorka przyłapała na ściąganiu. „Ściągając od kogoś, kradniesz jego wiedzę i pomysły, a dla złodziei nie ma miejsca między nami” – wbijała nam do głów. Nie poprzestawała na gadaniu i za ściąganie karała przymusowymi pracami społecznymi. Jeśli przestępstwo się powtarzało – relegowała ze szkoły, nie bacząc na protesty rodziców, którzy za naszą naukę słono przecież płacili.

Świetny pomysł

Żadna z nas nie chciała wylecieć ze szkoły, która dawała gwarancję dostania się na każdy kierunek studiów dowolnej uczelni. Dlatego nigdy nie ściągałyśmy. No, prawie nigdy... Matematyczka przyłapała Agę podczas testu z geometrii. Ukarała ją za to dwoma tygodniami pomagania w nauce dzieciom ze świetlicy środowiskowej.

Wróciła stamtąd ze łzami. Powiedziała: „Dziewczyny, ale tam jest bieda... Ale oni tam naprawdę pomagają dzieciakom, i stanę na głowie, żeby im to ułatwić”... W rezultacie zrobiłyśmy zbiórkę rzeczy dla świetlicy. Zaczęłyśmy od przeszukiwania domowych szaf, potem ruszyłyśmy w miasto. Zebrane ubrania dzieliłyśmy na dwie kupki. W jednej były rzeczy przydatne dla dzieci, te z drugiej miałyśmy oddawać do kościoła, dla biednych.

Mimo wysiłków druga kupka była kilka razy większa od pierwszej, a my nie czułyśmy żadnej satysfakcji, że te rzeczy komuś się przydadzą. Nam zależało na „naszych” dzieciach, a nie anonimowych ubogich.

Feralny zakup

Tego dnia pakowałyśmy ciuchy do worków. W rękach Agnieszki błysnął piękny, kolorowy szal. – Szkoda go oddawać – jęknęła. – Sama chętnie bym go wzięła. – Nie możesz – odpowiedziałam z takim samym żalem, bo akurat wpadła mi w oko śliczna marynarka.

– Nie mogę go wziąć, ale mogę kupić – hardo powiedziała Agnieszka i wyjęła 10 złotych. – Chyba wystarczy? – spojrzała na mnie. – Jasne – uśmiechnęłam się i do jej dychy dołożyłam dwie swoje. – Powiemy, że ktoś z darczyńców dał nam pieniądze – usprawiedliwiłam własne wątpliwości.

W ten sam sposób „kupiłyśmy” sobie jeszcze kilka innych rzeczy, a potem... zaczęłyśmy dzielić ciuchy na lepsze i gorsze. Gorsze szły do kościoła, a lepsze trafiały do wynalezionego przez Agnieszkę komisu.

Dzięki tym manewrom skarbonka puchła, a my czułyśmy się wspaniale. Za zebrane pieniądze kupiłyśmy dzieciom na święta górę prezentów i za zgodą szkoły kontynuowałyśmy zbiórkę. Akcję dzielenia i sprzedawania lepszych rzeczy również, gratulując sobie pomysłu na pomnażanie pieniędzy na szczytny cel.

Wpadka

Ale dumne z siebie byłyśmy tylko do chwili, gdy zobaczyłyśmy moją mamę w pięknym kaszmirowym płaszczu, za który dostałyśmy w komisie całe 50 zł. Nie wiedziałyśmy, jak jej powiedzieć, że pochodzi z worka dla ubogich, więc milczałyśmy, a moja mama z dumą go nosiła, chwaląc się na prawo i lewo okazyjnym zakupem.

Ale kiedy dziś wróciła do domu w milczeniu zdjęła płaszcz i zamiast powiesić go w szafie, przyniosła do mojego pokoju. 
– Znajoma mieszkająca na naszym osiedlu, zdziwiła się, że korzystam z pomocy kościoła, bo ona ten płaszcz oddała licealistkom zbierającym ubrania dla biednych... Myślałam, że ty i Agnieszka zaangażowałyście się wreszcie, całym sercem, w jakąś ideę. A wy... Wy kradłyście! – spojrzała na mnie z wyrzutem i wyszła z pokoju.

Przytuliłam twarz do płaszcza i wybuchnęłam płaczem. Przecież nie ukradłyśmy ani złotówki. Zapisywałyśmy każdy grosz, który dostałyśmy w komisie. Wszystko wkładałyśmy do świetlicowej skarbonki. Wszystko oddawałyśmy dzieciom...

Łzy ciurkiem płynęły po mojej twarzy. Tak bardzo chciałam mieć na własność niektóre rzeczy przeznaczone dla biednych. Taka byłam dumna z pomysłu sprzedawania ich. Wymyśliłam tajemniczego darczyńcę pieniędzy dla świetlicy i... zaplątałam się w sieci własnych kłamstw. Oszukałam mamę, dyrektorkę, koleżanki. Jak mam je przeprosić? Jak wytłumaczyć, że nie jestem złodziejką?

Więcej listów do redakcji: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...”

Redakcja poleca

REKLAMA