„Mąż wpadł w moje sidła jak uszka do barszczu w Wigilię. Wiem, że ślini się do innych, więc skutecznie ukróciłam mu smycz”

kobieta z telefonem fot. Adobe Stock, urbazon
„Regularnie sprawdzałam jego telefon i czytałam wiadomości, które do niego przychodziły. Przekonywałam samą siebie, że mogę to robić, bo przecież mieszka pod moim dachem i używa sprzętu z mojej firmy”.
/ 05.12.2024 19:30
kobieta z telefonem fot. Adobe Stock, urbazon

Wparowałam do biura jak burza, prawie wywracając wszystko do góry nogami. Ekipa doskonale wiedziała, co się dzieje, kiedy jestem w takim stanie, więc każdy starał się trzymać z daleka i nie wchodzić mi w drogę. Liczyli, że po prostu ochłonę z czasem.

Jednak tym razem było inaczej... Zamiast się uspokoić, czułam coraz większą furię, a w dodatku ogarniało mnie zniechęcenie i kompletne wyczerpanie.

Opanowała mnie złość

Paweł wciąż się nie pokazał, mimo że powinien być w pracy już 60 minut temu! Normalnie po takich sytuacjach jak ta z rana przybiegał do mojego gabinetu, trzymając bukiet w dłoniach. Nie mogłam się skupić na obowiązkach, a jego nieobecność doprowadzała mnie do szału. W końcu wyszłam z biura, bo i tak nic sensownego dziś nie zrobię. Złość kompletnie mnie opanowała.

Ruszyłam samochodem tak szybko, że gumy aż wyły na asfalcie. Miałam farta, bo policja mnie nie złapała. Gdy dojechałam na miejsce, sprawdziłam każdy zakamarek mieszkania. Nigdzie nie znalazłam Pawła. Co gorsza, jego ciuchy zniknęły z garderoby! O co tu chodzi, do diabła.

– Ten drań się wyniósł! – wrzasnęłam wkurzona. – Jak on mógł! Niech no tylko się pojawi, to mu pokażę, gdzie raki zimują! Dostanie ode mnie porządną lekcję.

„Szok, po prostu szok. Zachował się, jakbym była nikim – wyszedł bez słowa wyjaśnienia, czy chociażby pożegnania” – kołatało mi się w głowie. „A przecież tyle mu dałam! To ja przecież... zaoferowałam mu schronienie pod własnym dachem! Gdzie by się podział, gdyby nie moja pomoc? Co by z nim było teraz?”

Przed oczami przemykały mi sceny z minionych dwóch lat. Odkąd niespodziewanie straciłam męża, samodzielnie prowadziłam nasz mały lokal gastronomiczny i byłam przekonana, że samotność będzie moim stałym towarzyszem. I wcale nie dlatego, że coś było ze mną nie tak. Absolutnie nie.

Zawsze przykładałam dużą wagę do swojego wyglądu i faktycznie — ludzie zazwyczaj dają mi mniej lat niż mam w rzeczywistości. To zasługa systematycznej pielęgnacji, wizyt u specjalistek od urody oraz ruchu na zewnątrz. Te wszystkie starania naprawdę się opłacają. Niestety, moja aparycja w połączeniu z pozycją biznesową i stanem konta przyciągały różnych facetów, którzy nie mieli czystych intencji.

Zgłaszali się zarówno młodzi, jak i dojrzali, przystojniacy i całkiem przeciętni panowie. Udawali zakochanych, podczas gdy tak naprawdę interesowało ich tylko to, co mogliby ode mnie dostać. Bałam się, że któregoś dnia dam się nabrać na te wszystkie deklaracje i zapewnienia o uczuciach. Dlatego właśnie postanowiłam odpuścić sobie poszukiwanie drugiej połówki.

Nie musiałam go szukać

Paweł sam mnie odnalazł, nie musiałam go szukać. Odpowiedział na ogłoszenie, w którym szukałam kogoś do zarządzania restauracją. Na rozmowę przyszedł pierwszy ze wszystkich kandydatów. Nie gadał dużo i wydawał się nieśmiały, ale było w nim coś przykuwającego uwagę. Instynkt mi podpowiadał, że pod tą pozorną nieśmiałością kryje się facet z charakterem, który ogarnie mój zespół.

Moje pierwsze wrażenia okazały się trafne. W prowadzeniu lokalu wykazywał się zdecydowaniem i profesjonalizmem, zachowując przy tym kulturę osobistą i życzliwe podejście. Z biegiem dni zauważyłam, że tworzymy świetny duet.

Podczas gdy ja byłam jak żywioł — wybuchowa i energiczna, potrafiąca w sekundę wywrócić wszystko do góry nogami i przejąć stery, on pełnił rolę dyplomaty. Uspokajał sytuację, rozwiązywał spory i łagodził napięcia. Można powiedzieć, że zajmował się porządkowaniem chaosu, jaki zostawiała po sobie Jagoda-huragan.

Z dnia na dzień coraz bardziej doceniałam nie tylko jego dokonania zawodowe, ale też marzyłam o spotkaniach poza pracą. Samotny facet, bez rodzinnych zobowiązań — żadnej żony ani dzieci na horyzoncie. Wydał mi się interesującym mężczyzną, który na pewno nie spojrzał na mnie przez pryzmat mojego portfela.

Szczerze mówiąc, długo się wahał przed rozpoczęciem tej relacji. No bo faktycznie — byłam przecież jego szefową. Ale to właśnie ja się zawzięłam i nie odpuszczałam, aż w końcu udało mi się go przekonać do wspólnego życia.

Ciągle dopatrywałam się oznak zdrady 

Kiedy zamieszkałam z Pawłem, w firmie ucichły wszystkie szeptane rozmowy o naszym związku. Ludzie w biurze pewnie myśleli, że dzięki niemu stanę się spokojniejsza i bardziej zrelaksowana. Wydawało im się, że obecność faceta w moim życiu sprawi, że przestanę się tak bardzo angażować w sprawy zawodowe i zacznę bardziej skupiać na sobie. Najwyraźniej kompletnie nie rozumieli, jaka naprawdę jestem.

Na pewno nie zamierzałam być wobec nikogo pobłażliwa! A jeśli chodzi o to, co było między mną a Pawłem... wcale nie układało się tak idealnie, jak mogłoby się wydawać. I nie dlatego, że taki był — po prostu sama nie potrafiłam patrzeć na to pozytywnie. Choć mój partner sprawiał wrażenie szczerego i oddanego, ja ciągle dopatrywałam się oznak zdrady i szukałam dowodów na jego romans!

Kiedy dotarło do mnie, że relacja z Pawłem daje mi szczęście i może być to moja ostatnia szansa na dzielenie życia z kimś wyjątkowym, zaczęłam się dziwnie zachowywać. Śledziłam każdy jego ruch, ukradkiem sprawdzałam, z kim rozmawia przez telefon i czytałam jego SMS-y. Wmówiłam sobie, że mogę to robić, bo przecież mieszka pod moim dachem i używa sprzętu z mojej firmy — zarówno komórki, jak i laptopa. Myślałam nawet, że bez mojej pomocy siedziałby bez etatu. Doszłam do wniosku, że właściwie wszystkie swoje osiągnięcia może mi zawdzięczać.

Gdy tylko pojawiały się u mnie choćby najmniejsze podejrzenia albo wręcz przeczucia, że coś jest nie tak, wszczynałam ze swoim partnerem potworną kłótnię. Reagowałam na absolutnie wszystko! Wpadałam w szał, kiedy gadał z kobietami podczas imprez, gdy na jakiejś zabawie zbyt długo siedział przy stoliku, gdzie była atrakcyjna laska. Dostawałam szału nawet wtedy, gdy zerknął na przechodzącą obok kobietę, a nawet... gdy znajdował się w tym samym pomieszczeniu co inne dziewczyny.

Przyszła bez towarzystwa

Mój ukochany potrafił świetnie radzić sobie z moimi zmiennymi nastrojami i często pierwszy wyciągał rękę na zgodę. Co ciekawe, przepraszał nawet za rzeczy, których nie tylko nie zrobił, ale nawet nie miał w planach. Starał się jak mógł - kupował bukiety, słodycze, szykował romantyczne wieczory. Bez przerwy pokazywał mi, jak bardzo mnie kocha. Dlaczego więc teraz było inaczej?

Gdy się już uspokoiłam i sprawdziłam wszystkie zakamarki, żeby zobaczyć czy zabrał coś więcej niż kilka własnych drobiazgów, dotarło do mnie coś ważnego... Chyba tym razem za bardzo się zapędziłam.

Kompletnie wypadło mi z głowy, jakie dokładnie słowa wykrzyczałam tego ranka pod wpływem emocji.

Zdenerwowało mnie, gdy zobaczyłam Pawła gadającego z nieznajomą koło automatu do parkowania. Co gorsza, ta sama kobieta pojawiła się później na widowni teatralnej, siedząc niedaleko nas. Przyszła bez towarzystwa, więc to chyba oczywiste, że mogła mieć zamiar poderwać mojego chłopaka!

W trakcie antraktu poszłam do łazienki, a gdy wracałam i zauważyłam ich wspólną rozmowę, już wtedy miałam przeczucie, że wieczór skończy się awanturą. Mimo że Paweł zapewniał, iż nie wie nawet, jak ona się nazywa, a co dopiero mieć jej numer komórki, jakoś nie potrafiłam dać wiary jego słowom.

Zaczęłam gorączkowo przetrząsać wszystkie zakamarki jego marynarki, szukając dowodu zdrady — może jakiegoś bileciku albo zapisanej kartki. Krzyczałam przy tym, że jego życie bez mojej osoby nie miałoby żadnego sensu!

Tej nocy sen nie przychodził

Paweł spokojnie przeczekał mój napad szału, po czym stwierdził, że powinniśmy się położyć, bo dochodzi późna pora. Tej nocy sen nie przychodził, a gdy tylko zaświtało, wstałam cała nabuzowana i ruszyłam prosto do restauracji.

Czekałam, aż wróci i wszystko będzie jak dawniej. Ale on przepadł jak kamień w wodę! Byłam pewna, że zobaczymy się pod wieczór. Niestety nie. Naprawdę się zaniepokoiłam i bez przerwy próbowałam się do niego dodzwonić. W końcu usłyszałam dźwięk telefonu... okazało się, że jego komórka leży w sypialni! Paweł wyszedł bez telefonu! Teraz nie ma jak się z nim połączyć.

Paweł ciągle zaprzątał moje myśli. Pracownicy byli zaskoczeni, bo nawet nie miałam siły ich poprawiać czy zwracać im uwagi. Po długich przemyśleniach zrozumiałam, że potraktowałam go zbyt ostro. Przecież robiłam mu wyrzuty właśnie o to, co kiedyś tak bardzo mnie w nim urzekło — jego naturalną życzliwość do ludzi. Gdy to sobie uświadomiłam, ogarnął mnie strach. Bałam się, że bezpowrotnie go straciłam.

Niespodzianie pojawił się w domu. Przepadł na dwa tygodnie i tak jak wtedy nie powiedział ani słowa. Wpadłam na niego przypadkiem, gdy wróciłam z roboty i weszłam do kuchni. Okazało się, że cały ten okres spędził w... klasztornych murach!

– Dawno temu myślałem o zostaniu zakonnikiem – powiedział szczerze. – Po paru miesiącach doszedłem do wniosku, że nie nadaję się do życia w pojedynkę, ale od tamtej pory odwiedzam klasztor za każdym razem, kiedy muszę sobie coś poukładać w głowie.

– O czym dokładnie miałeś pomyśleć? – spytałam z mocno bijącym sercem.

– Nad przyszłością naszego związku – odparł.

– No i do czego doszedłeś? – poczułam napływające do oczu łzy. Strach ścisnął mi gardło...

– Wiesz, podjąłem decyzję... chcę być z tobą – Paweł chwycił mnie za rękę, a ja się rozpłakałam.

Tamtego dnia złożyłam mu przyrzeczenie, że pokonam swoją zazdrość. Zależy mi na tym związku, ponieważ Paweł jest najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam.

Jagoda, 36 lat

Czytaj także:
„Mąż zabraniał mi pracować i karał, gdy wydawałam za dużo kasy. Czułam, że muszę zerwać się z finansowej smyczy”
„Gdy mój mąż zmarł, nasza córka miała zaledwie 9 lat. Później w każdym moim nowym partnerze widziała intruza”
„Zastosowałam sprawdzony sposób babci na usidlenie faceta. Nie musiałam świecić dekoltem, żeby wskoczył mi do łóżka”

Redakcja poleca

REKLAMA