„Czułam się jak kochanka, bo ukochaną była jego matka. Miał 30 lat, nadal z nią mieszkał i spowiadał się jej jak dziecko”

Kobieta, która umawia się z maminsynkiem fot. Adobe Stock, kieferpix
„Byłam pewna, że jest to mężczyzna, któremu warto poświęcić czas. Postanowiłam o niego zawalczyć. Wytoczyłam najcięższe działa i poprosiłam ukochanego, żeby zamieszkał ze mną. Nie mogłam się bardziej mylić. Mamusia zaczęła przychodzić do mnie, jak do siebie...”.
/ 17.11.2021 07:41
Kobieta, która umawia się z maminsynkiem fot. Adobe Stock, kieferpix

Kiedy poznałam Mariusza, nabrałam pewności, że to koniec moich poszukiwań. Wiedziałam, że ten szczery, uśmiechnięty i otwarty chłopak nie zrobi mi krzywdy i nie zdradzi tak, jak jego poprzednik. Na dodatek był wysoki, przystojny i miał dobrą pracę. Nic nie mogło nam stanąć na drodze do szczęścia. Aż trudno było uwierzyć, że taki świetny facet jest wolny.

Przedstawiła nas sobie znajoma. Wiedziała, że oboje jesteśmy singlami, więc posadziła nas obok siebie na imprezie. Wszyscy szybko i tak zmienili miejsca i się wymieszali. Ale nie my. Zostaliśmy na swoich krzesłach do końca wieczoru pogrążeni w rozmowie. Na pożegnanie Mariusz zaproponował mi kawę nazajutrz rano. Z jednej strony wydało mi się to śmieszne, bo chciał się spotkać już za niecałe osiem godzin. Z drugiej jednak urocze było to, że niczego nie udawał i po prostu pragnął zobaczyć mnie jak najszybciej.

Następnego dnia w przytulnej kafejce siedzieliśmy tak blisko, że stykaliśmy się kolanami. Opowiadał mi dużo o swojej pracy i planach na przyszłość. Był w moim typie i czułam, że pociąga mnie fizycznie. W moim wieku jest się już ostrożnym. Miałam na koncie kilka nieudanych związków i przysięgłam sobie, że tym razem będę rozsądna. Jednak tutaj byłam pewna, że jest to mężczyzna, któremu warto poświęcić czas i się zaangażować. Niestety, wkrótce się okazało, że pozory mylą… Już na którejś z pierwszych randek Mariusz wyznał, że mieszka z mamą. Trochę mnie to zdziwiło, bo facet miał skończone trzydzieści lat.

– Może odkłada na własne, ale nie chce kupować byle czego? – zastanawiałam się.

– Utrzymanie mieszkania kosztuje majątek – tłumaczyła mi moja przyjaciółka Karolina, kiedy podzieliłam się z nią moimi przemyśleniami. – Po co mieszkać samemu, jak się nie ma partnerki? Marnowanie kasy!

– Masz rację. Poza tym on dużo pracuje, w domu przeważnie tylko śpi.

Trzydziestolatek mieszkający z mamą może budzić wątpliwości, ale nie chciałam go z góry osądzać. Przecież nie znaliśmy się za dobrze. Każdy człowiek ma inną historię. Jak mawiała moja babcia: „Zanim zaczniesz kogoś oceniać, włóż jego buty i przejdź jego drogę“.

Po co walczyć z wiatrakami? On się już nie zmieni

Nasz związek rozwijał się powoli, ale zbliżaliśmy się do siebie. Spotkania stały się częstsze. Przed snem pisaliśmy do siebie czułe wiadomości, rano witaliśmy się telefonem. Czułam, że Mariusz staje się dla mnie ważny, z wzajemnością. Równocześnie też stwierdzałam na każdym kroku, że dla niego jest też bardzo ważna mama. Telefony od niej były zdecydowanie częstsze niż te od kumpli czy współpracowników. Widziałam, że Mariusz starał się ich nie odbierać, kiedy byliśmy razem, jednak mama dzwoniła z taką częstotliwością, że nie dało się jej zlekceważyć. Zwłaszcza że my spędzaliśmy razem coraz więcej czasu.

Kiedy dzwoniła moja mama, odbierałam i specjalnie mówiłam:

– Mamo, teraz jestem z Mariuszem, nie mogę rozmawiać, oddzwonię później.

Ale on nie brał ze mnie przykładu. Odbierał połączenie i opowiadał, gdzie jest, czy jadł obiad, jak mu poszło zebranie w pracy. Najwięcej było jednak takich telefonów dotyczących życia codziennego. Prośby, żeby kupił papier toaletowy, odebrał jej garsonkę z pralni, pytania, czy zadzwonił do administracji. Pamiętam, jak pewnego dnia poczułam się jakbym była kochanką, a on odbierał telefon od żony, która szóstym zmysłem czuje, że coś wisi w powietrzu, i chce pokazać, kto tutaj ma władzę.

– Skąd wiesz, że to dzwoni jego matka? – dociekała Karolina.

– Przecież widzę na ekranie. A jeszcze gorsze jest to, że on ma napisane Mamusia…

Aby skłonić Mariusza do zwierzeń, zaczęłam mu opowiadać o swoich rodzicach, którzy zostali w mojej rodzinnej miejscowości i których odwiedzałam z okazji Wielkanocy oraz Bożego Narodzenia. On odwzajemnił mi się wyznaniem, że taty nigdy nie poznał i ma bardzo silną więź z mamą. Jakbym tego jeszcze nie zauważyła! Jednak postanowiłam nie krytykować ukochanego.

Wychowywał się w niepełnej rodzinie, musiało mu być ciężko. Poza tym mówił o mamie tak ciepło, z takim oddaniem. Zamiast się na niego złościć, powinnam to docenić. To znaczyło, że jest wrażliwym i wartościowym człowiekiem, który docenia relacje międzyludzkie i rodzinę. A przecież sama miałam nadzieję stać się nią dla niego. Dlatego postanowiłam nie robić z igieł wideł i docenić to, co mam. Mijały tygodnie, trochę nawet przywykłam do tego, że mama Mariusza towarzyszy nam stale.

Z jednej strony, bardzo się bałam konfrontacji, a z drugiej ,pomyślałam, że to już najwyższy czas, żebyśmy się poznały. Naprzeciw tym moim rozważaniom wyszła propozycja mojego ukochanego, żebym przyszła do nich na obiad. Postanowiłam, że zrobię jak najlepsze wrażenie. Ubrałam się skromnie, ale elegancko. Żadnych dekoltów czy mini. Sama upiekłam szarlotkę, żeby podnieść swoje notowania.

Niestety, już w progu zostałam otaksowana krytycznym spojrzeniem, a na ustach gospodyni nie zagościł nawet na chwilę uśmiech. Brnęłam jednak dalej w uprzejmości na temat wystroju wnętrza i bujności kwiatów. Kiedy podano obiad, patrzyłam na stół osłupiała. Leżała na nim upieczona kaczka. Miałam nadzieję, że Mariusz uprzedzi mamę, że jestem wegetarianką. Jak się później dowiedziałam, zrobił to. Niemniej na danie główne zaserwowano mięso. Dyskretnie nałożyłam na talerz surówkę i ziemniaki, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Niestety, nie udało się, i gospodyni zaczęła pomstować na dzisiejsze dziwaczne diety.

– Teraz jest taka moda, żeby tego nie jeść albo tamtego – mówiła. – A kiedyś ludzie wszystko jedli i najzdrowsi byli.

Nie zgadzałam się z tym poglądem, ale oczywiście milczałam. Dyskusja nic by nie dała. Tylko pogorszyłaby atmosferę przy stole. Wyszłam stamtąd załamana. Mariusz mnie pocieszał, mówiąc, że mama jest z natury oschła, ale ja wiedziałam swoje – nie uda nam się polubić. Jednak nie to bolało mnie najbardziej. Mariusz dużo czytał ostatnio o niejedzeniu mięsa i mówił, że mnie podziwia i też chętnie by spróbował. Natomiast tam, w jaskini lwa, nie stanął po mojej stronie.

Nie powiedział niczego, czym by się mógł narazić mamie. Stracił trochę w moich oczach. Ale nie miałam zamiaru rezygnować z tego związku. Przeciwnie. Postanowiłam o niego zawalczyć. Wytoczyłam najcięższe działa i poprosiłam ukochanego, żeby zamieszkał ze mną. Wiedziałam, że to przerwie pępowinę, którą nadal był połączony z rodzicielką, a mnie nada pozycję tej ważniejszej kobiety w jego życiu.

– Daj spokój, Monika – mówiła Karolina.

– Chcesz żeby twoje życie tak wyglądało? Jak pole bitwy? To on powinien walczyć o ciebie.

Na każdym kroku zaznaczała, że jestem beznadziejna

Może miała rację, ale czułam, że jak zamieszkamy pod jednym dachem, to wszystko się zmieni… Nie mogłam się bardziej mylić. Mama mojego chłopaka zaczęła nas odwiedzać. Bez zapowiedzi. Przychodziła jak do siebie. Przynosiła słoiki pełne jedzenia – oczywiście głównie mięsa, bo „Maniuś musi dobrze zjeść, a u ciebie to tylko trawa“.

Mimo iż kilkakrotnie prosiłam, żeby uprzedzała o swoich wizytach, nie wzięła sobie tego do serca. Czuła się u mnie swobodnie. Rozsiadała się przy herbacie albo wkładała zakupy do lodówki. Skarżyłam się Mariuszowi, ale odpowiadał tylko, że jak sama będę mamą, to zrozumiem. W końcu powiedziałam mu, że to musi się skończyć, bo bardzo źle czuję się z tymi prawie codziennymi odwiedzinami. Wtedy on odparł, że jego mama jest dla niego bardzo ważna i nie może inaczej układać z nią stosunków tylko dlatego, że ma dziewczynę!

Zrozumiałam, że to walka z wiatrakami. Mieszkał u mnie trochę ponad tydzień, ale poprosiłam go, żeby się wyprowadził. Był bardzo zdziwiony, ale zrobił to. Miałam zamiar go ocucić. Pokazać, że nie dam sobie wejść tej kobiecie na głowę. Zrozumie, jaka jestem dla niego ważna i wróci. Ale tym razem na moich warunkach – planowałam.

Niestety, minęły już dwa tygodnie, i nie mam od niego żadnego znaku życia. Zaczyna do mnie docierać, że on może nie wrócić. A za jakiś czas pozna dziewczynę, która będzie zachodziła w głowę: dlaczego taki świetny mężczyzna jest wolny? 

Czytaj także:
„Mąż wyjechał, a ja zdradziłam go z jego najlepszym przyjacielem. Kocham go, więc zabiorę moją tajemnicę do grobu”
„Pół życia poświęciłam choremu narzeczonemu, a bydlak zdradził mnie pół roku przed ślubem. Zmarnowałam młodość”
„Mąż mnie zdradził i stwierdził, że >>każdy facet tak robi<<. Nie mogę na niego patrzeć, ale muszę pamiętać o dzieciach”

Redakcja poleca

REKLAMA