W eleganckiej kopercie z czerpanego papieru była malutka kartka z jednym słowem: „Pamiętasz?”. I jeszcze to zdjęcie… Miałam kiedyś identyczne, ale je podarłam. Tamten 1972 rok tkwił we mnie jak ostry kolec! Lepiej go było nie ruszać, bo serce bolało strasznie. Dlatego schowałam tę fotografię do szuflady z postanowieniem, że pozbędę się jej, jak trochę ochłonę.
Okłamywałam sama siebie; po prostu chciałam jeszcze raz przyjrzeć się swoim dwóm przyjaciółkom, ich chłopakom, którzy byli moimi kochankami i sobie – młodej, ciekawej świata, pełnej wiary w to, że wszystko jest możliwe, wystarczy chcieć! Naprawdę tak myślałam… No ale wtedy miałam zaledwie dwadzieścia lat!
Snuję się po mieszkaniu, nic mi nie idzie, zaczynam przygotowywać obiad, ale porzucam kartofle, wyłączam gaz pod wodą na kawę i biorę torbę z myślą, że się przewietrzę w drodze po zakupy. A potem siadam na stołku w przedpokoju, bo nagle nie chce mi się nigdzie iść. Krążę wokół komody jak pszczoła nad koniczyną. Wiem, że wcześniej czy później wezmę to zdjęcie, założę okulary i pociągając nosem (bo niemożliwe, żebym się nie popłakała!), zacznę odwijać taśmę pamięci…
Będę to robić wolno, niechętnie, po milimetrze, aż dojadę do końca. Cóż, widocznie przyszedł taki moment, przed którym się nie ucieknie!
Jednak dopiero następnego dnia, pod wieczór nie wytrzymuję. Zapalam lampę i kładę przed sobą białą kopertę. Nie ma nadawcy, ale ja wiem, kto mi ją przysłał. Z naszej piątki żyją tylko dwie osoby: Kryśka i ja. Więc zagadka jest rozwiązana. Tylko skąd ona miała mój obecny adres?!
Próbowałam jej odbić Roberta
Czarna, kędzierzawa Lusia tuli się do barczystego Tomka, który zagarnął ją ciasno ramieniem, jakby była jego własnością. Luśka ma zamknięte oczy, pamiętam, że wtedy sporo wypiła, musiało się jej kręcić w głowie! Zawsze lubiła alkohol, spotkanie bez wódki lub wina było dla niej nudną imprezą, musiała się szybko nawalić, żeby pozbyć się wrodzonej nieśmiałości i kompleksów. Ale przede wszystkim chodziło jej o to, żeby dorównać swojemu chłopakowi, bo on miał mocny łeb i potrafił w siebie wlać wiadro gorzały, zanim ktokolwiek poznał, że w ogóle coś pił.
Na swoim weselu też ledwo dotrwała do północy! Skorzystaliśmy z Tomkiem, że leżała jak worek, i kochaliśmy się dwa metry od niej. Na stercie płaszczy i kurtek zaproszonych gości, nieprzytomni z pożądania i obojętni na to, co się stanie. Potem Tomek się śmiał, że z druhną, to nie grzech! Ja też się śmiałam, była we mnie tylko złość, że ta, którą uważałam za gorszą i głupszą ode mnie, już wychodzi za mąż, a ja nadal jestem bez przydziału.
„Taka Luśka – myślałam – nawet trochę zezowata, choć uczciwie trzeba przyznać, że tego nie widać, bo rzęsy ma długachne i wszystko nimi zakrywa… No więc nawet taka zezowata Luśka będzie miała dom i męża, będzie się chwaliła obrączką i udawała ważną! Żadna stara ciotka już się jej nie zapyta: A ty masz narzeczonego? Latka lecą, a ty ciągle sama, czemu tak nie masz szczęścia?”.
Wiedziałam, że nasza przyjaźń już nigdy nie będzie taka jak dawniej, bo ja Luśce nie wybaczę, że mnie w czymś prześcignęła. To było dla mnie nie do zniesienia. Przyznaję, byłam zazdrosna o wszystko! Wystarczył czyjś mały sukces, a mnie drętwiały palce, brakowało tchu, pociłam się i czułam, jak mi żołądek podjeżdża do gardła. Moja zawiść objawiała się fizycznie, ale nie to było najgorsze, bo psychiczne cierpienie było znacznie gorsze: walił mi się cały świat.
Nie byłam zdolna do żadnej pracy, wszystko mi leciało z rąk, nie mogłam spać, a jeśli już zapadłam w ciężką drzemkę, zaraz wyrywała mnie z niej myśl, że ktoś okazał się w czymś lepszy ode mnie! Musiałam go pokonać, choćby na innym polu, dopiero wtedy odzyskiwałam jako taką psychiczną równowagę!
Nigdy się nie dowiedziałam, czy Luśka wiedziała o moim romansie z jej ukochanym małżonkiem. Nie zdradziła się nawet wtedy, kiedy już rzadko bywała trzeźwa, ani słowem nie wspomniała, że ma do mnie o coś żal albo pretensje. To Krystyna mi zrobiła straszną awanturę. Na zdjęciu wygląda na bardzo łagodną, ciepłą i miłą, ale to pozory. Kiedy się wkurzyła, była zdolna do wszystkiego.
Była trochę pulchną blondynką ze skośnymi, brązowymi oczami i uroczym uśmiechem. Wyglądała jak własna ciotka w tej swojej natapirowanej fryzurze na „bombkę”, ale taka panowała wtedy moda. Kryśka trzymała krótko swojego Roberta, ale on i tak ją zdradzał na prawo i lewo. Na tej fotografii widać, jak zerka na moje udo… Jeszcze wówczas nic między nami nie było.
Dopiero później, po ich oficjalnych zaręczynach. Kupił Kryśce złoty pierścionek z szafirem, wielkim na pół palca. Szlag mnie trafił, więc musiałam się jakoś dowartościować. Akurat z Robertem to nie było trudne, on żadnej nie przepuszczał, chociaż wyglądał idiotycznie z tym wąsikiem i sterczącym jeżem układanym na cukier. Podobał się dziewczynom, mówiło się, że ma „bajer”, i to była prawda. Ja też się zakochałam, nawet próbowałam go odbić Krystynie…
Zaraz po ślubie wyjechali na Śląsk, tyle że wcześniej Krystyna mnie obsobaczyła za Luśkę. O mało mnie nie zabiła, kiedy się dowiedziała, że spałam także z jej Robercikiem. Zerwała ze mną kontakt. Docierały do mnie wieści o nich; podobno Robert robił partyjną karierę, był w KW, potem zaczepił się we władzach centralnych i stał się prawdziwą szychą. Kryśka do Paryża jeździła po sukienki, zrobiła się z niej wielka dama, bez kija nie podchodź.
Raz nawet widziałam ją w telewizji, kiedy pokazywali nagrania z zabawy sylwestrowej dla partyjnej elity; nadal miała lekką nadwagę i puchatą blond fryzurę, od razu ją poznałam. Całą noc męczyła mnie wtedy zgaga, nic nie pomagało, bo moja zazdrość wtedy tak się objawiała: nadkwasotą i refluksem. Strasznie się męczyłam. Luśki już wtedy nie było…
Zapiła się na śmierć, chociaż podobno ten jej Tomek próbował ją ratować, nawet załatwił zamknięty odwyk, ale nic nie pomogło. Dobrze, że nie mieli dzieci, Luśka podobno nie mogła zajść w ciążę. Pod koniec wszyscy się od niej odwrócili, ja też. Przyszła parę razy po pieniądze na gorzałę. Odmawiałam, więc przestała się pokazywać. Na pogrzebie było tylko parę osób, wśród nich Kryśka i ja, ale nie podeszłyśmy do siebie. Żadna nie miała na to ochoty. To było już po upadku komuny, Kryśka nadal wyglądała świetnie i była fantastycznie ubrana.
Jej mąż znowu piął się po szczeblach kariery, tym razem w nowych związkach zawodowych. Mówili, że się pokajał i ustawił z wiatrem, że przeszłość została za grubą kreską… Gdyby nie zawał, może stałby się znowu bardzo ważny. Ludzie mówili, że zdążył jeszcze finansowo zabezpieczyć Kryśkę i dzieci: dwie córki – obie robiły karierę w mediach. Wyłączałam telewizor, kiedy się pojawiały na ekranie!
Zrobiłam to wszystko z zazdrości
Byłam ładniejsza od moich dawnych przyjaciółek, szczupła, zgrabna, zdolna. Na tym zdjęciu wyszłam najlepiej, widać nawet, że jestem najstaranniej uczesana i dobrze ubrana. Siedzę na centralnym miejscu, a jednak to one mają przy sobie facetów, a ja jestem sama… Niby się lekko uśmiecham, ale od razu widać, że nie jestem zadowolona.
Niby z czego miałabym być? Że jestem na przyczepkę, że zawsze robi się problem, kto ma mnie odprowadzić do domu po skończonej prywatce? Wtedy była fatalna komunikacja, miasto źle oświetlone, taksówki jeździły rzadko, o komórkach nikt nie słyszał, więc samotna dziewczyna w środku nocy na ulicy nie mogła się czuć zbyt pewnie. Ale zawsze było tak samo.
– Alka, daj spokój, odprowadzimy cię – mówili. – Nie ma sprawy.
A potem migdalili się po kątach, chłopaki się zalewali w trupa albo zmywali po cichu, a ja zostawałam sama. Szłam przez puste ulice z duszą na ramieniu i obiecywałam sobie, że to ostatni raz… W domu płakałam, a moja mama pytała: „Jak oni mogli cię puścić samą? Niby to twoje przyjaciółeczki, a jakie wredne!”. Tak dolewała oliwy do ognia!
Kiedyś podsłuchałam, jak mama użala się przed sąsiadką.
– No, nie wiem czemu, ale ona nie ma powodzenia – skarżyła się. – Niby ładna jest, dziewczyna do tańca i różańca, a nikt się jakoś nie stara… Idzie w lata, inne już dawno po ślubie, a ona stara panna! Nie ma pani jakiegoś kawalera na podorędziu? Żeby tylko nie pił za dużo!
W tamtych latach w moim otoczeniu najważniejsze było, czy się ma kawalera. Nie studia nawet, nie dobrą pracę czy jakieś inne talenty – wartość kobiety mierzyło się tym, czy ma faceta na stałe. Najlepiej męża. Przez to gadanie i plotki straszna we mnie rosła złość na wszystkie dziewczyny, którym się powiodło w miłości… Robiłam się kąśliwa jak osa, a największą przyjemność można było mi zrobić opowiadaniem o tym, że jakiejś parze się nie wiedzie. To był miód na moje serce! Dlatego poszłam do łóżka i z Tomkiem, i z Robercikiem… Żeby się zemścić!
Żebym jeszcze miała z tego jakąś przyjemność, ale skąd! Obaj chcieli szybko, ukradkiem, bez zobowiązań, bez zbędnych słów. Robercik miał tylko jedno zmartwienie: żebym nie zaszła w ciążę. To ja miałam uważać.
– Pamiętaj, będziesz musiała usunąć, jakby co! – zastrzegł od razu. – Na nic nie licz z mojej strony. Dla mnie istnieje tylko Krystyna!
Mówił to i jednocześnie się rozbierał. Aż mi się niedobrze zrobiło od tego fałszu. Pomyślałam, że dziecko z takim dupkiem to ostatnia rzecz, jakiej bym w życiu chciała. A jednak nasz syn ma dziś prawie czterdziestkę. Nosi moje nazwisko, swego ojca nigdy nie poznał, choć oboje, Robert i Krystyna, pomagali nam finansowo. Jednak postawili warunek: ani ja, ani Witek nie zaznamy biedy, dopóki tajemnica się nie wyda. Wszyscy dotrzymaliśmy słowa!
Ja już nigdy się z nikim nie związałam. Syn stał się całym moim światem, w tamtych latach samotne macierzyństwo nie było łatwe, ale ja sobie świetnie dałam radę. Dziś mam wnuki, fajną synową i najlepsze dziecko pod słońcem. Niczego więcej nie chcę!
W tym liście z fotografią była jeszcze karteczka z numerem telefonu i jednym zdaniem: „Błagam, Alicja, zadzwoń, chodzi o życie!”. Nie zatelefonowałam, bo i po co? Nie czułam wobec niej żadnych zobowiązań. Poza tym miałam złe myśli…
Ale Kryśka nie dała mi spokoju. Przyjechała z tego swojego Śląska i od razu, w progu powiedziała, o co jej chodzi. Nadal wyglądała dobrze, elegancko i młodziej niż ja, co mnie wkurzyło. Ale kiedy zaczęła ryczeć i spłynął jej cały puder, zobaczyłam, jaka jest pomarszczona i stara.
– Szukamy dawcy szpiku – mówiła. – Moja wnuczka potrzebuje… Jak najszybciej… Doktorzy powiedzieli, że może ktoś blisko spokrewniony, więc pomyślałam o was. Nie możesz odmówić… Powiesz synowi, jaka jest sytuacja? Może on, może jego dzieci? Wiem, że ma dwoje!
– Zwariowałaś? On nie ma pojęcia, kto był jego ojcem! Kazaliście mi to ukrywać, baliście się. A teraz jak trwoga, to do Boga? Mowy nie ma!
Kazałam się jej wynosić, wypchnęłam ją wręcz z mieszkania. Przez zamknięte drzwi krzyknęła:
– Pamiętaj, to czasem działa w dwie strony! Chcesz czy nie jesteśmy rodziną, wy też możecie nas potrzebować! Możesz żałować!
„To szantaż – myślę. – Bezczelna, po tylu latach przyjeżdża z taką propozycją… Z nikim się nie liczy, myśli tylko o sobie! Prawie czterdzieści lat nie dawała znaku życia, odnalazła mnie dopiero wtedy, kiedy ma nóż na gardle. Ja bym tak nie umiała!”.
Ale od razu przychodzi refleksja: „Na pewno byś nie umiała? Czy na pewno?”. Oczywiście, że bym umiała. Poszłabym do samego piekła, gdyby było trzeba. Nic by się nie liczyło… Więc, co ja mam robić?
Czytaj także:
„Zaszłam w ciążę z żonatym, ale wyrzekł się dziecka, więc oddałam je do adopcji. Po latach rozpoznałam córkę w lekarce”
„Mąż bił mnie, poniżał i przepuszczał pieniądze na dom. Po rozwodzie nie płacił na syna. Teraz chce ode mnie pomocy”
„Sopel lodu jest cieplejszy niż moja żona w łóżku. Miałem dość celibatu i posmakowałem zdrady. Szybko dostałem po łapach”