Nigdy bym nie przypuszczał, że zostanę entuzjastą Facebooka, ale odkąd zamieszkaliśmy w Bieszczadach, zacząłem doceniać potęgę internetu. Mila twierdziła nawet, że więcej przesiaduję w necie, niż piszę, ale pisarz to nie górnik na przodku, który fedruje szychta za szychtą!
– Czy ja ci mówię, ile masz pracować, kochanie? – zapytałem tylko.
– Po prostu się dziwię, że nie szkoda ci życia na takie pierdoły – wzruszyła ramionami moja żona.
– Chryste! – eksplodowałem wreszcie. – Szukam inspiracji, pomysłu, czegokolwiek, kobieto! O czym tu w ogóle można pisać, o dzięciołach? Czy ja jakiś Wajrak jestem?! No dobra, wiem, że to ja chciałem mieszkać w głuszy, ale najwyraźniej się pomyliłem. Chyba to nie jest karalne?
Brakowało mi spotkań z innymi, rozmów po świt, wspólnego słuchania muzyki, brakowało mi pulsującego tętna miasta, zmian! W sumie to Mila wymyśliła, żebym spróbował otworzyć się na czytelników, szczególnie tych, którzy sami próbują sił w pisaniu. Niech przesyłają mi próbki do oceny, będzie korzyść dla nich i dla mnie, bo może któryś mnie zainspiruje?
– Czym takie żółtodzioby mogłyby mnie zachwycić, ciekaw jestem – wzruszałem ramionami, ale czego człowiek nie robi dla świętego spokoju.
Czasem wynosiłem laptopa na taras, siadaliśmy z Milą, każde z winkiem w dłoni, i czytaliśmy te wypociny.
– Nadal jesteś pewna, że mnie to jakoś rozwija? – odrywałem się od kolejnego wylewu czyjegoś strumienia świadomości. – Kto ich uczy polskiego, chciałbym wiedzieć.
– O, to może być ciekawe…
Mila otworzyła kolejny plik, zaczęła czytać na głos. I tak w naszym życiu pojawił się Ryszard.
Chcesz tu zaprosić tego młokosa? Proszę bardzo
Chłopak miał niesamowitą łatwość pisania, trzymał się jednak krótkich form, nie wiadomo dlaczego, bo na kanwie większości pomysłów można byłoby wysmażyć niezłą powieść. Korespondowaliśmy ze sobą, on zachwycony, że mistrz go docenia, ja coraz bardziej przekonany, że facet ma bezpośrednie połączenie z kosmosem, skąd ściąga niesamowite pomysły. Szczerze mówiąc, najbardziej by mnie uszczęśliwił, porzucając pisanie i zajmując się czymś zupełnie innym. Już ja bym wiedział, jak wykorzystać tematy, które on tylko muskał po wierzchu i zostawiał.
Jakby miał pudełko czekoladek i każdą tylko oblizywał! Jakież marnotrawstwo talentu! To Mila wymyśliła, żeby go zaprosić w wakacje. Niech przyjedzie na tydzień, powłóczymy się po górach, podyskutujemy. Może ma jakiś patent na pomysły, może ja skorzystam? A tak w ogóle, może powinienem go nakłonić do napisania powieści, w końcu jestem najwyraźniej jego mentorem! Jasne, najlepiej będę pisał razem z nim, potem wydamy to pod jego nazwiskiem, a na koniec zrobię wszystko, żeby dostał Nagrodę Nobla! Potem, gdy już ten młodociany geniusz zbierze, co było do zebrania, położę się i umrę, cichutki i skromny, niczym ten szary wróbelek w bruździe.
– Uważasz, że ja jestem już skończony jako pisarz? – zapytałem żonę. – O co ci właściwie chodzi?
– O to, żebyś przestał się kręcić w jednym miejscu jak bąk – moja szanowna małżonka wzruszyła ramionami. – A jeśli już musisz, to żebym nie musiała być świadkiem tych żenujących wybuchów twojej bezsilności… Zmęczona jestem, człowieku!
– Niby mną? – zdziwiłem się, bo w życiu takich bzdur nie słyszałem.
– Tobą! – prychnęła. – Kiedy nie piszesz, jesteś nieznośny! Przedtem gdzieś wychodziłeś, miałeś znajomych, teraz zostałam na linii frontu sama jak palec. Nie wiem, czy pamiętasz, ale ja też pracuję i potrzebuję czasem zebrać myśli.
– Wielka mi praca, malować obrazki do książek dla dzieci! – wkurzyłem się. – Chciałbym zajmować się czymś równie nieskomplikowanym!
Była niesprawiedliwa i wredna, powoli zaczynałem dostrzegać, w co wdepnąłem, dając się zaciągnąć babie na koniec świata. Oderwała mnie od środowiska, w którym czułem się zawsze jak ryba w wodzie, a teraz próbuje mnie ustawiać, jak jej się podoba. Najlepiej, żebym pisał non stop – znalazła sobie maszynkę do zarabiania. Pomyślałem sobie: „Dobra. Chcesz mieć dodatkową robotę przy gościu, zawracanie głowy przy garach, nieustanne bicie piany, a może i spacery o zachodzie słońca, proszę bardzo!”.
Dlaczego mnie pisanie nie przychodzi tak łatwo?!
I masz, najpierw ten cały Rysio jęczał, ile to ma pracy w swoim domu kultury, jak nim wszyscy orzą bez litości, jaki jest zmęczony, a tu nagle dziękuje ogromnie za zaproszenie i z najwyższą przyjemnością przyjedzie w następnym tygodniu. Voilà! Mila przełknęła nowiny spokojnie, myślałby kto, że rzeczywiście tak jej niedobrze sam na sam ze mną.
– Może pokaż mu nad czym ostatnio pracujesz – poradziła mi. – Kto wie, może ten młody człowiek pomoże ci wyjść z impasu. Czasami spojrzenie z zewnątrz czyni cuda.
Fachura się znalazła, naprawdę. Rysio przyjechał w sobotę rano. Gdy tylko zobaczyłem ten śmieszny samochodzik z kierownicą po prawej stronie, od razu wiedziałem, że nie znajdziemy wspólnego języka, i to wrażenie z czasem tylko się pogłębiało. Te surowe soki z marchwi, kasza gryczana, pasztety z jagły i sławny hummus… Do tego czapeczka z daszkiem, wąsik, kolorowe skarpetki, okularki, w których wyglądał jak bliski krewny szopa pracza. Wiem, że w mieście takie rzeczy są do przyjęcia ale na naszej wsi wolałem z nim do sklepu po chleb nie wychodzić.
Mały tani szpaner, jak to się mówiło w moich czasach, teraz chyba takiego gościa nazywa się hipsterem, ale sens pozostaje ten sam. Wkurzał mnie już z wyglądu i zimny pot mnie oblewał, gdy myślałem o całym tygodniu w towarzystwie tego palanta, ale tylko do wieczora, zanim usiedliśmy z notatkami na tarasie. Przeczytał swoje nowe opowiadanie i wtedy poczułem, że nie to, że faceta nie lubię, nie. Nienawidziłem go z całej duszy!
Jak Bóg, czy kto tam tym wszystkim kręci, mógł obdarzyć takie indywiduum podobnym talentem?! Sam pomysł, zwroty akcji, wreszcie zaskakująca puenta… Ja nawet w czasach młodości nigdy nie miałem takiej lekkości!
– Mam nadzieję, że zeżre go jakiś niedźwiedź, zanim stąd wyjedzie – powiedziałem Mili, gdy w łóżku zapytała mnie o wrażenia. – Wtedy przejmę jego notatki.
– No, w końcu jakieś żywsze emocje – ucieszyła się. – Ostatnio byłeś jak zombie, słowo daję.
– Nie ciesz się, przez drania mogę skończyć w kryminale. Boże, gdyby istniała zbrodnia doskonała!
– Wymyśl ją i opisz – mruknęła, pocałowała mnie w nos i w najlepsze odwróciła się do ściany.
Kryminały mam pisać? Ja?! Może jeszcze science fiction albo coś o wampirach? Własna żona… W ogóle zmieniła się, odkąd Rysio się pojawił. Rano zastawałem ich razem w kuchni na kawie i chichotach, często słuchali jakiejś dziwacznej muzyki, którą przywiózł Rysio. Nowe wynalazki, coś jakby kot w pralce włączonej na wysokie obroty. Rysio oglądał obrazki Mili, ona czytała, co tam wysmażył po nocy – istne towarzystwo wzajemnej adoracji!
Ejże! To przecież ja byłem jego mentorem
Wkurzali mnie – człowiek próbuje pracować, a tam nieustający bankiet i śmichy-chichy! Potem obiadek na tarasie, potem chcą, żebym z nimi poszedł na spacer, a o dziewiątej facet pojawia się przy stole z większym urobkiem niż mój! Lewą nogą w międzyczasie naskrobał więcej niż ja, siedząc kamieniem przez pół dnia!
– Nienawidzę go – przyznałem się Mili w ostatni wieczór. – Dobrze, że jutro wyjeżdża, już jestem u kresu!
– Czy ty, Juruś, musisz być zawsze taki patetyczny? – ziewnęła. – Rysiek cię podziwia, uważa cię za swojego mentora. Wiele dla niego znaczy twoja akceptacja, to, że może z tobą rozmawiać, uczyć się…
– I super, tylko niech już zniknie za horyzontem, żebym nie musiał go więcej na oczy oglądać.
Wyobrażacie sobie, że po jego wyjeździe faktycznie zabrałem się za powieść kryminalną, tylko po to, żeby odreagować? Na szczęście ochłonąłem i wróciłem do zarzuconej powieści o drugiej wojnie, zanim narobiłem sobie szkód na wizerunku. Wiedziałem, że Rysio pisze coś dużego. Najpierw sam mnie informował, potem Mila, na którą zrzuciłem obowiązek korespondencji. Jakiś czas temu zadzwonił znajomy, pytał, czy znam takiego a takiego. Niby wielki talent, w środowisku huczy.
– Tak, pomagałem mu… Ubzdurał sobie, że jestem jego mentorem!
A wczoraj listonosz przyniósł paczkę. Otwieram, książka. Wnerwiający smarkacz ale przynajmniej potrafi się znaleźć. Otworzyłem, na pierwszej stronie dedykacja: „Książkę tę Mili poświęcam, mojej muzie i aniołowi. Dziękuję za wszystko”. Zabiję, zabiję! Jeszcze żonę mi ukradł, bydlak!
Czytaj także:
Straszne czasy nastały. Mężczyzna nie może być miły dla dzieci, bo posądzą go o nie wiadomo co
Przez 11 lat byłem samotnym ojcem. Gdy odnalazłem miłość, córka błagała, żebym się nie żenił
W wieku 60 lat wreszcie poczułam się dorosła. Wzięłam rozwód, założyłam konto w banku