Dopiero przy Sławku przekonałam się, że nie każdy facet jest łajdakiem. Jemu mogłam zaufać. Był miły, opiekuńczy i – co najważniejsze – od razu zaprzyjaźnił się z Martą. Co roku całą trójką wyjeżdżaliśmy na wieś, do Asi, siostry Sławka. Niestety, tym razem nie dostałam urlopu. Było mi przykro, kiedy zobaczyłam, jak są zawiedzeni.
– Trudno, musicie pojechać sami – oświadczyłam przy kolacji. – Marta, masz już 14 lat. Chyba poradzisz sobie beze mnie? – zażartowałam.
– Ależ, mamo! Przecież dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu chciałam być z tobą, i ze Sławkiem – spojrzała na mnie zasmucona.
– Martusiu, przykro mi, ale wiesz, że niczego nie załatwię. Jedna z dziewczyn zachorowała, a w sklepie jest duży ruch – machnęłam ręką. Wiedziałam, że dalsza rozmowa nic nie da.
Kilka dni później szykowałam im kanapki na podróż.
– Nie zapomnijcie o kurtkach i kaloszach! – krzyknęłam z kuchni. – Ma tam nieco padać.
– Mamo, nie przesadzaj! – jęknęła moja córka. – W telewizji zapowiadali upalny lipiec! Zresztą, jak będzie padało, nie zamierzam w ogóle wychodzić z domu.
– Już to widzę! – roześmiałam się. – Przecież ty i Ulka nie potraficie bez siebie wytrzymać nawet pół godziny.
Ulka to siostrzenica Sławka, mojego konkubenta, z którym jestem już 10 lat. Przedtem przez 5 lat męczyłam się z tym draniem, ojcem Marty. Tak mi dopiekł, że nawet nie chciałam, aby osobiście przynosił alimenty, tylko przesyłał je pocztą. Nie zabiegał o to, żeby widywać naszą córkę, więc i ja mu się nie narzucałam.
– No, dawaj wałówkę, mamuś. My już jesteśmy gotowi – moje rozmyślania przerwał głos Marty.
Odprowadziłam ich na dół. Zrobiło mi się smutno, kiedy wsiedli do samochodu, a ja zostałam przed bramą.
– Słuchaj Sławka – przykazałam Marcie. – A ty – spojrzałam na niego – nie kupuj jej za dużo słodyczy. Pamiętasz chyba, jaka okrągła wróciła w tamtym roku? – zażartowałam.
Wiedziałam jednak, że Sławek doskonale umie się zatroszczyć o Martę. Zawsze traktował ją jak własną córkę. Ona także za nim przepadała.
Niestety, moja prognoza pogody sprawdziła się.
– Mamo, u nas potwornie pada – po tygodniu jęczała mi w słuchawkę Marta. – Chyba zanudzę się na śmierć. Ulce też wyczerpały się pomysły na to, co zrobić z czasem.
Sławek albo Marta dzwonili do mnie co kilka dni.
– Mama, jest super! – córka zapomniała już o nudzie. – Poznałam kilka dziewczyn i chłopaków. Siedzimy sobie u kogoś w domu i świetnie się bawimy.
O Sławka mogłam być spokojna – zawsze umiał sobie znaleźć jakieś zajęcie.
– Tylko nie poderwij jakiejś wczasowiczki – żartowałam, kiedy mówił, jak bardzo za mną tęskni.
– Irka, z kim mi będzie tak cudownie, jak z tobą? – szeptał, a mnie robiło się gorąco.
Po pewnym czasie Marta i Sławek przestali dzwonić. Trochę było mi smutno, ale pocieszałam się – na pewno opowiedzą mi wszystko po powrocie. Nie miałam pojęcia, że gdy przyjadą, przeżyję horror.
Jak tylko ich zobaczyłam, wiedziałam, że coś się stało. Wysiedli z samochodu z zaciętymi minami, nie myśląc przywitać się ze mną. Zaskoczona nie wiedziałam, co powiedzieć. Zwłaszcza że Sławek zostawił bagaże i od razu wyszedł z mieszkania.
Położyłam dłoń na ramieniu Marty.
– Córciu, nie rozumiem! Coś się wydarzyło. Powiedz mi, proszę, co takiego.
Marta spojrzała na mnie wystraszona.
– Sławek... – wzięła głęboki oddech – Sławek chciał mnie zgwałcić – powiedziała cicho i zaczęła płakać.
Poczułam, jak robi mi się słabo. Mocno chwyciłam ręką za oparcie krzesła, żeby nie upaść na podłogę. Co ona powiedziała? Boże, czy ja się przesłyszałam?! Nie! To niemożliwe! – myślałam przerażona.
A jednak Sławek, mój Sławek, nie był takim ideałem, za jakiego go przez tyle lat uważałam! Na pewno od początku, odkąd się poznaliśmy, planował, że zrobi krzywdę mojej córce! – czułam, jak wzbiera we mnie złość. Czekał tylko na odpowiednią okazję. Ale ja załatwię tego bydlaka!
– Ubieraj się! – powiedziałam do Marty. – Idziemy na policję. O wszystkim im opowiesz.
– Musimy? – spytała drżąc na ciele.
– Nie bój się, kochanie. To konieczne. Inaczej on skrzywdzi jeszcze jakieś inne dziecko – tłumaczyłam tak długo, aż dała się przekonać.
Na posterunku policjantka poprosiła, bym została na korytarzu.
– A my sobie porozmawiamy – zaprosiła Martę do niewielkiego pokoju.
Kiedy wychodziły stamtąd po prawie godzinie, Marta była zawstydzona i czerwona na twarzy. Policjantka zostawiła ją pod opieką innej funkcjonariuszki, a do mnie powiedziała:
– Musimy koniecznie aresztować pani konkubenta!
Tamte dni zapamiętam jako najbardziej koszmarne w swoim życiu. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca w mieszkaniu. Wszystko przypominało mi Sławka. Analizowałam jego zachowanie, słowo po słowie, gest po geście.
I nie mogłam doszukać się czegokolwiek, co byłoby zapowiedzią tego okropnego czynu.
– To jeszcze o niczym nie świadczy! – tłumaczyła mi Ewka, moja serdeczna przyjaciółka. – Przecież żaden zboczeniec nie ma tego napisanego na czole!
– A nie mówiłam? Jak się za pierwszym razem nie ma szczęścia do chłopa, to każdy następny jest jeszcze gorszy! – triumfowała moja matka.
Po pewnym czasie zdecydowałam się odwiedzić Sławka w areszcie. Chciałam zapytać go, jak mógł zrobić coś tak ohydnego!
– Nie zrobiłem tego, przysięgam – zaklinał się ze łzami w oczach. – Nie dotknąłem jej, dlaczego mi nie wierzysz?!
– Bo Marta jest moim dzieckiem. I to do niej mam zaufanie! – odparłam.
Wiedziałam, że Sławek próbuje się wyłgać od odpowiedzialności. Zboczeniec! Już ja się postaram, żebyś długo posiedział! – myślałam.
Z Martą prawie nie rozmawiałyśmy. Nie chciałam, by wciąż przeżywała na nowo ten koszmar. Jednak któregoś dnia to ona pierwsza mnie zagadnęła.
– Mamo. Chciałam ci powiedzieć, że to nieprawda – wyrzuciła z siebie.
– Co nieprawda? – spytałam, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
– Ze Sławkiem. On... Sławek wcale nie próbował mnie zgwałcić. Powiedziałam to, żeby mu zrobić na złość. Nie chciał mnie puścić na dyskotekę. Nie wiedziałam, że on będzie przez to siedział w więzieniu – zaczęła szlochać. – Mamo, ja cię tak bardzo przepraszam. Czy mi wybaczysz?!
Tym razem Marta bez oporów pojechała na komisariat.
– Nic z tego nie rozumiem – zdziwiła się policjantka. Ta sama, która przesłuchiwała ją za pierwszym razem.
– Wygląda na to, że córka dopiero teraz mówi prawdę. Ale o tym rozstrzygnie sąd. Przecież za kilka dni rozprawa – spojrzała na mnie ze współczuciem. – Pani też pewnie zachodzi w głowę, co tutaj się dzieje?
Sławek został oczyszczony z zarzutów. Od kilku dni jest w domu. Nie potrafię spojrzeć mu w oczy. Tak łatwo uwierzyłam córce. Marta na razie zamieszkała u mojej mamy. Chcę, żeby sobie jeszcze raz przemyślała, jak wielką krzywdę wyrządziła nie tylko jemu, ale także mnie. Dobrze, że ta historia skończyła się, mimo wszystko szczęśliwie. Wierzę, że Marta kiedyś będzie umiała powiedzieć jedyne właściwe w tej sytuacji słowa: "przepraszam, Sławku".
Więcej historii naszych czytelniczek:
„Zostałam sama z dwójką dzieci. Mój były mąż korzysta z życia, a ja nie mam, kiedy się w tyłek podrapać”
„Uznacie mnie za okrutną morderczynię, ale rozważam aborcję, bo moje dziecko ma zespół Downa”
„Mąż szydził z mojej nadwagi i odstającego brzucha. Wszędzie masz tłuszcz i brzydzę się ciebie - często słyszałam”