Na przyjęciu urodzinowym pierogi mogą nie wyglądać zbyt wytwornie, ale skoro moja córka marzy akurat o domowym jedzeniu, to czemu nie spełnić jej życzenia? Spojrzałam z uśmiechem na fotografię stojącą przy oknie – moja dwudziestolatka. Zaraz po maturze Kaja postanowiła rozpocząć własne życie i znalazła sobie mieszkanie. Jej siostra Milena, która jest od niej dwa lata starsza, też już dawno się wyprowadziła. A ja? Cóż, od dziesięciu lat jestem po rozwodzie z ich ojcem.
Czułam się staro
Tego dnia spodziewałam się wizyty moich dziewczynek, które razem ze mną miały świętować mój pięćdziesiąty jubileusz. Ten wiek sprawił, że poczułam się nieswojo. Dopadło mnie uczucie starości. Miałam przekonanie, że już nic więcej w życiu nie osiągnę. Spełniłam się jako matka i żona, odchowałam potomstwo. Wydawało mi się, że jedyne, co mi zostało, to doczekać końca pracy zawodowej… Na szczęście te smutne rozważania przerwał dźwięk pukania – przyszła Milena.
– Hej, mamo! – Przywitała się, dając mi niewielkie zawiniątko przy wejściu. – Znowu robisz pierogi? – Skrzywiła się na widok naczynia stojącego w kuchni. – Musisz bardziej dbać o swoje zdrowie. W twoim wieku organizm inaczej przetwarza jedzenie. Teraz może nie widać problemu, bo jesteś chuda, ale to się może szybko zmienić. Sama wiesz, jak to bywa.
Delikatnie pociągnęłam za kokardkę i spomiędzy szeleszczących papierowych warstw wydobyłam niewielkie zawiniątko. Gdy rozprostowałam materiał, okazało się, że trzymam w dłoniach golf w czarnym kolorze. Żeby ucieszyć córkę, udałam się do łazienki, by go na siebie włożyć. Kiedy spojrzałam w lustro, zobaczyłam wyczerpaną, niemłodą już kobietę z czarnym materiałem opinającym szyję.
Nie podobało mi się to
Rozmyślania przerwał kolejny dźwięk dzwonka. Idąc otworzyć, zerknęłam w stronę stołu, gdzie dostrzegłam, że moja starsza córka nie mogła się już doczekać i zabrała się za pierogi. Ten widok wywołał u mnie uśmiech.
– Ale ci w tym do twarzy! – Zawołała Milena, nie przejmując się tym, że właśnie coś przeżuwa.
Kaja pojawiła się w progu.
– Mamo, zdejmij ten okropny golf! – Przywitała mnie od razu. – Ten sweter kompletnie do ciebie nie pasuje! Lepiej wyglądałabyś w czymś kolorowym, najlepiej z fajnym wycięciem pod szyją – puściła do mnie oko. – No i proszę, to prezent dla ciebie! Jesteś najlepszą mamą na świecie – powiedziała zamiast standardowych życzeń.
Rozpakowałam kolejny prezent. Okazało się, że to eleganckie opakowanie z symbolem topowej miejscowej cukierni. Kiedy otworzyłam wieczko, moim oczom ukazał się wspaniały tort z bezy.
– Świetnie się składa – odezwała się Milena z ironią. – Do pierogów dostajemy jeszcze kaloryczną bombę na deser. Po prostu rewelacja.
Zrobiło mi się przykro, ale wolałam nie ciągnąć tej rozmowy. Kocham swoje dzieci, jednak dzisiaj wyjątkowo ciężko się z nimi dogadywało.
Byłam dla nich obowiązkiem
Po tym jak każda z nas spróbowała sporego kawałka tortu – nawet marudna Milena nie mogła się powstrzymać – i napiłyśmy się kawy, usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. To sąsiadka przyszła z wizytą.
– Ktoś jest u ciebie? – Wyszeptała.
– Przyjechały moje dziewczynki – odparłam, uśmiechając się. – O co chodzi?
– Chciałam poprosić, żebyś zabrała Karolka na basen. Muszę zabrać Jaśka do przychodni, bo wysypało go czymś – wyjaśniła zmartwiona. – Ale widzę…
– My już wychodzimy! – Córki zerwały się z miejsc.
„Wypełniły rodzinny obowiązek i wracają do swojego świata. A ja muszę odnaleźć się w moim” – przemknęło mi przez głowę ze smutkiem.
– Przepraszam, nie chciałam wam przerywać – rzekła niepewnie sąsiadka.
– Daj spokój, to żaden problem. Podwiozę Karola na zajęcia, a ty zabierzesz go stamtąd po wizycie – zasugerowałam.
Potrzebowałam odmiany
Niejednokrotnie pomagałam Agacie w opiece nad jej maluchami, więc z chęcią się tego podjęłam. Szczerze mówiąc, sama potrzebowałam jakiegoś sensownego zajęcia. W dniu takim jak ten moje dziewczyny, zamiast być dla mnie wsparciem, kłócą się między sobą o mój ubiór i dietę, jakby to miało zatrzymać oznaki starzenia. A przecież to naturalna kolej rzeczy. Trzeba zaakceptować to, że z biegiem czasu nasze ciało się zmienia…
Postawiłam auto pod pływalnią i ruszyłam za Karolem, który z ekscytacji niemal biegł do wejścia. Próbowałam go złapać, ale był szybszy. Gdy dotarliśmy do przebieralni, synek Agaty w mgnieniu oka założył strój, podczas gdy ja ledwo zdążyłam zmienić buty. Wychodząc, natknęłam się na jakiegoś mężczyznę w stroju kąpielowym.
– Pani na lekcje pływania? – Spytał, zauważając moje zdenerwowanie.
– Ja? W takim wieku? – Odpowiedziałam zaskoczona, rozglądając się za Karolem.
– Chodziło mi o małego – wyjaśnił, ale już nie zwracałam na niego uwagi.
Zobaczyłam dziecko w pomarańczowym czepku, które nagle zanurzyło się w wodzie. „Przecież to Karol!” – pomyślałam przerażona. Wybiegłam z szatni i wtedy poślizgnęłam się na mokrej podłodze. Runęłam jak długa. Facet, który chwilę temu do mnie zagadał, natychmiast ruszył mi z pomocą.
– Cudowne urodziny, nie ma co – mruknęłam, czując, że ze wstydu robię się czerwona, jak burak.
– Ma pani urodziny? – Zaciekawił się. – W takim razie najlepszego! – wyszczerzył się radośnie, ale mnie jakoś nie było do śmiechu.
Było mi głupio
Na szczęście przynajmniej Karol miał frajdę. Pod czujnym okiem instruktora ćwiczył swoją żabkę, a ja siedziałam na trybunie w wilgotnych ciuchach.
– Proszę bardzo – dobiegł mnie głos z boku.
Facet, którego właśnie poznałam, zrobił mi herbatę. Naprawdę doceniłam ten gest. Niepewnie się uśmiechając, chwyciłam za kubek. Ta herbata świetnie się przydała – mogłam zająć czymś dłonie, a także myśli, bo okazało się, że trafiłam na naprawdę sympatyczną osobę. Na oko był parę lat starszy ode mnie.
– A może by tak pomyśleć o lekcjach pływania, jak już emocje opadną? – Mrugnął do mnie znacząco. – Niech to będzie taki urodzinowy upominek dla siebie — podsunął pomysł.
– Teraz to pan sobie ze mnie żartuje – odpowiedziałam z rozbawieniem. – W takim wieku odpada zabawa w takie rzeczy – westchnęłam.
– To chyba pani żartuje. Na pływanie nigdy nie jest za późno. Podobnie zresztą jak na miłość — rzucił swobodnym tonem.
Zanim zniknął, wręczył mi mały kartonik z danymi. W tej samej chwili dotarł do mnie znajomy głos z boku:
– Małgosiu, strasznie cię przepraszam… – sąsiadka zjawiła się znikąd i kolejny raz starała się mnie przekonać o swojej skrusze.
Zaczęłam nowy etap
– Daj spokój, wszystko w porządku. Ten pan mi pomógł – wskazałam na sylwetkę oddalającego się nieznajomego.
Kolejny dzień spędziłam na rozmyślaniach. Analizowałam słowa Kai i Mileny, dotyczące mojej samotności i wyglądu zewnętrznego, a także przypomniałam sobie rozmowę z ratownikiem na pływalni. Nabrałam powietrza do płuc i odważyłam się zadzwonić pod numer z otrzymanej wczoraj wizytówki.
– Dzień dobry, z tej strony Małgorzata. Wczoraj wspomniał o nauce pływania… Przemyślałam sprawę, chciałabym rozpocząć zajęcia – wypaliłam jednym tchem.
– Świetnie, spotykamy się o szóstej rano – odpowiedział przyjemny głos w słuchawce.
Zaskoczyło mnie to. Po co każe mi się zjawić o tak wczesnej porze na basenie? Wszystko stało się jasne, gdy przekroczyłam próg pływalni. Na miejscu zobaczyłam tylko jedną osobę – swojego trenera Marka. Do godziny siódmej mogliśmy cieszyć się basenem we dwoje…
Mam już pięćdziesiąt lat. Pływanie idzie mi całkiem nieźle. Czuję się teraz bardziej radosna i mam więcej pewności siebie, co zawdzięczam właśnie Markowi.
Małgorzata, 50 lat
Czytaj także:
„Przyszła teściowa mną pomiatała do czasu, aż odkryłem jej wstydliwy sekret. Nagle zmieniła front”
„Na widok szwagra płonęłam jak drewno w kominku. Wiedziałam, że grzeszę, ale nie mogłam nic z tym zrobić”
„Po latach rutyny byliśmy ze sobą tylko z przyzwyczajenia. Krok, który podjęliśmy, był naszą ostatnią deską ratunku”