„Córka znajomego zadała się z bandytą. Gdyby nie moja interwencja, padłaby jego ofiarą jak inne naiwne dziewczyny”

kobieta, która chce pomóc znajomemu fot. Adobe Stock, fizkes
„– Zawsze podejrzewałem, że mój nudny brat ma żonę z dużo większą fantazją, ale teraz to mnie naprawdę zaskoczyłaś… – Artur był wyraźnie rozbawiony. – Ale dobrze. Zapytam tu i tam. To jest mały światek. Kilku panów ma u mnie dług wdzięczności. Jeżeli ten twój Mietek faktycznie jest tym, za kogo się podaje, być może będę mógł pomóc jego córce”.
/ 12.08.2022 15:15
kobieta, która chce pomóc znajomemu fot. Adobe Stock, fizkes

– Ja tu nie jestem od pakowania pani samochodu! Trzeba było zabrać męża, skoro samej się nie chce dźwigać! – naskoczył na mnie pan Mietek.

Byłam zbyt zaskoczona, żeby zareagować jak trzeba.

– Nie ma sprawy, poradzę sobie – wykrztusiłam tylko i odwróciłam się na pięcie.

Trzy dziesięciokilowe worki z ziemią nie były lekkie, ale zacisnęłam zęby i wrzuciłam je do bagażnika. Moja noga więcej tu nie postanie! W końcu to nie jest jedyny tego typu punkt w okolicy.

Byłam zła, ale jeszcze bardziej rozczarowana. Pan Mietek, pracownik mojego ulubionego sklepu ogrodniczego, nie był dla mnie obcym, przypadkowym ekspedientem. Znaliśmy się od lat. Zawsze uśmiechnięty i życzliwy, nie tylko pakował do mojego samochodu cięższe zakupy, ale i cierpliwie doradzał, wybierał najlepsze sadzonki. Kilka razy nawet był u mnie na działce, żeby za niewielką opłatą pomóc przy wycince uschniętych iglaków czy skopaniu ziemi pod ogórki. Wiedział, że działka jest moją największą pasją, wiedział też, że na męża nie mogę liczyć.

Tomek przez większość roku budował mosty gdzieś na końcu świata, tam gdzie wysyłała go jego firma. Kiedy wracał, wolał oglądać telewizję, a na działce natychmiast zajmował pozycję w hamaku. Nie płakałam z tego powodu – kochałam pracę w ogrodzie, a do wybitnie „męskich” zadań miałam, przynajmniej do dziś, pana Mietka…

Był pewny, że ten facet ją skrzywdzi

Trzasnęłam klapą bagażnika i już miałam ruszać, kiedy drogę zabiegła mi zdenerwowana kierowniczka sklepu.

– Bardzo panią przepraszam, naprawdę, bardzo przepraszam. Widzi pani, Mietek to dobry człowiek, ale ma teraz ogromne kłopoty. Proszę mi wierzyć. On nie chciał pani obrazić, po prostu… – zawahała się. – Niech pani to zatrzyma dla siebie. Jest śmiertelnie chory i czasem nie daje rady.

Nie jestem potworem, żeby to, co powiedziała, nie zrobiło na mnie wrażenia. Niegrzeczne zachowanie ogrodnika było oczywiście nieważnym drobiazgiem wobec tej informacji.

Po powrocie do domu zajęłam się swoimi sprawami, ale nie mogłam przestać myśleć o Mietku. Czy on w ogóle ma jakąś rodzinę? Czy umie się zająć sobą? Może wcale nie jest śmiertelnie chory, tylko nie potrafi sobie poradzić z naszą służbą zdrowia? Po piętnastu latach pracy w zawodzie pielęgniarki wiedziałam co nieco o biurokracji i znieczulicy, którą tak często spotyka pacjent.

Następnego dnia znów pojechałam do ogrodniczego. Tym razem wieczorem, tuż przed zamknięciem. Wiedziałam, że o tej porze, kiedy prawie nie ma już ruchu, Mietek zostaje w sklepie sam i to on go zamyka. Wyczekałam moment, kiedy wyszedł ostatni klient.

Mietek trochę się speszył na mój widok.

– Przepraszam panią. Szefowa zmyła mi głowę. Nie wiem, co mnie wczoraj napadło…

Poczułam ulgę, ale nie zamierzałam odpuścić swojego planu:

– Nie jestem już dzieckiem i trochę znam się na ludziach. Pan ma jakiś kłopot. Poważny kłopot. Jestem pielęgniarką, zawodowo pomagam ludziom. Może potrafię pomóc panu?

Uśmiechnął się smutno:

– A więc i to szefowa pani powiedziała… Tak, jestem chory na raka. Zostało mi kilka miesięcy, może rok. Nic pani nie pomoże, mam dobrych lekarzy. I pogodziłem się z tym, co nieuchronne. Martwię się zupełnie czym innym…

Zawiesił głos. Nie nalegałam na dalszy ciąg, ale po chwili zaczął mówić sam. Najwyraźniej chciał się z kimś podzielić ciężarem:

– Mam córkę. Wspaniała dziewczyna. Ja nie mam nawet matury, a ona poszła na studia. Myślałem, że będzie miała lepsze życie. Kilka miesięcy temu zakochała się. Przedstawiła mi tego faceta. To bandyta. Ten człowiek zniszczy jej życie. Tłumaczyłem, prosiłem, błagałem, ale nie chce słuchać. Nazywa go swoim narzeczonym.

Zapytałam, czy nie za szybko osądza chłopaka córki. To inne pokolenie, inaczej się ubierają, inaczej mówią, a tatuaże zrobiły się bardzo modne. Dlaczego od razu „bandyta”?

Mietek wysłuchał mnie, ale pokręcił głową.

– Widzi pani… – wyciągnął w moją stronę dłoń tak, żebym zobaczyła ją z bliska. Pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym miał jakiś dziwny znak. – Nie zawsze byłem tym grzecznym ogrodnikiem. Ja wiem, że to jest bandyta. Może oszukać ją, ale nie mnie…

Poczułam się trochę dziwnie. Nigdy nie znałam nikogo z kryminalną przeszłością, no może z wyjątkiem paru pacjentów z izby przyjęć. Mietek musiał dostrzec moje zmieszanie, bo spróbował mnie uspokoić:

– To było wiele lat temu, byłem młody i głupi. Ale nigdy nie zhańbiłem się mokrą robotą. Dopiero od kilku tygodni mam takie myśli. Nic mi już nie zrobią. Gdybym zabił tego człowieka, moja córka byłaby bezpieczna a ja umierałbym spokojny…

Brat męża miał różne znajomości

Pożegnałam się szybko. Lubię czytać kryminały, ale tego było trochę za dużo. Przez jakiś czas unikałam wizyt w sklepie ogrodniczym. Jednak historia Mietka, jego córki i jej narzeczonego nie dawała mi spokoju. Wiele lat temu znałam pielęgniarza, który był kiedyś przestępcą. Wiedziałam, ile wysiłku kosztuje takich ludzi rozpoczęcie nowego życia i trwanie w tej decyzji. I nie wiem czemu, ale Mietek, nawet z więzienną przeszłością, budził moje zaufanie.

Nie pamiętam już, w którym momencie się zdecydowałam. Artur, brat mojego męża, od razu odebrał telefon. Pewnie pomyślał, że coś złego stało się Tomkiem, skoro dzwonię. Umówiliśmy się na kawę jeszcze tego samego dnia. Kiedy wyłożyłam swoją sprawę, Artur był szczerze rozbawiony.

– Zawsze podejrzewałem, że mój nudny brat ma żonę z dużo większą fantazją, ale teraz to mnie naprawdę zaskoczyłaś… Ale dobrze. Zapytam tu i tam. To jest mały światek. Kilku panów ma u mnie dług wdzięczności. Jeżeli ten twój Mietek faktycznie jest tym, za kogo się podaje, być może będę mógł pomóc.

Artur niczego nie obiecał, ale byłam dobrej myśli. Nie żyliśmy ze sobą blisko, ale wiedziałam, że zawsze możemy na niego liczyć. W tym przypadku szczególnie – jak każdy wzięty adwokat od spraw karnych bronił także prawdziwych przestępców i miał w tym środowisku znajomych. Niektórzy bohaterowie kroniki kryminalnej naszego miasta zawdzięczali mu łagodniejszy wyrok albo więzienie o mniejszym rygorze. Mój mąż zawsze za to krytykował brata – uważał, że adwokat powinien bronić tylko niewinnych i oskarżonych przez pomyłkę. Artur się bronił, że gdyby tak było, nikt nie mógłby utrzymać się z adwokatury…

Minęło kilka tygodni. Przez pierwsze dni czekałam na telefon Artura, potem zajęłam się swoimi kłopotami i zaczęłam zapominać o całej sprawie. Zwłaszcza że sezon działkowy dobiegł końca i nie miałam już powodu odwiedzać sklepu ogrodniczego. Zapomniałabym pewnie całkiem, jednak pewnego dnia Artur zadzwonił. Głos w słuchawce wyraźnie zdradzał, że jest z siebie dumny:

– Na rodzinie można polegać. Zamówienie zostało wykonane. Możesz sprawdzić efekty pracy fachowców…

Artur rozłączył się szybko. Było oczywiste, że nie mogliśmy przez telefon rozmawiać o szczegółach operacji. Poznam je wkrótce. Choć moja radość mieszała się z obawą. A jeżeli się pomyliłam i córkę Mietka łączyła z tym chłopakiem wielka miłość? Co, jeżeli niepotrzebnie próbowałam bawić się w przeznaczenie?!

Widziałam, że mu ulżyło

Znów wybrałam późny wieczór – nie było klientów, był tylko Mietek. Od wejścia zauważyłam, że jest w lepszej formie. Powitał mnie serdecznie, miał ochotę pogadać. Przez chwilę rozmawialiśmy o pogodzie, bulwach, godzinach pracy sklepu poza sezonem, nie chciałam od razu zdradzić, co mnie sprowadza. W końcu jednak zapytałam o zdrowie a potem o córkę…

– Nie uwierzy pani! – Mietek uśmiechnął się od ucha do ucha. – Ten łobuz zniknął! Z dnia na dzień! Rozpłynął się w powietrzu! Moja córka rozpaczała przez miesiąc, ale potem chyba zrozumiała, że to był błąd. Teraz ma już nowego, bardzo porządnego chłopaka.

Udałam, że jestem absolutnie zaskoczona:

Świetna wiadomość. Nie będzie pan już musiał nikogo zabijać.

Mietek nagle spoważniał.

– Nie, nie zrobiłbym tego. Nie umiem. Tylko tak gadałem. Otworzyć dobry zamek z szyfrem to tak, ale zabić? Nie ma pani pojęcia, jak mi ulżyło…

Nie zdradziłam się do końca. Zresztą szczegóły tej sprawy poznałam dopiero dwa tygodnie później na imieninach męża. Narzeczony córki Mietka faktycznie okazał się stuprocentowym bandytą. Co więcej, miał już na koncie kilka naiwnych kobiet, które uwiódł a potem oszukał. Córka ogrodnika byłaby następna. Znak na dłoni Mietka, który odrysowałam Arturowi na serwetce w kawiarni – wytatuowany w więzieniu symbol wysokich kwalifikacji w zawodzie włamywacza – ułatwił zadanie.

Grupa wdzięcznych klientów, złodziei samochodów, których Artur wybronił w sądzie przed dużym wyrokiem, zgodziła się wykonać drobną przysługę. W delikatny, ale przekonujący sposób wytłumaczyła niedoszłemu narzeczonemu, że ta dziewczyna nie jest, i nigdy nie będzie dla niego… A Mietek wyraźnie poczuł się lepiej. Chyba uwierzył, że właśnie wyciągnął swój dobry los. A ponieważ do tej pory los nie miał z tym nic wspólnego, wierzę, że dopiero teraz wyciągnie go naprawdę.

Czytaj także:
„Sąsiadki rozpowiadały tajemnice mojej przyjaciółki. Wredne plotkary z wypiekami na twarzy mówiły o jej życiowych tragediach”
„Po rozwodzie, mąż wycisnął mnie jak cytrynę. Odebrał mi wszystko, nawet przyjaciółkę. Kupił ją za awans i ciepłą posadkę”
„Sąsiadka wchodziła na moją działkę jak do marketu i rozkradała, co popadnie. Tak ją pogoniłam, że długo nie siądzie na tyłku”

Redakcja poleca

REKLAMA