Wiem, dzieci dorastają, poza tym wcale nie oczekiwałam, że moja córka będzie mi się zwierzać do emerytury! Tyle że ona, nagle, zupełnie bez powodu, kompletnie przestała ze mną rozmawiać!
„Moje zmysły otworzyły się jak pączek róży. Wszystko wokół tańczyło, idealnie wpasowując się w harmonię wszechświata. Kolory stały się bardziej wyraziste, dźwięki ostrzejsze i słodkie niczym miód. Ogarnął mnie spokój i wielka błogość. Czułam, jak moje serce napełnia się radością tak wielką, tak intensywną jak jeszcze nigdy dotąd. I wiedziałam, że już na zawsze pragnę zostać w tym cudownym miejscu…”.
Zastanawiacie się, co to za brednie? Ja też się zastanawiałam, gdy znalazłam te zapiski w jej zeszycie od matematyki. Włożyła luźną kartkę pomiędzy strony pełne wykresów i równań. Pewnie na przerwie między lekcjami przycupnęła w jakimś kąciku i puściła wodze fantazji. Córka często tak robiła.
Lubiła przelewać swoje myśli na papier. Czasem nawet pokazywała mi te swoje wynurzenia. Zwykle jednak pisała o miłości, przyjaźni, o ludziach, których znała, albo o rodzinie, o zwykłych sprawach. Tym razem nie miałam pojęcia, czego mogą dotyczyć jej słowa. Brzmiało to trochę jak opis raju, ale miało w sobie coś bardzo niepokojącego.
W tamtym okresie Maja zaczęła spotykać się z nowym chłopakiem. Miał na imię Andrzej. Córka była nim zachwycona, a ja cieszyłam się, widząc uśmiech na jej twarzy. Nie obawiałam się jak inne matki, że zajdzie w ciążę, albo zawali szkołę. Moja córeczka była mądrą i odpowiedzialną dziewczyną.
Właśnie skończyła siedemnaście lat. Uczyła się świetnie i zachowywała wzorowo. Miała też swoje pasje. Z zapałem pochłaniała kolejne książki, pisała opowiadania, pięknie grała na pianinie. I w życiu nie tknęła kropli alkoholu. Jestem tego pewna. Tylko co z tego?
Z Majką miałyśmy taki zwyczaj, że niemal każdego wieczora siadywałyśmy na kanapie na pogaduszki. Głównie o niej, jej radościach, smutkach, przemyśleniach. To nie było żadne przesłuchanie. Raczej coś na kształt przyjacielskiej pogawędki. Maja zwierzała mi się ochoczo, chyba lubiła te nasze wieczorki. Pamiętam, że w dniu, w którym znalazłam tamtą kartkę, spytałam ją o to. Ot tak, z ciekawości.
– Czy to początek jakiegoś opowiadania? – spytałam. – Brzmi tak poetycko…
Córka najpierw zbladła, jakby coś ją przestraszyło, a potem wyrwała mi kartkę z ręki i z pretensją w głosie warknęła:
– Czemu grzebiesz w moich rzeczach?!
Zdziwiłam się, bo zawsze przeglądałam jej zeszyty, sprawdzając prace domowe, i nigdy nie miała mi tego za złe. Sprawy szkolne nie były żadną tajemnicą. Co innego jej pamiętnik. Wiedziałam, gdzie go trzyma, lecz nigdy nie kusiło mnie, żeby tam zajrzeć, a Maja ufała mi i wiedziała, że tego nie zrobię.
Kiedy potem myślałam o jej reakcji, uzmysłowiłam sobie, że to właśnie od tego momentu nasze wieczorne rozmowy stały się rzadsze. Poza tym za każdym razem miałam wrażenie, że moją córkę dręczy coś, co nie do końca potrafi wyartykułować. A może nie chce?
– Mamo, czy myślisz, że jest gdzieś idealny świat? – spytała mnie kiedyś mimochodem, chyba podczas kolacji.
– Masz na myśli niebo?
– Nie, tu, na Ziemi. Czy istnieje lepszy świat? Taki bez żadnych trosk.
– Cóż… – uśmiechnęłam się. – Na pewno można spróbować go sobie stworzyć.
Pokiwała głową i zamyśliła się.
Działo się coś niedobrego
Mijały tygodnie, miesiące… Związek Majki z Andrzejem rozwijał się, a mnie coraz mniej się to wszystko podobało. Co gorsza, sama nie wiedziałam, o co mi chodzi. Chłopak był miły. Kiedy do nas przychodził, zawsze zamienialiśmy parę słów. Wydawał się rozsądny. Kiedy szli gdzieś razem, zawsze odprowadzał ją na umówioną godzinę. Ani razu się nie spóźniła.
Niby trochę opuściła się w nauce, ale rozumiałam to. W liceum materiału do nauki było znacznie więcej niż wcześniej, a niektóre rzeczy zdecydowanie nie należały do prostych. Problem polegał na czym innym. Miałam wrażenie, że moja dawniej tak radosna i pełna energii córka, jakby… gaśnie. Z dnia na dzień stawała się coraz bardziej wyciszona i apatyczna. Rozmawiała ze mną coraz mniej chętnie. To zdecydowanie do niej nie pasowało! Zamykała się w sobie coraz bardziej.
– Co chcesz? Dojrzewa – wzruszały ramionami przyjaciółki. – Zaczyna mieć swoje sprawy, już nie jesteś jej jedyną powierniczką. Chyba nie myślałaś, że do końca życia będzie ci się spowiadać?
Zupełnie nie o to mi chodziło! Jej coraz częstsze milczenie było dla mnie po prostu znakiem, że coś jest nie tak. Że może i pragnie mi coś powiedzieć, ale nie może albo nie potrafi. Jakie inne mogło być wytłumaczenie tego, że nagle, bez żadnych powodów bliskość między nami zaczęła się zacierać? A najgorsze, że nawet kiedy Maja się uśmiechała, nie widziałam w jej oczach radości!
Zauważyłam, że to dziwne wyciszenie Majki przekłada się nie tylko na oceny w szkole, ale także na jej aktywność w każdej innej dziedzinie. Przestała chodzić na basen, który do tej pory uwielbiała, straciła zainteresowanie grą na pianinie, a nawet czytaniem książek. Bywało, że po powrocie ze szkoły zamiast zająć się czymś pożytecznym, gapiła się godzinami w telewizor albo spała.
Kiedy pytałam, dlaczego tak się dzieje, odpowiadała:
– Po prostu nic mi się nie chce. Jestem okropnie zmęczona.
Niepokoiłam się o nią, jednak niewiele mogłam zrobić. Ci, których prosiłam o poradę, bagatelizowali sytuację, twierdząc, że tworzę sobie problemy. Tylko ja jedna widziałam różnicę między moją dawną córką, a dziewczyną, którą była teraz. I wciąż zadawałam sobie jedno pytanie – gdzie leży przyczyna?
Robiła to każdego dnia!
Jak to zwykle bywa, odpowiedź znalazłam zupełnym przypadkiem. Pewnej niedzieli, porządkując rzeczy w szafie, natknęłam się na maleńkie zawiniątko upchnięte w tylnej kieszeni starych dżinsów Majki. W foliowej torebeczce było przynajmniej półtora grama zielonych ususzonych roślin. Oczywiście słyszałam wcześniej o marihuanie, choć należę do pokolenia, które nie miało do niej tak łatwego dostępu jak dzieciaki mają dziś. Ale trudno było nie słyszeć.
W mediach trąbią o tym na okrągło. Kłócą się, czy zalegalizować, czy nie. Nigdy mnie to specjalnie nie obchodziło. Zasadniczo przeciwna jestem wszystkim używkom, szczególnie w nadmiarze, jednak z zasady nikomu nie zabraniam robić tego, na co ma ochotę. Chyba że chodzi o moje dziecko…
Ścisnęłam w dłoni torebkę – czyżbym właśnie odkryła powód moich zmartwień? I nagle postanowiłam zrobić coś, czego nigdy dotąd nie robiłam. Otworzyłam środkową szufladę biurka córki, sięgnęłam pod stosik zeszłorocznych podręczników. Był tam. Nie schowała go przede mną. Usiadłam na brzegu łóżka, otworzyłam zeszyt w skórzanej okładce. Pamiętnik mojej córki stanął przede mną otworem niczym drzwi do innego świata.
Czytając, miałam wrażenie, jakby ziemia usuwała mi się spod nóg. Córka ze szczegółami opisywała każde wydarzenie, które miało miejsce w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Przeczytałam więc o tym, jak nowy chłopak poczęstował ją „ziołem”, jak się przed tym wzbraniała, i jak „cudownego uczucia” doznała, kiedy wreszcie uległa. „To o tym pisała na tej luźnej kartce, którą znalazłam w zeszycie” – pomyślałam.
Podobnych opisów było w pamiętniku mnóstwo. A każdy kolejny coraz bardziej malowniczy i radosny. Potem te szczęśliwe wynurzenia zaczęły się mieszać z „nostalgicznymi”, a ostatnie zdawały się wręcz kipieć rozpaczą. Nie będę przytaczać ich tutaj dokładnie, to byłoby nie fair wobec Majki. Powiem tylko, że biła z nich ogromna frustracja i niechęć do wszystkich i wszystkiego.
Moja córka zdawała się tkwić w czarnej dziurze, z której nie było innego wyjścia jak tylko ponowne wkroczenie w sztucznie stworzony, idealny świat. Co gorsza, z jej zapisków wynikało, że siedzi w tym świecie niemalże bez przerwy. Jak się okazało, od co najmniej dwóch miesięcy paliła jointy codziennie!
– Nie o to chodzi, że bez tego było mi źle – tłumaczyła mi Maja później. – Po prostu, gdy już zapaliłam, było dużo, dużo lepiej… I normalność przestała mi wystarczać, mamo.
Córka nigdy więcej nie tknęła marihuany. Gdy przyszłam do niej z moim znaleziskiem w ręce, ona jakby tylko na to czekała. Nie broniła się, nie kłamała. Długo rozmawiałyśmy, a moje dziecko z ulgą przyjęło fakt, że ja już wiem i mówię: „Nie rób tego!”. Posłuchała.
Niektórzy twierdzą, że trawka jest niegroźna. Nigdy się z tym nie zgodzę! Jest tak samo groźna, jak alkohol czy inne substancje psychoaktywne, jak wszystko, co daje człowiekowi fałszywe poczucie bezpieczeństwa, szczęścia czy spokoju. Jak wszystko, co tworzy jedynie złudzenie i nie ma nic wspólnego z prawdą. Jest zaś szczególnie groźna dla młodych, niedojrzałych osób, które nie potrafią kontrolować swoich zachcianek i z łatwością mogą się w nich zatracić.
Czytaj także:
„Miał 4 kobiety, które wiedziały o sobie i żadnej to nie przeszkadzało. W walentynki postanowił uwieść i mnie”
„Uratowałam przyjacielowi życie, a on miał do mnie o to pretensje. Wolał umrzeć szczęśliwy, niż żyć sparaliżowany”
„Zająłem się synem pijaka. Karmiłem, dawałem u siebie mieszkać. Gnojek odwdzięczył mi się kradzieżą drogocennego auta”