„Córka uważa, że nikt w dzisiejszych czasach nie gotuje dzieciom. Najlepiej kupić coś drogiego i gotowego? Co to za wymysły?!”

Znienawidziłam mamę, gdy ułożyła sobie życie po śmierci taty fot. Adobe Stock, astrosystem
„Córka dziwi się, że wnuczek nie chce jeść, a przecież on nawet nie wie, jak pachnie krojona cebula, jak wygląda mięso, nim się je podsmaży. Magda wiecznie opowiada mi jakieś bzdury o tym, że maluchowi nie można dać niczego lepszego niż drogi słoiczek zagranicznej firmy. A kto wie co oni tam dodają? Przecież nie widziała tego na oczy!”.
/ 17.01.2023 17:15
Znienawidziłam mamę, gdy ułożyła sobie życie po śmierci taty fot. Adobe Stock, astrosystem

Mój wnuk, Szymuś, dorasta niczym mały książę, w luksusowych niemal warunkach… Wszystko układa się przecież mojej córce i jej mężowi wręcz idealnie. Wiktor ma posadę w międzynarodowej korporacji, Magda po urodzeniu dziecka może sobie pozwolić na pracę w domu. Udało im się zdobyć kredyt, kupili piękne mieszkanie w ładnej dzielnicy…

Ale cóż, nie ma róży bez kolców!

– Znowu nie chce jeść… – słyszę zmęczony głos córki w słuchawce, zupełnie jak nie mojej Magdy.

Zawsze przecież była taka energiczna, pełna życia! W dodatku taki telefon powtarza się niemal codziennie. Tamtego dnia jednak prawie płakała...

– Już nie wiem, co robić – jęczała. – Zaraz zwariuję!

Szymon, który w niemowlęctwie jadł jak smok, nagle, po ukończeniu drugiego roku życia, zmienił się w niejadka. Dokładnie tak samo jak jego mama… O mały włos znowu nie palnęłam w odpowiedzi: „Z tobą było tak samo, ale dałam sobie radę”! Ale nie chciałam się wtrącać – po urodzeniu się wnuczka podjęłam decyzję, że będę „babcią postępową”! Żadnego ingerowania w życie młodych, żadnych rad. Ale cóż… Postanowienia postanowieniami, a życie życiem.

– Przyjadę! – rzuciłam do słuchawki.

Córka otworzyła mi ze zbolałą miną.

Od rana nic nie zjadł – obwieściła ponuro.

Na „wyspie” pośrodku kuchni zobaczyłam pootwierane słoiczki z kolorowymi nalepkami. Chyba z dziesięć… Mój wnuk ze znudzoną miną zrzucał na podłogę pokrywki.

– Tylko mi znowu nie mów, że ja byłam taka sama! – zaatakowała mnie natychmiast Magda. – Nic dziwnego, że nie jadłam. Przecież wtedy nie było gotowych zupek. Sama mi gotowałaś!

– Gotowałyśmy… – poprawiłam ją, ale nawet nie słuchała:

– Popatrz! Pyszne jedzonko, najlepszej firmy… Tylko otworzyć i – chlup! – na talerz. W dodatku naukowo opracowane… Króliczek, indyczek, kurczaczek… A Szymon? Jedyne, co lubi, to… otworzyć słoiczek! „Puk”! I następny. I tak w kółko. Ja oszaleję!

– Może bawi go samo otwieranie? – podpowiedziałam. – A pomyśl, jakbyś tak zaczęła gotować? I to z Szymonem? Przecież on nawet nie wie, jak pachnie krojona cebula, jak wygląda mięso, nim się je podsmaży. Przecież dla niego to byłaby świetna zabawa.

– Mamo… Daj spokój! Gotować dla dzieci? W dzisiejszych czasach? A zresztą Szymuś przecież ogląda programy kulinarne w telewizji. I bardzo je lubi! Najbardziej chyba Jamie’go i Nigellę.

– Sama widzisz! – triumfowałam. – Ale w telewizji to przecież nie to samo, co w życiu. Chodzi o to, żeby poczuł smak, zapach, wszystko. Zobaczysz, że będzie rwał się, żeby ci pomóc. A potem… spróbować. Tak jak ty to robiłaś. To był mój sposób na twoje wieczne grymaszenie z jedzeniem. No i jadł z apetytem, aż mu się uszy trzęsły!

– Naprawdę? – córka spojrzała na mnie uważnie. – A jak Szymuś się skaleczy?

– Przecież, na początku przynajmniej, nie dasz mu noża do ręki. Może choćby umyć owoce czy jarzyny. Mianujesz go swoim asystentem. Zobaczysz, jaki będzie dumny. Nie wierzysz?

Szybko zakasałam rękawy, a Szymuś zrobił to samo

W rezultacie spędziłam u nich na pichceniu, a potem pieczeniu cały dzień. Wnuczek aż popiskiwał z zachwytu, kiedy robił dokładnie to samo, co jego ekranowi ulubieńcy. A jak potem jadł! Aż mu się uszy trzęsły. Cóż, czasy się zmieniają, a stare problemy zostają. Na szczęście stare sposoby też… Kiedy wychodziłam, Szymuś rzucił mi się na szyję:

– Psychodź, babciu!

Tak mi się wtedy jakoś „ciepło” zrobiło w sercu… Postęp postępem, ale babcia powinna być „babciowata”. Przynajmniej od czasu do czasu.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA