„Za miesiąc kończę 30 lat. Zdążyłem się ożenić, zostać ojcem i wdowcem. Związałem się z niepłodną kobietą, by Pola miała mamę”

Mężczyzna, który musi wybierać fot. Adobe Stock, fizkes
„Kocham Elę. Dała mi dużo wsparcia po śmierci żony. Nie spodziewałem się tylko jednego. Że wychowywanie mojej córki przy boku Elżbiety, będzie dla mnie wyzwaniem. No bo jak mam wybierać między ukochaną, rodzicami, a córeczką”.
/ 31.01.2022 07:37
Mężczyzna, który musi wybierać fot. Adobe Stock, fizkes

Siedziałem z mamą przy stole i patrzyłem przez okno, jak Pola dokazuje z kotkami sąsiadów. Ależ ona rośnie, pomyśleć, że dwa lata temu, gdy wprowadzaliśmy się do rodziców po śmierci mojej żony, była szkrabem w spacerówce!

– Na pewno tego chcesz, Zygmuś? – mama spojrzała na mnie niepewnie.

– Tak – powiedziałem krótko, bo i o czym tu deliberować?

Za miesiąc kończę trzydzieści lat. Zdążyłem już się ożenić, zostać ojcem, potem wdowcem. Gdy myślałem, że już nic dobrego na mnie w życiu nie czeka, poznałem Elę i zdziwiłem się, ile, wbrew pozorom, zostało we mnie życia i pragnień… I, chociaż byłem nieufny, nie mogłem nie spróbować – dla siebie, dla Poli. Dla przyszłości.

Teraz patrzyłem na mamę, jak zaciska palce na szklance wystygłej herbaty. Powinna się przecież cieszyć, że mi się udało, o co chodzi? Kiedy pół roku temu postanowiłem zamieszkać z Elą, by sprawdzić, czy faktycznie nadajemy na tych samych falach, mama nie była przekonana, że zostawienie Poli na wsi to dobry pomysł.

Cały czas powtarzała, że córka potrzebuje ojca, że nie powinniśmy się rozstawać, bo ma tylko mnie… Aż musiałem podnieść głos, by ją przekonać, że nie mogę ryzykować: a jeśli Elżbieta to pomyłka i nam nie wyjdzie? Nie mogę zmieniać dziecku życia za każdym razem, gdy mi się będzie wydawało, że znalazłem właściwą kobietę!

– Mamo, nie mogliśmy z Polą trafić lepiej – wyjaśniłem po raz kolejny. – To nie tylko miłość, lecz gwarancja wzajemnego zaspokojenia potrzeb: Ela nie może mieć dzieci. A my potrzebujemy żony i mamy.

– Będę bardzo tęsknić – westchnęła mama. – Ojciec też. Kiedy Poli zabraknie, znów będzie wracał z warsztatu późną nocą.

– A mówiłaś, że nie dacie sobie rady sami z dzieckiem – roześmiałem się.

– Przecież to taka kochana dziewczynka! – parsknęła.

Jasne, że kochana, choć swoje za uszami ma. Gdy opowiedziałem o nowym życiu, które na nią czeka, nie wydawała się wniebowzięta: dopytywała o babcię, dziadka, kotki, ogródek, z którego co rano przynosi się szczypiorek do jajecznicy.

– To mieszkanie w bloku – przerwałem w końcu tę listę oczekiwań. – Będziesz za to miała dużo nowych koleżanek. W przedszkolu i w domu – tam mieszka sporo dzieci. I są huśtawki, karuzela, piękny plac zabaw!

Prawdę mówiąc, spodziewałem się większego entuzjazmu. Przecież każdej niedzieli płakała, że chce ze mną jechać! A teraz się okazuje, że jakieś koty są ważniejsze?

– Będziesz miała swój pokoik. Cały tylko dla ciebie – sięgnąłem po koronny argument. – Chcesz zobaczyć zdjęcia?

– Mogę – zgodziła się łaskawie.

Ela jednak zna się na dzieciach – to wymyślone przez nią fosforyzujące gwiazdki na suficie zrobiły na Poli największe wrażenie.

– Pojutrze przyjedziemy po ciebie, Poluś – wziąłem córę na ręce i przytuliłem mocno. – Babcia z dziadziem pomogą ci się spakować. Będziesz gotowa, prawda?

– Ale będziemy tu wracać w odwiedzinki? – upewniła się.

– No raczej!

Nazajutrz po pracy wyskoczyliśmy jeszcze z Elżbietą po książeczki do kolorowania i parę drobiazgów na wypadek niepogody. Doceniałem te starania, nie każdej kobiecie chciałoby się zastanawiać, co jeszcze może być przydatne, by dziecko jej partnera było szczęśliwe…

Po raz pierwszy od dawna czułem, że moje życie podąża w dobrym kierunku, i szedłem coraz pewniej – dotąd raczej się chwiałem, balansując na krawędzi przepaści. Miałem nadzieję, że dziewczyny się polubią, że Poli spodoba się w przedszkolu, a z czasem znajdzie koleżanki także na podwórku.

Dlaczego miałoby być inaczej, skoro wreszcie będzie mieć prawdziwą rodzinę? Kiedy po nią pojechaliśmy, rzeczy, spakowane w kartony, czekały już na ganku, a sama Polcia bawiła u sąsiadów na pożegnalnych miziankach z kociakami.

Nawet przez chwilę myślałem, czy nie warto byłoby poprosić o jednego zwierzaka, żeby osłodzić małej trudy adaptacji, ale Elżbieta przypomniała, że kot musiałby pół dnia spędzać samotnie i po prostu by zdziczał.

– Do zobaczenia wkrótce, kochanie – babcia przytuliła wnuczkę.

Dziadek stał na ganku, chowając się za słupkiem. Czyżby płakał? Machnął tylko ręką z daleka, wołając, by Pola była grzeczna, i szybko schował się do domu. Trudno, z czasem wszystko się ułoży. Im prędzej się to ogarnie, tym lepiej.

Byliśmy pełni dobrych chęci, choć nie dało się ukryć, że nie tak zaraz stworzymy jedną całość. Małej zdarzało się popłakiwać za kotkami, wieczorami nie wystarczyło, że czytałem jej bajkę, chciała koniecznie, bym leżał przy niej, aż zaśnie. Na śniadanie oczekiwała owsianki lub grysiku, nawet gdy nie bardzo był czas.

– Tak było u babci i było dobrze – brzmiał koronny argument Poli.

Albo dla odmiany:

– Dziadziuś zawsze mi obierał jabłuszka – gdy Elżbieta tłumaczyła jej, jak ważne jest zjadanie całych owoców.

Nie wydawało mi się to specjalnie upierdliwe, dopóki Elżbieta nie wyznała, że czuje, jakby musiała z Polą konkurować o moją uwagę. Czy nie zauważyłem, że w zasadzie to Pola podejmuje większość decyzji? Ona wybiera, gdzie pójdziemy na spacer, albo że już powinniśmy wracać do domu…

– Twoi rodzice okropnie ją rozpuścili – orzekła. – Jeśli nie zacznie uznawać autorytetu starszych, będzie jej ciężko w życiu.

Dziadkowie tęsknią, mają prawo widywać wnuczkę

Zacząłem zatem trochę wymagać i uważam, że całkiem dobrze mi szło, przynajmniej do ostatniego wyjścia do cukierni na lody. Nie było ulubionego smaku Poli, nie chciała innych i uznała, że powinniśmy poszukać lepszej lodziarni.

– Spróbuj czegoś nowego, kochanie, dobrze? – zachęcała ją Elżbieta. – Patrz, te nazywają się smerfowe!

– Bo są niebieskie – burknęła Polcia.

Nie zamówiła niczego, skończyło się na tym, że siedziała przy stoliku i patrzyła, jak jemy. W którymś momencie ześliznęła się z krzesełka i pobiegła do murku, na którym wygrzewał się wielki, rudy kot.

Objęła go rączkami i wtuliła buzię w miękkie futerko, zamykając oczy. Przypomniałem sobie, że mama już dwa razy dzwoniła, by zapytać, kiedy ich odwiedzimy, i powiedziałem to Elżbiecie, która tylko się skrzywiła.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł – pokręciła głową. – Pola znów będzie przeżywać, a potem przy każdej okazji powoływać się na babcię, że to czy tamto.

– Chciałabym do moich kotków! – krzyknęła mała z murku.

– Sam widzisz – Ela wzruszyła ramionami. – Małe dziecko nie może żyć w dwóch miejscach naraz, to nikomu nie służy. Twoja mama na pewno zrozumie, przecież jej zależy na dobru wnuczki.

Mam powiedzieć rodzicom, że nie będziemy na razie ich odwiedzać? Po tym, jak mi pomogli stanąć na nogi? To niedorzeczne. Muszę wybierać, czy wolę, by moje dziecko wychowywało się w zgodzie z dziadkami, czy moja kobieta będzie w końcu szczęśliwa? Nie godziłem się na takie dylematy, szczerze, to nie wiem gdzie Ela widzi problem. Nie mogę odciąć mojego dziecka od ukochanych dziadków!

Czytaj także:
„Po śmierci ojca pasierb stał się agresywny. Chciałam zastąpić mu rodzica, ale nie mogłam ciągle żyć w strachu”
„Wyjeżdżając, nie wiedziałem, że była w ciąży. Wróciłem po kilku miesiącach, ale ona już nie żyła. Moje życie straciło sens”
„Moje małżeństwo skończyło się po miesiącu. Mąż przekreślił naszą wspólną przyszłość jednym zdaniem”

Redakcja poleca

REKLAMA