„Córka się mnie wstydzi, bo pracuję jako woźna. Nie moja wina, że jej ojciec znalazł sobie inną, gdy zaszłam w ciążę”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Wavebreakmedia
„Nie powiem, praca nie była łatwa. Problemy zaczęły się pojawiać, gdy moja córka dowiedziała się, gdzie pracuję. Choć nie była to ta sama szkoła, do której chodziła Monika, wieści szybko się rozchodzą”.
/ 22.09.2024 20:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Wavebreakmedia

To była wielka miłość. Poznaliśmy się z Jarkiem na pierwszym roku studiów, na imprezie integracyjnej. Od razu między nami zaiskrzyło. Przegadaliśmy cały wieczór, a gdy mnie odprowadził pod drzwi akademika, złożył na moich ustach pocałunek. Czułam, że jesteśmy sobie przeznaczeni.

Kompletnie mnie zawiódł

Dwa miesiące później siedziałam w pokoju i z niedowierzaniem wpatrywałam się w test ciążowy, a konkretnie w pozytywny wynik. Musiałam o tym powiedzieć Jarkowi, ale nie byłam pewna, jak zareaguje. Mieliśmy dopiero po dwadzieścia jeden lat i całe życie przed sobą, a tu taka odpowiedzialność?

– Słuchaj, jest coś, o czym musisz wiedzieć… – zaczęłam, a na jego twarzy odmalował się strach. – Będziemy mieli dziecko.

W tym momencie zobaczyłam, jak ten strach w jego oczach zmienia się w paniczne przerażenie.

– Nie żartuj… To znaczy… Nie martw się, poradzimy sobie.

Przytulił mnie, ale czułam, że wcale nie będzie dobrze. I miałam rację. Tydzień później Jarek oznajmił, że musi pojechać do swoich rodziców. A ja zostałam sama. I przekonałam się, że moje odczucia były trafne. Jarek zwyczajnie przestał się odzywać.

Nie znaliśmy się długo, więc nawet nie wiedziałam, gdzie dokładnie mieszkają jego rodzice. A nazwisko miał tak popularne, że szukanie go było jak znalezienie igły w stogu siana. Musiałam więc stawić czoła tej sytuacji sama.

Moja matka nie tryskała radością, gdy usłyszała o ciąży. Sama miała spore trudności finansowe, na moje studia zgodziła się wyłącznie dlatego, że udało mi się dostać miejsce w akademiku i nie musiała na to płacić ani grosza. Teraz musiałam zrezygnować ze studiów i wrócić do niej.

– Mówiłam, że lepiej byś znalazła porządną robotę, a nie magistra ci się zachciało.

Musiałam wrócić do matki

Zgodziła się bym u niej mieszkała do czasu, aż dziecko będzie mogło pójść do żłobka. Zresztą w jej malutkim mieszkanku i tak byśmy się nie pomieścili.

Monika urodziła się śliczna i zdrowa. Od razu bardzo ją pokochałam. Na początku matka nawet mi pomagała przy małej, ale szybko przestała. Sama miała dużo na głowie, pracowała jako sprzątaczka i musiała wstawać bardzo wcześnie rano.

Gdy córka podrosła i dostała miejsce w żłobku, postanowiłam rozejrzeć się za jakąś pracą. Nie chciałąm już dłużej siedzieć na zasiłku i na garnuszku u matki. W naszym miasteczku nie było zbyt wielu ofert. Koleżanka załatwiła mi wtedy pracę u swoich rodziców w spożywczaku. Nie wybrzydzałam, brałam, co było.

W ten sposób jakiś czas później udało mi się znaleźć na wynajem małe mieszkanko, idealne dla nas dwóch. I tak mijał dzień za dniem. Monika chodziła do żłobka, a ja codziennie stawałam za ladą, obsługując mieszkańców pobliskiego osiedla. W międzyczasie próbowałam znaleźć lepszą pracę, ale w naszym miasteczku to nie jest łatwe.

Po roku dowiedziałam się od koleżanki ze studiów, jedynej, która utrzymała ze mną kontakt, że Jarek postanowił się ożenić. Oczywiście nie ze mną – z dziewczyną z jego roku, bo po urlopie dziekańskim wrócił na studia.

Dawałam sobie radę

Ja już wtedy postawiłam na nim krzyżyk. Zachował się jak ostatni łajdak, ani razu nie zadzwonił żeby choćby spytać jak się czuję ani czy ma syna, czy córkę. Niech sobie żyje, wszystkiego mu najlepszego. Nie potrzebowałam go.

Kiedy Monika miała cztery lata, zmarła moja mama. Wprowadziłyśmy się wtedy do mieszkania po niej i żyło nam się trochę lepiej. Wciąż jednak pracowałam w sklepiku, chyba właściwie odpuściłam sobie szukanie czegoś lepszego.

Tak minęło kilka kolejnych lat. Gdy moja córka była w czwartej klasie, zmarł pan Henryk, który wspólnie z żoną prowadził sklepik, gdzie pracowałam. Pani Ilona załamała się zupełnie. W czasie jej żałoby harowała w zasadzie na dwóch etatach. Wieczorami wracałam do domu zmordowana.

Na szczęście moja córeczka okazała się nad wiek dojrzała. W wieku dziewięciu lat potrafiła zrobić zakupy, a nawet podgrzać obiad. Wracała też sama ze szkoły, nie bałam się więc że będzie siedziała głodna albo że nie będzie jej kto miał odebrać po lekcjach.

Rok po śmierci męża właścicielka sklepiku ciężko zachorowała. Wtedy już nie było mowy, albym pracowała w nim sama – ktoś musiał jeździć po dostawy, a ja nie miałam nawet prawa jazdy. Znowu znalazłam się w beznadziejnej sytuacji. I znów pomocną rękę wyciągnęła do mnie ta sama koleżanka.

Wstydziła się mnie

– W szkole, w której pracuję, zwolniło się jedno stanowisko. Wiem, że to nie jest żaden szał, bo to praca w szatni, ale…

– Wszystko mi jedno, potrzebuję jakiejkolwiek pracy – odparłam zdesperowana.

I tak w wieku trzydziestu czterech lat zostałam woźną w szkole. Nie powiem, praca nie była łatwa, bo oprócz wydawania kluczy do sal musiałam też zmywać podłogi i sprzątać po lekcjach. Ale nie narzekałam.

Problemy zaczęły się pojawiać, gdy moja córka dowiedziała się, gdzie pracuję. Choć nie była to ta sama szkoła, do której chodziła Monika, wieści szybko się rozchodzą.

– Mamo… czy to prawda że… no wiesz… jesteś sprzątaczką w liceum? – Monika miała dziwny grymas na twarzy i zdecydowanie nie była zadowolona.

– Tak, kochanie. Na razie musi tak być. Potrzebujemy pieniędzy.

– A długo to potrwa? Koleżanki się ze mnie śmieją, że moja mama lata ze ścierą do podłóg.

– Nie przejmuj się tym, co mówią dzieci. Potrzebujemy pieniędzy, żeby mieć na czynsz i jedzenie. Obiecuję, że postaram się znaleźć coś lepszego.

Kolejnego dnia jednak było jeszcze gorzej. Monika wróciła ze szkoły i bez słowa zamknęła się w swoim pokoju. Nie wychodziła stamtąd aż do kolacji.

Chciałabym zacząć od nowa

Kiedy wreszcie wyszła, odbyłam z nią poważną rozmowę. Apelowałam do jej rozsądku, żeby zrozumiała moje położenie – w końcu jest już dużą dziewczynką, mimo że wciąż dzieckiem. Uznałam, że nie mogę przed nią ukrywać prawdy. Córka wydała się nieco uspokojona, ale nie wiem, czy jej koleżanki znów nie zaczną z niej szydzić.

Ta sytuacja sprawiła jednak, że po trzynastu latach postanowiłam wziąć się za siebie. Zapisałam się na kurs języka angielskiego przez urząd pracy, tam też zaczęłam szukać lepszej posady. W przyszłym tygodniu idę na rozmowę do firmy, która zatrudnia panie sprzątające do biur i prywatnych mieszkań.

W przyszłości, jeśli uda mi się odłożyć trochę grosza, chciałabym wrócić na studia. Wiem, że zapewne wszyscy na moim roku będą młodsi ode mnie, ale trudno. Zmarnowałam tyle lat, tkwiąc bezmyślnie za ladą, że najwyższy czas, by odbić się od dna i zadbać o siebie.

Karolina, 35 lat

Czytaj także:
„Ojciec się obraził, bo poszedłem na studia, zamiast harować w jego warsztacie. Nie wpuścił mnie nawet na pogrzeb matki”
„Moja sąsiadka uważa, że po 50. nie wypada fantazjować w łóżku. A ja jestem jurną wdową i chcę się jeszcze zabawić”
„Musiałem sprzedać ojcowiznę obcym ludziom. Moje dzieci wolą tyrać po łokcie u Holendra, niż być panami u siebie”

Redakcja poleca

REKLAMA