„Córka obraziła się na mnie, bo zgubiłam pluszaka wnuczki. Ze stresu nie spałam, bo mała terrorystka wpadła w histerię”

Przykro mi, że moja córka nie ma rodziny fot. Adobe Stock, Mediaphotos
„Magda przyszła do mnie po pracy i powiedziała, że była wszędzie jeszcze raz sprawdzić, ale też nie znalazła. Przez kilka kolejnych dni Julka chodziła spać z płaczem i choć Magda nie chciała nic mówić, wiedziałam, że ma mi za złe tę niefrasobliwość”.
/ 12.03.2023 08:30
Przykro mi, że moja córka nie ma rodziny fot. Adobe Stock, Mediaphotos

– Mamuś, odbierzesz dziś z przedszkola Juleczkę? Muszę zostać dłużej w pracy! – moja córka Magda jęknęła do telefonu.

Zgodziłam się bez problemu. Mieszkam blisko przedszkola i uwielbiam swoją wnuczkę, więc pomagam w opiece nad nią z przyjemnością. Spojrzałam na zegar – minęła czternasta, więc zaczęłam się szykować. Był wyjątkowo ładny dzień, ale dobrze wiedziałam, że początek wiosny potrafi jeszcze zaskoczyć, więc na wszelki wypadek włożyłam do torebki parasol. Poszłam pieszo i po piętnastu minutach byłam na miejscu. Dzieci biegały na placu zabaw pod przedszkolem.

Zauważyłam Julkę z daleka

Kręciła się na karuzeli z koleżanką i chichotała głośno jak to ona.

– Babcia! Babcia po mnie przyszła! – krzyknęła uszczęśliwiona na mój widok i przybiegła się przywitać.

Uścisnęłam ją i powiedziałam, żeby pobiegła po kurteczkę do szatni. Po chwili wróciła z kurtką i pluszowym osiołkiem. Znałam dobrze tę zabawkę. To była jej ukochana maskotka, odkąd wnuczka była maluteńka. Sama nazwała osiołka Tutek i nosiła ze sobą wszędzie i przy każdej okazji. Zwykle jednak do przedszkola nie mogła zabierać zabawek.

– Co robi tu Tutek? Nie powinien być w domu? – zapytałam więc.

– Nie, dzisiaj jest dzień zabawek. Można przynieść swoje ulubione. Tutkowi bardzo się podobało.

– Naprawdę? – podjęłam jej zabawę, a mała pokiwała główką osiołka.

Wracałyśmy, rozmawiając o tym, co dziś rysowała i o lekcji angielskiego. Julka zapytała, czy idziemy do mnie, a kiedy potwierdziłam, rozpromieniła się i zapytała, czy zrobię jej naleśniki z dżemem truskawkowym. Oczywiście się zgodziłam, bo wiedziałam, jak je uwielbia, ale przypomniało mi się, że ostatnio skończyła mi się mąka, więc po drodze zaszłyśmy jeszcze do sklepu po małe zakupy. Usmażyłam cały stosik placków, a Julcia zawijała je w miękkie ruloniki i wgryzała się. Godzina minęła w sekundę. Córka wpadła jak po ogień, bo musiała jeszcze nastawić pranie i zrobić obiad na kolejny dzień. Zapomniałam już, ile pracy ma się w jej wieku. Była wciąż zajęta i wyrzucała sobie, że goni w piętkę, choć ja osobiście uważałam, że radzi sobie ze wszystkim świetnie. Wieczorem zadzwoniła do mnie.

– Mamuś, dzięki, że dziś mi pomogłaś. Zapomniałam ci chyba z tego wszystkiego podziękować.

– Nie ma sprawy.

– A, żebym nie zapomniała! Julka zostawiła u ciebie Tutka. Rano po niego podskoczę, dobrze? Chciała, żebym zrobiła to jeszcze dzisiaj, bo oczywiście wpadła w totalną rozpacz, ale zapewniłam ją, że jest u ciebie bezpieczny i je naleśniki, więc dała się jakoś spacyfikować – zaśmiała się Magda.

A ja jęknęłam w duchu. Nie przypominałam sobie, żebym widziała pluszaka w domu, a przecież sprzątałam po wyjściu dziewczyn. Nie chciałam wzbudzać niepotrzebnej paniki, więc nic nie powiedziałam, ale dotarło do mnie, że musiałyśmy gdzieś zgubić zabawkę. Przeszłam po całym domu, przetrząsając każdy kąt i zaglądając pod poduszki i fotele.

Tak jak przypuszczałam, nie było Tutka

Zmartwiona zadzwoniłam do Magdy.

– Nie, mamo, proszę cię… – wyszeptała. – Nie mów, że go zgubiłyście! Przecież Julka tego nie przeżyje! Dziś ledwie zasnęła, bo cały wieczór wciąż tylko marudziła, że nie ma Tutka. Może został w przedszkolu?

Zapewniłam córkę, że stamtąd na pewno go wzięłyśmy. Po drodze byłyśmy w sklepie i w toalecie na stacji benzynowej, bo Julce bardzo chciało się siusiu. Powiedziałam, że z samego rana tam pójdę i poszukam zguby. To była tylko zabawka, ale jednocześnie AŻ zabawka. Rozumie to każdy, kto kiedykolwiek miał do czynienia z dzieckiem, które ma ukochaną maskotkę. Maluch traktuje taki przedmiot bardzo emocjonalnie, jak żywą istotę, przyjaciela. Z tego wszystkiego nie mogłam zasnąć. Analizowałam w głowie całą drogę i próbowałam zgadnąć, kiedy mogłyśmy zgubić Tutka. W sklepie na pewno jeszcze był, bo Julka posadziła go w wózku sklepowym i pokazywała kasjerce. A później na stacji? Nie pamiętałam, czy go miała, bo skupiłam się na tym, żeby zdążyła za potrzebą. Niech to licho! Musiała go tam zostawić! Bardzo słabo spałam tej nocy. O szóstej rano obudziłam się i pobiegłam na stację. Pracownik, który pił swoją pierwszą kawę, wciąż ziewając, odparł, że nie widział żadnego osiołka.

– Jest pan pewien? Nie! Nie jest pan! – wrzasnęłam tak, że natychmiast się obudził. – Próbuje mnie pan zbyć, bo uważa pan, że to nieważne. A to bardzo ważne dla mojej wnuczki. Niech pan pójdzie na zaplecze i sprawdzi.

Facet pokręcił głową, ale poszedł. Nie było go zaledwie minutę i wrócił, zapewniając, że nic tam nie ma.

Nie wierzyłam mu!

Miałam ochotę sama się tam wpakować, ale wiedziałam, że na stacji jest monitoring i pewnie by mnie zaraz aresztowali za napad. Nagle mnie oświeciło! Kamery! Może przecież sprawdzić na monitoringu, czy moja wnuczka wchodziła na stację z osiołkiem czy bez. Natychmiast zaproponowałam to facetowi, podekscytowana, że znalazłam rozwiązanie. Śpioch odparł, że nie ma dostępu do monitoringu, bo jest on sprawdzany przez policję tylko w razie napadów lub kradzieży, a nie zaginionych maskotek.

Może się pan ze mnie nabijać! Niech pan poczeka, aż sam będzie pan mieć dzieci! Wtedy pan zrozumie, że był pan nieczuły i niepomocny! Pożałuje pan! – pogroziłam mu palcem.

– Proszę się uspokoić, bo wezwę ochronę. Sprawdziłem zaplecze. Gdyby pracownik zmiany nocnej coś znalazł, zaniósłby tam. I uprzedzając pani pytania: nie. Nie zadzwonię do niego, bo odsypia nockę. Proszę zostawić swój numer telefonu. Jak pojawią się jakieś tropy, od razu zadzwonię.

Wyszłam ze stacji wściekła. Jakiś młokos traktował mnie jak idiotkę! No zgoda, może patrząc na tę sprawę z punktu widzenia kogoś niezwiązanego emocjonalnie z sytuacją, wyglądało to jak przesada, ale nie zaszkodziło mu choć poudawać, że mi współczuje, że się przejął! Pobiegłam do sklepu, po drodze intensywnie się rozglądając, ale nigdzie nie widziałam szarego futrzaka. Weszłam na halę, przepytałam wszystkie kasjerki i pracownika ochrony. Ten okazał dużo więcej zainteresowania niż pracownik stacji. Zapewnił mnie, że pamięta małą i widział, że wychodziła z osiołkiem ze sklepu.

– Ale go nie ma! – załamałam ręce.

To tylko zabawka, proszę pani. W naszym sklepie jest ich mnóstwo.

– Takich samych?– zapytałam pełna nadziei, choć domyślałam się, że nie to miał na myśli.

Mimo to pobiegłam na dział z zabawkami, żeby przejrzeć maskotki.

Oczywiście nie było osiołków

W drodze powrotnej w desperacji zaczęłam modlić się do Świętego Antoniego, licząc, że jakoś załatwi tę sprawę, ale najwyraźniej miał ważniejsze rzeczy na głowie niż zwykła zabawka. Nawet zrobiło mi się wstyd, że mieszam świętych w tak błahe sprawy, ale musiałam spróbować. Wróciłam do domu załamana i wściekła na siebie. Wiedziałam, że za chwilę zadzwoni Magda, a ja będę musiała jej powiedzieć, że nie znalazłam Tutka.

– Poważnie? Nie ma go? – zapytała Magda załamana, a w tle usłyszałam Julcię mówiącą płaczliwym tonem: „Kogo nie ma? Tutka?!”.

A zatem wiedziała już. Jej babcia nie potrafi dopilnować nawet zabawki, a odbiera ją z przedszkola. Próbowałam przestać o tym myśleć, ale niestety, ta myśl wracała jak bumerang. Magda przyszła do mnie po pracy i powiedziała, że była wszędzie jeszcze raz sprawdzić, ale też nie znalazła. Przez kilka kolejnych dni Julka chodziła spać z płaczem i choć Magda nie chciała nic mówić, wiedziałam, że ma mi  za złe tę niefrasobliwość. Powiedziała, że szukała takiego samego osiołka w internecie, ale choć znalazła wiele różnych, to takiego nie było. A mówią, że w internecie jest wszystko! Tego dnia byłam w sklepie na naszym osiedlu. W pewnej chwili zauważyłam dziewczynkę z plecakiem, z którego wystawała szara ośla główka. Spojrzałam drugi raz i nie miałam wątpliwości.

To była zabawka Julki

– Przepraszam, koleżanko! – zawołałam do niej. – Skąd masz tego osiołka w plecaku? Jest twój?

– Tak! – powiedziała pewnie. – Dostałam go na urodziny.

– Nie wydaje mi się. To maskotka mojej wnuczki. Będę wdzięczna, jeśli ją oddasz, bo to jej ulubiony osiołek. Pewnie też miałaś jakieś ulubione, jak byłaś mniejsza, więc wiesz, ile znaczą.

Dziewczynka szła jednak w zaparte, że to jej zabawka. Już chciałam odpuścić, kiedy nagle przypomniało mi się, że Tutek miał buraczaną plamkę za uchem, bo Julka go ubrudziła, jedząc u mnie obiad. Podeszłam więc i podniosłam ucho. Plamka tam była. Akcja ratunkowa zakończyła się sukcesem!

O ty, mała kłamczucho. To nie twoja zabawka! Oddaj ją natychmiast! – wrzasnęłam, a wtedy na mojej drodze pojawił się wielki facet o nerwowym spojrzeniu.

– Co pani wyprawia? Proszę zostawić moje dziecko! – wrzasnął i choć próbowałam tłumaczyć, o co chodzi, wziął córkę za rękę i poszedł.

Nie zamierzałam jednak odpuścić. Poszłam za nimi i zobaczyłam, do którego wchodzą domu. Po kwadransie, zapukałam tam i ku swej radości rozpoznałam kobietę, która także była tamtego dnia na stacji. Spokojnie wyjaśniłam całą sytuację, a ona poprosiła mnie o chwilę i zamknęła drzwi. Stałam, czując się jak wariatka. Od tygodnia prowadziłam dochodzenie w sprawie starego pluszaka! Postanowiłam, że jeśli teraz się nie uda, odpuszczę. Julka jakoś się z tym pogodzi. Nagle kobieta stanęła przede mną. Obok niej stała córka z osiołkiem Julki na rękach.

– Hania chciała coś powiedzieć. Haniu…? – zaczęła kobieta.

– Przepraszam. Znalazłam tego osiołka w łazience na stacji. Bardzo mi się spodobał, więc go sobie wzięłam. Nie chciałam zrobić nic złego.

Wręczyła mi osiołka, a ja zaśmiałam się w duchu z ulgą. Zapewniłam półżartem, że nie będę już ich nachodzić ani nękać. A potem natychmiast poszłam do Magdy i Julki.

– Nie uwierzycie, kto wrócił! – powiedziałam i wyjęłam Tutka z torebki.

– Tutek! – krzyknęła Julka i popłakała się ze szczęścia, a ja ją przytuliłam i powiedziałam, że Tutek chciał pojechać na wycieczkę, ale już wrócił.

– Nigdy więcej nie uciekaj! Mamusia się o ciebie bardzo martwiła – przemówiła do zabawki Julcia, a Magda spojrzała na mnie.

– Nie uwierzysz! Został uprowadzony, ale go odbiłam.

Nie wiem, może antyterroryści wciągną mnie po tej akcji do swoich szeregów.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA