Byłam rozwódką, miałam czterdzieści dziewięć lat i szesnastoletnią córkę. Byłam pewna, że nie chcę pakować się w stały związek, że teraz bardziej cenię sobie święty spokój niż romantyczne porywy serca. Ale los zagrał mi na nosie i postawił na mojej drodze Michała. Był przystojny, inteligentny, zabawny i miły. Co więcej, ja też mu się podobałam i upierał się, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Długo się broniłam, ale on był wytrwały. Ostrożnie podchodziłam do naszego związku, nie chciałam się zbyt angażować, ale zachowanie Michała rozpraszało moje wątpliwości oraz lęki. Był spokojnym, rozsądnym człowiekiem, i mogłam na nim polegać. Kochał mnie i szanował, liczył się z moim zdaniem i prawie nigdy się nie kłóciliśmy.
Po pół roku spotkań wyłącznie u niego, dojrzałam do decyzji, żeby przedstawić go mojej córce. Wydawało mi się, że się polubili. Edyta zapewniała mnie, że nie ma nic przeciwko naszej relacji.
– Powinnaś kogoś mieć. Fajna z was para – powiedziała z uśmiechem.
Jej reakcja zachęciła mnie do większej odwagi w układaniu sobie życia. Zaczęłam nieśmiało marzyć o tym, że Michał się do nas wprowadzi i że stworzymy we troje prawdziwą rodzinę. Coraz częściej go do nas zapraszałam, chciałam, żeby on i moja córka bardziej się ze sobą zżyli.
Zostawiłam ją samą z jej emocjami
Jednak coś nie zagrało, coś się zablokowało. Niby normalnie ze sobą rozmawiali, niby nie było między nimi żadnego napięcia ani skrępowania, ale nie było też szczególnej sympatii. Wyraźnie wyczuwałam ich wzajemny dystans, nawet chłód. Może po prostu potrzebują więcej czasu – pocieszałam samą siebie.
Niestety, w kolejnych miesiącach sytuacja się nie poprawiała: mój ukochany mężczyzna i moja ukochana córka byli dla siebie jak obcy. Mogłam to tak zostawić i dzielić pomiędzy nich swój czas i uwagę, lecz ja chciałam czegoś więcej. Nie potrafiłam pogodzić się z faktami, wolałam je na siłę zmieniać. I wtedy popełniłam ogromny błąd: zaproponowałam Michałowi, żeby się do nas wprowadził. W pierwszym odruchu radości wziął mnie w ramiona, mocno uściskał i podniósł do góry. Ale potem po jego uśmiechniętej twarzy przemknął cień.
– A co na to Edyta? Nie ma nic przeciwko? – zapytał.
– Nie ma – skłamałam.
Nie zapytałam córki o zdanie. Ona jest dzieckiem, ja jestem dorosła, ja utrzymuję tę rodzinę, więc to ja podejmuję decyzje – usprawiedliwiałam się w myślach. Ale nie czułam się do końca w porządku i odwlekałam poinformowanie Edyty o czekającej nas wielkiej zmianie. W końcu zebrałam się na odwagę i przeprowadziłam z córką poważną rozmowę.
Najpierw, w ramach wstępu, długo tłumaczyłam jej, że oprócz tego, iż jestem jej matką, jestem też kobietą i chcę mieć własne życie.
– Ty niedługo dorośniesz i wyfruniesz w świat, a ja zostanę wtedy sama.
– Jak to sama? – wzruszyła ramionami.
– Przecież masz tego swojego faceta.
Było mi przykro, że nie nazwała go po imieniu, tylko per „ten twój facet”, co nie zabrzmiało miło, ale przynajmniej doszłyśmy do sedna sprawy.
– Tak, i to coś poważnego. Dlatego poprosiłam go, żeby ze mną zamieszkał. Zgodził się.
– Wyprowadzasz się? – Edyta zrobiła wielkie oczy. – Będę mieć chatę tylko dla siebie?
Była tak rozbrajająco naiwna, że z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu.
– Nie, kochana, nie ma tak dobrze. To Michał wprowadzi się do nas.
– Nie, mamo, nie zrobisz mi tego! – zaprotestowała. – Nie zgadzam się! To mój dom, nie chcę tu obcych!
Okej… Nie spodziewałam się radości, ale też nie sądziłam, że postawi weto tak ostro i zdecydowanie. Sprawy przybrały zły obrót, jednak nie zamierzałam się wycofać. Przecież nie będę ustępować nastolatce!
– On nie jest obcy. Kocham go i jest dla mnie bliski tak jak ty. Pozwól mi być szczęśliwą.
Kiedy to powiedziałam, moja córka zbladła, usta zaczęły jej drżeć. Widziałam, że walczy, by się nie rozpłakać. Serce mi się krajało, miałam ochotę ją przytulić i pocieszyć, ale coś mnie powstrzymało. Musi zrozumieć, że nie jest pępkiem świata, że liczą się też inni, ich uczucia… Chyba miałam do niej żal, że tak wszystko mi utrudnia swoim oporem, swoimi protestami. Byłam zawiedziona i zła. Na nią, na moje jedyne dziecko. Więc stałam sztywno i bez słowa patrzyłam, jak Edyta próbuje powstrzymać łzy, jak przegrywa i zaczyna płakać jak mała dziewczynka, której ktoś zabrał zabawkę.
Tu popełniłam kolejny kardynalny błąd. Nie zrobiłam kroku w jej stronę, nie wyciągnęłam do niej ręki, nie zrobiłam nic. Stała tak, zagubiona i szlochająca, a potem odwróciła się i pobiegła do swojego pokoju. Nie poszłam za nią, chociaż czułam, że powinnam. Nie mogę wciąż traktować jej jak małego dziecka, to już duża pannica, za rok będzie pełnoletnia. Musi zacząć zachowywać się jak dorosła, a żeby tak się stało, nie mogę być dla niej za miękka. Niby logiczne argumenty, lecz w głębi serca czułam się jak zdrajczyni i zła matka.
Byłam zajęta, nie zauważyłam, że się oddala
Narastało we mnie poczucie winy, a wraz z nim paradoksalnie rósł też żal wobec Edyty, pogłębiało się rozczarowanie… Dlaczego tak się buntuje? Nie może mi odpuścić? Zdobyć się na wyrozumiałość? Dlaczego mi to robi? Dlaczego jest taka… samolubna?! Od kiedy się urodziła, robiłam dla niej wszystko, co mogłam, a teraz, kiedy proszę o coś dla siebie, staje okoniem i nie chce mi pozwolić na szczęście – myślałam pełna pretensji.
Edyta jeszcze tylko jeden raz poprosiła mnie, żebym nie sprowadzała Michała do naszego domu. Kiedy stanowczo odmówiłam, przestała poruszać ten temat. Najwyraźniej pogodziła się z rzeczywistością, a mnie ulżyło. Michał się wprowadził.
Pierwsze dni wspólnego życia były cudowne jak miesiąc miodowy. Dużo się przytulaliśmy, żartowaliśmy, ogarnęła nas euforia, jakbyśmy byli parą zakochanych nastolatków. Edyty praktycznie nie widywaliśmy – zaraz po powrocie ze szkoły znikała w swoim pokoju albo wychodziła do znajomych i wracała dopiero w nocy.
Parę razy wyczułam od niej zapach alkoholu i papierosów, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Uważałam, że to taki wiek, prawie wszystkie nastolatki próbują smaku owocu zakazanego. Nie czepiałam się jej, udawałam, że niczego nie zauważyłam. Wcześniej nie byłam taką wyluzowaną, tolerancyjną matką, ale w tamtym czasie nie chciałam, by cokolwiek – a zwłaszcza kłótnie i awantury z córką – zakłócały moją miłosną sielankę.
Edyta sama usunęła się w cień, dzięki czemu mogłam skupiać się na Michale, ja zaś w zamian za to dałam jej pełną swobodę, całkiem odpuszczając rodzicielski nadzór. Uznałam, że moja córka jest już za duża, żeby ją wychowywać, że pora, by nauczyła się samodzielności i odpowiedzialności, nawet jeśli parę razy się przy tym sparzy. Gdybym tylko wiedziała, do czego to doprowadzi… Nie, to żadne tłumaczenie. Powinnam była wiedzieć, powinnam była przewidzieć…
Edyta przestała wracać do domu późno i już nigdy nie poczułam od niej zapachu alkoholu czy papierosów. Stała się spokojna i tak cicha, że niemal niewidzialna. Jej przemiana w dziewczynę-cień nie zaalarmowała mnie. Wolałam się oszukiwać, że wszystko jest w porządku. Aż w dniu swoich osiemnastych urodzin córka oznajmiła mi, że wyprowadza się do swojego chłopaka. Oczywiście zaprotestowałam, że jest za młoda na coś takiego. Nawet nie wiedziałam, że ma chłopaka!
– Jestem pełnoletnia i nie możesz mi zabronić. A to już nie jest mój dom.
– Co ty wygadujesz! – obruszyłam się.
– Prawdę. Ty też od dawna nie zachowujesz się jak moja matka. Skoro nie chcesz nią być, to nie. Dziękuję, żegnam.
Poczułam się, jakby uderzyła mnie w twarz. A to jeszcze nie był koniec rewelacji. Córka wyznała mi, że zaszła w ciążę i ją usunęła.
– Emil załatwił pieniądze. Gdyby nie on… nie wiem, co by ze mną było – twarz Edyty zastygła w grymasie cierpienia.
Ten widok rozdarł mi serce. Boże, jak mogłam niczego nie zauważyć?!
– Dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie? – zapytałam z rozpaczą.
– Nie chciałam ci przeszkadzać. Byłaś tak zajęta, tak szczęśliwa, tak… nieważne. Teraz już cię nie potrzebuję – rzuciła lodowatym tonem.
W jednej chwili zrozumiałam, że straciłam córkę. Z własnej winy, na własne życzenie. Próbowałam ją przepraszać i zatrzymywać, ale była nieugięta. Jeszcze tego samego dnia wyprowadziła się z domu.
Od tamtego dnia minęło prawie dziesięć lat. Edyta zdała maturę, skończyła studia. Wiem to od matki jej partnera, Emila, bo ona nadal się do mnie nie odzywa. Zawsze będę czekać i mieć nadzieję, że zmieni zdanie, nigdy nie przestanę jej przepraszać i wyciągać ręki do zgody. Może kiedyś mi wybaczy.
Nie ma dnia, bym nie zadawała sobie pytania: jak mogłam tak strasznie zaniedbać moje dziecko? Zaślepiła mnie miłość do mężczyzny. Choć nadal jestem z Michałem i wciąż bardzo się kochamy, wiem, że nie musiałam tracić córki z powodu tej miłości. Przecież on nigdy nie kazał mi wybierać. To ja… ja myślałam, że kompromis jest niemożliwy, to ja wszystko popsułam swoim egoizmem i uporem.
Czytaj także:
„Zazdrościłam przyjaciółce, bo w przeciwieństwie do mnie, zrobiła karierę. Gdy powinęła mi się noga, to właśnie ona mi pomogła”
„Zamiast pierścionka, dostałam zdradę i bolesny cios w serce. Romantyczne zaręczyny były zwieńczeniem brutalnego końca”
„Spotkałam mężczyznę swojego życia, ale musiałam mu powiedzieć, że... nie możemy być razem. Jego reakcja mnie zaskoczyła”