Rzucałam się w łóżku jak śledź w beczce, a sen nie nadchodził. Właściwie w ogóle mnie to nie dziwiło. Podejrzewałam, że tak będzie. Nie pomogło ani to, że położyłam się późno, ani to, że wypiłam trzy lampki wina. Dzisiejsza propozycja mojego szefa zrobiła swoje. „Uważaj, czego pragniesz, bo jeszcze się spełni” – myślałam. Nadal nie mogłam uwierzyć…
Dwuletni kontrakt w siedzibie firmy matki w Toronto. Boże, tak o tym marzyłam! Pięć lat ciężkiej pracy, mnóstwo nerwów, wyrzeczeń, wszystko podporządkowane tej jednej szansie… I byłabym najszczęśliwszą osobą pod słońcem, gdyby nie to, że dwa miesiące temu poznałam Jacka. Co za ironia losu!
Wpadaliśmy na siebie w markecie. Pomógł mi pozbierać jabłka, które wysypałam z wrodzoną niezgrabnością. Dużo śmiechu, a potem kawa w galerii handlowej. Sama byłam zdziwiona, że się zgodziłam. Dawno przestałam liczyć na to, że poznam kogoś odpowiedniego. Przeszłam chyba wszystkie etapy. Od zachwytów nad byciem singielką, przez desperackie poszukiwania męża na portalach, po randki w ciemno.
Nie można powiedzieć, że nie dałam szansy losowi. Tylko szczęścia jakoś zabrakło. Zastanawiałam się dlaczego. Czy ze mną było coś nie tak, czy z facetami? A może miałam za duże wymagania albo wyglądałam na zbyt zdesperowaną? Nie wiem. W końcu odpuściłam. Dałam sobie spokój, i to na dobre. Zaczęłam wierzyć, że nie wszystkim jest pisane życie w parze. I nawet jakoś się odnalazłam jako kobieta nieszukająca drugiej połówki. Zdarzały się trudne chwile, ale brak oczekiwań oznaczał brak rozczarowań. To mi odpowiadało.
I niespodziewanie zjawił się on. Wolny, atrakcyjny, inteligentny facet, który potrafił mnie rozśmieszyć. Do tego rewelacyjny w łóżku. Przy nim życie nagle nabrało barw. Był gotowy nawet mieć ze mną dziecko, a ja.... Nie powiedziałam mu jeszcze. Z jednej strony źle się czułam, że sama podjęłam decyzję o wyjeździe, a z drugiej… Rany boskie, przecież znaliśmy się dopiero dwa miesiące! To jeszcze nie było nic takiego. Gorzej, że to „nic takiego” z każdym mijającym dniem przesuwało się coraz bliżej miłości.
Jak mogłam go teraz zostawić?
Sen przyszedł nagle, niosąc ulgę zmęczonej głowie. O dziwo, spałam dobrze, a rano obudziłam się wypoczęta. Wzięłam prysznic. Potem kawa i owsianka. Była sobota i wiedziałam, że Jacek zadzwoni około dziewiątej. Czymś mnie rozśmieszy i przedstawi propozycję na wolne popołudnie i wieczór. Miałam też nadzieję, że zostanie na noc. Chyba że wreszcie mu powiem, a wtedy czar pryśnie…
– Tak? – rzuciłam zalotnie, gdy zadzwonił.
– Dzień dobry, słońce ty moje, jak spałaś?
– A dobrze, dziękuję.
– Super. Rozumiem, że obiad jemy razem.
– Oczywiście, obiad z kolacją, a może nawet... – zawiesiłam znacząco głos.
– Brzmi kusząco... Myślę, że tak około czternastej. Mam do załatwienia jeszcze dwie zawodowe sprawy i pędzę do ciebie.
Dwie zawodowe sprawy, powiedział. Właściwie nie wiedziałam, czym Jacek się zajmuje. Chyba miał własną firmę, mówił o projektowaniu czy zarządzaniu stronami internetowymi. No cóż… znaliśmy się raptem dziewięć tygodni. Za to moje zawodowe sprawy mocno odbiją się na naszym życiu. Wieczorem mu powiem, nie ma co dłużej tego przeciągać – tak postanowiłam, robiąc zakupy. Po powrocie zaczęłam przygotowywać spaghetti. Wino dzieliłam po równo: trochę do mięsa, trochę do własnych ust.
– Widzę, że zaczęłaś świętować beze mnie – Jacek, punktualny jak zwykle, uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
– No wiesz, to spaghetti było bardzo wymagające, musiałam się wspierać.
Obiad i popołudnie minęły nam w doskonałym, leniwym nastroju. Kochaliśmy się długo, czułam się wyjątkowo, jak przy żadnym innym. Pomyślałam, że właśnie na Jacka czekałam tyle lat… Tylko… ten kontrakt.
– Jacek – zaczęłam, gdy leżeliśmy na kanapie. – Muszę ci coś powiedzieć.
– Chyba nie jesteś w ciąży? – zaśmiał się cicho w moje włosy. – A nawet gdyby, to przecież, kotku, żadna tragedia.
Westchnęłam ciężko, bo nie ułatwiał mi zadania. Boże, nawet dziecko chciał ze mną mieć. I jak ja mam go zostawić?
– Nie… To nie to…
– Zatem? – ton jego głosu spoważniał. – Zaczynam się niepokoić.
Wzięłam głęboki oddech.
– Dostałam propozycję wyjazdu, znaczy kontraktu. W głównej siedzibie firmy. Trzy lata o to walczyłam. I wreszcie się udało.
– To cudownie! – Jacek mocno mnie uściskał i pocałował w czubek głowy. – Anka, gratulacje. To naprawdę supersprawa!
Spojrzałam w jego roześmiane oczy.
– No tak… super… Tylko że siedziba firmy jest w Kanadzie, w Toronto. A kontrakt trwa dwa lata – wyrzuciłam to z siebie.
– Kanada? – uśmiech zniknął z jego ust.
– Tak, Kanada.
– Kiedy wyjeżdżasz?
– Nie powiedziałam, że się zgodziłam.
– Fakt. Powiedziałaś tylko, że trzy lata o to walczyłaś. To oczywiste, że wyjeżdżasz. Pytanie tylko: kiedy? – spytał.
– Za miesiąc – wydusiłam z siebie.
Nie wierzyłam w swoje szczęście
Znowu zapadła cisza. W tej ciszy Jacek wstał i zaczął się ubierać.
– Wiesz co – powiedział wreszcie – chyba już pójdę. Muszę posprawdzać parę spraw…
– Rozumiem – nie protestowałam, gdy ruszył do wyjścia, ani gdy pospiesznie chwycił płaszcz z wieszaka i już go nie było.
Jakby chciał ode mnie uciec...
Powoli sączyłam wino, które mieliśmy dopić razem. Potem otworzyłam drugie. Chciałam się upić, zasnąć i zapomnieć choć na chwilę, że prawdopodobnie właśnie straciłam miłość swego życia. Wszystko potoczyło się zgodnie z moimi przewidywaniami. Chyba nie mogło być inaczej... Gdyby mi nawet obiecał, że na mnie zaczeka, i tak nie robiłabym sobie nadziei. Rozłąka może zabić nawet trwały związek, a nasz dopiero kiełkował...
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam na tej kanapie z kieliszkiem w ręku. Obudziło mnie walenie w drzwi, jakby ktoś próbował je wyłamać. Zwlokłam się z kanapy. Ból głowy był koszmarny, niesmak w ustach ohydny. Zataczając się, podeszłam do drzwi i otworzyłam bez sprawdzenia, kto się tak bezceremonialnie dobija.
W drzwiach stał Jacek. Uśmiechnięty. Kiedy przyjrzałam mu się uważniej, z niejakim trudem ogniskując wzrok na jego twarzy, dostrzegłam, że maluje się na niej też troska.
– Oj, to będzie ciężki dzień. Masz kaca giganta – stwierdził to, czego nietrudno było się domyślić.
– Co tutaj robisz? – zaczęłam niezbyt miło.
– Mogę wejść?
Nie miałam siły na spory.
– Dużo myślałem, więc mi nie przerywaj, dopóki nie skończę. Wiem, znamy się dopiero dwa miesiące, to niedługo jak na poważne deklaracje, ale to, co do ciebie czuję, jest wyjątkowe. Po prostu to wiem. Nie mam już osiemnastu lat, trochę przeżyłem, więc potrafię odróżnić zauroczenie od czegoś wyjątkowego. To, co za chwilę powiem, może wydać ci się szaleństwem, ale wszystko dokładnie przemyślałem i jestem gotów zaryzykować. – tu umilkł na chwilę, wziął głęboki oddech i wypalił: – A co byś powiedziała, gdybym do tej dalekiej Kanady pojechał razem z tobą?
Patrzyłam na niego oszołomiona. Nawet bólu głowy już nie czułam, w taki szok mnie wprawił tą propozycją. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego!
– Mówisz se… serio? – wykrztusiłam.
Tylko tyle zdołałam z siebie wydobyć.
– Jak najbardziej – potwierdził z śmiechem. – Przecież to nie ma znaczenia, gdzie się będziemy poznawać: tutaj czy w Kanadzie.
Milczałam, nie mogąc uwierzyć…
– Aniu, nie chcę cię stracić – podjął po chwili. – Nie teraz, nie tak. Musimy się przekonać, czy jesteśmy dla siebie stworzeni. Może nam nie wyjdzie, ale nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybyśmy nie spróbowali…
Wpatrywał się we mnie wyczekująco.
– A twoja praca? – bąknęłam.
– Projektuję i serwisuję strony internetowe. Moja praca jest tam, gdzie jest laptop z szybkim internetem. Takiego chyba w Kanadzie nie brakuje, co?
– Chyba nie…
– Może nawet zyskam więcej klientów, z większą kasą, jak podszkolę język. Czyli jak, zabierzesz mnie ze sobą?
W odpowiedzi rzuciłam się mu na szyję.
– Z rozkoszą! Jeżeli faktycznie nie boisz się ryzyka, pakuj walizki.
Jacek pocałował mnie w usta. A ja pierwszy raz w życiu poczułam, że spełniły się moje marzenia. Nie wiedziałam, co będzie, czy nam się uda, i czy po jakimś czasie nie będziemy tego wspólnego wyjazdu do Kanady żałować. Ale byłam pewna, że tego właśnie chcę, że spróbuję i dam z siebie wszystko.
– Damy z siebie wszystko! Będzie dobrze, zobaczysz – szepnął mi Jacek do ucha, zupełnie jakby czytał w moich myślach.
Czytaj także:
„Moja dziewczyna była zazdrosna, bo za dużo czasu spędzałem z eksżoną. Podłożyła jej świnię i naraziła zdrowie mojego syna”
„Córka chciała, żebym z nią mieszkała, ale chodziło jej tylko o pieniądze. Zabierała moją emeryturę, żeby mieć na wakacje”
„Mój 18-letni syn zaliczył wpadkę z wiejską dziewuchą. Żadne nie nadawało się na rodzica, ale decyzja należała... do mnie”