Andrzeja poznałam w serwisie samochodowym, gdy robiliśmy przegląd naszych aut. Ja odebrałam swój i wyjechałam. Byłam już w domu, kiedy zawibrowała moja komórka. Dzwonił pracownik serwisu. Okazało się, że robiąc przeglądy dwóch identycznych samochodów na sąsiednich stanowiskach, na odwrót przykręcili nam tablice rejestracyjne.
– Czy mogłaby pani do nas przyjechać? – błagał. – Ten drugi klient zorientował się przy odbiorze swojego wozu i czeka w serwisie.
Pojechałam zła jak osa, a wróciłam cała w skowronkach. Andrzej okazał się inteligentnym, subtelnie dowcipnym, a do tego przystojnym mężczyzną. Zaprosił mnie na kawę, a ja – singielka po burzliwym rozwodzie sprzed roku – nie odmówiłam. Później spotykaliśmy się jeszcze przez miesiąc, zanim do czegoś między nami doszło.
Dziewczynka uznała mnie za wroga
– Mieszkam z dziesięcioletnią córką Amelią, która wiele przeszła – zwierzył się. – Moja była żona... znęcała się nad nią. Zajęty firmą, nieobecny, za późno zorientowałem się, co wyrabia z córką.
– A co to było? – zapytałam zaintrygowana.
– Ona ją biła – wyjawił. – Mam do siebie żal, bo zauważyła to dopiero szkolna wychowawczyni. I wezwała policję. W takiej sytuacji pierwszym podejrzanym jest facet. Omal do aresztu nie trafiłem! Na szczęście Amelia, podczas rozmowy z sądowym kuratorem wytłumaczyła, że siniaki i otarcia na jej skórze to robota matki.
– I co z nią? – dopytywałam, zastanawiając się równocześnie, jaka kobieta jest zdolna do czegoś takiego.
– Dostała wyrok w zawieszeniu, a ja rozwód. Odebrano jej prawa rodzicielskie. Z tego co słyszałem, mieszka za granicą. Ani razu nie próbowała się skontaktować z własnym dzieckiem.
Ta historia ostatecznie przekonała mnie do Andrzeja. Nie dość, że przystojny i we mnie zakochany, to jeszcze cudowny ojciec! Szybko się przekonałam, że córeczce nieba by uchylił. Odsprzedał część udziałów w firmie, żeby mieć dla niej więcej czasu, który spędzali na zakupach, w kawiarniach, kinie. I to przynosiło efekty! Dziewczynka przeistoczyła się z zahukanego Kopciuszka w królewnę.
Po półrocznej znajomości sprowadziłam się z Piotrusiem do jego domu. Synek jest dzieckiem nieśmiałym i dosyć lękliwym. Ekstrawertyczna i pewna siebie, a do tego trzy lata starsza Amelia, prędko go zdominowała.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to dobrze. Mój jedynak nareszcie będzie miał starszą siostrę! Mogliśmy skoncentrować się z Andrzejem na odkrywaniu siebie. Wspólne mieszkanie to już nie to samo co randkowanie. Człowiek uczy się tej drugiej osoby, poznaje jej przyzwyczajenia, słabe i mocne strony. Ja ze zdziwieniem uświadomiłam sobie, że Andrzej właściwie tych słabych nie ma.
Wciąż był cudowny, kochany i jedyne, co mogłabym ewentualnie mieć mu do zarzucenia to to, że za bardzo rozpieszcza córkę. Dziesięciolatka miała irytujący zwyczaj przerywania starszym rozmów, pouczania ich, bezceremonialnego wymuszania od nich prezentów i przysług. Wchodziła do naszej sypialni bez pukania, bez skrępowania sięgała po moje kosmetyki i stale mnie krytykowała.
Tłumaczyłam sobie, że wiele w życiu przeszła i teraz należy jej się taryfa ulgowa. Ale czy aż taka? Amelia, jeśli nie dostała tego, czego akurat żądała, wpadała w gniew, tupała, biła piąstkami, klęła jak furman! Gdy próbowałam rozmawiać na ten temat z Andrzejem, od razu ucinał dyskusję, twierdząc, że musi zrobić wszystko, by zrekompensować córce lata strachu.
Tymczasem robiło się coraz gorzej. Po tym, jak kilkakrotnie na nią fuknęłam, odmawiając pomalowania rzęs lub przekłucia uszu, dziewczynka ewidentnie uznała mnie za wroga. Zaczęłam znajdować jej kanapki do szkoły w swojej torebce. Odwinięte z papierka, wręcz rozgniecione – malowniczo rozsypywały się wśród moich szpargałów, oblepiając masłem i serem szminkę, tusz, kluczyki od auta czy dokumenty. Kiedy spytałam ją, dlaczego to zrobiła, z miną niewiniątka odpowiadała: „To nie ja! Nie mam pojęcia, jak moje kanapki trafiły do twojej torebki”.
Nie wierzył, że jego córka dręczy mojego syna
Dziesięciolatka na tym nie poprzestawała. Niby niechcący, zarysowała mi lakier na samochodzie, usiadła na drogich przeciwsłonecznych okularach. Jestem pewna, że sama wcześniej przełożyła je z półeczki w przedpokoju na krzesło w kuchni. Zalała colą klawiaturę mojego laptopa. Nie mając wsparcia ze strony Andrzeja, postanowiłam te incydenty zignorować.
Kilka miesięcy temu zdarzyło się jednak coś, czego już nie mogłam przemilczeć. Widząc, że nie daję się zaszczuć ani wyprowadzić z równowagi, Amelia wzięła się za… mojego synka. Odkryłam to późno, bo Piotruś o niczym nie mówił. Za to nagle zaczął się moczyć. Zaczęłam go obserwować i dopiero wtedy zauważyłam niepokojące symptomy – bał się wracać z przedszkola do domu, a przed weekendem cały się trząsł. Otworzył się dopiero u psychologa, do którego trafiłam za radą przedszkolanki.
– Powiedział, że prześladuje go starsza siostra – usłyszałam, kiedy po godzinie otworzyły się drzwi gabinetu. – Dziewczynka podobno budzi go w nocy i straszy. Mówi mu też, że wkrótce umrze jego mama, a on trafi do sierocińca. Radzę przeprowadzić poważną rozmowę z tamtym dzieckiem.
Popełniłam błąd. Zamiast poczekać na Andrzeja, po powrocie do domu nawrzeszczałam na Amelię. Jeśli liczyłam, że przemówię jej do rozumu, to srodze się zawiodłam. Córka mojego ukochanego dostała szału! Ciskała we mnie naczyniami, opakowaniami z jogurtem, a na koniec zagroziła, że podetnie sobie żyły… Akurat na tę scenę wrócił z firmy Andrzej. A ona? Od razu pobiegła do niego z płaczem, twierdząc, że chciałam ją uderzyć.
Tamtego dnia po raz pierwszy się z nim pokłóciłam. Zarzucił mi, że mam obsesję na punkcie jego córki. Że zaczynam się zachowywać tak samo jak jej matka. Na szczęście cierpliwe tłumaczenia, że nigdy nie uciekłabym się wobec jego dziecka do przemocy, a moje obiekcje nie biorą się znikąd, trochę go w końcu uspokoiły. Wciąż jednak widziałam, że nie wierzy w to, że Amelia znęca się nad Piotrusiem, a mnie zwalcza.
– Dlaczego ona tak się zachowuje? – zapytałam panią psycholog, do której wróciłam już bez Piotrusia, opowiadając, co dzieje się w mojej patchworkowej rodzinie. – Przecież w porównaniu z jej biologiczną matką jestem dla niej aniołem!
– Może to rodzinne... – westchnęła. – Dzieci często „dziedziczą” po dorosłych różne skłonności...
– Co mam w takim razie robić?
– Posłać Amelię na terapię – usłyszałam w odpowiedzi.
– Na to nie zgodzi się jej ojciec!
– Trzeb ago namówić. A jak się nie da, to spróbować to przeczekać. Kiedyś dziewczynka w końcu dorośnie, jest szansa, że jej przejdzie…
Zrobiłam jedyną rozsądna rzecz...
Zdecydowałam się na tę drugą opcję. Za kilka lat Amelia pójdzie do liceum, zacznie się randkowanie, imprezy, będzie miała inne rzeczy na głowie, niż prześladowanie macochy i przybranego braciszka. Muszę tylko przez ten czas lepiej pilnować synka.
Z takim przeświadczeniem położyłam się wieczorem spać. W środku nocy obudziło mnie poczucie, że ktoś na mnie patrzy. Otworzyłam oczy i… w ciemnościach zauważyłam nachylającą się nade mną postać, trzymającą w dłoni długi kuchenny nóż.
– Amelia, to ty? – szepnęłam, nie dowierzając w to, co widzę.
Zamiast odpowiedzieć, szybkim ruchem musnęła ostrzem moją szyję. Zaniemówiłam z wrażenia, a ona wybiegła z pokoju. Gdy wreszcie zapaliłam światło, stwierdzając, że mam na grdyce małą rankę i narobiłam krzyku – nóż był już czysty i odłożony na miejsce, a ona udawała, że przez całą noc nie opuszczała swojego łóżka.
– Skończ z tym absurdalnym oskarżaniem mojego dziecka! – syknął Andrzej, mierząc mnie chmurnym spojrzeniem. – Pewnie sama się zadrapałaś przez sen…
W tamtym momencie zrozumiałam, że tak naprawdę nie mam wyboru. Postanowiłam nazajutrz spakować walizki i zabrać synka z tego pokręconego domu. Mały potwór wygrał, miłość poniosła klęskę.
Czytaj także:
„Córka mojego faceta uważa, że rozbiłam związek jej rodziców. Ona mnie nienawidzi, a ja mam ją przyjąć pod swój dach?”
„Córka mojego faceta tak napsuła mi krwi, że byłam gotowa pozwolić jej umrzeć. Kiedy się zadławiła, nie chciałam jej pomóc”
„Córka mojego partnera zamieniła moje życie w koszmar. Gdy miałam nadzieję, że zły sen się wkrótce skończy, zadzwonił telefon..."