Pamiętam, jak mój nowy facet pokazał mi fotki swojej sześcioletniej córeczki. Ze zdjęć patrzyła na mnie śliczna, przeurocza dziewczynka.
– Jest taka słodka! – skomentowałam.
Do głowy mi nie przyszło, że to dziecko w rzeczywistości okaże się istną diablicą, która zajdzie mi głęboko za skórę…
Gdy Łukasz zaaranżował nasze pierwsze wspólne spotkanie, przyszła nadąsana i milcząca, patrząc na mnie spode łba. „Jest nieśmiała, musi się przyzwyczaić do nowej sytuacji” – pomyślałam. Wiadomo, byłam dla niej kompletnie obcą osobą, która nagle zajęła u boku tatusia miejsce jej mamy. Widziałam, z jaką niechęcią Weronika patrzy na nasze czułe gesty, więc przy niej starałam się nawet powstrzymywać przed tym, aby Łukasza przytulić, pogłaskać po dłoni. Biedna mała…
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że temu dziecku nie jest łatwo. Miało w domu normalną rodzinę, tatę i mamę, a tu nagle ojciec postanowił się wyprowadzić. Owszem, nie do mnie, bo to nie ja byłam przyczyną rozstania jej rodziców, ale co z tego? Była za mała, aby powiązać fakty, zresztą wcale ich wszystkich nie znała. Kto by wtajemniczał dziecko w życie dorosłych? Wkrótce odkryłam, że jednak ktoś wtajemnicza…
Była karmiona nienawiścią do mnie
Mama Weroniki widać specjalnie się przed nią nie kryła ze swoją nienawiścią do mnie. Oskarżała mnie o to, że weszłam między nią a Łukasza natychmiast po tym, jak rozstał się z kochanką, która rozbiła ich małżeństwo. Była pewna, że gdyby nie ja, mąż wróciłby do niej w podskokach. A tak została sama, bez nadziei na to, że go odzyska. I wszelkie swoje pretensje do świata zaczęła przelewać na to biedne dziecko.
Weronika była przez nią karmiona złością i robiła się coraz bardziej nieznośna. Przyznam szczerze, że o ile na początku starałam się rozumieć małą i wczuć się w jej sytuację, o tyle po jakimś czasie było mi już wszystko jedno, co jest powodem jej wrednego zachowania. Wiedziałam tylko, że z tym dzieckiem nie wytrzymam. Cokolwiek dla niej zrobiłam, było źle! Pamiętam, jak kupiłam jej naprawdę piękną i drogą sukienkę. Tak, ja, głupia, sądziłam, że mała to doceni…
Kiedy wróciłyśmy z zakupów, Weronika natychmiast pobiegła do pokoju, który Łukasz urządził jej w swoim mieszkaniu. Byłam pewna, że przebiera się w nową sukienkę i za chwilę przybiegnie, aby mi się w niej pokazać. Ale kiedy długo nie wracała, poszłam do niej zobaczyć, co się dzieje. Weszłam do pokoju i… zamarłam ze zdumienia i złości. Weronika siedziała na podłodze, a wokół niej walały się strzępy sukienki, którą przed chwilą… pocięła nożyczkami!
– Coś ty zrobiła?! – jęknęłam. A ona na to z paskudnym uśmieszkiem, że jej lalka też chciała mieć taką piękną sukienkę, więc… postanowiła się z nią podzielić, i teraz z kawałka różowego tiulu szyje kreację dla lali! Oczywiście, sukienka z wielką dziurą na plecach nie nadawała się już do niczego…
Przełknęłam to upokorzenie. Przechodziłam także do porządku dziennego nad tym, że Weronika nigdy nie chciała jeść tego, co ugotowałam. Zawsze mówiła, że to ohydne, że chce, aby tata robił jej jajecznicę. Łukasz – jak każdy facet, łasy na komplementy – cieszył się, że jest świetnym kucharzem, dopóki naocznie mu nie uświadomiłam, że wcale nie o to tu chodzi. Bo jeżeli mała nie wiedziała, że to ja przyrządziłam danie – jadła, aż jej się uszy trzęsły. A kiedy pewnego razu skłamałam, że jarzynową (autorstwa Łukasza), którą tak chętnie pałaszuje, zrobiłam ja – po chwili… zwymiotowała ją do talerza!
– Kochanie, musimy to przetrzymać, wszystko się między wami ułoży – próbował mnie jakoś pocieszyć Łukasz. Wierzył naiwnie, że znajdzie się sposób na to, aby Weronika się do mnie przekonała, skoro on mnie tak bardzo kocha.
Było między nami coraz gorzej
Ja także kochałam Łukasza i wiązałam z nim swoją przyszłość. Dlatego trwałam przy nim i starałam się oswoić tego potwora, jego córkę. Ale się nie dało! Pewnego dnia Weronika, która przebywała akurat u ojca, zachorowała. Coś jej się stało z zębem, spuchła jak balon, a pech chciał, że jej mama właśnie wyjechała na trzy dni w delegację.
– Boże drogi! – Łukasz spanikował na widok swojego własnego dziecka, które zaczęło przypominać chomika, tak jej się wybrzuszył prawy policzek. – Mam dzisiaj ważne spotkanie w pracy, nie dam nawet rady jej zawieźć do lekarza!
– Ależ musisz, przecież ona nie wytrzyma do jutra – zauważyłam.
– A ty byś nie mogła tego zrobić za mnie? Zamówię prywatną wizytę u dentysty. Proszę… Błagam! Zgodziłam się, bo co miałam zrobić? Wzięłam dzień wolnego i pojechałam z Weroniką do dentysty. Tam dostała lekarstwo na opuchliznę, kazali jej także płukać jamę ustną w domu, brać tabletki i odpoczywać na lekach przeciwbólowych.
Czy mała to wszystko robiła? Ależ skąd! To może doceniła, że pojechałam z nią do lekarza? Nigdy w życiu! Zostałam oskarżona o to, że robię wszystko, żeby czuła się źle! Kiedy dałam jej środki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, bo od tego zapalenia dostała także gorączki, dowiedziałam się, że jestem potworem, który zmusza ją do leżenia w łóżku pod kołdrą, a jej tam jest za gorąco. I w ogóle to cały ten ból jest przeze mnie. Dlaczego? A Bóg jeden wie!
Niestety, nie skończyło się tylko na awanturze. Bo Weronika zadzwoniła do matki, twierdząc, że ja ją… torturuję!
– Żądam, aby pani natychmiast zostawiła w spokoju moje dziecko, bo inaczej zawiadomię policję! – wrzeszczało to głupie babsko przez telefon, a Weronika patrzyła na mnie ze złośliwą satysfakcją. – Niech się pani stamtąd wynosi i zostawi moją córkę w spokoju! Sama nie wiem, jakim cudem udało mi się wtedy zachować zimną krew…
– Po pierwsze, to jest mieszkanie Łukasza i jestem w nim zameldowana, więc przebywam tu legalnie, i pani nie ma prawa mnie wyrzucać – wycedziłam lodowatym tonem. – A po drugie, to chyba należy mi się raczej słowo „dziękuję” za to, że zaopiekowałam się dzieckiem, którego oboje rodzice przedłożyli pracę nad jego zdrowie. W tym celu wzięłam nawet urlop! Proszę więc bardzo, niech pani woła policjantów, oni się na pewno zainteresują, gdzie jest matka Weroniki i dlaczego nie poszła z nią do lekarza, tylko musiała to zrobić obca kobieta!
Na matkę Weroniki podziałało to jak kubeł zimnej wody. Uspokoiła się, ale… znienawidziła mnie do reszty. Jej córka zresztą też. Jeśli sądziłam, że już nie może mnie bardziej nie lubić, to się myliłam. Tak mi dawała do wiwatu, że skóra cierpła mi na samą myśl o tym, że ma przyjść do nas z wizytą! Marzyłam o tym, aby zniknęła, aby nigdy się nie narodziła. Wtedy miałabym przynajmniej święty spokój. Aż pewnego dnia los dał mi szansę…
Chwila zawahania
Weronika uwielbiała słodkie śmietankowe draże. W dodatku łykała je jak pelikan rybę, podrzucając pojedynczo do góry i łapiąc w locie ustami. Tysiące razy mówiłam jej, podobnie jak Łukasz, aby tego nie robiła, bo może się zadławić. Mój ukochany opowiedział jej nawet historię jednej z córek znanej aktorki Ewy Błaszczyk, która się zadławiła i od wielu lat leży w śpiączce. Ale oczywiście do Weroniki, mimo że miała już blisko osiem lat, nic nie docierało. Do czasu...
Tamtego wiosennego dnia znowu byłam z nią sama w domu. Piekłam ciasto, a mała stała w drzwiach od dobrego kwadransa, śledziła każdy mój ruch i jadła draże, jak zwykle podrzucając je do góry. Okropnie mnie tym denerwowała i wiedziała o tym. Starałam się nie zwracać na nią uwagi, aż w pewnej chwili usłyszałam, że wydaje jakieś dziwne dźwięki. Spojrzałam na nią: była cała czerwona, oczy wyszły jej z orbit. Zrozumiałam, że się dusi. W sekundę przeleciały mi przez głowę tysiące myśli, a wśród nich była i ta, że być może za moment nastąpi rozwiązanie wszelkich moich problemów, bo… to dziecko zadławi się na śmierć!
Musiała wyczuć moje wahanie, w jej oczach zobaczyłam zwierzęcy strach. To mnie otrzeźwiło. Złapałam małą od tyłu i mocno nacisnęłam pod mostkiem. Drażetka wystrzeliła z jej buzi i potoczyła się po podłodze. Weronika zwiotczała w moich ramionach i kiedy posadziłam ją na stołku, zobaczyłam nagle kogoś, kogo powinnam zobaczyć: bezbronne dziecko.
– Dziękuję – powiedziała cicho. Od tamtej chwili w naszych relacjach rozpoczął się zupełnie nowy etap. I jeśli nawet nie zostaniemy przyjaciółkami, to przynajmniej będziemy się szanować.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Już przed ślubem prowadziłem podwójne życie. Moje kochanki to głównie mężatki
Uciekłam od męża alkoholika do swojej pierwszej miłości. To był błąd...
Gdy straciłem pracę, zostałem kurą domową. To wstyd, ale odpowiada mi ta rola