Jak zwykle siedziała w fotelu i gapiła się w ekran. Czasem wydawało mi się, że przyrosła do tego laptopa. Żeby jeszcze robiła coś pożytecznego, ale nie. Ciągle tylko te seriale i seriale. Jakby zawsze mogła być zależna ode mnie.
Nigdy nie miałam z nią problemów
Kornelia była dobrym dzieckiem. Choć nigdy nie miała zbyt wielu przyjaciół, nie sprawiała wrażenia zagubionej. Lubiła grać w siatkówkę, chętnie spotykała się ze znajomymi w parku. Poza tym bardzo dobrze się uczyła – ze szkoły przynosiła same piątki. Nie zwróciłam uwagi na to, że właściwie, poza siatkówką, nie miała żadnych zainteresowań. Żaden szkolny przedmiot nie był jej ulubionym, choć z każdym sobie świetnie radziła.
W końcu zaczęła mówić o studiach. Na nie też nie miała konkretnego planu. Ostatecznie uznała, że pójdzie na psychologię, bo tam wybierała się jej najlepsza przyjaciółka, Karolina. Kiedy pytałam ją, co będzie po tym robić, wzruszała ramionami. Mówiła, że coś jeszcze wymyśli i na razie nie zamierza się tym martwić, bo ma przecież na to masę czasu.
Karolina i Kornelia dopięły swego i rozpoczęły studia z psychologii. Zdecydowały się na tę samą uczelnię, w innym, trochę większym mieście. Cieszyłam się, bo liczyłam, że córka pozna tam jakichś fajnych ludzi. Że się zakocha albo przynajmniej nawiąże znajomości i przygotuje grunt pod przyszłą pracę.
Studia ją zmieniły
Przez pierwsze miesiące prawie się nie odzywała, a kiedy już dzwoniła, nic nie chciała opowiadać. Odpowiadała półsłówkami, irytowała się, gdy byłam dociekliwa i szybko kończyła połączenie. Nie rozumiałam tego, zwłaszcza że przecież dotychczas miałyśmy tylko siebie. Mój mąż zmarł trzy lata po jej narodzinach. Kornelia nawet go nie pamiętała. Fakt, już wcześniej była dość wycofana, ale jednak zawsze mogłyśmy sobie wszystko powiedzieć. Nie musiałam z niej zresztą niczego wyciągać, bo zwykle sama w końcu pękała.
Po roku zaczęła dzwonić częściej. Była też zauważalnie radośniejsza. Miałam wrażenie, że w jej życiu wydarzyło się coś dobrego. Chętnie słuchałam, jak mówiła o uczelni, wspominała o tych trudniejszych i łatwiejszych przedmiotach oraz o wyjątkowo zawziętych wykładowcach. Wspominała też o jakiejś agencji kreatywnej, którą miała na oku i z którą już niedługo chciała się związać. Starała się tam właśnie o staż.
Przypuszczałam, że szybko go zdobędzie. Była przecież taka zdolna.
Tymczasem po paru tygodniach kontakt z nią się w ogóle urwał. Nie odbierała telefonów, nie oddzwaniała. W końcu, chyba tylko dla świętego spokoju, napisała mi, że wszystko z nią w porządku, tylko nie ma ochoty rozmawiać. Miesiąc później sama się do mnie odezwała, ale nie rozmawiała już tak samo jak wcześniej. Uparła się też, że nie zrobi magistra. W ogóle nie chciała o tym słyszeć.
Przestała zwracać uwagę na innych
Naturalnie dopięła swego. Po zrobieniu licencjatu z psychologii wróciła do domu. Nie była już jednak tą samą dziewczyną, która z niego wyjeżdżała. Prawie zerwała kontakt z Karoliną, choć przecież dotychczas z nią mieszkała i zostawiła ją samą, bo Karolina zamierzała kontynuować studia. Nie miała żadnych nowych znajomych, z nikim się nie spotykała.
– A po co mi facet? – burknęła kiedyś, jak ją zapytałam, czemu nie myśli o związku – Zresztą, mam się wiązać po to, żeby się wiązać? Dobrze mi samej.
Byłam daleka od stwierdzenia, że w ogóle jej dobrze, ale nie dyskutowałam. Nie chciałam wszczynać niepotrzebnej kłótni. Czułam, że jest zrezygnowana i zła, prawdopodobnie o coś, co wydarzyło się, gdy mieszkała poza domem. Nie potrafiłam jednak ustalić, o co tak naprawdę chodziło. Podejrzewałam zresztą, że lada chwila jej przejdzie i weźmie się w garść.
Byłam przekonana, że Kornelia lada dzień zacznie szukać pracy. Przecież to pozwoliłoby jej czymś zająć myśli, odprężyć się, znaleźć cel w życiu. Niby miała tylko licencjat, ale to przecież też wykształcenie wyższe. Na coś na pewno by trafiła. Minął jednak miesiąc, drugi, w końcu rok, a ona nawet o tym nie pomyślała. Z domu praktycznie też nie wychodziła. Nie szukała nowych znajomych, nic jej właściwie nie interesowało. Uznałam, że ktoś tam, na tych studiach, musiał jej nabić głowę jakimiś bzdurami. Że może być beztroska i o nic się nie troszczyć. Korzystać z tego, że wciąż ma zarabiającą matkę.
Myślała, że wszystko jej zapewnię
W końcu nie wytrzymałam i spytałam, czemu nie szuka sobie jakiegoś zajęcia.
– A po co? – mruknęła. – Lubię z tobą mieszkać. A poza tym, co ja bym niby miała robić?
– No wiesz – zaczęłam – Na początek wystarczyłoby się gdzieś zaczepić. Widziałam, że w bibliotece na osiedlu szukają kogoś…
– Mamo, przestań – przerwała mi. – Ja bibliotekarką? No mało śmieszne. Poza tym nie potrzebuję pracy. Utrzymamy się przecież z twojej pensji.
– A jak pójdę na emeryturę? – rzuciłam, wciąż nie dowierzając w to, co przed chwilą powiedziała. – Będzie mniej pieniędzy.
– Przesadzasz – machnęła ręką i wzięła sobie laptopa – Poradzimy sobie. Jesteśmy tylko dwie. Nie potrzebujemy kokosów.
Z roku na rok tylko załamywałam ręce. Kornelia pozostawała niewzruszona i nadal nie uważała, że powinna na siebie zarabiać. Całymi dniami przesiadywała w domu, zajmując się rzeczami, które z całą pewnością nie miały jej przynieść żadnych korzyści materialnych. Wyszukiwała jakieś serwisy streamingowe, wykupywała wiecznie nowe abonamenty i nałogowo oglądała seriale. Mówiła, że to ją autentycznie odpręża, a dzięki temu wreszcie naprawdę czuje, że żyje.
Coraz bardziej się o nią martwiłam. Była taka beztroska i niefrasobliwa. W dodatku normalne, zdrowe relacje z innymi ludźmi zastąpiły jej wymyślone historyjki, a także ich bohaterowie, których losy śledziła z zapartym tchem. Nie wiedziałam już, jak do niej dotrzeć. Była przecież coraz starsza, a jak dotąd nigdzie nie pracowała. Nawet dorywczo.
Miałam nadzieję, że przyjaciółka pomoże
Ucieszyłam się, gdy w mieście przypadkiem wpadłam na Karolinę. Podobno przez ostatnie lata mieszkała tam, gdzie studiowała, ale w końcu zdecydowała się wrócić w rodzinne strony. Na mój widok zareagowała zdumieniem, ale kiedy przybliżyłam jej problem Kornelii, autentycznie się przejęła. Obiecała też, że ją odwiedzi i poważnie porozmawia. Zapewniłam ją, że wyskoczę jeszcze tylko do marketu, a potem przyjadę, to zrobię im na szybko jakiś obiad.
Kiedy wróciłam do domu i jej nie zastałam, mocno się zdziwiłam. Kornelia natomiast trwała na swoim stałym miejscu. Jak zwykle siedziała w fotelu i gapiła się w ekran. Czasem wydawało mi się, że przyrosła do tego laptopa. Żeby jeszcze robiła coś pożytecznego, ale nie. Ciągle tylko te seriale i seriale.
Postanowiłam ją zapytać o byłą przyjaciółkę.
– A, daj spokój – machnęła ręką – Przyjdzie ci tu taka i zacznie wymyślać, co to w życiu możesz i że jesteś skończonym darmozjadem. Niech się lepiej zajmie sobą.
Nic nie rozumiejąc, chwilę potem wybrałam numer do Karoliny. Ta odebrała, a potem wszystko mi wyjaśniła. Dopiero wtedy i to całkowitym przypadkiem dowiedziałam się, że moja córka poznała kogoś na studiach. Chłopaka. Ten kompletnie zawrócił jej w głowie. Świata poza nim nie widziała i bardzo przeżyła rozstanie. Co gorsza, ten drań zdradził ją z koleżanką z roku akurat wtedy, gdy ona była przekonana, że już niebawem jej się oświadczy.
Te wydarzenia ją załamały i pozwoliły myśleć, że nic tak naprawdę nie jest w życiu ważne. Że nie ma co się przemęczać. Lepiej korzystać z tego, co się ma, póki można. I całkowicie się poddała. Wróciła do mnie, bo tak było jej wygodnie.
– Myślałam, że już jej trochę przeszło – przyznała Karolina. – Niestety, nie potrafię jej pomóc. Przykro mi. Ona musi to sama przepracować. I wziąć się za siebie.
Może uczucie oderwie ją od ekranu?
Kornelia właśnie skończyła trzydzieści pięć lat. Nadal tylko przesiaduje przed komputerem i zna wszystkie seriale dostępne w sieci. Ale ja mam plan.
Ostatnio byłam u przyjaciółki i widziałam się z jej synem, Pawłem. Kiedyś znali się z Kornelią i lubili. On należał do jej paczki, a poza tym, chyba się w niej podkochiwał. Obecnie jest po rozwodzie. Z winy żony, oczywiście. Dobrze zarabia, pracuje w sektorze bankowości. Powiedziałam mu, co się stało z Kornelią, a on obiecał pomóc.
Ma do niej napisać na komunikatorze w mediach społecznościowych. Jak powiedział, wymyśli coś, żeby ją zainteresować. Żeby złapała z nim kontakt. Spróbuje na nowo rozbudzić w niej chęć do życia. Przekonać, że to, co wygodne i łatwe, wcale nie jest dobrym rozwiązaniem. A nuż właśnie jemu się uda? W końcu klin najlepiej wybijać klinem.
Czytaj także:
„Miałam dość gadania, że jestem nierobem, więc zrobiłam sobie... dziecko. Mąż narzeka na syf, ale przynajmniej mam wymówkę”
„Los obdarzył mnie cudownymi dziećmi i pokarał mężem nierobem. Na szczęście, ten śmierdzący leń dostał lekcję pokory”
„Mąż złapał mnie na dziecko, bo leciał na kasę mojego ojca. Jest leniem i nierobem, który ma kochanki w całym kraju”