Moja córka popełniła ten sam błąd co ja przed laty – wyszła za pijaka. Myślę, że tak jak i ja wiedziała przed ślubem, jaki on jest. Chodzili przecież na imprezy, spotykali się. Zresztą, mieszkamy na wsi, a tu wszyscy o sobie wszystko wiedzą. Mało to razy słyszałam od sąsiadki, że Radek znowu się upił, że wracał w nocy do domu, śpiewając na całe gardło? Albo że po pijaku wpadł do rowu z rowerem i połamał ośki… Ola musiała więc wiedzieć, kogo sobie za męża wybrała. Chociaż ja nieraz jej tłumaczyłam, żeby nie szła tą samą drogą przez mękę.
Na nic. Moje gadanie było jak grochem o ścianę. Pewnie każda młoda myśli, że jej chłop się po ślubie zmieni. Zresztą, czy ja byłam inna? Przecież też sobie głupio tłumaczyłam, że wszystkie chłopy we wsi do kieliszka zaglądają, że księcia z bajki się nie doczekam. No i sądziłam, że przy mnie Waldek zmądrzeje.
Nie ja jedna byłam naiwna. Tyle razy spotykałam się z koleżankami i żaliłyśmy się, jakie to mamy ciężkie życie… Albo nasłuchiwałyśmy wieczorem, jak echo niesie po wsi pijackie śpiewy. I zastanawiałyśmy się, czy nasi tam są; czy też wracają, zataczając się od płota do płota.
Matka ustawiała mnie do pionu
Ta moja gehenna trwała prawie 15 lat. Nieraz bywało, że zapłakana żaliłam się mamie, że go wyrzucę, że lepiej mi będzie samej niż z takim pijaczyną. Bo co mi po nim? Nigdy nie wiedziałam, ile z jego wypłaty trafi do domowej skarbonki. A jakby robotę stracił, z samego pola byśmy się nie utrzymali. Ja nie pracowałam zawodowo – uprawiałam warzywniak, obrabiałam kury i krowy, dziećmi się zajmowałam. Jak większość tutejszych kobiet.
A ten mój, jak w cug poszedł, to i połowę pensji potrafił przepić! I co mi z tego, że potem się kajał, że skądś tam pożyczał, żeby na wszystko starczało? Przecież pożyczone trzeba oddać! Ale moja mama, chociaż doskonale mnie rozumiała, była przeciwna naszemu rozstaniu.
– Córciu, ty go nie zostawiaj – przekonywała mnie. – To mąż przecież, ojciec twoich dzieci, nie obcy człowiek. A przed ołtarzem ślubowałaś, pamiętasz? Teraz trzeba ten krzyż nosić!
– Mamo, to nie krzyż, to istna droga krzyżowa… – płakałam.
– Nie bluźnij – upomniała mnie wówczas.
Pamiętam to dobrze – ja do niej przychodziłam po poradę, po wsparcie, po pomoc, a ona mnie zwyczajnie ustawiała do pionu. Czułam się odrzucona, ale jednocześnie wstydziłam się tych swoich myśli. Bo w głębi duszy uważałam, że ma rację, że człowiek powinien z pokorą znosić swój los, że bunt to grzech. Tak mnie wychowała… Fakt, czasy były inne – bez jej zgody, bez akceptacji, ja bym się nie odważyła niczego zrobić. Zaciskałam więc zęby i niosłam ten swój krzyż życia z pijakiem.
Co przeżyłam, to moje, ale odpukać, od ponad 15 lat jest już dobrze. Druga połowa mojego małżeństwa przypomina idyllę! Bo przyszedł taki czas, kiedy mój chłop się opamiętał. Mieliśmy już trójkę dzieci; najmłodszy, Daniel, szedł właśnie do komunii. Pamiętam to dobrze, bo przecież musiałam wziąć pożyczkę na strój, na przyjęcie. I jeszcze mówiłam staremu, żeby nie pił przed komunią, bo jak taki zapijaczony do kościoła pójdzie?
Już raz, na komunii najstarszego syna, się popisał. Miało być bez alkoholu, ale on oczywiście na przyjęciu flaszkę wyciągnął. Jaki to wstyd przed rodziną! Chociaż nie powiem, wszyscy panowie ochoczo do kieliszków zaglądali. A to przecież sakrament święty… Na córki komunii też było nie lepiej. Tyle że do wieczora wytrzymał, obiad w trzeźwości zjedliśmy.
Kilka dni przed komunią Daniela przyniósł mi pieniądze.
– Oddaj, co pożyczyłaś, dostałem premię – powiedział.
Na samej uroczystości zachowywał się porządnie. A potem to już było tylko lepiej. Owszem, wypił czasem, jednak nie tak jak z kolegami, na umór. Jakby coś do niego dotarło, jakby na oczy przejrzał. Zaczął więcej pracować i gospodarkę porządniej prowadził. Przestawił się na kukurydzę na paszę, bo taka w naszej ziemi rośnie. I zbyt na nią był, więc pieniędzy przestało brakować. Nie mogę zatem narzekać, dobry chłop jest teraz z Waldka. Mama miała rację – człowiek się wiąże na dobre i na złe…
Lepiej naprawiać niż wyrzucać
A teraz moja córka mówiła do mnie to samo co ja do swojej mamy przed laty.
– Wiem, że ślepa byłam i naiwna, że popełniłam błąd… – płakała, kiedy mój zięć znowu po pijaku przyszedł do domu i jeszcze jej awanturę zrobił, aż do mnie z dzieciakami przybiegła. – Ale teraz ten błąd naprawię. Rozwiodę się z nim! Właśnie tak! Wtedy i ja, i dzieci będziemy wreszcie mogli spokojnie żyć.
– Córciu, nie mów głupot – powiedziałam dobitnie. – Teraz zła jesteś, ale nie rób niczego, czego potem będziesz żałować.
– A czego ja mogę żałować?! – wybuchła. – Czego niby mi będzie brakowało? Pijaństwa? Awantur? Przynajmniej brudnych koszul nie będę musiała prać, wrzasków słuchać.
– A gdybym ja się wtedy z tatą rozstała, jak pił? – zapytałam. – Pamiętasz, jak było. A potem? Do rany przyłóż! Co ja bym teraz sama zrobiła? A tak – zgodni jesteśmy, mamy siebie. I czegoś się w końcu dorobiliśmy…
Ja dzisiaj naprawdę niczego nie żałuję. A gdybym pochopnie decyzję podjęła? Sama bym teraz była, a nie wiadomo, czy dałabym radę ze wszystkim. To właśnie powiedziałam córce.
– Ale ja bym dała radę! – zawołała buńczucznie Ola. – Zawód mam, pracuję, na nic mi ten chłop nie jest potrzebny!
– Przemyśl to jeszcze – uspokajałam ją. – Łatwo przekreślić coś ważnego, trudniej jest to potem naprawić. Ślub przecie brałaś… To nie tylko papierek, pamiętaj. Rozwiedziesz się przed sądem, ale przed Bogiem nadal będziesz żoną. Związana z Radkiem jesteś na zawsze, na dobre i na złe. I mówisz, że sama dasz radę. Samej w życiu trudno, źle i smutno… Ciotkę Marylę pamiętasz? Też harda była, chłopa z domu wyrzuciła, a potem od tej samotności to niemal zwariowała, dziwadło się z niej na stare lata zrobiło. Biedaczka.
– A bo to Radek jeden na świecie? – buntowała się nadal. – Taka ostatnia nie jestem, jeszcze sobie kogoś znajdę.
– I w grzechu będziesz żyła?! – krzyknęłam. – Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież przed ołtarzem po raz drugi nie staniesz!
– Bóg widzi moją krzywdę, to mi wybaczy – burknęła pod nosem moja uparta córka.
Już chciałam zawołać, żeby nie bluźniła, gdy przypomniałam sobie swoją rozmowę z mamą sprzed lat. Ola też oczekiwała ode mnie wsparcia, tak jak i ja wtedy, a co jej dałam?! Mnie, co prawda, tamta rozmowa wówczas pomogła, ale to były inne czasy, inni ludzie. Ja dzisiaj do córki muszę inaczej dotrzeć.
– Córciu, ja cię tylko proszę, żebyś na razie ochłonęła – powiedziałam spokojnie.– Ja wiem, że to trudne, nikt chyba nie rozumie cię lepiej niż ja. Ale dlatego wiem, co mówię. Miałam nadzieję i się nie zawiodłam. Daj sobie szansę. Nie rób nic, czego byś potem miała żałować. Rozwieść się zawsze zdążysz, z tym nie ma co się śpieszyć. A jesteście małżeństwem, rodziną, szkoda to psuć. Lepiej naprawić to, co źle działa, niż od razu na śmietnik wyrzucać. Zrób tak, żebyś potem mogła spojrzeć ludziom w oczy i samej sobie w lustrze. Zgodnie z sumieniem postępuj. Ja cię z domu nie wyrzucę, zawsze przygarnę, bo jesteś moją córką. Ale zrób tak, byś się wstydzić nie musiała, i z Bogiem dobrze żyła.
Ola tamtej nocy została u nas z dziećmi. A rano przyszedł po nią skruszony Radek. Zamknęli się w pokoju, rozmawiali. Nie słuchałam, dzieci zabrałam na podwórko, bo to dla nich nic dobrego takie dyskusje. W każdym razie razem do domu wrócili razem. Na razie o nic nie pytam, Ola nic nie mówi. Może też ma nadzieję jak ja, że wszystko będzie dobrze? Oby się nie zawiodła. Ja miałam szczęście.
Czytaj także:
„Odkryłam, że zięć ma kochankę. Myślałam, że jak córka się dowie, wywali go na zbity pysk. Usłyszałam, że... to taki układ”
„Moja uczennica została sama z problemem, który przerósłby dorosłego. By ratować mamę, postanowiła sprzedać... siebie”
„Przyjaciółka przez 7 lat nigdzie nie wyszła bez dzieci. Chciała być idealną mamą, chociaż ze zmęczenia wpadała w obłęd”