„Codziennie do mojej pracy dzwonił ten sam facet. W końcu pojawił się osobiście i absolutnie zawrócił mi w głowie”

kobieta zdziwiona rozmową przez telefon fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Marzyły mi się studia na Akademii Sztuk Pięknych, na wydziale architektury wnętrz, ale to było poza moim zasięgiem. Nawet gdybym się dostała, nie stać by mnie było na utrzymanie się w Warszawie. Na rodziców nie miałam co liczyć. Sami najchętniej przyjęliby jakąś pomoc finansową ode mnie. Dlatego zaraz po maturze zaczęłam szukać pracy".
/ 29.04.2023 07:15
kobieta zdziwiona rozmową przez telefon fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Pizza na telefon, dzień dobry, przy telefonie Gosia, czym mogę służyć? – to zdanie mam wbite w głowę jak pacierz. Nic dziwnego. Przez te dwa lata pracy w infolinii pizzerii wypowiedziałam je chyba miliony razy. Głowa mi już puchła od powtarzania klientom menu, referowania promocji dnia i zachęcania do zakupu dwóch pizz w cenie jednej. Ale co innego można robić w wieku 20 lat w Kozienicach, nie mając żadnego konkretnego wykształcenia?

Moja rodzina kulała w sprawach finansowych

Mama od lat sprzedaje w osiedlowych sklepie mięsnym i zarabia tyle, że starcza akurat na miesięczne opłaty. Tata był pracownikiem poczty. Niestety, po ostatniej restrukturyzacji stracił pracę i nie było wyboru – musiał wyjechać i szukać zarobku za granicą. Mieszkam z mamą i dwójką młodszego rodzeństwa i tak naprawdę dom jest na mojej głowie.

Zawsze chciałam zostać architektem. Nie takim, co buduje, ale tym, który urządza ludziom mieszkania. Odkąd pamiętam, zbierałam pisma wnętrzarskie i katalogi producentów mebli. Chodziłam na darmowe zajęcia z rysunku technicznego do osiedlowego domu kultury, a kiedy tylko miałam wolną chwilę, rozrysowywałam na wymyślonych planach mieszkań ustawienie ścian, wyposażenie, meble, elementy dekoracyjne. Czułam, że mam do tego talent.

Marzyły mi się studia na Akademii Sztuk Pięknych, na wydziale architektury wnętrz, ale to było poza moim zasięgiem. Nawet gdybym się dostała, nie stać by mnie było na utrzymanie się w Warszawie. Na rodziców nie miałam co liczyć. Sami najchętniej przyjęliby jakąś pomoc finansową ode mnie.

Dlatego zaraz po maturze zaczęłam szukać pracy

Jakiejkolwiek. Plan był taki: pracuję przez dwa lata, dokładam się do domowego budżetu, przede wszystkim jednak oszczędzam. Na studia, rzecz jasna. Może zgromadzę wystarczającą sumę pieniędzy, by przez rok jakoś utrzymać się w stolicy. Na miejscu się rozejrzę, dorobię w weekendy jako kelnerka. Byle się dostać…

Na pracę w pizzerii zdecydowałam się po miesiącu szukania czegoś ambitniejszego. Było trudniej, niż myślałam. Chciałam pójść do jakiegoś biura, nawet na recepcjonistkę, jednak nigdzie nikogo nie potrzebowali. Raz tylko zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Zwolniło się miejsce sekretarki w prywatnej szkole językowej. Niestety, okazało się, że konkurs był fikcją. Pracę dostała córka jednej z lektorek angielskiego.

Dlatego, gdy znalazłam w Internecie ogłoszenie, że największa lokalna sieć pizzerii w Kozienicach poszukuje osoby chętnej do pracy przy telefonicznych zamówieniach, wysłałam swoją aplikację.

Było lepiej, niż zakładałam. Elastyczne godziny, możliwość pracy na zmiany, pensja zawsze w terminie. Nie były to kokosy, lecz jako początkująca sekretarka w moim mieście zarobiłabym tyle samo albo i mniej.

Obstawiałam w grafiku popołudnia i wieczory

Rano, kiedy mama szła do pracy, ja robiłam śniadanie rodzeństwu i wyprawiałam je do szkoły. Później gotowałam obiad.

Gdy dzieciaki wracały do domu, jedliśmy razem, pomagałam im odrabiać lekcje. Potem mama kończyła pracę, a ja przebierałam się i szłam do swojej… Nie było mi łatwo. Tak naprawdę to czułam się jak w kieracie. Żadnej prywatności.

Koleżanki upajały się życiem studenckim, część wyjechała z Kozienic. Nie miałam też chłopaka. Bo niby gdzie mogłam go poznać? Pracowałam nawet w weekendy, żeby lepiej zarobić i więcej odłożyć. Cały czas myślałam o przyszłości, że to tylko dwa lata, trzeba się przemęczyć, a później już wszystko się ułoży. Wyjadę do wielkiego miasta, zacznę robić to, co naprawdę kocham, zostanę projektantką wnętrz i będę miała szczęśliwe życie – planowałam.

Średnio podczas jednego dnia pracy odbieram około siedemdziesięciu telefonów z zamówieniami. Wszystko odbywało się mechanicznie. Nie przysłuchiwałam się głosom – często nie rozpoznawałam nawet, czy dzwoni kobieta czy mężczyzna; skupiałam się tylko na tym, żeby dobrze spisać zamówienie i nie zapomnieć o wygłoszeniu formułki na temat oferty specjalnej… Pewnie dlatego dopiero po dobrych kilku tygodniach zorientowałam się, że miewamy na linii jednego wyjątkowo wiernego amatora pizzy.

Dzwonił codziennie o tej samej godzinie

Był wyjątkowo uprzejmy, często zgadzał się na dokupienie dodatkowych produktów w promocji, jakby wiedział, że dostaję za nie punkty, które na koniec miesiąca mogę wymienić na dodatkowe pieniądze.
Po głosie oceniłam go na jakieś 25 lat, może trochę więcej. Rozpoznałam, że to ciągle ten sam mężczyzna, bo zawsze na koniec mówił: „Życzę pani miłej reszty wieczoru”.

Pomyślałam, że facet tak jak ja też ma wklepany na pamięć jeden tekst, który powtarza za każdym razem. Swoją drogą, polubiłam te jego telefony. Zawsze coś dowcipnego powiedział, zagadał przyjaźnie. To była miła odmiana po dziesiątkach rozmów odbębnianych jak z maszyny.

W końcu przyłapałam się na tym, że czekałam na jego telefon. Myślałam w ciągu dnia, czy tym razem się odezwie. Zaintrygowało mnie, dlaczego dzwoni codziennie i dlaczego zawsze na mojej zmianie. No i wreszcie, jak można codziennie jeść pizzę? Przecież każdy normalny człowiek po dwóch tygodniach by się pochorował.

– Średnia capriciosa na grubym cieście, dwa sosy gratis, zgadza się? – poprosiłam o potwierdzenie. Był czwartek, tuż przed 21.00. Mój tajemniczy klient zadzwonił jak co wieczór.

– Tak, wszystko w porządku, ale… – urwał nagle. – Pani Gosiu, wiem, że to trochę niezręczne w takich okolicznościach, zwłaszcza że się nie znamy, ale czy zgodziłaby się pani umówić ze mną na drinka?

– Słucham? – myślałam, że źle słyszę.

Speszyłam się i wystraszyłam nie na żarty

Czyżby on nie wiedział, że nasze rozmowy z klientami są losowo rejestrowane i że przez taki jego wyskok mogę stracić pracę?

– Proszę pana – odpowiedziałam chłodno, chyba nawet nieuprzejmie. – Dodzwonił się pan do pizzerii, a nie do biura matrymonialnego. Jeśli chce pan złożyć zamówienie, to słucham, a jeśli nie, proszę się rozłączyć.

„Co to za człowiek? – zastanawiałam się w drodze powrotnej do domu. – Może to jakiś niebezpieczny typ? Zboczeniec, psychopata, który będzie mnie dręczył?”.

Jednak nie bardzo chciało mi się w to wierzyć. Mężczyzna od początku wydawał się spokojny, uprzejmy i zabawny. A po tym, jak go ofuknęłam, natychmiast przeprosił i grzecznie się rozłączył. Tak czy siak, nie mogłam przestać o nim myśleć.

Następnego dnia tajemniczy wielbiciel pizzy nie zadzwonił. Pomyślałam, że włoski placek w końcu mu się przejadł… Dziwne, ale gdy moja zmiana dobiegła końca, a facet się nie odezwał, zrobiło mi się przykro. Miałam jego numer telefonu, nawet adres. Przeszło mi przez myśl, żeby to wykorzystać, żeby podejść pod jego dom, zobaczyć jak wygląda.

Gosia, daj spokój, przecież to głupota, a w dodatku niebezpieczna – zganiła mnie mama, gdy jej opowiedziałam o całej sprawie.

Przez kolejny tydzień też się nie odezwał, wróciłam więc do swojej nudnej pracy, nie zaprzątając sobie więcej głowy tym dziwakiem. Na szczęście wiosna zbliżała się wielkimi krokami, wraz z nią egzaminy na upragnioną uczelnię.

W czerwcu miałam je zdawać, a gdyby mi się powiodło, we wrześniu planowałam rzucić pracę, w październiku zaś przeprowadzić się do stolicy. Wszystkie wolne chwile poświęcałam na przygotowywanie projektów architektonicznych – rysowanie, malowanie, wyklejanie makiet. Cały mój pokój zasłany był ścinkami tektury i kolorowych bibuł. Musiałam stworzyć teczkę z pracami, które później miała ocenić komisja egzaminacyjna…

Zawsze w soboty było u nas urwanie głowy

Głośno jak w ulu, wszyscy pracowaliśmy na najwyższym obrotach. Wiadomo, to dzień największej ilości zamówień. W tamtą pamiętną sobotę wypadł akurat mecz narodowej reprezentacji w piłkę nożną, więc pół miasta chciało zjeść w domu przed telewizorem naszą pizzę.

Odbierałam jeden telefon za drugim, przyjmowałam setki zamówień, jednocześnie odpowiadając na skargi klientów, że za późno dowiezione, że za zimne… W którymś momencie Magda, koleżanka, pracująca w kasie, przyszła do mojej kanciapki.

– Idź na chwilę do nas, bo w restauracji jest jakiś klient, który od piętnastu minut robi nam wszystkim przesłuchanie – powiedziała.

– Co takiego? – zaczęłam się śmiać.

– To nie jest zabawne. Mamy dziś mnóstwo roboty, a on najwyraźniej szuka ciebie. Twierdzi, że pracuje u nas Gosia z wyjątkowo zmysłowym głosem. W tej chwili gości obsługują trzy Gośki, ale to żadna z nich, bo facet każdą z nich przesłuchał i szuka dalej. Może to o ciebie chodzi…

Magda zastąpiła mnie przy telefonie, a ja pobiegłam do sali. Przy ladzie stał on. Miał na sobie jasne dżinsy, lnianą marynarkę, pod spodem koszulkę w sportowym stylu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Odpowiedziałam tym samym. Nie miałam wyboru. Już wiedziałam, że to on, a on wiedział, że to ja.

– O której kończysz? – zapytał wprost.

– Za dwie godziny – odparłam.

Nie bawiłam się w konwenanse, bo od pierwszej chwili było dla mnie jasne, że się z nim spotkam. Chciałam tego.

– Przyjadę tu po ciebie i może pójdziemy coś zjeść – zaproponował.

– Chętnie. Byle nie pizzę – roześmiałam się.

Nie dostałam się na ASP

Zabrakło mi pięciu punktów. Trudno w to uwierzyć, ale cieszę się z tego. Bo nie wiem, jak zniosłabym teraz wyjazd na stałe do Warszawy i rozłąkę z Piotrem. Moim ukochanym amatorem pizzy, który tak naprawdę… jej nie znosi.

Zadzwonił raz do naszej pizzerii, bo przyjechała do niego siostra z dziećmi, które uparły się, aby zjeść swój ulubiony włoski przysmak. Po drugiej stronie odezwałam się ja. Jak twierdzi Piotr, była to miłość od pierwszego… usłyszenia. Od tamtego dnia dzwonił codziennie. Kiedy w słuchawce poznawał inny głos, natychmiast się rozłączał. Wkrótce znał mój grafik lepiej niż ja.

Dużo czasu zajęło mu przełamanie się i zaproponowanie mi spotkania. Po tym, jak na niego naskoczyłam, chciał zrezygnować. Na szczęście postanowił jednak dać sobie jeszcze jedną szansę… Oczywiście zapytałam go, co robił z tymi ilościami pizzy, które u nas zamawiał.

Najczęściej dawał sąsiadom, czasem zawoził rodzicom, znajomym, ostatecznie zjadał sam.

Co za poświęcenie!

Od roku jesteśmy parą również w pracy. Piotr zajmuje się obrotem nieruchomościami w Kozienicach i pobliskich miastach. Razem stworzyliśmy świetny tandem. On wyszukuje mieszkania do remontu po okazyjnych cenach, ja zaś przy pomocy zaufanej ekipy remontowej robię z nich prawdziwe perełki.

Po kursie dla dekoratorów wnętrz radzę sobie z tym zadaniem naprawdę dobrze. Wyremontowane lokale sprzedajemy drożej, dzięki czemu wiedzie się nam bardzo dobrze. Czuję się spełniona i szczęśliwa.

Czytaj także:
„Jako mąż byłem wypalony, więc znalazłem sobie młodą kochankę. Po czasie okazało się, że żona o wszystkim wie”
„Pomogłam nieprzytomnemu mężczyźnie, którego moja kumpela zostawiła na pastwę losu. Gdyby nie ja, ten człowiek już by nie żył”
„W aucie znalazłam płytę DVD poprzednich właścicieli i zobaczyłam prawdziwego anioła. Musiałam go poznać, więc uknułam plan”

Redakcja poleca

REKLAMA