„Co roku odkładałam decyzję o macierzyństwie na później. Aż w końcu przegapiłam magiczny moment...”

kobieta która żałuje że nie ma dzieci fot. Adobe Stock
„Ciągle mówiłam sobie, że jeszcze chwila, że to zły moment, że nie mogę rujnować sobie kariery. Dopiero gdy było za późno na ciążę, zrozumiałam, że te wszystkie budynki które zaprojektowałam, na starość mnie nie przytulą... Że teraz sukcesy zawodowe nic nie znaczą. Zawsze będę żałować, że nie mam dzieci.”
/ 30.03.2021 16:20
kobieta która żałuje że nie ma dzieci fot. Adobe Stock

Ostry gwizd, trzaśnięcie drzwiami. Pociąg relacji Warszawa–Kraków ruszył punktualnie. W przedziale siedziałam sama. Nikt mnie nie zmuszał do słuchania rozmów telefonicznych czy muzyki, której dźwięk wymykał się spod słuchawek. Właśnie za to kochałam poranne podróże w środku tygodnia.

Tego dnia jednak czekała mnie niespodzianka

Na stacji Warszawa Zachodnia dosiadła się kolorowo ubrana, rudowłosa kobieta. Wrzuciła małą walizkę na półkę i uśmiechnęła się. Odwzajemniając uśmiech, liczyłam, że zajmie się sobą. Nie miałam ochoty na konwersację. Współpasażerka kręciła się, wierciła, otwierała, zamykała torebkę. Wzdychała, sapała. W końcu bez słowa wyszła. A gdy po krótkiej chwili wróciła, zaczęła płakać. Nie jakoś ukradkiem, o nie! Po prostu zalewała się łzami. No masz! Już po moim spokoju – pomyślałam zirytowana.

Zasłonięta delikatnie książką, postanowiłam udawać, że niczego nie widzę. Rudowłosa płakała głośniej i kolejny raz zaczęła szperać w torebce. Domyśliłam się, że przekopuje torbę w poszukiwaniu chusteczek. Nie miałam serca z kamienia, więc bez słowa podałam swoje. Przyjęła, po czym zwróciła się do mnie ze złością.

– Nie zapyta pani, dlaczego płaczę? Milczałam zaskoczona, bo takiego ataku się nie spodziewałam. – Boże! Co za znieczulica panuje na tym świecie! Nikt nikogo nie obchodzi! – kontynuowała ruda.

Nie wytrzymałam tej impertynencji.

– Ja zapytam, a pani zwyzywa mnie od głupich, starych bab, które nie pilnują własnego nosa – powiedziałam niezbyt życzliwie. – Ale skoro pani chce, zapytam. Dlaczego pani płacze?
– Jestem w ciąży! – łzy u rudowłosej znowu trysnęły fontanną. – Zrobiłam właśnie test ciążowy.

Moja złość przeszła w zdumienie. Kto, na Boga, robi sobie taki test w pociągu? Może tylko nastolatka, a przecież naprzeciw mnie siedziała kobieta po trzydziestce.

– Zatem to łzy smutku czy radości? – mimo początkowych oporów postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej.
– Akurat tego nie wiem. Dlatego płaczę – wytarła nos.

Pięknie! Pewnie wpadła po randce bez zobowiązań. Albo nie wie, kto jest ojcem

Takie myśli pojawiły się błyskawicznie. Szybko jednak skarciłam siebie za pochopne wyciąganie wniosków. Przecież mogło zadziać się mnóstwo innych rzeczy. Może jest chora? Czując wyrzuty sumienia, uznałam, że skoro już trafiłyśmy na siebie, pozwolę się jej wygadać.

– Jestem Teresa, a ty jak masz na imię? – zapytałam. – Wiem, że w pociągu ludzie wolą być anonimowi, ja jednak lubię wiedzieć, z kim rozmawiam – uśmiechnęłam się.

Podałam jej też małą butelkę wody niegazowanej.

– Agata – znowu pociągnęła nosem. Napiła się wody, trochę się uspokoiła i zaczęła mówić. – Musiałam zrobić test w pociągu, nie chciałam, żeby dowiedział się mąż. Przynajmniej na razie.

Czyli miałam rację, to dziecko kochanka, stwierdziłam. Agata zorientowała się po chwili, jak mogłam odebrać te słowa, gdyż dodała:

– To oczywiście dziecko męża, Krzysia – wyjaśniła, a widząc moją zagubioną minę, zaczęła opowiadać. – Mam świetne małżeństwo. Oboje kochamy podróże, góry, dobrą zabawę… tylko w temacie dzieci nie ma między nami jasności.

Okazało się, że kiedyś ustalili, że dzieci mogą być lub nie. Wola boska. Czas mijał. Ni z tego, ni z owego, jakoś dwa lata temu mąż Agaty zaczął przebąkiwać, że fajnie byłoby zostać ojcem. Ona postanowiła to potraktować jako żart i kupiła mu psa. Mąż z prezentu się ucieszył, ale…

Ona chce robić karierę, by dziecko ją podziwiało

Ale pojawił się inny kłopot. Otóż coraz większa grupa znajomych zostawała rodzicami. Jedni po drugich. Tak bez uprzedzenia. W dodatku tacy, którzy przysięgali, że nigdy, przenigdy, oni na pewno nie. Krzyś nic nie mówił, tylko Agata widziała, jak wpatrywał się w dzieci przyjaciół. Pewnie, jej też się podobały. Brała na ręce, przytulała, całowała w maleńkie stópki, rączki, po czym z ulgą oddawała prawowitym właścicielom.

I choć czuła milczącą presję przyjaciół i męża, rozmowy na ten temat nadal starannie unikała. Niedawno sprawa dziecka pojawiła się sama, przez chwilę myślała, że jest w ciąży. Mąż skakał z radości, planował, jak urządzi dziecięcy pokój. Okazało się, że to pomyłka, dziecka nie będzie. Agacie ulżyło, a mąż chodził smutny.

– Pogadaliście o tym?
– A skąd! Bałam się… jeszcze musiałyby paść jakieś deklaracje…

Agata urwała w pół słowa, bo do przedziału zajrzał pan z wagonu restauracyjnego. Obie poprosiłyśmy o kawę. Przypomniałam sobie, że wychodząc z domu, wrzuciłam do torebki paczkę ciastek. Poczęstowałam nimi Agatę, która bez krępacji złapała od razu kilka. Chyba rozumiałam, na czym polega problem. I uznałam, że trzeba go nazwać po imieniu.

Czyli nie chcesz mieć dziecka? – zapytałam wprost.
– Nie. Tak. Nie. Nie wiem. Boję się.
– Czego? Jesteś w dobrym wieku, mąż jest na tak, finansowo sobie raczej radzicie, prawda?

– Nie, to nie o to chodzi. Sama się gubię w swoich pragnieniach – spokojniejsza już Agata napiła się kawy. – Moja mama wychowała czworo dzieci. Zajmowała się wyłącznie nami. Mówiła, że jesteśmy największym sukcesem jej życia. A ja jako nastolatka wstydziłam się tej zwykłej gospodyni domowej, bo matki koleżanek były pielęgniarkami, nauczycielkami. Obiecałam sobie, że moje dziecko będzie ze mnie dumne. No i ciężko pracując, dotarłam tu, gdzie jestem… Zostałam stylistką, piszę o modzie, pojawiam się w telewizjach. Jeżdżę po świecie, szukam inspiracji… Dziś lecę z Krakowa do Barcelony… Czuję też, że jeszcze nie doszłam do tego punktu kariery, o którym marzę. A tu ciąża. W dodatku raczej pewna, bo miesiączka spóźnia mi się trzy tygodnie.

Agata znowu zaczęła płakać. Boże, skąd ja to znam – westchnęłam w duchu ze smutkiem. Mijają lata, a my, kobiety, ciągle mamy te same dylematy. Presja z jednej strony, żeby odnosić sukcesy, robić karierę, rezygnować z rodziny, która w tym przeszkadza. Z drugiej strony krzyk, że szczęściem są wyłącznie dzieci. Czysty obłęd. Poczułam złość i żal, że kiedyś uległam jednej ze stron.

Zastanowiłam się, co mam Agacie powiedzieć. Być brutalnie szczera czy raczej rzucić coś miłego, co chciałaby usłyszeć. Co zmusi ją do myślenia? Wybrałam pierwszą opcję.

– Obawiam się, że możesz nigdy tego nie poczuć. Bo zawsze będzie jakaś góra do zdobycia, nowe wyzwania, w których zechcesz się sprawdzić…
– Bzdura! – burknęła niezbyt grzecznie, patrząc się na mijany krajobraz za oknem. – Jeszcze dwa, trzy lata i wtedy umocnię swoją pozycję zawodową.
– Nieprawda! Pojawią się nowe, młodsze osoby, będziesz się bała, że zajmą twoje miejsce.
– Mówisz tak, jakbyś widziała moją przyszłość. Nie jesteś wróżką! – prawie krzyknęła.
– Nie, ale znam swoją przeszłość. Ja też mówiłam, że to jeszcze nie ten czas.

Zamilkłam. Z trudem hamowałam łzy. Widziałam w tej kobiecie siebie o dwadzieścia lat młodszą. Wściekle pnącą się po szczeblach kariery, zdobywającą nagrody, uznanie branży i pieniądze. Czy powinnam jej o tym mówić? O tym, czego się wstydzę? Wyznać, co spiep**** w życiu? Możliwe, że dzięki temu ona nie schrzani koncertowo tego, co ja schrzaniłam… Wzięłam głęboki oddech. A niech tam, pewnie nigdy się więcej nie spotkamy.

– Nie zamierzam cię do niczego przekonywać – zaczęłam. – To są twoje decyzje. Wiedz, że ileś lat temu myślałam podobnie jak ty… Po skończeniu architektury ciągle dostawałam nowe projekty, szybko pojawiły się nagrody. Ślub wcisnęłam między jedno duże zlecenie, a drugie. On chciał mieć dzieci, najlepiej trójkę, bo sam był jedynakiem. Dobrze, mówiłam, za chwilę. Tylko skończę projekt. Potem następny i kolejny. Nie dostrzegałam, że romansuje z moją przyjaciółką. Odszedł, chciał mieć normalny dom. Mają teraz troje dzieci, nawet im wybaczyłam.

– Naprawdę, wybaczyłaś? – zaciekawiła się Agata.

Pokiwałam głową. Przed oczami pojawiły mi się ich zdjęcia z rodzinnych wakacji, jakie publikowali w sieci. Razem z nimi ukłucie zazdrości, jak zawsze, gdy o nich myślałam.

Żyłam szybko, zmieniałam facetów, pracowałam. Drugi mąż nie mógł mieć dzieci. Rozważaliśmy adopcję, tylko te procedury trwały zbyt długo, odpuściłam. Terminy goniły, nowe wyzwania. Też odszedł. Nie uroniłam nawet jednej łzy. Zostałam sama, z pracą i z sukcesami…

Zamyśliłam się. Wszystkie późniejsze lata przeleciały mi przed oczami

Eleganckie, ale puste mieszkanie. Butelki po alkoholu. Przypadkowi kochankowie. Poczułam ten ból, którego tak mocno czuć nie chciałam. Agata była wstrząśnięta i zamierzała coś powiedzieć, tylko do przedziału zajrzał konduktor. Poprosił nas o bilety. Podałam swój, jednak u Agaty pojawił się problem. Kupiła bilet przez internet, nie pobrała dokumentu na telefon, a teraz przez brak połączenia z siecią nie miała do niego dostępu. Rozpłakała się.

– Pan wybaczy, hormony ciążowe – wyjaśniłam za nią.
– Moja żona niedługo rodzi, rozumiem – młody konduktor po cichu zasunął drzwi.

Agata pociągała nosem, milczałyśmy. Obie pogrążone w swoich smutkach, ja w tym, co straciłam, ona pewnie w tym, czego bała się stracić.

– Ale niektóre kobiety nie mają dzieci i są szczęśliwe – odezwała się. – To całkiem możliwe. Ja takiej nie znam. Większość udaje jak ja. Tak ukrywa przed sobą, że w końcu w to wierzy. Poza tym ty jednak chcesz mieć dziecko, prawda?
– Chcę, ale kiedyś… Teraz, no, wiesz, są różne możliwości… – szepnęła, przyglądając się swoim pomalowanym na czarno paznokciom. Przymknęłam oczy i pokręciłam głową.
Widzisz, a ja ten magiczny moment przegapiłam.

Poczułam straszny żal, pustkę, gorycz. Nieodwracalność głupich decyzji

Rozpłakałam się. Tak samo jak przedtem Agata. Tym razem ona podała mi chusteczki. I zrobiła coś, na co mnie nie wystarczyło odwagi. Usiadła przy mnie i przytuliła. Płakałyśmy. Niecałe dwie godziny temu byłyśmy całkowicie obcymi sobie kobietami. Nic nas nie łączyło. W tej chwili obie zaryczane, siedziałyśmy i obejmowałyśmy się ze wszystkich sił. Dziwny jest ten świat, prawda? Nie przestałyśmy płakać nawet wtedy, kiedy do przedziału wszedł mężczyzna, mówiąc, że ma tu swoje miejsce.

Podejrzewam, że uznał nas za niezłe wariatki, ponieważ szybko opuścił nasze towarzystwo. Gdy trochę ochłonęłam, odsunęłam się od Agaty i powiedziałam:

– Żebyś mnie dobrze zrozumiała, urodzenie dziecka nie zapewni nikomu szczęśliwego związku ani życia. Ale… cóż, te wszystkie budynki, które zaprojektowałam, nie przytulą się do mnie, nie poczuję ich ciepłych rąk, rozumiesz?

Agata pokiwała głową. Wkrótce usłyszałyśmy komunikat z głośników, że pociąg zbliża się do stacji Kraków Główny, kierownik pociągu dziękuje pasażerom za wspólną podróż i życzy miłego dnia. Poczułam, że muszę jeszcze coś Agacie powiedzieć, bo bez tego moja spowiedź będzie niepełna. Moją uwagę przyciągnęła ruda kobieta w ciąży…

– Jadę do Krakowa do siostry. Chcę się ogrzać tym ich ciepełkiem domowym. Zanurzyć się w gwarze dzieci. Ma ich pięcioro. Wariatka, prawda? W dodatku jest nauczycielką; te dzieciaki łażą za nią wszędzie, w domu, w pracy. Ona czasem ucieka do mnie, kiedy chce od nich odpocząć, po czym po dwóch dniach pędzi z powrotem.

Agata roześmiała się. Miała czerwone od płaczu oczy, policzki, nos.

– Obie jesteście szurnięte, tylko każda w inny sposób.
– Coś w tym jest, niestety – uśmiechnęłam się.

Wstałam, aby zdjąć swój bagaż. Widok w lusterku lekko mnie przeraził. Wodoodporny tusz nie był tak wodoodporny, jak się reklamował. Oczy pandy dobrze wyglądały wyłącznie w bajkach. Dlatego pobiegłam do łazienki poprawić makijaż. Gdy wróciłam, moja współtowarzyszka oświadczyła stanowczo:

Nie lecę do Barcelony. Wracam do domu. Muszę pogadać z mężem.

Wyściskałyśmy się przed wejściem do Galerii Krakowskiej. Wymieniłyśmy się numerami telefonów. Ja powędrowałam na przystanek tramwajowy, ona do kas po bilet powrotny. Obiecała, że bez względu, jaką decyzję podejmie, odezwie się do mnie. A jednak milczała. Cóż, mogła wstydzić się swojej szczerości z pociągu. Rozumiałam to i nie dzwoniłam.

Pewnego dnia, gdy chora przerzucałam kanały w telewizji, trafiłam na program telewizji śniadaniowej. Coś przyciągnęło moją uwagę. Piękna, ruda kobieta w zaawansowanej ciąży. Opowiadała o stylizacjach dla przyszłych mam. To była Agata. Wysłałam jej potem wiadomość: „Cieszę się”. Nie odpisała. Trudno. Najważniejsze, że nie popełniła moich błędów.

Zobacz więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam mocniej, niż śmierć matki
Córka w wieku 6 lat zobaczyła, jak uprawiam seks z kochankiem
Przyłapałam na zdradzie moją 80-letnią babcię

Redakcja poleca

REKLAMA