„Ciotka żyła przy mężu, lecz jej serce biło dla kochanka. Tajemnicę podwójnego życia wyjawiła na łożu śmierci”

zakochana kobieta fot. Adobe Stock, peopleimages.com
„Jerzy prosił. Przekonywał. Mimo że dusza i serce wyrywały mi się do niego, nie zgodziłam się. Potem pisał. Powinnam była przerwać tę znajomość, nie dawać ani słowem znaku od siebie, ale nie potrafiłam. Przez kilka lat nie potrafiłam odebrać sobie tej nikłej obecności Jurka. Byłam bardzo nieszczęśliwa i unieszczęśliwiłam też Mariana. Bo jak można żyć z kimś, kto kocha inną osobę?”.
/ 30.05.2023 16:30
zakochana kobieta fot. Adobe Stock, peopleimages.com

Gdy zmarła ciocia Jadzia, to na mnie spadło uporządkowanie jej spraw i mieszkania, bo, ku mojemu zdziwieniu, postanowiła uczynić mnie jedyną spadkobierczynią. Mnie, a nie swoją córkę czy wnuki. Mnie – czarną owcę w rodzinie, która zamiast jak inni pracować uczciwie na etacie, marzyła o tym, by pisać książki, a na razie dorabiała sobie, publikując to tu, to tam krótkie teksty o tym i owym.

– Dlaczego ja? – spytałam kilka dni przed jej śmiercią, gdy powiedziała mi o tym.

Ciotka leżała już wtedy w szpitalu. Do końca była jednak świadoma, do końca elegancka i bardzo, bardzo smutna…

– Bo tylko ty umiesz iść za swoimi marzeniami. Ja tego nie potrafiłam i teraz żałuję. Tak bardzo żałuję… – przykryła twarz ręką ozdobioną dyskretnym manicure. – Z moimi rzeczami zrób, co zechcesz. Zachowaj je, sprzedaj albo oddaj. Mam tylko jedną prośbę. Z tym – z szuflady szafki nocnej wyciągnęła wypchaną kopertę – po mojej śmierci zrób dokładnie to, o co proszę w liście. Obiecasz mi? – zapytała.

Miała przy tym taki wyraz twarzy, że zaczęłam się bać tego, co w tej kopercie jest.

– Obiecuję, ciociu – przytuliłam ją.

– I jeszcze jedno, kochanie… – dodała.

– Nie zmarnuj się. Idź drogą, którą wybrałaś. Nawet jeśli teraz nie jest ci łatwo.

Ciotka znała moją sytuację zawodową jak nikt inny, bo tylko ona potrafiła spokojnie mnie wysłuchać i zmotywować do dalszej pracy. W jej słowach nigdy nie było moralizatorstwa i to jej zawsze biegłam się wyżalić, gdy obiecane honoraria nie przychodziły albo gdy napływały w ratach.

– Rób swoje. Reszta przyjdzie z czasem, zobaczysz – powtarzała i nigdy nie dała przyzwolenia na rezygnację z pisania.

Dopiero kilka dni po jej śmierci miałam się przekonać, dlaczego tak bardzo stała murem za mną i moimi decyzjami.

Na tamtą stronę człowiek zabiera wspomnienia

Tamtego dnia zabrałam się do porządkowania jej mieszkania. Nie było to łatwe zajęcie. Czułam się jak intruz, wkładając ręce między wykrochmalone obrusy, starannie ułożone w bieliźniarce. Ciocia była pedantką i miała doskonały gust, co od razu dawało się dostrzec w urządzonych przez nią wnętrzach. Wszystko lśniło czystością. Na łóżku leżały poduszki obciągnięte tym samym materiałem, z którego uszyto zasłony czy pokrowce na pufy.

Ciocia dbała nawet o kwiaty i ta dbałość nie ograniczała się tylko do podlewania ich czy podskubywania zeschniętych liści. Liście były regularnie przecierane wilgotną szmatką!
Taki sam porządek panował w szafach. Nigdy wcześniej nie widziałam tak starannie poukładanych ubrań ani sukienek tak idealnie równo wiszących na wieszakach.
Chciało mi się płakać z żalu, że człowiek tak pracowicie buduje swoją tymczasowość, a potem, na tamtą stronę, zabiera ze sobą tylko garść wspomnień…

Bardzo trudno mi było wyciągać te poskładane jeszcze ręką ciotki ubrania, obrusy czy zasłony i zastanawiać się, co z nimi zrobić. Tkaniny zdecydowałam się zostawić dla siebie. Po sukienki, bluzki i inne drobiazgi na szczęście zgłosiła się córka ciotki. Meble również postanowiłam zostawić. Z szacunku dla ciotki i ze względu na to, że bardzo lubiłam sposób, w jaki krewna urządziła mieszkanie. Może wystrój był nieco przestarzały, ale na pewno przytulny.

Dziesięć dni po pogrzebie, tak jak prosiła ciotka, otworzyłam tajemniczą kopertę.
Były w niej zdjęcia i jeszcze jedna, mała, zaklejona kopertka oraz krótki list do mnie, w którym krewna wyjaśniała swoją decyzję. Ze łzami w oczach przeczytałam jej słowa co najmniej cztery razy.

„Martusiu, pragnę podzielić się z Tobą moją tajemnicą. Postanowiłam uczynić cię jedynym świadkiem moich przeżyć i bardzo cię proszę, żeby tak pozostało. Nie chciałabym, aby po śmierci wypominano mi „fanaberie”, jak zapewne określiłaby to moja córka. Na końcu mojego listu znajdziesz adres. Proszę Cię, żebyś pojechała do tego miasta i odnalazła Jerzego. Jeśli żyje, przekaż mu te zdjęcia. Jeśli nie – spal je.

Ponieważ uczyniłam Cię wykonawczynią tego osobistego testamentu, jestem Ci winna wyjaśnienie. Krótko po swoim ślubie spędziłam dwa tygodnie nad morzem
i tam właśnie poznałam Jurka. Byłam wtedy w trzecim miesiącu ciąży z mężem i na-
wet nie spodziewałam się, że może być większe szczęście niż to, które podarował mi los. Myliłam się. I to tak bardzo, że zaważyło to na całym moim dalszym życiu. Dopiero przy Jerzym poznałam znaczenie słowa „miłość”. Zrozumiałam, jak to jest, gdy chce się rzucić wszystko i pójść za drugą osobą na koniec świata.

I pewnie bym tak zrobiła, choć Marian kochał mnie bardzo. Zdeptałabym jego uczucia, gdyby nie to, że w brzuchu już nosiłam jego dziecko. Myślałam wtedy, że nieuczciwością byłoby odebrać małej ojca.

Jerzy prosił. Przekonywał. Mimo że dusza i serce wyrywały mi się do niego, nie zgodziłam się. Potem pisał. Powinnam była przerwać tę znajomość, nie dawać ani słowem znaku od siebie, ale nie potrafiłam. Przez kilka lat nie potrafiłam odebrać sobie tej nikłej obecności Jurka. Byłam bardzo nieszczęśliwa i unieszczęśliwiłam też Mariana. Bo jak można żyć z kimś, kto kocha inną osobę?

Pewnie właśnie dlatego, że nie chciałam okłamywać męża we wszystkim, nie zdecydowałam się na drugie dziecko. Wiem, powinnam odejść. Choćby wtedy, gdy Zosia była już dorosła. Ale ja tak utknęłam w roli żony, matki, a potem babki, że zwyczajnie nie umiałam tego zrobić. Bałam się. Po prostu się bałam. Nie umiałam zawalczyć o swoje szczęście. Nie umiałam pójść za nim. Za swoim jedynym marzeniem… I w ten sposób unieszczęśliwiłam wiele osób. Bo żeby tylko siebie! Dlatego proszę cię, kochana, chociaż Ty nie pozwól sobie odebrać tego, co dla Ciebie ważne. Bo przeżyjesz życie jak we śnie…”.

Łzy mi kapały na list i fotografie, które próbowałam oglądać. Widziałam na nich szczęśliwą Jadzię obejmowaną przez mężczyznę – tak czule i ostrożnie jak najcenniejszy skarb. Chwilę potem rzuciłam się do albumu i wyjęłam z niego ślubne zdjęcie ciotki. Uważnie wpatrzyłam się w jej twarz, na której widniał uśmiech, ale nie było
w nim ani w połowie tyle radości i szczęścia, co przy tym Jurku. Widziałam to doskonale nawet na tych amatorskich zdjęciach z plaży zrobionych w ostrym słońcu.

– Dlaczego, ciociu? – zapytałam z bólem, żeby zaraz sobie odpowiedzieć.

Ciotka marzyła, by zmienić swoje życie, ale nie była już odpowiedzialna tylko za siebie. Miała córkę i nie chciała skrzywdzić jej swoją decyzją. Musiałaby wtedy wyrwać Zosię ze świata, do którego należała, i tym samym ją unieszczęśliwić. Pomyślałam, że gdybym to ja będąc w ciąży, spotkała wielką miłość, czułabym to samo. Jak dobrze, że na razie moje życie należało tylko do mnie i mogłam z nauk ciotki wynieść mocną decyzję o trzymaniu się własnej drogi!

Śnili mi się. Stali na plaży

Miesiąc później pojechałam do Łodzi i znalazłam wskazany przez ciotkę adres. Gdy naciskałam dzwonek do mieszkania w kamienicy, serce waliło mi jak szalone. Sama nie wiedziałam, czy wolałabym spotkać się z Jerzym, czy raczej dowiedzieć się, że umarł. Historia ciotki wywołała we mnie taką falę emocji, że czułam się, jakby to wszystko dotyczyło mnie osobiście.

Zamarłam, gdy za drzwiami usłyszałam odgłos zbliżających się kroków. Po chwili trzasnęły otwierane zamki i w szparze ukazała się pomarszczona męska twarz. Wpatrzyłam się chciwie w jej rysy i zobaczyłam w nich Jurka z ciocinych fotografii.

– Pan G., prawda? – bardziej stwierdziłam niż zapytałam, a gdy mężczyzna skinął głową, powiedziałam: – Jestem krewną Jadwigi K. Mogę wejść?

Od razu wiedział, o kogo chodzi. W jego oczach zobaczyłam najpierw bezbrzeżne zdumienie, a potem… smutek. Zadrżały mu usta, a w oczach ukazały się łzy. Otarł je rękawem i usunął się na bok, robiąc mi przejście. Potem usiedliśmy w dużym pokoju. Jerzy przeprosił, że nie proponuje nic do picia, ale najpierw chciałby się dowiedzieć, co tu właściwie robię.

– Jest pani jej wnuczką? – spytał.

– Jestem wnuczką Haliny, jej siostry. Ale ciocia upoważniła mnie do kontaktu z panem. – wyjęłam z torebki plik zdjęć. – Prosiła, żeby to panu przekazać…

Wtedy to mnie zebrało się na płacz, gdy patrzyłam, jak przesuwał palcami po twarzy ciotki i mówił coś do niej z cicha. A potem rozerwał małą kopertę i przeczytał słowa, skierowane tylko do niego.

– Do końca trzymała te zdjęcia przy sobie – powiedziałam jeszcze, a potem odsunęłam się w głąb fotela, nie zakłócając Jerzemu pożegnania z Jadzią.

Zanim zdążyłam opisać tę historię, Jan zmarł. Zupełnie jakby tylko czekał na wiadomość od Jadwigi, by móc się pożegnać z tym światem. Kilka nocy temu przyśnił mi się razem
z ciotką. Stali razem na zalanej słońcem plaży i trzymali się za ręce. Oboje stareńcy i pomarszczeni jak wyschnięte gruszki, ale szczęśliwi. Kiedy się obudziłam, moja poduszka była mokra od łez.  

Czytaj także:
„Zakochałem się w Kindze bez pamięci i chciałem poznać jej córkę. Od jej matki dowiedziałem się, że żadna 5-latka nie istnieje”
„Gdy mąż rzucił mnie dla kochanki, zakochałam się w innym. Dzieci powiedziały, że to niesmaczne randkować w moim wieku”
„Córka zakochała się w koledze z podwórka. Znali się od zawsze, więc bała się, że on widzi w niej kumpla a nie kobietę”
      

Redakcja poleca

REKLAMA