„Ciotka uknuła intrygę, by w końcu mnie wyswatać. Byłam wściekła, ale gdy zobaczyłam to ciacho, złość odeszła w kąt”

zakochana kobieta fot. iStock, Flashpop
„Przy stole nie odezwałam się ani słowem. Nie miałam ochoty na dyskusje. Byłam zła na mamę, że dała się wciągnąć w zabawę w szukanie mi narzeczonego. Zresztą wszyscy milczeli, bo mówiła głównie ciotka. Oczywiście opowiadała o Marku”.
/ 25.06.2023 17:15
zakochana kobieta fot. iStock, Flashpop

Parę minut po czwartej zaparkowałam przed domem rodziców
i taszcząc pod pachą prezent urodzinowy dla mamy, weszłam do sieni. Z tarasu za domem od razu dobiegły mnie rozbawione głosy gości.

– A gdzie się podziewa ta nasza Klaudia? Czy ona zawsze musi się spóźniać?
– usłyszałam głos ciotki Marianny.

„O matko, to ona też tu jest?!” – skrzywiłam się. Bardzo lubiłam przyjeżdżać na weekendy do rodziców na wieś, ale tym razem miałam ochotę wrócić do samochodu i odjechać niezauważona. Powodem była właśnie ciotka Marianna...

Starsza siostra taty była w zasadzie całkiem miłą kobietą. Miała tylko jedną zasadniczą wadę, która sprawiała, że uciekałam przed nią, gdzie pieprz rośnie: od kilku lat, czyli odkąd skończyłam studia, próbowała mnie wyswatać. Przy każdej okazji dopytywała się, czy mam już narzeczonego, a gdy słyszała, że nie, natychmiast aranżowała spotkania z synami swoich licznych przyjaciółek.

Chodziłam na nie dla świętego spokoju i na gorącą prośbę taty, który miał dość zrzędzenia ciotki, że zostanę starą panną. A tego w naszej rodzinie nigdy nie było, więc zostałabym rodzinną czarną owcą. Oczywiście nic z tego całego swatania nie wychodziło, bo wszyscy wybrańcy cioci byli zupełnie nie w moim guście.

Znajdę sobie kogoś fajnego

– Jak tak dalej będziesz wybrzydzać, to zostaniesz sama! Kobieta w twoim wieku powinna mieć już męża, dzieci – biadoliła, gdy dowiadywała się o kolejnym niepowodzeniu, i natychmiast zaczynała mi  szukać następnego adoratora.
Miałam nadzieję że chociaż dzisiaj, przy okazji święta mamy, oszczędzi mi uszczypliwości i nie będzie mnie swatać.

– Dzień dobry wszystkim! – weszłam na taras z dość niepewną miną.

– O, jesteś wreszcie! Co tak późno? Denerwowałam się!  – mama zerwała się zza stołu i podeszła do mnie.

– W Warszawie był straszny korek, nie mogłam wyjechać… Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki! – ucałowałam ją i wręczyłam prezent.

Nawet go nie otworzyła. Była podekscytowana wyraźnie czymś innym.

– Najważniejsze, że wreszcie dotarłaś! Wszyscy tu na ciebie czekamy. I mamy dla ciebie wielką niespodziankę! Niedługo przyjedzie syn przyjaciółki cioci Marianny, Marek K.. Będziesz miała towarzystwo – rozpromieniła się mama.

– Boże, mamo, ty też chcesz mnie koniecznie wydać za mąż?! – jęknęłam.

– Ojej, córciu, nie rób takiej miny! To podobno bardzo miły chłopak. Może akurat go polubisz? – uśmiechnęła się.

Przy stole nie odezwałam się ani słowem. Nie miałam ochoty na dyskusje. Byłam zła na mamę, że dała się wciągnąć w zabawę w szukanie mi narzeczonego. Zresztą wszyscy milczeli, bo mówiła głównie ciotka. Oczywiście opowiadała o Marku.

Wychwalała go pod niebiosa. Że taki przystojny, wykształcony, grzeczny, z porządnej rodziny. Ma własne mieszkanie, świetną pracę i drzwi do kariery szeroko otwarte. I chociaż kręci się wokół niego mnóstwo dziewczyn, ciągle jest sam. Bo jest stały w uczuciach, wierny i czeka na tę jedyną. Ale żadna nie zdobyła jeszcze jego serca.

– Ta, której się to uda, będzie miała raj na ziemi. Warto się postarać, a nie wybrzydzać i czekać nie wiadomo na co – zakończyła i spojrzała na mnie znacząco.

Inni goście poszli za jej przykładem. Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

– Co się tak gapicie? Myślicie że rzucę się temu Markowi na szyję? Będę się do niego wdzięczyć? Co to, to nie! Nie mam najmniejszej ochoty nawet go poznawać! – krzyknęłam i pobiegłam do ogrodu.

– Klaudia, zaczekaj, tak nie można! Przecież my wszyscy chcemy tylko twojego dobra! – zawołała za mną mama, ale nawet się nie obejrzałam.

Miałam dość paplaniny ciotki Marianny i ciekawskich spojrzeń pozostałych gości. „Jak będę chciała, sama znajdę sobie chłopaka. I to naprawdę fajnego, a nie takiego jak ten cały Marek. Pewnie to jakiś zarozumialec i bufon” – myślałam, pędząc przed siebie jak szalona.

Nigdy nie dam się skrzywdzić

Zwolniłam dopiero wtedy, gdy znalazłam się na drodze prowadzącej nad jezioro. Kiedyś, gdy mieszkałam jeszcze razem z rodzicami, była to wąska ścieżka wśród wysokich traw. W czasie wakacji biegałam nią niemalże codziennie.

Miałam niedaleko swoje ulubione miejsce. Malutką polankę, tuż nad wodą, otoczoną z trzech stron gęstymi krzewami. Nikt nie wiedział o jej istnieniu. Kiedyś siadałam tam na trawie i uciekałam w świat marzeń. Wyobrażałam sobie, że jestem zamkniętą w wieży księżniczką, którą ratuje z opresji zakochany w niej do szaleństwa, przystojny królewicz.

Potem, gdy już podrosłam, przyprowadzałam na polankę tych swoich królewiczów. Całowaliśmy się w świetle księżyca i snuliśmy plany na przyszłość. Niestety, nic z nich nie wyszło. Piotrek, mój pierwszy, rozbił się na motocyklu. Do dziś pamiętam, jak cierpiałam, gdy dotarła do mnie ta straszna wiadomość.

Jarek? Bardzo go lubiłam, ale on nie traktował mnie poważnie, chciał się tylko zabawić. A Damian? Poznałam go już w mieście, na studiach. Spotykaliśmy się przez dwa lata, planowaliśmy nawet ślub. Ale pewnego dnia usłyszałam, że faktycznie się żeni, tyle że nie ze mną, a z koleżanką z roku.

Płacząc w poduszkę, obiecałam sobie wtedy, że nigdy już nie dam się skrzywdzić mężczyźnie. Jak dotąd dzielnie w tym postanowieniu trwałam, choć dokuczała mi samotność. Skręciłam w stronę polanki. Chciałam, jak za szkolnych lat, usiąść na trawie z dala od ludzkich oczu zatopić się w marzeniach, powspominać…

A kto lubi być do czegoś zmuszanym? 

Przeszłam kilkadziesiąt metrów i zamarłam. Mojej polanki nie było! Ktoś ściął prawie wszystkie gęste krzewy, które ją otaczały, i zrobił parking dla wędkarzy i amatorów kąpieli. Choć było już dość późno, stało tam kilka samochodów. „No i po mojej samotni” – westchnęłam zrezygnowana i już miałam zawrócić, gdy coś przykuło moją uwagę. A właściwie nie coś, tylko młody, wysoki mężczyzna w koszulce z krótkim rękawem i jasnych spodniach.

Oparty o maskę samochodu patrzył na jezioro i dumał nad czymś bardzo intensywnie. A potem wyjął z kieszeni komórkę i pospiesznie zaczął wystukiwać jakiś numer. Zaciekawiona zaczęłam przyglądać mu się zza jedynej ocalałej kępy krzewów.

– Dobry wieczór, mówi Marek K. – dotarło do mnie, więc wyciągnęłam szyję i nadstawiłam ucha. – Przepraszam panią bardzo, ale chyba nie uda mi się dzisiaj do państwa przyjechać, narada w firmie się przedłużyła i… Tak, mnie też jest bardzo przykro, naprawdę… Ale mam nadzieję, że spotkamy się przy innej okazji… Do widzenia i jeszcze raz przepraszam – powiedział i się rozłączył.

A potem rzucił telefon na siedzenie samochodu i odetchnął z wyraźną ulgą.
Chciało mi się śmiać. „A więc to jest ten wybraniec ciotki Marianny? Taki niby dobrze wychowany, grzeczny, a kłamie jak najęty! Widać ma równie wielką ochotę na to aranżowane spotkanie jak ja” – pomyślałam. I… od razu poczułam do niego sympatię.

Dlatego postanowiłam wyjść z ukrycia.

– Zgubił się pan? Znam tu każdy kąt, może pomóc? – krzyknęłam.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Nie… A właściwie tak… Nie wiem…

– Jak do Warszawy, to prosto tą drogą, a potem w prawo. A jak do N., to w lewo, taki piętrowy dom z czerwonym dachem – ciągnęłam z niewinną minką.

– Do państwa N. A skąd u licha pani wie, że akurat ich szukam? – aż otworzył usta ze zdziwienia.

– Jestem Klaudia N.. A osobą, którą pan tak bez zmrużenia oka przed chwilą okłamywał, była zapewne moja ciotka Marianna – roześmiałam się.

– Marek K.… O Boże, wszystko słyszałaś? Co za sytuacja, nie wiem, co powiedzieć… – jęknął zawstydzony.

Miał piękne niebieskie oczy

– Najlepiej prawdę! Że nie masz ochoty na randkę ze mną – odparłam.

Stropił się jeszcze bardziej.

– To nie tak… Moja mama i twoja ciotka wymyśliły, że jesteśmy dla siebie stworzeni i musimy się poznać. Nienawidzę takich nacisków, więc postanowiłem się jakoś wykręcić. A teraz tego żałuję!

Przesiedzieliśmy nad jeziorem trzy godziny. Ciotka Marianna miała rację. Marek okazał się świetnym facetem. Wcale nie miał przewrócone w głowie, jak się spodziewałam. Był miły, wesoły, inteligentny. Od razu nawiązała się między nami nić porozumienia. Miałam wrażenie, że znamy się od lat i że mogę z nim pogadać na każdy temat. Kiedy się żegnaliśmy, spojrzał mi w oczy i spytał:

– Może zadzwonię jutro do twojej cioci i zapytam, czy mogę wpaść z wizytą?

– Koniecznie! Będzie zachwycona!

– A ty? – złapał mnie za rękę.

– Ja? Ja… też – wyszeptałam.

Czytaj także:
„Zakochałem się w dziewczynie poznanej na plaży. Robiłem wszystko, żeby się z nią umówić, ale ona skrywała tajemnicę"
„Zakochałam się w swoim wykładowcy, byłam gotowa zrobić dla niego wszystko. Wykorzystał to do strasznych rzeczy”
„Kumpel zakochał się w starszej kobiecie i po latach pluje sobie w brodę. Jędrne pośladki koleżanek śnią mu się po nocach”

Redakcja poleca

REKLAMA